ECHA WYDARZEŃ: Niemcy – Polska 3:1 w eliminacjach do futbolowych mistrzostw Europy. Oglądałem, słuchałem; przeczytałem setkę opinii w sieci. Wszyscy zadowoleni…
Rzadko się w sporcie zdarza, by pokonany był bardziej komplementowany od zwycięzcy. No, trochę bardziej.
Reprezentacja Polski punkty oddała, straciła (tuszę, że na pewien czas) przodownictwo w grupie, ale wrażenie zrobiła dobre. Jakby za nią (także za PZPN-em i całym środowiskiem piłkarskim) wreszcie zostało gaworzenie o budowaniu. Drużyny i stylu. Gawęda nie wspierana obrazem boiskowym raczej została do przeniesiona do przeszłości, i wprawdzie przestrzegam przed nadmierną radością oraz wiarą w automatyzm, to widzę, że fundamenty wyszły z ziemi. Jest na czym budować…
Grali zupełnie dobrze. Chwilami – bardzo dobrze, ale żeby owo „chwilami” zmienić w całomeczowe reguły trzeba zrobić kolejne kroki na tej drodze.
Ważne, że duch był, ochota była, siły na walkę do końca – także. W sytuacji przegrywania 0:2 na boisku rywala mogła się pojawić rezygnacja. I coś takiego zauważyłem, ale duch tylko się potknął, szybko wrócił na swoje miejsce – przy drużynie.
Widać było błędy – jasne, arsenał techniki piłkarskiej oraz szablonów wciąż jeszcze ma wiele miejsc do zapełnienia, ale nie jest źle.
Specom – prawdziwym i na niby (na polityce, medycynie i sporcie zna się większość rodaków, a na futbolu prawie każdy) zostawiam szczegóły, personalia itp. Zostaję przy osobistym wrażeniu – że oglądałem z przyjemnością i spałem lepiej niż po wielu innych meczach.
I guzik mnie obchodzi, że Niemcy, wygrywając zasłużenie, nie pokazali mi się jako drużyna mistrzów nad mistrzami. Wciąż są przy tytule mistrzów świata, wciąż prezentują najwyższą klasę wyszkolenia, wytrenowania (i pewnie kasy – też), lecz … Chyba dawnymi czasy, prowadząc 2:0 najwyżej by zamurowali swoje pole karne by wynik utrzymać do końca, a nie przeszli do luźniejszej zabawy z piłką. Takiej, która – moim zdaniem średniego fachowca – dała naszym czas na opanowanie nerwów oraz sytuacji. Ale recenzja mistrzów świata szukających drogi do mistrzostwa Europy nie moja to sprawa, A ich ewentualne kłopoty – nie moje zmartwienie. Ja jestem przy naszej drużynie – oby szła nadal drogą, na którą weszła. Pracowicie, oglądając świat futbolowy bez przerwy krytycznie oraz z należytą pokorą, a siebie – niezmiennie samokrytycznie. Bez dyrdymalenia o szczęściu w roli głównej…
Wciąż: „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie…” – jak mawiał niezapomniany Pan Kazimierz. I szansa grania w mistrzostwach Europy w zasięgu… “Do ostatniego gwizdka”…
Andrzej Lewandowski