2015-08-26.
Stan wojenny
Jarosław Kaczyński opracował tę kampanię wyborczą w iście amerykańskim stylu, aktorów do niej dobrawszy inteligentnie, sam ukryty za kulisami. Kampania dla dobrze wychowanego chłopca z dobrego domu składała się niemal wyłącznie z unikających prawdy ataków i fałszów, ale nikt ich nie prostował, ani też nie przepraszał za nie. Kandydat posługiwał się nimi jak własnym językiem, a równie zręcznie, jak sam Kaczyński. To dzisiaj uchodzi. Pojęcie wstydu zanikło. Wykluczone, by obaj mogli wierzyć w to, co mówią. Od pierwszego dnia prezydentury wybraniec narodu wrabiał rząd w swoje obietnice, wymijając prawdę, zresztą niepotrzebnie. Ale przynajmniej był cyniczny kulturalnie.
Podjął się roli trudnej, dwuznacznej, przyjemnej równie dwuznacznie. Grał kogoś innego i wiedział o tym doskonale. Grał najlepiej, jak potrafił. Mówił nienaganną z domu polszczyzną, trochę tylko za dużo, wymagano od niego jedynie, by się zachowywał zgodnie ze swym wychowaniem. I to, jak przypuszczam, ujęło jego wyborców. Tych kulturalnych. Zdawał sobie dobrze sprawę, że miał przegrać, przygotować grunt, zebrać trochę sympatii dla wodza, niemającego poparcia publiczności, który w triumfie zachowa go na jakimś wybitnym stanowisku — albo i nie, rozeźlony, że podstawiony kandydat zebrał więcej sympatii, niż miał. A wiadomo było, że samego wodza wyborcy na razie nie trawią. Jak sam obrany kandydat wiedział o swoim przeznaczeniu, tak znów genialny wódz nie wiedział, że ten jego zastępca może wygrać. Co się zdarzało i Napoleonowi.
To nie był Tymiński, który 25 lat temu szastał obietnicami. Część Polaków chętnie kupowała wtedy perspektywę szybkiego dobrobytu, który miał przywieźć ze sobą tajemniczy miliarder z dżungli. Przewrócił im w głowach z niemałym sukcesem, ale jak przyszło co do czego, nie miał po co otwierać swojej mitycznej teczki, bo nic w niej nie było. Ludzie dawnych służb, na których prawdopodobnie liczył, nie mogli zaopatrzyć go w nieistniejące papiery. Bogactwa, nawet własnego, nie przywiózł. I też kariera Tymińskiego trwała bardzo krótko.
Lepper, były dyrektor PGR-u, znał kraj i jego stosunki, a przede wszystkim znał wieś. Nikt nie podważał autentyczności Leppera. Choć stworzyły go polujące na sensację media, to nie był człowiek znikąd. Prostak, ale nie tak znowu prosty, jakim go widziano, chytry, ale po chłopsku przemyślny, jak polski chłop właśnie, mógł obiecywać to, co rozumieli i on, i jego wyborcy. Kiedy już nie miał czego obiecywać, zaplątał się prawdopodobnie w jakieś nieciekawe interesy i skończył honorowo, samobójstwem, którego nikt nie próbował rozszyfrować, zapewne przez szacunek dla śmierci. Nie przypisywałbym jej intrygom Kaczyńskiego, który może i chciał się pozbyć uciążliwego rywala, ale nie tak. I na ogół Lepper nie kłamał. Na ogół.
Bez ciepłej wody w kranie
Nie interesujmy się wszelako kłamstwami, tu byłyby zbędnymi ozdobnikami. Chodzi o pytanie podstawowe — jak człowiek, którego pół roku wcześniej po prostu nikt nie znał, mógł wygrać z kimś, kto cieszył się zaufaniem 70% współobywateli, czyli większą wiarygodnością, niż jakikolwiek polityk ostatnich 25 lat.
To samo z nagłą karierą wygadanej damulki, parę miesięcy temu nie za bardzo znanej nawet w samym PiS, no, prawie nie znanej. Ożywił i tę wymyśloną postać Jarosław Kaczyński. Wyeliminowała w samym PiS rywali o znanych nazwiskach. Też bardzo inteligentna. Jest już popularniejsza od wodza, bijąc go pewnością siebie, mądrząc się na tematy, których nie musi nawet rozumieć. Jak to się stało?
O ile wiemy, Jarosław Kaczyński wycofał się z bezpośredniej gry, dowiedziawszy się, że jest jednym z trzech najbardziej nielubianych polityków polskich. Jeśli to prawda, będzie prawdopodobnie rządził z tylnego siedzenia. Nikt nie może przewidzieć jak, ale być może rozsądnie. Nie brakuje mu inteligencji, udowodnił to projektem kampanii wyborczej. Chyba że ulegnie żądzy zemsty, którą też niejednokrotnie manifestował. Ale to niczego jeszcze nie tłumaczy i nie przesądza, w końcu to sam Kaczyński podlega swojemu talentowi zrażania sobie ludzi. Sam siebie przegrywał i może znowu będzie. Niemniej w tej tak literackiej historii jest postacią pierwszoplanową. Bo po nim spodziewać się można, że nawet przeprosi tych, którym wymyślał w sejmie, siądzie z nim do narady nad przyszłością polityczną kraju. W co ja nie wierzę.
Co to wszystko znaczy? Sam zwracałem nieraz uwagę, że demokracja nie musi zabawiać i cieszyć obywateli. Nie od tego jest. Może być wręcz nudna. Stabilizacja nuży, zwłaszcza nieprzyzwyczajonych do życia i pracy w demokracji, a porządek sam siebie swoim porządkiem podważa, szczególnie gdy nie rozdaje władzy.
Stąd reakcja odrzucenia. Zawiedzeni oczekują walki, sprzyja im duch walki o demokrację, który naraz odkrywają. Bo oni też chcą walczyć i zwyciężać, chcą czuć się ważni, to zaś w ustabilizowanym świecie nie przychodzi ani łatwo, ani szybko. Coś zatem muszą zrobić, żeby uniemożliwić demokracji sparaliżowanie w nich ducha walki. Niech nie załatwia wszystkiego sama. Oczekują rewolucji, którą nazywają „zmianami” – choć, jak zawsze rewolucjoniści, nie umieją wskazać, co zmienić i poprawić. Ani wyłożyć swych interesów.
I to znamy. Systematyczność w pracy, porządek w życiu państwa, wręcz ich męczy. Rewolucjoniści to zwykle nerwowi początkujący demokraci; i dobrze, jeśli tacy, a nie bolszewicy. Nabierają stopniowo przekonania, że skoro nie ma dla nich miejsca u władzy, to wszystko idzie źle.
Regularny dopływ ciepłej wody w kranie zapewnia tylko ciepłą wodę, nie zapewnia przyjemności zwycięstw. Dobra administracja, ta od ciepłej wody, irytuje, robi wrażenie zacofanej, budzi wręcz irytację, jako że właściwie jej nie ma, bo się jej nie dostrzega. Trzeba zrobić wobec tego, co się da, żeby nią wstrząsnąć – żeby zyskali poczucie władzy i ważności ci, którzy nią wstrząsną. Nawet jeśli bezmyślnie. Władza, jak się ją zdobędzie, rozgrzesza z bezmyślności. Stare demokracje natomiast niezbyt przejmują się bezmyślnymi buntami, sprowadzającymi się czasem do awantur. Władza demokracji wie, że mijają. I tylko czasem dyskutuje nad nimi. Bywa, że za późno.
Duda jako przedmiot wiary
Spróbujmy znaleźć jakąś odpowiedź na zasadnicze pytanie. Bez gwarancji naturalnie, że trafną.
Otóż to jest, według mnie, próba rewolucji. Bezkrwawej jak to w Polsce, ale — rewolucji. Żadna tam „zimna wojna” domowa, to rewolucja, wojna domowa gorąca, w której agresor z całą namiętnością atakuje — nie atakami broni palnej, a ciosami słów, czasem i morderczych. Choć pokojowa, ale jak to rewolucje — chce obalić funkcjonujący reżim. Tak to sobie przedstawia i w to wierzy.
Czy wierzy naprawdę, a ilu ma wyrachowanych „poputczyków” i rozgorączkowanych nieuków w rodzaju Kukiza, możemy tylko wnioskować z obserwacji.
Pokój i bezkarność zaowocowały urodzajem wariatów tudzież idiotów w rodzaju Mikkego z ich programem dezorganizacji państwa. To ludzie szczególnych talentów: zdolni zepsuć, co się da zepsuć, i to rewelacyjnie szybko.
Ja biorę tę rewolucję serio.
Kto oglądał euforię tłumu pod pałacem prezydenckim po sukcesie Dudy, wie, że to swoista wiara, wyznanie religijne, święcąca zwycięstwo z niebywałą, szczerą do głębi radością. To nie było fingowane przedstawienie. Słyszało się pełne dumy głosy, że Polska odzyskała wreszcie niepodległość, Polska jest znowu wolna. Człowiek zaczynał rozumieć — te zgromadzone kilkanaście tysięcy, nie tak znowu dużo, jak na miasto półtoramilionowe, ujawniają namiętności zmartwychwstałej wiary, w poczuciu, że mówią w jej imieniu, tłumionej i wyśmiewanej.
Z kompleksem szlachetnych wyznawców na miarę fanatycznych wojowników islamu, ale bez ich okrucieństwa — to nie pasowałoby do ich radości… I chcieli się cieszyć dzisiaj, bez przejmowania się, że być może nie będzie im dane dłużej. Nie mogło im przyjść do głowy, że wszystko jest fikcją. Świetnie zaaranżowaną, ale fikcją.
Pytaniem jest, jak oszukano ich, by się mogli tak szczerze cieszyć, i jakimi sposobami ludzi, którzy nadstawiali głowy i włożyli tyle wysiłku w odzyskanie i budowę niepodległego, odzyskanego państwa, czyli faktycznych autorów wolności Polski, zrobiono wrogami tej radości. Tego nie zdziałali ani Kukiz, ani Mikke.
Potencjał niezaspokojonych ambicji jako amunicja w tej wojnie był i jest ogromny. Trochę mniejszy niż połowa tych, którzy poszli do wyborów, bo zwycięstwo zapewnił Dudzie Kukiz i gdyby nie on i jego „ruch”, Komorowski wygrałby. Minimalną większością głosów, ale wygrałby. Tylko że to nie zmieniłoby obrazu tej wojny, najwyżej podniosłoby złowrogimi demonstracjami temperaturę podniecenia. Nie zmniejszyłoby w niczym jej potencjału. Agresor wypowiedział wojnę i toczy się ona wedle zasad wojskowych – jest i strategia, i długofalowy program, i rozbudowana technologia wojny — sprawdziła się ta wytrwała, ciągła i drastyczna dyfamacja, osobista i polityczna, konsekwentne odbieranie wiarygodności, zarówno prezydentowi, jak i całej zaatakowanej stronie wojny, wyśmiewanie i podważanie postępów i sukcesów przeciwnika, obelgi i chuligańskie awantury na spotkaniach z jego ludźmi, gesty odmowy współpracy, a nawet kontaktów — wszystko, co skrupulatnie obmyślał prawdopodobnie Kaczyński ze swoimi ludźmi. Choć na zwycięstwo Dudy nie liczył. To on sam, jak myślę, ratować miał kraj z chaosu, jeśli go wywoła…
Większość klientów Kaczyńskiego i Dudy – tak, większość! – nie wiedziała, że niepodległość Polski zawdzięcza właśnie tym atakowanym, że deklaracje programu „naprawy” są ubliżającym kłamstwem gówniarzy wobec nas, ludzi starszych, znających cenę wolności. Mogło i to kłamstwo służyć gruntowaniu fikcji. Trzeba to było tylko umieć. Kaczyński umiał. Jednakże kiedy starsi koledzy ryzykowali głowami dla Polski w roku 1956, on dopiero niedawno wstawał z nocniczka — co nie uwłacza jego talentom, wszyscy przeszli tę fazę życiorysu. Wtedy jednak nikogo nie uczono kombinacji w grze politycznej. Kaczyński, wybitnie zdolny, opanował tę sztukę sam. Tylko później.
Kto weźmie inteligencję
Publicystyka z różnych pozycji ostrzału, dość wstrętna w swym stylu, skupiła się ze swoim smrodem („komoruski”) na Komorowskim. Wybrano jego prezydenturę jako pierwszy okop do wzięcia. Okop niemal bezbronny, inaczej niżeli rząd. Podjęto wszechstronne, długoterminowe oblężenie.
I proszę sprawdzić, jak poprawnie wojskowo zaprojektowano skoncentrowany atak na najsłabszy punkt obrony, której brakowało sposobów kontrataku. Nie miał kto dyskwalifikować kolejnego, często prostackiego mijania się z prawdą niemal w każdym zdaniu elekta – jak choćby w obietnicach, których spełnienia elekt nie miałby prawa nawet próbować. Innych motywów argumentacji, obserwowanej w tej kampanii, przypominać nie trzeba, wszystkich tych bezwstydnych kłamstw, uruchamianych, nacjonalistycznych kompleksów polskich, urazów, idiosynkrazji, niechęci, zawiści i skrytych nienawiści, wyselekcjonowanych z taką precyzją jako materiał do insynuacji i wymysłów. Znał je nie tylko elekt. Tu nie było nic nowego do wymyślenia. Ale pracowite zwielokrotnienie aktów agresji robiło wrażenie i było skuteczne. Skuteczne, bo zastało drugą stronę nieprzygotowaną – nikt w cywilizowanym kraju nie spodziewał się takiego wybuchu zła i takiego systematycznego chamstwa. Jeszcze z oskarżeniami o „przemysł pogardy”, który, gdyby istniał, bardzo by się przydał w przeciwną stronę.
Na szczęście i Kaczyński popełniał błędy. Chcąc zająć możliwie dużo z umysłowego terytorium Polski, ruszył pierwotnie na podbój inteligencji. O tyle zasadnie, że inteligencja była jedną z najbardziej wrogich wobec agresora sił w tej wojnie. Zawsze oporna, a co najgorsze, żywiła ona irytująco krytyczny, prześmiewczy stosunek do PiS-u. Nie wierzyła w zamach smoleński, którym Macierewicz nadal próbuje wysadzić to państwo w powietrze. Inteligencja polska z wyprowadzania od stołów operacyjnych w kajdankach nawet największych chirurgów dowiedziała się, że dla władzy Kaczyńskiego i kolegów nie ma mocnych i nie ma żadnych moralnych barier.
Ta wojna, zanim uderzyła w Komorowskiego, uderzyła w punkty pozycji przeciwnika, które agresorowi zdawały się, i słusznie, najmocniejsze. Chirurdzy są w świecie inteligencji polskiej najwyżej cenionym, uświęconym zawodem, niemal symbolicznym. Uratowali od śmierci dziesiątki ludzi i przeszli do legendy. Kaczyński sięgnął zaś i po szansę zniszczenia przed kamerami znakomitego menedżera, kobiety, do wyprowadzenia z domu w kajdankach. Kaczyński, co się okazało, sam dyrygował najściem na jej dom; nie udało się, a zakończyło się jej śmiercią. Nie ma podstaw sądzić, że ją zabito, ale też nikt nie wyjaśnił przebiegu wydarzeń. W programie Kaczyńskiego jej śmierci nie było, za to można ręczyć. On sam, jeśli kiedyś w ogóle umrze ze swym poczuciem nieśmiertelności, to raczej na brak poczucia humoru. Nie budził wielkiego niepokoju o przyszłość kraju. Stąd i lekceważono zagrożenie. Sytuacja dopiero teraz robi się poważna. Nowy prezydent, jeszcze nie obsiadł dobrze prezydentury, a już ruszył do nowej wojny.
Chamowo w walce
Są jednak i żołnierze, formacje, którymi nikt nie musi dowodzić, walczące z czystej niechęci, dla samej przyjemności gnojenia adresatów agresji. Ta niechęć dawno przekroczyła swą skalą niechęć dzielącą dwie strony konfliktu społecznego, zakończonego pokojem społecznym 1989 r. Potępia się, degraduje się zresztą ten pokój Okrągłego Stołu jako inicjatywę wrogą, bo jej sukces obniża autorytet jej dzisiejszych krytyków, odbiera im ducha walki.
Pojawiło się nowe pole walki, nieznane jeszcze przed 25 laty — Internet, który pozwala na wszystko, na wszelką agresję, anonimową, więc bezkarną. Sam po artykule krytycznym na temat PiS-u, nieczęstym z mojej strony, dostałem kilkaset, dosłownie — kilkaset wpisów z wymysłami, obelgami i najbardziej obraźliwymi zwrotami, jakie mogły autorom zaświtać w głowach. Nazwaliśmy tę socjetę „chamowem”, powtarzało wielokrotnie ataki, aż po jakimś czasie nasz mistrz webmaster, który wbrew ich pewności siebie zidentyfikował ich komputery, zablokował im dostęp do naszego systemu. System sam je wyrzuca, żeby nie zajmowały nam czasu. A na inwektywy jesteśmy zawodowo odporni. Niemniej lecą takich tekstów Internetem setki i tysiące…
To tylko przykład. Tacy bohaterowie, odważni w czasach bez barykad, kiedy nic im nie groziło, biegali zorganizowanymi grupami na wszelkie spotkania Komorowskiego czy też innych ważnych postaci przeciwnika. Obrażali je i poniżali, wrzeszcząc i skandując, zakłócając swoimi tumultami nawet uroczystości na cmentarzach. nosząc pełne nienawiści, ubliżające transparenty tuż za plecami samego Kaczyńskiego. To byli i są harcownicy tej wojny. Kaczyński i jego ludzie nigdy nie odżegnali się od nich, bo niby dlaczego? Ta awangarda spełnia swoje zadanie. Szersze niżby się zdawało. Jej zwolenników zwiera w jedność ich niechęć do innych, ich wrogość wobec tych, których uważają za przeciwników lub za lepszych od siebie. Nie tylko wobec bezpośrednio skonfliktowanych z PiS-em. To wrogość wobec wszelkich ludzi, niezachwyconych tą partią i jej poczynaniami. Do atakowanych zalicza się też „innych”, równie obcych, których autorzy tego wyjątkowego plugastwa nie znoszą. Nie wiemy, ilu spośród nich tak serdecznie manifestowało swą radość po sukcesie Dudy. Zawiedli się być może na dalszym ciągu wydarzeń. Taki obrót uczuć historia już oglądała. Wojna to wojna. Kłamstwo jest w niej naturalnym pociskiem.
Kościół Walczący
Teraz – kto w tej wojnie wspiera agresora. Najbardziej wpływowym partnerem w tej rewolucji jest polski Kościół Walczący, dość już daleki ze swym zapałem agresji od chrześcijaństwa. Przywodzi mu — dyrektor Rydzyk. Nie jest głową tego Kościoła, wbrew naiwnym insynuacjom, także moim. Ale to nie jakaś uboczna siła odwodowa. Kiedy Kościół dokonał pierwszego ataku, zamykając usta najwybitniejszym księżom, Rydzyk stanął po właściwej stronie. Kościół ma swoje interesy, swoje odrębne cele. Czy i państwo wyznaniowe? Nasz Kościół nie musi takich celów ujawniać słownie, chcąc zapanować nad umysłami rodaków. Chce regulować normy ich współżycia, od pogrzebowych po seksualne. Chce rządzić. Nie boi się swojej agresji, arcybiskupi grożą, sądzą i upokarzają nieposłusznych. A już dziś polski kodeks karny represjonuje „obrazę uczuć religijnych”, pomija obrazę innych, równie głębokich emocjonalnie poglądów. Przy okazji Kościół rozszerzy i umocni swój stan posiadania, co znaczy, że będzie miał więcej niż jeden samolot.
Armia Rydzyka w tej wojnie to centrum szyku, trzon sił ataku. O największym zasięgu oddziaływania. Nie potrzebuje dowodzenia. Duchowieństwo nie musi podporządkowywać się hierarchii, z natury swej samo wie, co robić. Prawie bezbłędnie, jak i biskupi operuje kłamstwem tudzież insynuacjami.
Biskupi narażają się na ostre krytyki, także wewnątrz Kościoła ze strony ludzi prawych i rozsądnych, ale represje ze strony biskupów cieszą się poparciem i niektórych dostojników Watykanu. Wspierają się hasłem ochrony życia od poczęcia, nieznanej św. Tomaszowi z Akwinu, czyli autentycznej teologii (nikt nie weryfikuje zasadności tego „poglądu”, nie znają go ani Ewangelie, ani teologia, wymagałby przyznania duszy wielu zarodkom naraz). Nie mówi się na razie o tym, jak nawrócić ten Kościół na chrześcijaństwo, na miłość bliźniego i miłosierdzie. Wyznawcy głoszą się prześladowanymi i ograniczanymi — choć zawiadują już wieloma dziedzinami życia cywilnego. Bywa jednak, że przegrywają — kiedy się zagalopują.
Kościół, chcąc nie chcąc, wspomaga w tej wojnie wszystko, co pozwala destabilizować atmosferę kraju. Sam dzieli, sam inspiruje konflikty, sam je zaostrza. Przy okazji pobudza się i przywołuje kompleksy polskie, urazy i zastarzałe, zamarłe już nienawiści i pretensje. Przypomina się więc mordowanie ludności polskiej 70 lat temu przez nacjonalistów ukraińskich, podsyca się niechęci — w czasie, gdy mordercy dawno nie żyją, a politycy starają się budować bliższe związki Polski z dzisiejszą Ukrainą przeciw agresji Putina. Można by długo ciągnąć taką listę „wrogów Polski”, ale sens tej ksenofobii jest prosty — PiS to jedyny obok Kościoła i główny obrońca polskości.
Do strategii tej wojny należy pobudzanie nacjonalizmu. Można taką propagandą pomóc Rosji, która przynajmniej robi co może, by nauczyć samych Rosjan wrogości do całego świata. Polacy też powinni być skłóceni ze wszystkimi. Zapewne, rozgrzewając atmosferę, z Eskimosami też.
Kościół nie odezwał się, kiedy najpopularniejszych i najbardziej wpływowych ludzi wiary w Polsce, jak Wałęsę, poddano uwłaczającej kampanii propagandowej. Miał Wałęsa zniknąć ze sceny powszechnej akceptacji i sławy, bo u szczytu prestiżu bardzo przeszkadzał perspektywie władzy PiS-u, zwłaszcza gdy odkrył, do czego potrzebują go bracia Kaczyńscy. Dorabiano Wałęsie szemraną przeszłość, niezasługującą nawet na szacunek. Obroniliśmy go jednak społem, pozostał wielkim Wałęsą… Atakowano również czołowe postaci polskiej inteligencji. Nawet 90-letniemu bohaterowi Powstania Warszawskiego wynajdowano rozmaite grzeszki sprzed 1989 r. Także — innym ludziom o wielkich zasługach i autorytecie. Były to winy z reguły wymuszone, wymanipulowane lub wręcz wymyślone przez bezpiekę, przypisane takim ludziom, popierane sfingowanymi dokumentami. Ten akurat 90-letni bohater był jednym ze zdobywców „Pasty” podczas Powstania, przetrwało słynne jego zdjęcie z tej akcji. Był po latach akurat moim najbliższym przyjacielem, rzekome donosy na przyjaciół i znajomych powstawały, kiedy byliśmy jako Życie i Nowoczesność przedmiotem żywej wrogości aparatu i jakoś w rzekomych donosach nie pojawiliśmy się w ogóle! Ów bohater często pisał u nas…
Przyjemność mówienia o wszystkim źle
Musimy uważniej przyjrzeć się tłu wydarzeń. Kiedy „niepokorni” ujeżdżali po Komorowskim, nasi koledzy, przyjaźni mu niby, prześcigali się z „niepokornymi” w złośliwościach pod jego adresem. Bo wypadało być niezależnym od władz państwa i dowcipnym. W swoim czasie tak wykańczano Michnika, zbyt sławnego, wpływowego i denerwująco inteligentnego. Komorowski nie grał Michnika. Michnik był takim samym celem tylko nieco innej, wcześniejszej kampanii.
Stosunek do nich obu odsłania narosłą z latami, naszą nową, powszechną przyjemność — narzekania i mówienia o wszystkim źle, czy trzeba, czy nie trzeba, czy jest powód czy nie ma. Przyjemnością jest mówić źle o kimś innym, a już zwłaszcza o kimś, kto w hierarchii uznania lub szacunku, stoi wyżej. A już wszyscy ludzie agresora tak dalece wrośli w nawyk agresji, że nie mówią o nikim dobrze, mówią na wszelki wypadek źle o wszystkich. Ktokolwiek z nich wypowiada się w telewizji czy radiu na dowolny temat, musi obowiązkowo wyzłośliwić się lub zaatakować przeciwników, choćby z tematem nie miało to nic wspólnego…
Leżącego ze mną w szpitalu znajomego, bez jednego dobrego słowa o kimkolwiek, zapytałem — czy jest ktoś, o kim w tej chwili mógłbyś powiedzieć coś dobrego? Zastanowił się i odparł – A wiesz, że nie…? U Czechów Pan Bóg obiecał każdemu z chłopów różnych narodowości zrobić dla niego raz, o co poprosi. Niemiec chciał mleczną krowę, Szwajcar owcę, a Czech nie prosił o nic dla siebie, tylko żeby sąsiadowi chałupę spaliło. Słowem, nieżyczliwość nie jest naszym monopolem.
Teraz doszło u nas do buntu przeciw, dosłownie, ciepłej wodzie z kranu. Kukiz rzucił hasło zdemolowania państwa, co pozbawiłoby nas i dopływu ciepłej wody. Myślę, że to był właśnie protest durnia przeciwko wszystkiemu. Bo wszystko jest źle. Kukiz proklamował destabilizację państwa, o niczym dobrym nie odezwał się nawet słowem.
Chłopak-prezydent, który nie może pamiętać Solidarności i 1980 roku, reklamuje się teraz jako zwolennik ruchu wspólnoty narodowej. Nie wiemy, czy sam to wymyślił, czy mu wymyślono jak jego samego – bo niedawno też widział wszystko ruinami i zgliszczami. Czyimi oczami widział, też nie wiadomo. Dziś chce „naprawiać” Polskę – „piękny kraj”. Nie miałby co robić, gdyby nie jego nowa posada. I może sam zostałby Kukizem — jest na pewno muzykalny jak większość jego pokolenia. Ta rewolucja ma najrozmaitszych sprzymierzeńców.
Co znamienne, ta rewolucja nie szuka pokoju do zawarcia, nawet korzystnego. Żadnego Okrągłego Stołu. Ona nie chce i nie potrzebuje pokoju. Nie dba więc o sympatie ludzi przeciwnika. Nie chce ich przekonać do siebie. Chce zwyciężyć, a jak by się dało — rozgromić drugą stronę wojny. Zgnieść lub usunąć na zawsze ze sceny politycznej, jak to publicznie zapowiadał kiedyś Kaczyński. Żeby zbudować własne państwo z władzą prawie absolutną. Z kontrolowanymi swobodami obywateli. Taki plan wyłożył Kaczyński w swojej książce. Już dziś zaprojektowano zdyscyplinowaną, „narodową” telewizję i radio. Bez nowego prezydenta czy z nim? Na pewno z tą panienką od bata na niesfornych.
To jeszcze nie koniec
Zarysowałem powyżej obraz na pewno niepełny, nie dość wnikliwy, a niedokończony. Odpowiada jakoś na pytanie, jak mógł człowiek, cieszący się akceptacją 70% narodu, przegrać z kimś nikomu nieznanym, wspieranym przez siły napastnicze, które planowo, krok za krokiem, niszczyły dotychczasowego prezydenta w każdym wymiarze.
***Ta agresja, ta wojna, uprzedzam, nie zakończyła się jeszcze. Ewentualne zdobycie radia i telewizji otworzy nową jej fazę. Uprzedzałem parę lat temu, ale nawet mój przyjaciel, Adam Michnik, nie chciał mi wierzyć. Dziś jest grubo gorzej. Montaigne przypominał za Makiawelem, że ludy zniewolone, uwolniwszy się od tyrana, często same szukają sobie nowego. Po 25 latach znalazły. Tylko nikt u nas nie portretuje dziś Orbana jako możliwej naszej przyszłości. Moi znajomi z Węgier już boją się otwarcie mówić o Węgrzech. U nas, w Polsce. Nie na Węgrzech. Za to u nas nie trzeba sadzać opornych. Przynajmniej na razie.
Obawiam się, że nie skończy się ta wojna zawartym pokojem, jak ten w roku 1989. Ten agresor nie przystanie na żaden pokój, który nie potwierdzi jego racji. Wystarczyło było wyjść na ulicę i słuchać radosnych krzyków przed pałacem prezydenckim, by uświadomić sobie, że oni muszą mieć rację. Ta wojna może potrwać lata.
Latem 1981 r. grupa negocjacyjna miała doprowadzić do rozmów. Dzisiaj, przynajmniej na razie, nie widzę szansy na taką inicjatywę. Od pierwszej chwili w pałacu nowy prezydent, deklarując budowę wspólnoty, nie objawił się żadnym, choćby marginesowym „przepraszam” za to, co wyplatał podczas kampanii wyborczej. Na początek wykłamywał się ze złożonych obietnic, zresztą niepotrzebnie.
Kościół z kolei odcina od siebie najlepszych swoich ludzi, zdolnych pośredniczyć w porozumieniu narodowym. W tych warunkach trudno spodziewać się, że wróci zdrowy rozsądek Polaków, który pozwolił na „cud polski”…
Rozsądku nie można udawać.
Stefan Bratkowski
Cóż powiedzieć. To znakomity opis sytuacji. U jej początku stoją bliźniacy K. z ich paranoidalną koncepcją państwa… I życia.
Szanowny Panie Redaktorze, krzyczy Pan o wojnie domowej a zarazem odwołuje się do rozsądku, to nielogiczne, wojna a tym bardziej wojna domowa nie wie co to rozsądek, na szczęście mamy demokrację, Pański “orężny artykuł” jako “artyleria” też nie jest rozsądny, to taki “strzał z damskiej torebki” .
.
“Montaigne przypominał za Makiawelem, że ludy zniewolone, uwolniwszy się od tyrana, często same szukają sobie nowego.”
.
W czasie wyborów prezydenckich pisałam tu, w SO o takiej właśnie, bardzo prawdopodobnej przyszłości. W jednym zdaniu powtórzę:
.
Rudolf Steiner, zmarły w 1924 roku, pytany – przez Polaków – o dalsze losy Polski po uzyskaniu niepodległości w 1919 roku, powiedział coś, co mnie od dawna prześladuje – że Polska ile razy odzyska niepodległość, tyle razy ją straci.
.
Słowa przybliżające myśl Montaigne’a i Machiavellego… A fakty i nadciągające zmiany każą antycypować wydarzenia.
.
P.S. Jako ciekawostkę przytoczę odpowiedź Steinera na pytanie, zadane około roku 1920, jak długo będzie istniał Związek Sowiecki – jedno życie ludzkie.
Podzielam skrajny pesymizm autora.
Jednym słowem:
ePiSkopatologia
A mnie brakuje analizy przyczyn tego co się dzieje. Sam opis nie jest potrzebny bo wszystko to widać gołym okiem.
Zamiast analizy mamy zachwyt nad sobą i pogardę dla wszystkich innych. Nie jest to przynajmniej jedna z przyczyn obecnego stanu? Mam wrażenie, że główna.
Ciekawie też czyta się o PiSowskiej mowie nienawiści i jednocześnie wyzwiska i inwektywy pod adresem tych, co wystarczająco nie wielbią Autora. Skąd to rozdwojenie jaźni? Wielokrotnie na SO pytałem: czym my się różnimy od tych tak ponoć chamskich pisiorów i in.? Autor(z całym należnym mu szacunkiem) zrobił bardzo wiele, byśmy nie różnili się niczym.
Moim zdaniem to jedna z głównych przyczyn powolnej klęski tych środowisk, które wyprowadzały Polskę z komunizmu. Stanęły w dzikim zachwycie nad sobą i już nie potrafią zrobić kroku naprzód. Zrobiły rzecz piękną i oczekują, iż do końca świata wszyscy będą ich za to podziwiać, stawiać pomniki i tańczyć pod nimi taniec uwielbienia, nie dbając o dziś i o jutro.
Niestety, tak nie było, nie jest i nie będzie. Zawsze w historii ilekroć ktoś popadał w samozachwyt skazywał się automatycznie na marginalizację, bo samozachwyt oznacza w gruncie rzeczy stagnację, a ta jest przeciwniczką życia.
Autor jest jednym z niewielu, których prawdziwie szanuję, ale … amicus Plato… itd.
@ j.Luk
“Ciekawie też czyta się o PiSowskiej mowie nienawiści i jednocześnie wyzwiska i inwektywy pod adresem tych, co wystarczająco nie wielbią Autora. Skąd to rozdwojenie jaźni? Wielokrotnie na SO pytałem: czym my się różnimy od tych tak ponoć chamskich pisiorów i in.? ”
.
Też się wielokrotnie nad tym zastanawiałem. Dawałem temu wyraz także na SO – te podziały plemienne i takie samo kibicowskie zachowanie. Ale w końcu mnie olśniło – dlaczego jestem jednak po tej stronie a nie po tamtej? Otóż takie postaci jak Stefan Bratkowski mogą się mylić, nawet często, nawet jak dosadnie oceniają, ale NIE KŁAMIĄ!
Tymczasem J. Kaczyński i całe tamto środowisko kłamie bez mrugnięcia okiem. Kłamie jak PiS (zapozyczone od K. Łozińskiego, jeśli dobrze pamiętam).
.
Może drobna różnica, ale jak dla mnie istotna.
@Mr E. Mi też wydaje się, że “ta” (Pana i moja, i innych) strona nie kłamie. Zgadzam się też z j.Lukiem, że i “ta” strona używa wyzwisk i inwektyw, “mówię to smutny, bom sam pełen winy”. Ale jest jeszcze coś, oprócz niekłamania, co “tę” i “tamtą” stronę różni. Otóż “ta” strona nie chce urządzać innym życia. Stara się o to, by Polska była takim krajem, w którym każdy może żyć po swojemu.
@ J. Luk. Jak tak się dobrze przyjrzeć, to nie ma różnicy między PO i PiS stąd musi być wzajemna pyskówka aby publika mogła się podzielić w kibicowaniu. Gdyby były różnice programowe, ideologiczne, to można byłoby na nich się skoncentrować.
.
Nie ma różnic w polityce zagranicznej, czego dowodem jest dzisiaj deklarowana lojalność Niemcom i UE przez prezydenta Dudę. Nie ma też różnicy w stosunku do Rosji, Ukrainy, USA itp.Nie ma różnicy w polityce wewnętrznej. Złote góry obiecane w czasie wyborów zostaną wyrównane w realnym powyborczym życiu.
.
Stosunek do Kościoła Katolickiego, aborcji, in vitro, jest tylko pozornie różna w PiS i PO. PiS deklaruje głośno, a PO robiła wszystko to samo, tylko po cichu; nie było przecież żadnych konfliktów w sprawie finansowania kogokolwiek, czy czegokolwiek.
.
Stąd aby wyborcy wiedzieli kto jest za PO, a kto jest za PiS, to potrzebny jest wizualny pokaz obrzucania się błotem i tym samym organizowania wyborców-kiboli do akcji wyborczej.
A mnie zawsze cieszą zachwyty nad inteligencją ewidentnych psychopatów pływających w polityce i znajdujących uznanie typu “zwierzę polityczne”. Pamiętam rozmowę z jednym urzędnikiem z otoczenia Generała. Jego niekłamany podziw do Lecha który przy wspólnej naradzie z waaadzą wstał i wyszedł trzaskając drzwiami.
Wszyscy obecni zastanawiali się co chciał tym wyrazić!
Rozmowy przebiegały owocnie i… to jest zwierzę polityczne, usłyszałem. Mina rozmówcy była nieoceniona kiedy stwierdziłem,
wyszedł bo nudził się i nic nie pojmował z tych rozmów.
O tym nikt nie pomyślał, padło stwierdzenie.
Z Jarciem jest podobnie, zaskakuje bo o wielu sprawach nie ma pojęcia, nawet rosyjskiego nie zna, gadał wyłącznie z tymi politykami zagranicznymi co potrafili po polsku coś przekazać.
Przygłupy w otoczeniu prezesa znajdują się też na dalszych liniach i po nich sięga aby dotrwać do końca swoich dni wypełniony satysfakcją iż jest międzynarodowym zwierzątkiem politycznym.
Niedouk z tytułem doktorskim jest niezaprzeczalnym autorytetem dla niedouków pozbawionych tytułów..
Ja mam tylko jedno pytanie – na czym autor opiera swoje stwierdzenie, że Prezydenta Komorowskiego popierało, a nawet akceptowało (!), 70% społeczeństwa ? Ja jestem bardzo ciekaw źródła tej informacji zważywszy na to, że połowa narodu w ogóle nie uczestniczy w demokracji, a z tej połowy, która poszła na wybory nieco ponad połowa opowiedziała się za Dudą. Tak więc w porywach 24% narodu poparło Komorowskiego w ostatnich wyborach, a sam zaś Komorowski nigdy przecież nie był demokratycznie wybranym Prezydentem. Skąd te 70% ? No bo jeżeli tych 70% nie ma to może być tak, że autor pisze o kraju i mieszkańcach, którzy po prostu nie istnieją w tak przedstawianej skali ? O czym wobec tego jest ten tekst ?
To wynik analiz poparcia, robionych przez firmy, badające opinię publiczną. PBK nie schodził w nich poniżej 60%, a bywało, że przekraczał 70%.
Ano właśnie, tak twierdzą firmy badawcze, które opierają się na wartościach nie mających zastosowania w wyborach. Tego typu sondaże nie znalazły swojego odniesienia w czasie faktycznych wyborów. Czyli jakie jest prawdopodobieństwo tego typu badań i co one właściwie zbadały ? Być może badani w większości deklarowali, że rzeczywiście popierają Prezydenta Komorowskiego i wywnioskowano na tej podstawie tę szacunkową wartość. Być może robili tak bo taki był chwilowy trend, a więc mogli kierować się propagandą medialną. Być może czynili tak z obawy, a być może rzeczywiście ufali Prezydentowi Komorowskiemu w takim właśnie stopniu. A być może firmy badające społeczeństwo popełniły błąd lub po prostu opłacało im się takie wyniki publikować. Tego nie wiemy, a jedynie opieramy się na prawdopodobieństwie, ale dużo nam powiedziały same wybory.
W każdym bądź razie wątpliwości jest na tyle dużo by bardziej sceptycznie wyciągać wnioski z tego typu badań, a czego autor nie czyni. Dlaczego nie założyć, a co wydaje się bardziej sensowne, że właściwie to mniejszość narodu interesuje się zarówno Komorowskim jak i Dudą ? W rzeczywistości tak właśnie jest – połowa narodu jest poza demokracją przechodząc obok wyborów obojętnie. I dlatego ja w tym punkcie uważam, że autor wyciąga po prostu błędne wnioski bowiem analiza odnosi się zaledwie do pewnej części narodu, a więc może być obserwacją regionalną bądź motywowaną partyjnie (nie twierdzę, że autor jest partyjny, ale twierdzę, że mógł ulec błędnej podpowiedzi w jaką akurat chciałby uwierzyć – przecież to jak najbardziej ludzie zachowanie i wszyscy często tak robimy w różnych sferach życia), a nie przykładowo krajową.
Dlatego uważam, że tak przedstawiona obserwacja społeczeństwa jest zakrzywiona pewną chęcią własnej interpretacji. Natomiast społeczeństwo polskie tak w rzeczywistości nie wygląda. Nie można ufać doradcom politycznym nie tylko ze względu na to, że oni żyją z tego by przekonywać do swoich racji, ale po prostu z tego względu, że oni również się mylą. A obserwując polską scenę polityczną i dyskurs wokół naszej demokracji można dojść do wniosku, że oni po prostu źle odczytują nastroje społeczne, a i głębszej analizy społecznej tutaj nie ma.
Przecież polska scena polityczna nie jest w stanie zagospodarować 50% elektoratu. I ta tendencja jest coraz wyższa. A ci których zagospodarowano również często żalą się, że właściwie głosują na mniejsze zło lub z obawy o coś, a nie dlatego, że ich przekonano.
Szkoda, że Stefana do telewizji nie zapraszają.
Mam dwie uwagi, jedną niemerytoryczną, drugą merytoryczną.
Ta pierwsza: jak jeszcze miałem czas przychodzić na spotkania redakcyjne SO, to były dwie kwestie, w których nie zgadzałem się ze Stefanem: i) elektrownie atomowe, których jestem zwolennikiem, ii) Kościół katolicki, którego jestem wrogiem. Cieszę się, że w sprawie ii) mamy już podobne zdanie.
Ta druga uwaga: Dudę i PiS wybierają teraz ludzie młodzi, którym pseudoedukację zafundowała Unia Wolności, AWS, SLD, PiS, LPR i PO. Za upadek poziomu nauczania na każdym szczeblu będziemy płacić przez wiele lat.
@j.Luk pisze:
2015/08/27 o 08:45
A mnie brakuje analizy przyczyn tego co się dzieje.
—
Proszę pana Łukaszewskiego,przyczyny widać gołym okiem.Dziwię się,że nie dostrzega pan ich i czyni z tej przyczyny zarzut Mistrzowi Bratkowskiemu.
Podpowiem panu te “przyczyny,które widać gołym okiem”-nie trzeba mi dziękować.
—
Podłożem rozpętania wojny polsko-polskiej stało się paranoiczne niezadowolenie braci Kaczyńskich z ich własnego ułomnego JA.Normalna jednostka,która żyje w określonym społeczeństwie i nie ma chorego wygórowanego ego,która potrafi znaleźć satysfakcje w życiu codziennym,dla której drobne kłopoty życiowe nie urastają do rangi katastrof nie alienuje się ze społeczeństwa,nie obarcza otoczenia swoimi-najczęściej urojonymi-niepowodzeniami.Inni,jak Kaczyńscy i kaczyńskopodobni,którzy na przemianach nic lub prawie nic nie zyskali,widząc zaradnych którym się powiodło uznali to za niesprawiedliwość dziejową.Mało tego, Kaczyński,kaczyńskopodobni i inni spóźnieni na barykady-a w tym i pan Łukaszewski-o tych,którzy wyprowadzili Polskę z niewoli komunizmu dzisiaj wyrażają się z pogardą i to ich obarczają winą za wojnę polsko-polską.Przykład z postu pana Łukaszewskiego:
Cytuję:
“Moim zdaniem to jedna z głównych przyczyn powolnej klęski tych środowisk, które wyprowadzały Polskę z komunizmu. Stanęły w dzikim zachwycie nad sobą i już nie potrafią zrobić kroku naprzód. Zrobiły rzecz piękną i oczekują, iż do końca świata wszyscy będą ich za to podziwiać, stawiać pomniki i tańczyć pod nimi taniec uwielbienia, nie dbając o dziś i o jutro”.
Panie Łukaszewski,
kto,gdzie i kiedy domagał się czy domaga budowy pomników za więzienia,za internowania,za szykany,za przymus opuszczenia Ojczyzny?!Wskaż mi pan chociaż jedną jedyną taką osobę spośród zwolenników PO-powtarzam:spośród zwolenników PO.
—
Panie Łukaszewski,
wyraża pan niby szacunek względem Mistrza Bratkowskiego. Dziwny to szacunek,który jako żywo przypomina mi :
“…zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie;chwytajcie ich,oblegajcie i przygotowujcie dla dla nich wszelkie zasadzki” – Koran,9:5
@Marian, nie powinienem panu odpowiadać, bo w czasie gdy tu się paliło, pan siedział wygodnie na stołku i co najwyżej “przejmował się strasznie”. G*** pan wie o mnie i moim życiorysie, niech więc pan sobie daruje te głupawe i nietrafione połajanki.
Pan jest mierny, ale wierny czyli taki ktoś, kogo (w tym i Autor) krytykowaliśmy tyle lat jako przyczynę niepowodzeń Polski. Pan zje g*** byle miało napis PO.
Pomników domaga się Autor w artykule, ale trzeba umieć czytać i nie pozwolić by partyjna mgła zachodziła na oczy.
Nie pierwszy raz zresztą i nie tylko w tym tekście.
Kompletnie nie rozumie pan słowa pisanego, chyba, że pisze ktoś dobrze o PO. Niech więc pan sobie daruje czytanie w ogóle bo ośmiesza się pan z postu na post.
Autor długo i z bólem pisze o “mowie nienawiści” stosowanej przez PiS. A sam co robi? Proszę przeczytać, o ile pan potrafi.
Zwracam na to uwagę od lat i jakoś nikt tego nie chce zauważyć.
Nam wolno – im nie! – taka zasada panuje wśród zwolenników PO.
Nie, nie wolno albo nikomu, albo wszystkim – to jedyna normalna zasada.
EOT.
http://ruslan.pecado.pl/upload2/readfile.php?file=ruslan/nie_dla_bydla.jpg
Zupełnie się z tobą Jerzy nie zgadzam w tej iście katolickiej postawie nastawiania drugiego policzka i nieodpowiadania na ciosy. To takie straszliwie eleganckie ą,ę i… kompletnie nieskuteczne działanie. Wręcz przeciwnie: jeśli ci ktoś da w pysk, to złam mu rękę i nogę w odpowiedzi. Inaczej stale będziesz miał obolały od kopniaków tyłek i nic nie znaczące poczucie własnej wyższości etycznej. Umówmy się: ktoś to zaczął; myślę, że nie tacy jak ty i ja. Ale – powtarzam – na cios należy odpowiadać czterema.
Bogdan, ależ ja się z Tobą zgadzam całkowicie! Mnie tylko denerwuje styl “oni mówią o nas brzydko więc są be, my mówimy o nich brzydko więc jesteśmy cacy”. To klasyczna logika kastowa, z gruntu mi obca.
Nigdy nie robię zarzutów komuś z czegoś, co jest i moim udziałem.
Tym bardziej, że pisiorom akurat jest co zarzucać, materiału nie zabraknie. Po co więc dawać okazję do oczywistej i celnej riposty?
Wiesz, chyba to jest pewne przeczulenie. Owszem, widzę “przyładowania” z szeroko rozumianej naszej strony (bo ona bynajmniej nie jest kapelą PO!), ale nigdzie nie widzę argumantacji typu “wziąłem pałę do ręki, więć jestem Rycerzem Niepokalanej”. Raczej widzę pewne zaaferowanie, że nie pozostało mi nic innego, jak dać w zęby…
Czy upodabniając się do przeciwnika, można zdobyć nad nim przewagę? Odłóżmy na bok religię. Skupmy się na celu. Czy naszym celem powinno być osłabianie kogokolwiek? Czy może raczej działanie pozytywne, polegające na umacnianiu pozycji ludzi, którzy na to zasługują? Osobiście nie mam wątpliwości…
Nawiasem mówiąc, do “Studia Opinii” dołączyłem ze względu na “nic nie znaczące poczucie własnej wyższości etycznej” (w skrócie: szlachetność) redaktora naczelnego i wybranych autorów…
@ j. Luk. Panie Jerzy. Bardzo lubię (i będę lubił) czytać Pana teksty, ale teraz napisał Pan o kilka słów za daleko.
@wejszyc ale to tylko lekcja poglądowa, jak wyglądamy idąc za radą Bogdana. Cham podskoczył, cham dostał w nos i co? Niezadowoleni? No to może jednak nie jest to taki dobry pomysł? Trzeba by się zdecydować.
@BM no a ja właśnie dostrzegłem. To ciągłe wypominanie społeczeństwu ile to się dla niego nie zrobiło, a ono takie niegodne, nie docenia itp. zwyczajnie mi obrzydło.
Co zaś do pały i RN to zgadzam się z Tobą.
Całkowicie podzielam Pana obawy panie Redaktorze.Szkoda, niestety znowu trzeba będzie pójść na psychiczną emigrację.Kto wie na ile lat…
tiaa… tak czy siak Polska się nie zawali, jest jeszcze na czym sie pożywić, biedakami jako naród nie jesteśmy. Co prawda zachodnie sugestie po 1989 roku były wyraźne, gdzie da radę tam wyrównujcie poziomy z nami. Dzisiaj widać gołym okiem że wyrównaliśmy, wyszło nieźle. Mentorzy chyba nie kryją zadowolenia.. A polityka? Ludzie nie są wieczni, nawet mając pieniądze i opiekę lekarską dla VIP-ów.
Najważniejsze to zachować zdrowie psychiczne, wszelka zgryzota to przyczyna choróbsk wszelakich.
Przestałem słuchać tego co w dziennikach TV, w radio, zaglądam na SO i w parę innych miejsc w sieci i jakoś nie wariuję za szybko, tak sądzę.
A Was drodzy dyskutanci proszę o jedno, szanujmy się nawzajem okazując w ten sposób szacunek miejscu naszych dyskusji.
Mocno mnie zaskoczył j.Luk. Bardzo negatywnie. Po każdym bym się spodziewał, ale na nie po nim.
Teksty Mariana śledzę od dłuższego czasu i najczęściej są bliskie moim poglądom, choć oczywiście nie zawsze.
Tym razem trafił w sedno.
Przypominam, że tu nigdy nie chodziło o spór pomiędzy PIS a PO. To zawsze była ze strony PISu negacja całej reszty świata (kto nie z nami …).
Bo tak naprawdę tu nie chodzi o różnice światopoglądowe, gospodarcze, ekonomiczne, społeczne, historyczne itd. itp. Nienawiść PISu skierowana jest do niePISu i tylko to tu chodzi.
Najlepszym przykładem jest Giertych, któremu z pewnością zawsze najbliższa była (ogólnie pojęta) prawica, ale kiedy pod koniec pamiętnej kadencji wystąpił w Sejmie i ośmieszył Jarkacza, oni nigdy mu tego darowali i stał się dla nich większym wrogiem niż Palikot z całą mu pokrewną ekipą.
*
Bardzo przykre jest, że Kościół (a szczególnie Ojciec Dyrektor) opowiada się za PISem, że się tak ten nasz Kościół rozpolitykował, bo co do kwestii światopoglądowych trudno mieć do Kościoła zastrzeżenia. Śmieszą mnie ciągłe wytyki np. GW, która chciałaby, żeby Kościół popierał ich lewackie “postępactwo”.
Szkoda, że Kościół nie chce przyjąć do wiadomości, że w Polsce żyje cała masa ludzi, którzy mimo, że są wierzącymi, praktykującymi (bardziej lub mniej) katolikami, nie chcą mieć z dużą polityką, a szczególnie z PISem nic wspólnego, dla których PIS jest synonimem wszystkiego, co najgorsze w naszym narodzie, a jednocześnie nie chcą mieć również nic wspólnego z lewicą, a szczególnie z hałaśliwym lewactwem, próbującym narzucić swój system wartości (czyli jaki? ktoś wie?) pod płaszczykiem nowoczesności, postępu i zachodniej cywilizacji, cokolwiek to oznacza (a może już zupełnie nic?).
*
A Anita ma wszystko gdzieś, robi swoje i po prostu … jest w tym najlepsza!!!
Hasło W. Młynarskiego chyba trzeba będzie sobie przypomnieć i znów wdrożyć, tym bardziej, że autor dopisał do starego tekstu aktualizujący suplement.
@jmp eip przykro mi być przyczyną pańskiego dyskomfortu, ale kompletnie nie rozumiem o czym pan pisze. Chyba czytał pan co innego, nie mój komentarz, bo on dotyczy czego innego.
P.S. Poprawię się :)Słowo zucha!
Odpowiedziałem Panu i to dwukrotnie ale odpowiedź “zawieruszyła się” w moderacji…Przepraszam…
Marginalna uwaga gwoli ścisłości – dla tych, dla których A. Lepper (i PGR-y) są prehistorią.
Za Wikipedią: Lepper pracował w PGR-rze na podrzędnym stanowisku, awansował na kierownika gospodarstwa rolnego w ośrodku hodowli zarodowej.
Dyrektorem nie zdążył zostać, bo Kaczyńscy za szybko obalili komunę. Albo był zwyczajnie za głupi. Co docenił J. Kaczyński czyniąc go ministrem i wicepremierem.
Jeśli Kukiz wierzy, że historia się powtarza, pewnie już zaciera łapki.
“Aż zobaczyli ilu ich. Poczuli siłę i czas…Zwalali pomniki, rwali bruk – kto z nami, kto przeciw nam!” (J. Kaczmarski). Utożsamiam się ze słowami Autora niemalże całkowicie. Tak samo czuję i myślę. Mam takie same obawy. Nie będę silić się na intelektualną – słowną wirtuozerię. Może ponownie trzeba będzie zejść do podziemia? Z pewnością trzeba będzie przejść do defensywy. Ofensywy w chwili obecnej sobie nie wyobrażam. Nie ten czas, nie ci ludzie. Nie ma dialogu i go nie będzie. Nadchodzi “Noc bez brzasku”. Z wyrazami szacunku
.
Przeczytałam jeszcze raz tekst Stefana Bratkowskiego i uderzyło mnie jeszcze mocniej to, że słowa, które najczęściej się powtarzają w (prawidłowym) opisie tego, co wyprawia Kaczyński i cały PiS to: kłamstwo i agresja – we wszystkich wariantach – a także ich synonimy.
.
A że Kaczyński, Duda i wszyscy inni PiSowcy, których znam kłamią i są krańcowo agresywni, to chyba jest widoczne dla każdego.
.
W zasadzie powinno to wystarczyć do tego, by zająć stanowisko.
Z niedawnego artykulu Piotra Pytlakowskiego w Polityce wynika, ze tajemnica sie juz wyjasnila. To sluzby. Zapewne sterowane przez pewnego Prezesa za posrednictwem pewnego ziobra. Ten zalew zlosci, nienawisci, pomowien, i przeciekow wyglada (wedlug Pytlakowskiego) jak fachowa robota specjalistow od propagandy bialej, szarej, i czarnej. Jesli sie nad tym zastanowic, to czy mysmy tego juz nie przerabiali w polowie lat ’80? Czy zesmy sie uodpornili? My tak, ale mlodzi nie, bo nie maja takich doswiadczen.
.
Najkrocej rzecz ujmujac, Moczar maszeruje po wladze. Moczar nazywa sie Kaczynski. Moczar ma sojusznikow wsrod moczarowcow. A rzad PO dal ciala, bo to rzad powinien trzymac sluzby za twarz, a nie odwrotnie. Ot, i cala tajemnica.
.
PS: w czasie weekendu nie bede komentowal, bo moj drugi komputer sie skarzy, ze tu na witrynie grasuje jakis wirus i blokuje mi dostep.
ziobra? To chyba literówka, powinno być zbira. Chociaż ziobra też pasuje.
@Therese Kosowski święta racja. I nie jest to ani jedyny, ani pierwszy tego rodzaju przypadek. To wszystko już było. A skąd się to bierze? Też już powinniśmy wiedzieć.
Krzyk, kłamstwo i agresja to środki zapobiegające dopływowi jakiejkolwiek racjonalnej myśli u … własnych zwolenników. Bo zbyt rzadko zwraca się uwagę na to, że ta agresja jest reżyserowana, że kłamstwa są na użytek własnych wyznawców, że to takie opary opiumowe, które mają utrzymać tłum w posłuchu. Nie sądzę, by “genialny strateg” Kaczyński uwierzył, że swym przesłaniem dotrze do kogo innego. To co robi i mówi nie jest skierowane “na zewnątrz”.
Miałem kiedyś zabawną sytuację. Jedna z moich słuchaczek wychodząc z sali razem ze mną zaczęła rozmowę. W pewnym momencie wyznała: ” – Bo wie pan, ja jestem za PiS”.
Nie zareagowałem i szedłem obok milcząc. Natomiast ta pani ni z tego ni z owego przeszła do … krzyku! Coraz głośniej zaczęła mi “tłumaczyć” dlaczego jest za PiSem. I choć ani ja, ani inni słuchacze nie są głusi, ten krzyk stawał się coraz donioślejszy.
Patrzałem z ciekawością na to zjawisko i aż żal było, że w końcu odeszła, bo taki okaz nie trafia się zwykłemu człowiekowi na co dzień.
Dla przypomnienia wklejam post wczoraj napisany przez mego bardzo szanownego przedpiścę…Widzę,że on,mój mój wieeelce szanowny przepiśca,dzisiaj już zmienił swoją wczoraj głoszoną opinię.
—
j.Luk pisze:
2015/08/27 o 08:45
A mnie brakuje analizy przyczyn tego co się dzieje. Sam opis nie jest potrzebny bo wszystko to widać gołym okiem.
Zamiast analizy mamy zachwyt nad sobą i pogardę dla wszystkich innych. Nie jest to przynajmniej jedna z przyczyn obecnego stanu? Mam wrażenie, że główna.
Ciekawie też czyta się o PiSowskiej mowie nienawiści i jednocześnie wyzwiska i inwektywy pod adresem tych, co wystarczająco nie wielbią Autora. Skąd to rozdwojenie jaźni? Wielokrotnie na SO pytałem: czym my się różnimy od tych tak ponoć chamskich pisiorów i in.? Autor(z całym należnym mu szacunkiem) zrobił bardzo wiele, byśmy nie różnili się niczym.
Moim zdaniem to jedna z głównych przyczyn powolnej klęski tych środowisk, które wyprowadzały Polskę z komunizmu. Stanęły w dzikim zachwycie nad sobą i już nie potrafią zrobić kroku naprzód. Zrobiły rzecz piękną i oczekują, iż do końca świata wszyscy będą ich za to podziwiać, stawiać pomniki i tańczyć pod nimi taniec uwielbienia, nie dbając o dziś i o jutro.
Niestety, tak nie było, nie jest i nie będzie. Zawsze w historii ilekroć ktoś popadał w samozachwyt skazywał się automatycznie na marginalizację, bo samozachwyt oznacza w gruncie rzeczy stagnację, a ta jest przeciwniczką życia.
Autor jest jednym z niewielu, których prawdziwie szanuję, ale … amicus Plato… itd.
@Marian cieszę się, że nareszcie zaczął pan czytać dwa razy. To bardzo pomaga niektórym mniej kumatym. Proponowałbym ze trzy razy dla pewności. Przyda się panu skoro pan gdzieś dostrzegł jakieś zmiany w mojej opinii.
A może ma pan zwidy? Głosy tez pan słyszy?
Jak zwykle ciekawy i w wielu miejscach trafny obraz narysowany przez redaktora Bratkowskiego. Zgadzając się z ogólnym przesłaniem i oceną sytuacji wyjściowej chcę zwrócić uwagę na miejsca, w których opinie Autora uważam za nazbyt pesymistyczne.
1. Autor przecenia inteligencję, spryt i przemyślność Kaczyńskiego. Makiawelizm tego polityka jest mocno przereklamowany ponieważ to co teraz się dzieje nie jest wcale jego tryumfem. Ani Duda ani Szydło to nie są sukcesy JK. To jest uznanie rzeczywistości, że sam nie ma najmniejszych szans. Ego prezesa poniosło sromotną klęskę i poniesie wiele następnych. Postawienie na miernoty polityczne (a za takich uważam obydwoje wspomnianych) nie gwarantuje prezesowi kontroli nad nimi a przyniesie PiSowi niepowetowane straty. Ani narcystyczny, otoczony mało rozgarniętymi współpracownikami, Duda, ani pani z siódmego szeregu (stra)Szydło to nie są ludzie do osiągnięcia sukcesu strategii politycznej. Duda, zorientowany na własną karierę, nie będzie posłusznym wykonawcą brudnej roboty, bo jego życie (polityczne) i osobiste ma dłuższą perspektywę o jakieś 25 lat niż życie JK. Jego inteligencja polityczna pozostawia bardzo wiele do życzenia notując od pierwszej chwili wpadki – Ukraina, Niemcy szkodliwy dla PiS konflikt z Kopacz. Pani z siódmego szeregu jest dobrym przykładem BMW ale już samo jej wystawienie na przyszłego premiera nie gwarantuje sukcesu. Jej brak elokwencji, wiedzy oraz zwyczajnie inteligentnego poczucia humoru odbiorą PiSowi punkty w nadchodzących wyborach. Obraz tych obydwojga „gigantów” obraża inteligencję wielu Polaków i wyniki jesiennych wyborów mogą nas wszystkich mocno zaskoczyć. (Pomijam wewnątrz pisowską wojnę buldogów pod dywanem, gdzie paniusia znikąd rozsierdziła takich „tuzów” jak Czarnecki et consortes.)
2. Kłamstwo, agresja, nienawiść i nachalna propaganda połączona z taką samą prymitywną nachalnością hierarchii KRK na otwarte społeczeństwo działają jak płachta na byka. Doraźny sojusz dla zwycięstw wyborczych musi być radykalnie zweryfikowany po wyborach bo JK nie zniesie „dyktatury ciemniaków” tym razem w czarnych sukienkach z elementami faszyzmu. Próba „rządu dusz” KRK wywoła ostrzejsze i lepiej zorganizowane protesty niż słynna ustawa o ACTA.
Z kolei dla PiS kłamstwa, pomówienia, puste obietnice będą tak samo destrukcyjne jak w okresie 2005-2007. Rozsierdzeni wyborcy w kryteriach ulicznych tym razem wywrócą „dorbą zmianę” czyli mrzonki o IV RP tak szybko jak szybko poczują się skrajnie oszukani. Wyborcy głosując na Dudę i PiS chcą sprawności PO bez jej patologii a w istocie wybierają brak sprawności wszelkiej i większa patologię oraz pseudonarodową, ksenofobiczną i katotalibańską ideologię. Tym nie nakarmi się zachłannych na dobrobyt Polaków. Czy tak trudno przewidzieć reakcję?
3. Największe nadzieje w uratowaniu nas przed kieszonkowym demonem JK pokładam w klasycznej, polskiej bylejakości oraz niesamowitej inercji biurokracji. W Polsce nie udała się żadna dyktatura nawet w najkrwawszej wersji okupacji hitlerowskiej i stalinizmu. Do tego trzeba mieć wykonawców a skąd ma ich wziąć JK. Sam będąc „nieudacznikiem wszystkich nieudaczników” musi sknocić sprawę dokumentnie. Jeżeli oficerowie służb specjalnych nagrywali cały rząd Tuska to co zrobią ci sami ludzie kiedy ich byt będzie zagrożony. A setki tysięcy urzędników administracji centralnej, gdzie masy pisowskie znajdą tysiące nepotycznych synekur? Sami się skrócą o głowę ?
* * *
Reasumując – nie jestem tak pesymistycznie nastawiony jak Pan Stefan Bratkowski. „Jeszcze Polska nie ….”
@slawek
.
Coś z tego może się i sprawdzi. Jednakże pozostają dwie niewiadome: ile czasu Polska zmarnuje na PiSowską hecę i jak długo potrwa potem odbudowanie Polski ze zgliszczy po rządach PiSu.
.
Moim zdaniem czynnik igrzysk – bo chleba pewnie nie zabraknie, jakieś obietnice będą musieli spełnić (chyba że powiedzą, że PO wyszastało wszystkie pieniądze i już nie ma na prezenty.”
.
A igrzyska – rozprawa z wrogami i mordercami – będą gawiedzi długo dawały pełnię satysfakcji.
@Therese Kosowski nie wiemy pewnie i kilku innych rzeczy:
– czy PiS wygra wybory i czy będa one jesienią,
– czy PO wreszcie obudzi sie i tupnie nogą na kłamstwa PiSu,
– co się stanie z UE pod naporem millionów uchodźców,
– czy Polacy w ogóle sa zainteresowani pseudoigrzyskami organizowanymi przez Dudę i PiS.
Te niewiadome niekoniecznie muszą jak nieszczęścia iść stadami.
Kaczyński ogłosił, że Ekstremal (tak mi komputer poprawił nazwisko: M a s t a l e r e k) i Kurski nie znajdą się na listach wyborczych PiS. To sprawa PiS oczywiście, nic mi do tego. Cieszę się tylko, że o dwie mendy w sejmie mniej, może całkiem znikną z życia publicznego. Ciekawa jest natomiast reakcja tych dwu panów. Potężnie dostali z liścia od prezesa, a udają, że nic się nie stało. Ekstremal pochwalił się nawet, że nie jest gimnazjalistą. O takich zachowaniach to ja czytałem w książkach o stalinizmie. Jechał taki bolszewik do łagru – a Stalina chwalił.
Panie Wejszyc,
na bulterierze zemścił się “dziadek Tuska” a Ekstremal dostał
po nosie za to,że przy prezesie przestał mówić szeptem.
Ale to takie tam sobie drobiazgi.Niebezpieczne jest to,że prezes -nie ponoszący żadnej ustawowej odpowiedzialności-decyduje kto będzie państwem kierować /z jego namaszczenia oczywista oczywistość/.
@ Marian. Tak czy siak może kolesi nie będziemy musieli słuchać i oglądać. Niestety, w PO układanie list wyborczych chyba jeszcze gorzej wygląda. Np. obecność Kamińskiego na tych listach to jakiś makabryczny błąd. Czy jego wiedza o tajemnicach PiS-u jest więcej warta niż kompromitujące dla PO umieszczenie go na liście? Platforma jest zagubiona całkowicie.
Jaka jest różnica między postawą PO w stosunku do PiSu i lidera Studia Opinii, Stefana Bratkowskiego? Ogromna. Dlatego trudno mi się zgodzić z autorem, że określił niektórych z nas tu dyskutujących jako działających na szkodę PO poprzez krytykę PBK i PO. PO zabagniła przez obie kadencje swoj obraz przez całkowite pozostawienie pola propagandy dla PiSu, gdy pan Stefan (a także my tu dyskutujący) grzmiał co rusz na łamach Studia Opinii co się święci ze strony PiSu. Od pierwszych kart Studia Opinii i zapewne wcześniej. Myśmy tu rwali resztki włosów z głów jak inny Duda warchoł zablokowal do dziś bezkarnie Sejm i prawodawców, czy gdy prelekcje Władysława Bartoszewskiego, Michnika i wielu innych intelektualistów były atakowanych znowu bezkarnie przez agresywne faszystowskie bojówki. Grzechów było wiele, nowe wychodzą, trudno rządzić jednej partii tak długo bez kardynalnych błędów. A do tego doszła utrata kilku na prawdę ważnych “lokomotyw” PO z Radkiem Sikorskim na czele. Nie ma powodów do głaskania, Panie Stefanie.
Rozumiem, że PBK poległ przede wszystkim z powodu wygranej propagandowo kampanii szkalującej Go i PO ze strony PiSu. To i zbyt długie rządy PO spowodowało w sumie jak już widać słomiany wybuch wyborców, wypłynięcie głupawego Kukiza i żenującą przegraną z podstawionym Andrzejem Dudą. Dobrze, aby to przypominać obecnemu prezydentowi, bo zaczyna już zachowywać się jak nadmuchany czołg. W jego wypadku wystarczyło rzeczywiście zaistnieć z młodą małżonką, aby frustracja wyborców przelała się na jego korzyść.
Jak tu nieraz wspominałem, jest nadal szansa na wygranie wyborów przez PO, albo na słabą wygraną PiSu. Obie wersje możliwe, bardziej prawdopodobne zatem jest wyeliminowanie PiS nawet gdy wygra, przez sojusz innych partii. Polska na gwałt potrzebuje dobrego zmiennika dla PO. Nie ma dwóch zdań.
@ andrzej Pokonos zgoda z kilkoma uzupełnianiemi:
– nie dostrzegam aby Autor “określił niektórych z nas tu dyskutujących jako działających na szkodę PO poprzez krytykę PBK i PO”, raczej dostrzegł słomiany ogień znudzenia władzą jej zwolenników oraz mediów,
– PO była i jest partią władzy od dwóch kadencji i wyraźnie te kadencje ją zużyły; PO zbyt skoncentrowana na sobie jak każda partia władzy zbagatelizowała przeciwnika (PiS, Rydzyk i episkopat KRK, który notabene okazał się skrajnie nielojalny wobec przyjaznej dla niego PO) – konsekwencją tego bagatelizowania jest bezkarność brudnej, czarnej PiSowskiej propagandy opartej o najgorsze goebbelsowskie wzorce,
– podobnie PO zbagatelizowała wyborców, którzy doznając “dobrodziejstw” rządzenia PO na codzień odwracają sie od niej gremialnie; tutaj kompletnie nie zgadzam się z Autorem oraz innymi poblicystami PO, że społeczeństwo odrzuciło politykę “ciepłej wody w kranie” niepomne jej dobrodziejstw – wyborcy odrzucili nieróbstwo i bylejakość PO z w/w hasłem jako alibi widząc, że PO zajmuje się dobrostanem swoich działaczy a nie rozwiązywaniem wielu problemów społecznych, kóre istnieją i narastają – nie cierpię PiSu ale jego propagandyści sprytnie to wychwycili; naturalnie niczego z tego nie rozwiążą ale nie o to chodzi JK,
– Kukiz rzeczywiście okazał się pajacem, ale ponad 20% poparcia w wyborach prezydenckich wskazywało na stopień oderwania PO od rzeczywistości i potrzebę zmian; tę lekcję PO też słabo odrobiła i nadal pozostaje na nią nieczuła – na szczęscie Kukiz sam się marginalizuje.
* * *
Nadzieje, że PO mogłaby przy niezłym wyniku po wyborach stworzyć koalicję rządzącą z Lewicą i PSL-em czy Nowoczesną Petru (o ile te formacje dostaną się do parlamentu)
wyrażają na SO bezpośrednio i pośrednio dyskutanci, zatroskani o los liberalnej demokracji. Chciałbym podzielać te nadzieje ale jak na razie nic nie wskazuje na ich materializację:
– w PO nie widać mobilizacji do walki z PiS a tylko mobilizacje na listy wyborcze – konformistyczni politycy tej partii pchają się do koryta zgodnie z najgorszymi wzorcami wyścigu szczurów; oprócz kosmetyki w PO nic sie nie zmienia i nie widać zapowiedzi zmian, (przy okazji ofiarami negatywnej selekcji stają się ludzie wartosciowi jak Radek Sikorski czy Paweł Zalewski),
– premier Kopacz okazuje się bardzo pracowitą i walczącą przywódczynią, robiąca swoimi posunieciami niezły PR (podróze po Polsce, rozmowy z ludźmi i samorządami, wyjazdowe posiedzenia rzadu, etc. jednak ogólna ocena jej osobowości politycznej nie wypada okazale – stanie na straży kruchej równowagi miedzy buldogami pod dywanem w PO to za mało aby ten pożądany przez nas scenariusz zrealizować. Podobnie rola Michała Kamińskiego jako strategicznego doradcy osobistego pani premier wskazuje na działania wyłącznie w sferze manipulacji PRowskich a nie poważnych zmian w podejściu do wyborców.
Aby scenariusz pozostania PO przy władzy się zmaterializował potrzebne są moim zdaniem nastepujace działania PO oraz jej sympatyków:
– wprowadzenie stanu klęski żywiołowej na obszarze całego kreaju i przesunięcie wyborów na wiosne 2016,
– wykorzystanie tego okresu do mobilizacji szerokich kręgów opinii publicznej na rzecz obrony systemu liberalnej demokracjiw Polsce przed PiSem, prezydentem dudą, Rydzykiem, Episkopatem i frustratami wszelkiej maści; opracowanie szerokiego programu demaskowania kłamstw, oszczerstw, ppomówień i braku pozytywnego programu dla Polski PiSu, dudy, rydzyka i episkopatu; ogłoszenie społecznego programu obrony demokracji przd zapedami autorytarnymi JK i jego popleczników,
– dokonanie zasadniczych zmian w PO w celu przywrócenia tej partii dynamiki i wiarygodnosci w rozwiązywaniu problemów rozwojowych Polski.
Dopiero te wszystkie działania razem dają szansę odzyskania inicjatywy strategicznej. Inaczej możemy liczyc tylko na cud, a od 1989 r. sami sobie zawdzięczamy sukces – na cuda nie ma liczyć.
Nic ująć, nic dodać. Tylko wraz z ochłodzeniem i możliwością opadów, trudno wprowadzać ogłoszenie klęski żywiołowej.
@ andrzej Pokonos stan kleski żywiołowej wywołanej wielomiesieczna susza jst faktem. Opady ostatnich mierdsiecy są znacznie ponizej wieloletnich średnich. Rolnictwo zanotowało i notuje straty ok. 30% spodziewanych zbiorów. Fakt, że sie ochłodziło i spadły niewielkie deszcze nie zmienia wielomiesięcznej tendencji. Kłopot w tym, że w PO nie ma struktury zdolnej do poidjęcia decyzji o których wspominałem wcześniej. Zamiast frontalnej konfrontacji z PiS obserwujemy mało widoczne gierki partyjne. To nie jest patent na obone stanu posiadania PO.