Prof. Łukasz A. Turski: Sztandar nieuctwa płynie ponad trony  17 min czytania

School2015-06-05.

Dwieście dwadzieścia lat temu Komisja Edukacji Narodowej, a w sto lat potem przywódcy zapomnianego dziś Strajku Szkolnego próbowali stworzyć i odbudować nasz system edukacji powszechnej od szkolnictwa wyższego (Hugo Kołłątaj) po szkoły powszechne (Marian Falski). Stworzony po I Wojnie system kształcenia pomimo swych licznych błędów zdał chyba najtrudniejszy egzamin wszech czasów tworząc strukturę Tajnego Nauczania w latach II Wojny.

Wydawało by się, że po kolejnym odzyskaniu wolności w 1989 r. nic nie stanie na przeszkodzie przeprowadzeniu głębokich reform edukacji powszechnej w Polsce; szczególnie, że wymóg takich reform spowodowany był (i jest) nie tylko koniecznością naprawienia błędów, niektórych o katastrofalnych konsekwencjach — jak np. usunięcie matematyki ze spisu obowiązkowych przedmiotów maturalnych przez rządy stanu wojennego — ale faktem, że rewolucja Polska zbiegła się z początkiem przemian technologicznych i cywilizacyjnych na świecie, do których Polska była nieprzygotowana identycznie jak pozostałe kraje europejskie. Po raz pierwszy od setek lat nie musieliśmy gonić świata i „czegoś nadrabiać”. W stosunku do konsekwencji cywilizacyjnych eksplozji informatycznego społeczeństwa XXI wieku nie byliśmy i nie jesteśmy spóźnieni jako społeczeństwo. Dramatycznie spóźniona była i jest jednak struktura państwa, administracji państwowej, a przede wszystkim klasa polityczna. Przemianowywane i politycznie przemeblowywane co chwila, istniejące już od czasów Władysława Gomułki, ministerstwo informatyzacji (czy jakoś podobnie obecnie zwane) nie rozwiązało żadnego istotnego problemu, czego dowodem jest np. blamaż z trywialnym w skali współczesnej informatki problemem scalania protokołów wyborczych czy też ciągłym zmaganiem się władz z dowodami osobistymi, czy fatalny przebieg dyskusji i działań dotyczący najpierw „laptopizacji” szkół a następnie ich „oebukowania”.

Przemiany cywilizacyjne zapoczątkowane przeniesieniem do „chmury informatycznej” większość z czynności związanych z uczestnictwem w kulturze (dowolnego poziomu), realizacji wielu czynności dnia codziennego, administracji i, co najważniejsze, zdobywanie wiedzy, spowodowały głęboki kryzys edukacji na całym świecie. Kryzys wymagający nie powierzchownych zmian, np. drobnej skali przesunięć w programach szkolnych, ale całkowitego przemyślenia od nowa jak ma wyglądać edukacja powszechna – od żłobka do doktoratu. Nie ma dzisiaj ani jednego kraju rozwiniętego na świecie, który uporał by się z tymi problemami. Nawet stawiana jako niedościgniony wzór właściwego rozwiązania problemów edukacji powszechnej Finlandia właśnie zmienia kolejny raz szkolne programy nie mając nadal całościowego modelu zgodnego z – np. – załamaniem się gospodarczego modelu rozwoju Finlandii.

Tylko niepoprawni zwolennicy biurokracji mogą twierdzić, że tzw. proces boloński w szkolnictwie wyższym przyczynił się do czegokolwiek więcej niż do obniżenia poziomu studiów wyższych w tych krajach, które jak Polska starają się bezkrytycznie wprowadzić go w życie.

Ostatnio w wielu krajach podjęto jednak interesujące debaty, przeprowadza się też odważne eksperyment edukacyjne, np. w Korei Południowej. Prezydent Barack Obama uważa fakt nieprzygotowania edukacji amerykańskiej (i to pomimo dominacji USA w światowej nauce) do sprostania tym wyzwaniom za równie ważny jak sprostanie zagrożeniom terrorystycznym. Rządy wspierają dziesiątki obywatelskich projektów w różnej skali mających znaleźć całościowe lub tylko cząstkowe rozwiązanie.

W wielu krajach – ale nie w Polsce. Na sytuacje panującą w naszym szkolnictwie powszechnym, podobnie zresztą jak i w wyższym, organizacji badań naukowych, czy w podobnie szarpaną nieumiejętnymi próbami pseudo refom opieką zdrowotną nakłada się jeszcze wyjątkowa niekompetencja mediów, zarówno elektronicznych jak i tradycyjnych, w informowaniu społeczeństwa o praktycznie wszystkim co dotyczy kształcenia i nauki.

Przykładem klinicznego nieuctwa mediów była, toczącą się w połowie grudnia 2014 r. kilkudniowa debata o „sensacji dydaktycznej dwudziestego pierwszego wieku” tj. zniesieniu w Finlandii obowiązku nauczania dzieci pisania ręcznego. Błąd w tłumaczeniu komunikatu o zaniechaniu obowiązkowego nauczania kaligrafii wywołał lawinę komentarzy i wypowiedzi “ekspertów”. Znacznie bardziej niebezpieczne było de facto masowe wsparcie mediów i partii opozycyjnych dla działalności ruchu „obrony niewinnych 6 letnich dzieci od kaźni szkoły powszechnej”. Nawet dziś, gdy ruch ten już jawnie walczy o to, o co chodziło mu od samego początku, tj o odebrania świeckiemu państwu prawa o decydowaniu o zakresie i tematyce nauczania w szkole, spotyka się on z poparciem sporej liczby publicystów i polityków. Za czasów poprzednich rządów PiS-u mieliśmy już przedsmak tego typu reform, gdy Ministerstwo Edukacji Narodowej rozważało wprowadzenie do szkół nauczania… kreacjonizmu.

Polska szkoła wyszła z epoki realnego socjalizmu poturbowana fatalnymi decyzjami podejmowanymi jednak głównie w końcowej, gnilnej, fazie reżymu. Z tego okresu pochodzi owa decyzja o maturach z matematyki, której nie udawało się zmienić przez przeszło ćwierć wieku. Nienawiść do matematyki jest zresztą w Polsce chorobą pandemiczną wśród przedstawicieli prawicy i lewicy politycznej. Szczególnie dziwi tu stanowisko lewicy, zarówno tej betonowej z czasów PRL-u jak i tej współczesnej. Jeden z niedawnych liderów ideologicznych partii Twój Ruch potępił w prasie nauczanie w szkołach trygonometrii, szczególnie funkcji trygonometrycznej tangens. Ta głupota nie wzbudziła cienia reakcji publicystów, którzy tygodniami debatowali nad podobnej skali bezsensem wypowiedzi tegoż polityka w sprawach obyczajowych.

Przez okres PRL, przed rządami junty wojskowej, szkoła nasza przeszła jednak z nienajgorszym programem nauczania przedmiotów ścisłych i przyrodniczych i, okrojonym ze względów ideologicznych, ale dającym dobre rozeznanie co do kultury światowej programem nauk humanistycznych. Nie uczono historii współczesnej, historia po I Wojnie Światowej miała nikły związek z prawdą, ale uczniowie szkól licealnych (przynajmniej Ci) czytali Przedwiośnie, i jeżeli mieli dobrych nauczycieli (a nie było to rzadkim zjawiskiem) to mogli wiele dowiedzieć się. Spis lektur był obszerny i nie składał się tylko z prozy Żukrowskiego czy Machejka. Mieliśmy mało szkół ogólnokształcących, ale przygotowywały one dość dobrze do studiów wyższych. Polityczna decyzja powodowała skandaliczne ograniczenie liczby miejsc na uczelniach wyższych i znane problemy z przyjęciami na te uczelnie. Poziom wykształcenia na uczelniach wyższych był jednak dość wysoki i znowuż, dzięki tradycji nauczycielstwa i profesur wyniesionej z okresu zaborów i zahartowanego tajnym nauczaniem, pomimo wysiłków państwa w sporej mierze wolny od indoktrynacji ideologicznej. Po okresie stalinowskim do uczelnie wrócili np. profesorowie biologi relegowani z nich za nauczanie genetyki.

Na czele przemian ustrojowych w Polsce po 1989 r. stanęli liczni uczeni, w dużej mierze z Instytutów Polskiej Akademii Nauk, które to instytuty, powszechnie mylone i błędnie identyfikowane z strukturą korporacyjną Akademii, są obecnie chłopcem do bicia wielu krytyków obecnego stanu naszej nauki.

Powstanie w latach 1989-91 Komitetu Badań Naukowych, wielki i dziś ignorowany krok w kierunku umieszczenia nauki i szkolnictwa wyższego w strukturze demokratycznego państwa, początek reformy zastopowanej już przez rząd Hanny Suchockiej i potem zamulonej przez manewry AWS został zanegowany poprzez zmianę struktury administracji państwa za rządów SLD wraz z powołaniem Ministerstwa Nauki, które przechodziło różne “dopasowania” (było też i ministerstwem informatyzacji oraz sportu) aż do dzisiejszego Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Ten konstytucyjny organ państwa, zachowujący kontrolę nad szkolnictwem wyższym i badaniami naukowymi – przy braku ze strony tego państwa zrozumienia tych pojęć – poniósł spektakularna klęskę w opanowaniu żywiołowo rozwijającego się po 89 r. ruchu niepublicznego szkolnictwa wyższego. Eksplozja tego typu szkolnictwa umożliwiona przez wprowadzenie w życie procesu bolońskiego przyczyniła się do tzw sukcesu edukacyjnego — fenomenalnego zwiększenia liczby studentów i osób z wyższym wykształceniem w Polsce. Ten sukces okazał się też, co dziś widzimy, początkiem oszustwa edukacyjnego. Pewna – spora! – liczba szkół wyższych zaczęła upodabniać się do fabryk dyplomów. W dodatku fabryk dyplomów w dziedzinach gospodarce państwa mało potrzebnych lub całkowicie zbędnych. Zastanawiający jest brak analizy związku tej proliferacji “śmieciowego wykształcenia” z narastającym ruchem tzw. Oburzonych czy wykluczonych.

Niż demograficzny obnażył słabość wielu uczelni budujących dotychczasowy sukces edukacyjny RP, ale co było by zbawienne, może oczyści pola przed koniecznym wielkim krokiem reformatorskim: podniesieniem poziomu nauczania na uczelniach.

Tzw. sukcesowi edukacyjnemu towarzyszyło tworzenie deficytu wysoko kwalifikowanej kadry technicznej i obniżenie statusu społecznego inżyniera, co stanowi przyczynę zagrażającej Polsce klęski niemożliwości skonsumowania kolejnych zbliżających się faz światowej rewolucji technologicznej. Nieprzemyślany stosunek państwa do kształcenia w dziedzinach humanistycznych jest od lat przedmiotem aktywności, w tym medialnej, nie prowadzącej do jakichkolwiek rozsądnych rozwiązań. Powstała w wyniku zlikwidowania samorządności akademickiej KBN-u struktura administracyjna nauki w Polsce doprowadziła do drastycznego ograniczenia autonomii uczelni wyższych czy placówek naukowych, czego przykładem może być np. zawłaszczenie Polskiej Komisji Akredytacyjnej, na czele której stoi… aktywny polityk. Powolne, ale wyjątkowo skuteczne przenoszenie finansowania nauki na finansowanie krótkoterminowe (głównie poprzez granty ale nawet tzw. finansowanie statutowe jest zmieniane, nigdy nie wiadomo jak, w skali roku) w prosty sposób ogranicza autonomię nauki.

Edukacja Powszechna nie doczekała się w pierwszych latach rewolucji zmian podobnych do utworzenia KBN. Pierwsze lata po 89 r. w edukacji powszechnej poświęcone były, poza budzącą kontrowersje decyzją wprowadzenia religii do szkół (na zasadzie uprzywilejowanego przedmiotu o ustalonym “przydziale godzin”), wprowadzeniu powszechniejszego niż za czasów PRL-u nauczania tzw. zachodnich języków obcych i zniesieniu obligatoryjnej nauki języka rosyjskiego. Rozpoczęto też korekty programów nauczania, dość oczywiste w odniesieniu do takich przedmiotów humanistycznych jak historia, ale w dużej mierze błędnych w odniesieniu do przedmiotów przyrodniczych i ścisłych. Wydarzeniem o historycznym znaczeniu była tzw. reforma Handkego.

Początkowe reformy szkolnictwa powszechnego, wprowadzające podział na szkoły podstawowe, gimnazja i licea są dziś powszechnie i zacięcie krytykowane. Uczestniczyłem w większości dyskusji nad reformami szkolnictwa powszechnego i wyższego, zasiadałem w wielu komisjach do 2004 roku i zadziwia mnie jak ówcześni ich uczestnicy — zwolennicy gimnazjów i całkowitego likwidowania szkolnictwa zawodowego, entuzjaści wprowadzenia egzaminów zewnętrznych i testów, dziś prezentują się jako okrzepli w bojach przeciwnicy tych reform.

Wielkim krokiem reformatorskim w szkolnictwie powszechnym po 1989 r. było wprowadzenie idei egzaminów zewnętrznych. Co rok kraj przeżywa horror egzaminów maturalnych a ostatnio też i gimnazjalnych. Specjalnie powołana ogólnokrajowe struktura administracyjna przeprowadza te egzaminy trwające tygodniami i z jakimś aberracyjnym długim okresem oczekiwania na wyniki. Prowadzimy z wysiłkiem prace nad doskonaleniem tej struktury, polepszamy jakość testów egzaminacyjnych (mierzoną własna skalą tej instytucji) nie zdając sobie jakby sprawy z tego, że egzaminy zewnętrzne to spuścizna XX wiecznej cywilizacji bezkrytycznie przeniesioną na grunt naszego kraju.

Egzaminy zewnętrzne w szkołach powszechnych, wprowadzone w XX wieku jako mechanizm kontrolny sprawności kształcenia dość szybko stał się mechanizmem politycznej kontroli nad procesem nauczania. Masowość testów etc. jest konsekwencją tego, że 70 lat temu nie istniały inne techniczne metody sprawdzania jakości nauczania na taką skalę. To, jak ta techniczna metoda zdemolowała system nauczania powinien być przestrogą dla dzisiejszych entuzjastów innych technicznych „cudów” np. e-learning. Dzisiejsze cudowne metody za kilkadziesiąt lat mogą okazać się jeszcze bardziej fatalne w skutkach niż tak dzisiaj potępiane metody z czasów cywilizacji papieru i ołówka.

Zaledwie w kilkanaście lat po naszej rewolucji z 1989 r., kiedy dopiero co oczyściliśmy nasz system nauczania z pozostałości systemu realnego socjalizmu i zaczęliśmy na poważne przygotowywać się do zespolenia naszego państwa ze strukturą Zachodu, tj wstąpienia do Unii Europejskiej, w cieniu zamachu z 11 września rozpoczęła się nowa światowa rewolucja cywilizacyjna wywołana proliferacją mobilnych urządzeń informatycznych. Większość podstawowych pojęć naszego codziennego życia uległo zmianie na skutek przeniesienia ich do świata chmury informatycznej. Znajomy zza miedzy stał się teraz znajomym na portalu społecznościowym, geometria sieci stała się geometrią życia w stopniu większym niż geometria trasy porannego joggingu. Zmieniło się całkowicie to, jak korzystamy z dostępu do dóbr kultury, jak zdobywamy wiedzę i przede wszystkim jak komunikujemy się. Polska była już wtedy członkiem NATO, COCOM nie ograniczał dostępu naszego kraju do nowoczesnych technologii, mogliśmy ruszyć w przyszłość równym krokiem wraz z innymi krajami. Tak się nie stało. Do dzisiaj jesteśmy spętani „dziwnymi” konsekwencjami nieznanych „praw” rynku, które powodują, że nasz wewnętrzny proces konsumpcji rozwoju cywilizacyjnego XXI wieku, od rynku książek elektronicznych, gier komputerowych czy wszelakich usług cyfrowych jest znowu zacofany.

Wszystko to ma drastycznie negatywny wpływ na przystosowywanie się naszego systemu edukacji do współczesności. Nie mamy żadnego rozsądnego programu wykorzystania wsparcia edukacji powszechnej i wyższej (wsparcia, a nie zastąpienia) poprzez platformy edukacyjne. Polski sukces Akademii Khana jest dziełem entuzjastów wspieranych przez charytatywne działania banków.

Jeżeli już nasz administracja odpowiedzialna konstytucyjnie za edukację, niezależnie od tego czy powszechną czy wyższą, zaczyna jakieś działania w kierunku dostosowania naszego systemu edukacji do współczesności to, podobnie jak ministerstwo informatyzacji tonie w procedurach dotyczących sprzętu, debatach o kładzeniu linii światłowodowych, pojemności pamięci laptopów czy tabletów szkolnych, które prowadzą donikąd. Ostatnio tak zakończyła się spraw z kolejnym przykładem naszej e-nieudolności, sprawa e-podręczników szkolnych.

Dlaczego tak się dzieje?

Przyczyny owego kolejnego już chaotycznego postępowania władz edukacyjnych dopatruję się w dość prostym fakcie. Wszystkie działania obu ministerstw, pomijając już fakt ich braku wzajemnej koordynacji działań, zawsze dotyczą gorzej lub lepiej postawionych problemów „jak” działać. Od końca reform w latach 92-93 nie stawiamy już sobie pytań po co i dlaczego coś mamy zmieniać, wprowadzać etc. Tymczasem w edukacji powszechnej, stanowiącej fundament do przyszłych reform działania uczelni wyższych (na razie reformy są zupełnie nieskorelowane) a także całej struktury badań naukowych i rozwoju najważniejszym pytaniem jest to o cel działania i akceptacja faktu, ze cel taki może być osiągany wielotorowo. Trudno o bardziej spektakularne potwierdzenie tej tezy, niż rewolucyjna zmiana technicznego giganta wszech czasów systemy badań kosmicznych w Stanach Zjednoczonych. Pozbawienie NASA monopolu na badania kosmosu, przede wszystkim lotów kosmicznych, doprowadziło do burzliwego rozwoju niezależnych i finansowanych z wielu różnych źródeł, w tym prywatnych projektów nie tylko konkurujących ze starzejąca się NASA ale i już tworzących znaczący gospodarczo spin-off. Cala rewolucja informatyczna ostatnich lat jest całkowicie produktem wielotorowej, niecentralistycznej samoorganizacji systemu gospodarczego.

Ominęła ona niemal całkowicie Europę i powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski.

Struktura szkolnictwa powszechnego w Polsce jest całkowicie zamrożona w XX-wiecznej, o ile nie XIX-wiecznej strukturze. Jeżeli toczy się jakaś debata, to właśnie ta o “katowaniu sześciolatków”, nieszczęsnej Karcie Nauczyciela czy tej absurdalnej laptopizacji. Tymczasem najważniejszym powinno być zastanowienie się nad wyjątkowo trudnym tematem jak ma wyglądać szkoła w XXI wieku. Czy przypadkiem nie trzeba będzie całkowicie przedefiniować większości z powszechnie dziś znajdujących się w obiegu pojęć. Że przemiana cywilizacyjna , przenosząca nas w geometrię sieci nie zmieni szkoły na taką o jakiej – co jest trochę paradoksalne – myślał XVIII wieczny edukator Johann Pestalozzi, szkołę zbudowaną wokół „nauki dziecka a nie przedmiotu”. Szkołę w której nie będzie horyzontalnej struktury opartej na wieku dziecka, gdzie nie będzie więc powodu do dyskutowania nad początkiem nauki szkolnej. Szkoły włączającej w proces rozwoju poznawania świata przez dzieci najnowsze zdobycze techniki i technologii ale tylko wtedy gdy są one potrzebne do czegoś istotnie wnoszącego nowe w poznanie.

Nie tak dawno dzieliłem się z kolegami z Instytutu Badań Literackich moimi uwagami na temat tego, że wykorzystanie np. tabletów czy laptopów, a przede wszystkim chmury informatycznej i w niej udziału jest o niebo ważniejsze w naukach humanistycznych niż np. w nauczaniu fizyki w szkole powszechnej. Pokazywałem, że jedynym zastosowaniem tabletu w nauczaniu o polu grawitacyjnym w szkole jest jego zrzucenie na podłogę pokazujące działanie tegoż pola, i pokazywałem jak dostęp do chmury zmienia możliwość czytania i korzystania z literatury np. zrozumienia wspanialej literatury XIX wiecznej.

Zrozumienie faktu, że szkoła, a więc cele stawiane przed uczniami, działanie w niej nauczycieli i współdziałanie szkoły z rodzicami dzieci, musi być gruntownie przemyślana i zmieniona nie po przez udoskonalenie mechanizmów kontroli jakości nauczania typu testów czy egzaminów i matur ale innych metod rozpoznawania i rozwijania talentów dzieci zaczyna kiełkować w Polsce.

Największe w historii Polski „badanie opinii publicznej w sprawie edukacji” tj. cztery i pół roku działania Centrum Nauki Kopernik, tłok w pracowniach CNK i w jego Majsterni, tłumy gromadzący się na prowadzonych przez CNK działania poza jej murami, na wydarzenia organizowanych co rok przez Festiwale Nauki w Warszawie i wielu miastach Polski, 19 lat Pikników Naukowych w Warszawie największej tego typu imprezy w Europie, kilkaset Klubów Młodego Odkrywcy,

Uniwersytety Dziecięce, Ruch Cała Polska Czyta Dzieciom, tysiące „klikających” co dzień w zakładki Akademii Khana, ruchy amatorów astronomii, kółka robotyczne, wrocławski Kongres Nauki Dzieci, cala wielka armia wspaniałych nauczycieli, wychowawców, rodziców i moich kolegów akademików, którzy społecznie uczestniczą w tym ruch pomimo, że nijak to się przekłada na ich indeksy Hirscha — fiksację MNiSzW — wszystko to dowodzi, że – o czym pisałem na początku – społeczeństwo nasze jest gotowe do podjęcia wspólnych debat nad tym jak ma wyglądać przyszłość naszej szkoły i wywodząca się z niej struktura uczelni i badan naukowych. Społeczeństwo; a nie za klinczowana w walce partyjnej klasa polityczna Polski.

Praktycznie każdy fragment naszego dzisiejszego życia społecznego w Polsce jest sprowadzony do intelektualnego parteru przez dławiące nieuctwo uczestniczących w nich „interesariuszy”. Ten tekst poświęciłem narodowemu problemowi edukacji, ale podobny można napisać o sytuacji w niezwykle ważnej, i powiązanej z edukacja, strukturze państwa, tj. opiece zdrowotnej. Oparcie tego działu działania państwa na matematycznym potworku o nazwie Narodowy Fundusz Zdrowia z jego samosprzeczną organizacyjnie struktura to kolejny przykład konsekwencji nieuctwa w działaniu. Ostatnim już przykładem niech będzie chaos w naszej krajowej debacie o tzw. bezpieczeństwie energetycznym prowadzonym z całkowitą pogarda dla praw fizyki. Niedawno jeden ze znanych ekspertów od dziennikarstwa ekonomicznego w obszernym artykule o przyszłości energetycznej świata będącym de facto streszczeniem raportu jednej ze znanych firm doradczych paplał bez sensu o magazynowaniu energii w bateriach. Nie dziwię się, ponieważ jedna godzina fizyki w szkole powyżej gimnazjalnej w klasach nie matematyczno- fizycznych uniemożliwia nauczenie czegokolwiek w szczególności zaś zasad termodynamiki.

Po przeszło dwudziestu pięciu latach od wielkiego sukcesu obalenia realnego socjalizmu do głosy doszli w większości politycy wykształceni w pseudo systemie „sukcesu edukacyjnego”. Ci politycy, których znam i którzy reprezentują wysoka wiedzę w wielu dziedzinach, a przede wszystkim rozumieją role edukacji w tworzeniu przyszłości kraju niewiele maja do powiedzenia. Zbliżająca się debata przed wyborami parlamentarnymi na pewno będzie zdominowana przez wszelkiej maści i spin-doktorów (nota bene poprawne tłumaczenie terminu „spin-doctor” z języka angielskiego to krętacz) a nie tych, niestety nielicznych, poważnych polityków ze wszystkich stron strony sceny politycznej. No a potem będą następne wybory i kolejne rocznice itd.

Kiedyś jednak musimy zacząć o tym poważnie mówić i myśleć, bo czas ucieka. Dwieście kilkadziesiąt lat temu Kołłątaj, sto dziesięć lat temu Falski, i ich współtowarzysze działań, myśleli i działali o Polskiej edukacji w znacznie gorszych warunkach politycznych i gospodarczych.

Może i my byśmy spróbowali?

Prof. Łukasz A. Turski

Centrum Fizyki Teoretycznej PAN
Centrum Nauki Kopernik

 

Print Friendly, PDF & Email
 

30 komentarzy

  1. j.Luk 05.06.2015
  2. bisnetus 05.06.2015
  3. wejszyc 05.06.2015
    • bisnetus 05.06.2015
  4. j.Luk 05.06.2015
  5. wejszyc 05.06.2015
  6. j.Luk 05.06.2015
  7. hazelhard 05.06.2015
    • bisnetus 05.06.2015
  8. Magog 06.06.2015
    • koraszewski 06.06.2015
  9. bisnetus 06.06.2015
  10. j.Luk 06.06.2015
    • bisnetus 06.06.2015
  11. hazelhard 06.06.2015
    • bisnetus 06.06.2015
      • hazelhard 06.06.2015
        • bisnetus 06.06.2015
        • BM 07.06.2015
        • bisnetus 07.06.2015
  12. hazelhard 06.06.2015
    • bisnetus 07.06.2015
  13. kakaz 07.06.2015
  14. Therese Kosowski 07.06.2015
    • bisnetus 07.06.2015
  15. kkafka 09.06.2015
  16. aquinus 09.06.2015
  17. wersy2 13.06.2015
  18. wersy2 13.06.2015