19 stycznia w Europejskim Centrum Solidarności wyświetlono pełnometrażowy film dokumentalny „Solidarność według kobiet” w reżyserii Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego.
Film dokumentalny nie może być w pełni obiektywny, musi być nacechowany subiektywnie choćby z uwagi na specyfikę montażu. Jednak w pracy dobrego dokumentalisty powinno być widoczne dążenie do obiektywizmu. Tego dążenia brakuje w filmie „Solidarność według kobiet”. Za dużo tam odniesień do współczesnej polityki, zbyt wiele stronniczych opinii.
Docenić należy pracę reporterską, jaką wykonali autorzy filmu. To wymagało wysiłku, czasu i pieniędzy, żeby odnaleźć we włoskim mieście Neapol uczestniczkę wydarzeń Sierpnia 1980, Ewę Ossowską. Tę mało znaną kobietę można zobaczyć na archiwalnych zdjęciach i filmach dokumentujących strajk w Stoczni Gdańskiej im. Lenina, między innymi jak stoi na taczce obok Lecha Wałęsy. Wspomnienia Ossowskiej okazują się bynajmniej nie sensacyjne – wyemigrowała zarobkowo z Polski w roku 1996 – ale dzięki autorom filmu stanowią dziś nowy, niedostępny wcześniej materiał porównawczy.
Pojawiają się w filmie negatywne oceny działalności Lecha Wałęsy, niewypowiedziane wprost, tylko zasugerowane i zawoalowane w niewybrednych żartach (ironiczne: „nasz wielki przywódca”). Niezbyt to przyzwoite, ośmieszać kogoś, nie tłumacząc powodów ani nie podając argumentów. Niezdrowej pikanterii dodaje fakt, że Lech Wałęsa ma swoje biuro w Europejskim Centrum Solidarności, a więc doszło do sytuacji, w której gospodarz naśmiewał się ze swojego gościa.
Odniosłem też przykre wrażenie, że oto film zaangażowany feministycznie kompromituje niektóre z występujących w nim kobiet. Widownia śmiała się podczas wypowiedzi Janiny Jankowskiej, Jadwigi Staniszkis, Barbary Labudy. Być może wynika to z polskich uwarunkowań czy zaszłości, bo z drugiej strony poważnie i bezstronnie zabrzmiała wypowiedź Shany Penn, amerykańskiej feministki, autorki wydanej po polsku książki „Podziemie kobiet” (ISBN: 83-89217-20-1).
Jest w filmie taka scena: bohaterki przed fotografią autorstwa Stanisława Składanowskiego – Lech Wałęsa na ramionach robotników – rozważają, dlaczego eksponuje się właśnie tę fotografię, a nie inne zdjęcia, na których oprócz mężczyzn uwieczniono też kobiety Solidarności. Film sugeruje, że to kwestia szowinizmu. Tymczasem wyjaśnienie może być prostsze: Składanowski uchwycił emocje w momencie zwycięstwa, zrobił mocne zdjęcie, które dobrze ilustruje nastroje tamtych wydarzeń. Sztuka fotografii rządzi się swoimi prawami, które wcale nie muszą – właściwie nie powinny – podlegać ideom sprawiedliwości społecznej. „Przyjdzie czas, że powiesimy tu inne zdjęcie” – oto pointa tej sceny.
Mam nadzieję, że „Solidarność według kobiet” sprowokuje do dyskusji, przede wszystkim o niekwestionowanych a wciąż niedocenionych zasługach kobiet dla Solidarności. Zostawić ten film bez komentarza i zostawić odbiorcę sam na sam z filmem – to byłoby ryzykowne.
Marcin Fedoruk
Więcej informacji o filmie można znaleźć na stronie Europejskiego Centrum Solidarności.
“Widownia śmiała się podczas wypowiedzi Janiny Jankowskiej, Jadwigi Staniszkis, Barbary Labudy. Być może wynika to z polskich uwarunkowań czy zaszłości, ”
Myślę, że niekoniecznie z tego to wynika. Te panie zwyczajnie są śmieszne w swych wypowiedziach i nie chcą zrozumieć, że sprawie równouprawnienia kobiet bardziej szkodzą, niż pomagają. Ot, celebrytki. O wiele mądrzejsze wypowiedzi padały z ust emancypantek na przełomie XIX i XX wieku. Tyle, że tamtym nie zależało na “zaistnieniu w mediach” a na czymś konkretnym.
Nasze współczesne “bojowniczki” na pytanie o godzinę odpowiadają ” – Wg kobiet jest 16:30″
Trudno się nie śmiać.
Co zaś do “Solidarności” to mogę tylko powiedzieć z autopsji, że wielu bojownikom odechciałoby się walczyć, gdyby nie mieli gdzie i DO KOGO wracać.
Tylko nasze celebrytki tego nie doceniają. Nie pamiętają?