Jerzy Łukaszewski: Ostrzeżenie nr …8 min czytania

bida2015-01-29.

Dyskusje na temat inteligencji należałoby chyba numerować, tak jak niegdysiejsze chińskie „poważne ostrzeżenia” wysyłane pod wiadomym adresem. Przetoczyło się ich wiele, także przez te łamy, a konkluzji jak nie było, tak nie ma i nie wiadomo czy w ogóle będą. Szanse na ich wytworzenie niewielkie, bo trudno o nie w sytuacji, gdy jedni trzymają się z uporem dawnych pojęć, a inni zaprzeczają istnieniu inteligencji jako warstwy społecznej w ogóle.

Między tymi skrajnościami podróżuje tłum postaci, które do inteligencji chciałyby się zaliczać, choć same nie wiedzą dlaczego, a to z powodu wspomnianego wyżej braku klarownej definicji. Traktując ich postawę jako zdrowy snobizm, należy im błogosławić i podziwiać za odwagę i podejmowane ryzyko.

Kłopot jest już przy samej genezie. Ponieważ zjawisko to przypadło w czasie, gdy Polska rozdarta była pomiędzy trzy państwa o różnym ustroju prawnym, różnym stopniu rozwoju i różnym stosunku do mniejszości narodowych, jasne jest, że cokolwiek by się wówczas nie wydarzyło, musiało być zorientowane na istniejące warunki, dostosowane do istniejących możliwości i służące celom najistotniejszym w lokalnych warunkach.

W takim razie nie mogło być z oczywistych względów identyczne na całym terenie dawnej Polski.

Nawet pochodzenie ze zubożałej szlachty, jak to się czasem przyjmuje, nie jest takie oczywiste. W zaborze pruskim do warstwy inteligenckiej dołączali często synowie bardzo bogatych i ustosunkowanych ziemian.

W ogóle zagłębienie się w szczegóły przynosi czasem niespodzianki.

Tłumaczyłem kiedyś partię dokumentów z XIX w. wystawioną głównie w Petersburgu, a dotyczącą rodziny Strawińskich herbu Sulima, na prośbę jednego z ostatnich jej przedstawicieli.

Były tam świadectwa urodzin i chrztu (to zwykle był ten sam dokument), świadectwa heroldii o wpisaniu do księgi szlachty (w Rosji to była dość oryginalna procedura), a także testamenty.

I właśnie w nich znajdowałem najciekawsze rzeczy.

Jeden z nich mówił o podziale majątku zmarłego pomiędzy jego żonę i dzieci, wśród których były dwie córki.

Wykonawcą testamentu i kuratorem majątku nieletniej części rodzeństwa był najstarszy, dorosły już syn.

Zainteresował mnie zapis dotyczący córek. Otóż brat – kurator ich majątku (co do sposobu sprawowania samej kurateli nie miał wielkiego pola manewru, zmarły bardzo precyzyjnie opisał jego uprawnienia) miał zapisane polecenie dbania o ich wykształcenie.

Zmarły, sam będący lekarzem, bardzo skrupulatnie opisał tę sprawę nakazując synowi łożyć na wykształcenie sióstr „tak długo, jak same będą sobie życzyły.”

Innymi słowy – oddolne parcie na wiedzę było (myślę, że nie tylko w tej rodzinie) i dotyczyło obu płci, a reszta zależała od miejscowych stosunków, o czym informuje nas choćby przykład madame Skłodowskiej. Tym samym inteligencja nawet z rosyjskiego zaboru nie była jednopłciowa. Biorąc pod uwagę, że wówczas nawet większość nauczycieli (we wszystkich zaborach) legitymowała się co najwyżej wykształceniem średnim można mniemać, że panie nie były gorzej wykształcone od mężczyzn jeśli tylko rodzina miała świadomość wartości edukacji.

Z zaborem rosyjskim wiążą się jeszcze dwie ciekawe sprawy. Nie wszyscy może zdają sobie sprawę, że osiągnięcie wysokiego stopnia w karierze urzędniczej (w czternastostopniowej skali) tylko częściowo zależało od poziomu wykształcenia. Często ważniejszy był… charakter pisma. W czasie, gdy urzędy nie były wyposażone jeszcze w maszyny do pisania, jest to do pewnego stopnia zrozumiałe. Ale tylko do pewnego. Biorąc do ręki dokumenty wytworzone w urzędach państwowych czyta się je niemal jak druk, bo pozwala na to kaligrafia. Czytając dokumenty notariuszy prywatnych człowiek męczy się nieraz godzinami nad jedną stronicą.

Na dodatek osiągając szóstą rangę urzędniczą, człowiek wpisywany był automatycznie do księgi szlacheckiej, co dziś pozwala niektórym snobom niesłusznie wywodzić swoje pochodzenie  od „starej polskiej szlachty”.

Druga ciekawostka – model rosyjski zastosowany w PRL kazał zaliczać do inteligencji wszystkie osoby wykonujące tzw. pracę umysłową, w tym przede wszystkim całą biuralicję. Sam pamiętam koleżankę wywodzącą się z „awansowej” rodziny, która cieszyła się po zdaniu matury, że będzie pracować w biurze i jej dzieci będą miały w ankiecie personalnej wpisane „pochodzenie inteligenckie”. Wtedy się śmiałem, dziś myślę, że to był jednak zdrowy „ciąg w górę”,  jakoś mało obecny w wolnej Polsce.

Szukać genezy inteligencji w zaborze rosyjskim nie jest w tej sytuacji sprawą łatwą.

Wspomniałem o zaborze pruskim i dzieciach zamożnych ziemian dość powszechnie odwiedzających kolejne uczelnie i zdobywających zawód. Geneza tego zjawiska była nieco inna, niż w Rosji.

Nie była to inteligencja pochodząca ze zubożałej szlachty, ale to ew. zubożenie wyprzedzająca.

Ponieważ rząd pruski, szczególnie od lat 70tych XIX wieku prowadził walkę z Polakami posuwając się często do nieuczciwej konkurencji ekonomicznej i wyzuwania ich z majątków ziemskich, na wszelki wypadek kształcili dzieci i to w kierunkach, które dawały zawód w miarę niezależny od władz i miejsca jego wykonywania – prawo i medycyna. To zresztą zostało niektórym u nas do dziś, bo w rozmowach na temat progenitury i jej planów na przyszłość zawsze jako pierwsze pojawiają się zbawienne rady – prawo albo medycyna!

Inteligencję w zaborze pruskim charakteryzowała jeszcze jedna rzecz – ciąg do pieniądza. Zdrowy ciąg do pieniądza. Co to znaczy?

W sytuacji ciągłej wojny ekonomicznej z Niemcami, najbardziej świadoma i wykształcona część społeczeństwa doszła do wniosku, że… bogacenie się jest obowiązkiem patriotycznym.

Nikt nie rzucał hasła „Polak potrafi”, a jednak potrafił. Były nauczyciel gimnazjalny Cegielski został uznanym i bogatym przemysłowcem, w małych miasteczkach zakładano banki spółdzielcze, kasy oszczędności i inne tego typu przedsięwzięcia.

Praktyka polityczna dnia codziennego mówiła, że tylko w ten sposób Polacy mogą odeprzeć skutecznie kolejne ataki ze strony pruskich władz. Dawali sobie radę do tego stopnia, że władze państwowe musiały wymyślać hakaty, by wspomóc Niemców przegrywających konkurencję z Polakami.

Pisałem kiedyś o pewnym księdzu – organizatorze  emigracji zarobkowej na poziomie niedostępnym współczesnym agencjom (nie żartuję).

Otóż ksiądz ów pośród innych pomysłów miał także na koncie grę na giełdzie w Hamburgu.

Niestety, nie znał się na tym, wszedł w temat z poduszczenia niezbyt rzetelnych znajomych i sporo stracił, nie tylko swoich pieniędzy.

Co było potem? Potem w największej tajemnicy przy pomocy brata ziemianina pospłacał wspólników dbając, by sprawa nie wyszła na światło dzienne. Dlaczego?

Stracić majątek to była w pojęciach mu współczesnych zbrodnia przeciw narodowi. Tak to było traktowane i utracjusz nie brylował w towarzystwie wspominając przy kielichach o swym dawnym majątku, ale spotykał się z ostracyzmem. On nie zrobił błędu – on popełnił grzech!

Tu na nikogo nie działał „powabny czar bohemy”, artystyczni utracjusze nie cieszyli się względami. Wzorem był człowiek dobrze wykształcony i zasobny w gotówkę, młodzieży wpajano przekonanie, że każdy może ten cel osiągnąć.

Czytając dyskusje o ewentualnym istnieniu inteligencji we współczesnej Polsce spotykam się czasem ze zdaniem, iż ta warstwa społeczna już nie istnieje, nie jest potrzebna, nie ma dla niej miejsca w dzisiejszej konstrukcji świata. Czasem twierdzi się, że jej miejsce zajęła tzw. klasa średnia, co jest moim zdaniem dużym nieporozumieniem. Wyróżnikiem (i wspólnym mianownikiem) klasy średniej jest TYLKO stan majątkowy i nic poza tym. Inteligencję, tak jak to rozumiem zgodnie z pruską tradycją, cechuje jeszcze parę innych cech, o których wspomniałem wyżej.

I pytanie, które od pewnego czasu mi towarzyszy: – Czy w dzisiejszej Polsce nie przydałaby się warstwa społeczna w stylu dawnej polskiej inteligencji w Prusach?

Czy jest potrzebna?

Patrząc na postępującą mentalną pauperyzację społeczeństwa, na nieprawdopodobne spłaszczenie wszelkich dążeń, na śmietnisko robione bezkarnie z ludzkiego umysłu, jestem przekonany, że tak.

Czy to jest możliwe?  Czy jeszcze jest możliwe?

Czy hasło: „Inicjatywa i bogacenie się jest obowiązkiem patriotycznym!” znalazłoby dziś zwolenników? Czy lansowany przez „patriotyczną” część społeczeństwa obrazek nieudacznika z byle jakim dyplomem cierpiącym z powodu niedocenienia i kłód rzucanych mu pod nogi przez wrogów narodu zwycięży?

P.S. Przeczytałem dziś wiadomość poruszającą umysł.

doda

Dotąd nie mogę się otrząsnąć.

Jerzy Łukaszewski

Print Friendly, PDF & Email
 

26 komentarzy

  1. jmp eip 29.01.2015
    • narciarz2 30.01.2015
  2. lavinka 29.01.2015
  3. Federpusz 29.01.2015
    • Jerzy Łukaszewski 30.01.2015
      • Federpusz 30.01.2015
        • Jerzy Łukaszewski 30.01.2015
        • Federpusz 31.01.2015
  4. PIRS 29.01.2015
  5. narciarz2 30.01.2015
    • Jerzy Łukaszewski 30.01.2015
      • Kubanos 05.02.2015
  6. W. Bujak 30.01.2015
    • BM 30.01.2015
  7. jmp eip 30.01.2015
    • Jerzy Łukaszewski 30.01.2015
      • BM 30.01.2015
        • bogda35 07.02.2015
  8. jmp eip 30.01.2015
  9. Jerzy Łukaszewski 31.01.2015
    • BM 31.01.2015
      • Jerzy Łukaszewski 31.01.2015
  10. W. Bujak 31.01.2015
    • bogda35 07.02.2015
  11. Krzysztof Kalitko 05.02.2015