Wojewoda Jacek Kozłowski: W sprawie propozycji podziału Mazowsza11 min czytania

PHOTO TOMASZ RADZIK SE / EAST NEWS WARSZAWA KONFERENCJA PRASOWA WOJEWODY N/Z JACEK KOZLOWSKI WOJEWODA MAZOWIECKI 24/06/2013 WSZYSTKIE ZDJECIA NA HTTP://AGENCJA.SE.COM.PL

2015-11-24.

Mazowsze (5,6 mln. mieszkańców)  – największe w Polsce województwo, spójne terytorialnie i centralnie położone, z historyczną stolicą, ma na życzenie PiS-u zostać podzielone na dwa; Warszawę z okolicą i resztę. Jakie są argumenty za, a jakie przeciw podziałowi – mówi obecny wojewoda mazowiecki, Jacek Kozłowski.

– Naturalnym centrum i zwornikiem regionu Mazowsze jest geograficznie i historycznie Warszawa. To wokół Warszawy zorganizowana jest cała struktura, wszystkie szlaki komunikacyjne.  Tylko część radomska obecnego województwa nie była historycznie częścią dawnego Mazowsza. To była część ziemi sandomierskiej. W różnych wydaniach było województwo radomskie, staropolskie, kieleckie, ale dzisiaj Radom, jeśli spojrzeć na przestrzenne,  funkcjonalne i kapitałowe powiązania miasta, najsilniejszą ma więź  z Warszawą. Podobnie, jak Siedlce, jak Ostrołęka, Płock. Cały układ Mazowsza ciąży w kierunku Warszawy, jest bardzo silnie powiązany z rozwojem Warszawy, z dynamizmem Warszawy.

– Ci, którzy postulują podział województwa na dwie części mówią, że Warszawa wysysa ludzi tego regionu.

– Owszem, w jakimś sensie wysysa zasoby ludzkie, bo młodzi ludzie często uciekają do Warszawy.

Ale nie przestaną uciekać także gdy będą musieli przekraczać granice województw, bo Warszawa nie przestanie być największym i najbogatszym miastem w regionie, dającym największe szanse kariery.

– Chwytliwym argumentem za podziałem jest sposób dystrybucji funduszy unijnych. Istotnie bowiem jest tak, że średnia dochodowa, zawyżona w Warszawie, mogłaby spowodować, że w następnej perspektywie całe województwo straci dostęp do funduszy europejskich.

– Jest na to bardzo prosty sposób. Nie trzeba dzielić województwa, żeby w biednej części województwa ocalić dostępność do unijnych środków z programu operacyjnego, oddzielając ją administracyjnie od centrum. Aby z powodu bogactwa Warszawy nie tracić środków unijnych,  wystarczy podział na regiony statystyczne, a nie podział na dwa województwa.

– Co to są regiony statystyczne?

– Europejskie regiony statystyczne, tzw. NUTS-y. Fundusze strukturalne UE, które są elementem polityki regionalnej, są rozdzielane na transze dla poszczególnych krajów, które pod względem rozwojowym pozostają w tyle. Te kraje dostają fundusze w dwóch częściach: jedną, która jest wydawana centralnie i drugą część dla regionów. Gdybyśmy województwo mazowieckie podzielili na dwa regiony statystyczne, to moglibyśmy rozpatrywać oddzielnie obszar Warszawy z okolicznymi gminami i oddzielnie pozostałą część województwa.  Wówczas średnia dochodów na głowę mieszkańca dla Warszawy byłaby powyżej100%  średniej unijnej i Warszawa nie miałaby szansy na korzystanie z programu regionalnego, ale za to biedne Mazowsze dostałoby duże środki, bo dochód na głowę nie przekraczałby 70%, a taki region statystyczny ma  tytuł do otrzymywania środków na tzw. regionalny program operacyjny. Nie trzeba więc robić granicy administracyjnej, wystarczy wyłącznie podzielić województwo na regiony statystyczne. I taki wniosek rząd polski wysłał już do Eurostatu.

– A nie szkoda pozbawiać Warszawę środków unijnych?

Jeżeli nie podzielimy województwa mazowieckiego  na dwa regiony statystyczne, to w następnej perspektywie całe województwo straci dostęp do tej części funduszy unijnych, która jest dystrybuowana w formie regionalnych programów operacyjnych. Straci dostęp do tej części, która na najbliższe 7 lat wynosi 2,1 mld. euro. Może nie w całości, bo jakiś mały lokalny program operacyjny pozostanie.

Pomysłem PiS, żeby tego nie stracić, jest podział administracyjny województwa. Ale podział administracyjny wpływa na dystrybucję środków krajowych, a te są wielokrotnie wyższe, niż środki unijne. I w tym aspekcie region bardzo dużo zawdzięcza Warszawie.  Jeśli spojrzeć na przepływy finansowe, to na pewno nie jest tak jak głoszą zwolennicy podziału, jest dokładnie odwrotnie. Przepływ środków krajowych, wypracowanych przez bogatą Warszawę i okoliczne powiaty, przede wszystkim kierowany jest na biedniejsze części województwa. Podzielenie tego województwa granicą administracyjną odetnie bogate centrum, które wypracowuje nadwyżkę dochodów – wydawanych potem w ostrołęckim, płockim , siedleckim, ciechanowskim – i ta nadwyżka nie pójdzie do tej części województwa.  Inaczej mówiąc, jeśli podzielimy województwo granicą administracyjną, to biedne Mazowsze nie zyska, jak twierdzą autorzy podziału, tylko straci.

– Ile?

Nie są to sumy małe. Wartość unijnego regionalnego programu operacyjnego to jest 2,1 mld. euro na siedem lat. W przeliczeniu na złotówki to jest 8,5 mld. złotych. Tymczasem roczny budżet samorządu  województwa mazowieckiego  i różnych regionalnych funduszy, takich, jak fundusz ochrony środowiska to jest ponad 9 mld. zł. rocznie, czyli siedmiokrotnie więcej, niż środki z Unii Europejskiej w ramach operacyjnego programu regionalnego.

– A podział dotyczyłby Warszawy i reszty województwa?

– Warszawy wraz z metropolią czyli dziewięcioma  otaczającymi powiatami. Trzeba pamiętać, że środki unijne są dzielone proporcjonalnie do liczby ludności. A więc takie województwo obwarzankowe, które pozostałoby po wykrojeniu centrum, liczącego 3 mln. mieszkańców, liczyłoby 2,6 mln. i otrzymałoby ponad połowę mniej. Zwolennicy podziału nie biorą pod uwagę, że mniejsza liczba mieszkańców, to jest mniej środków unijnych. Nie mówią natomiast zupełnie, jak to bardzo niekorzystnie dla tych biednych części zniekształci przepływ środków krajowych.  Dziś cała nadwyżka,  wypracowywana w Warszawie i w okręgu podwarszawskim, poprzez jeden budżet, jeden fundusz wojewódzki i ochrony środowiska jest transferowana wewnątrz województwa. Po podziale, ta nadwyżka, która powstaje w tej bogatej i dynamicznej części województwa  pójdzie w postaci janosikowego na wszystkie szesnaście  województw.  Dzisiaj dochody własne województwa mazowieckiego to ponad 1,7miliarda,   a województwa  warmińsko – mazurskiego z podatków to 59 mln. Dysproporcja gigantyczna. Gdyby nie podatek janosikowy, który województwa bogate płacą na rzecz biednych, to w  mazurskim w ogóle nie byłoby możliwości rozwijania sieci  drogowej, szkół, usług publicznych. Prawda, że janosikowe jest źle skonstruowane, ale jest sensowne, że musimy płacić, aby dbać o zrównoważony rozwój kraju i o to, żeby każdy polski obywatel, bez względu na to, w którym województwie mieszka,  miał podobny standard usług publicznych. To jest nasz obowiązek wobec państwa.

Wydzielając bogate centrum z województwa  mazowieckiego zostawiamy jedno z biedniejszych województw w Polsce!  I dostanie z janosikowego 1/16 tego, co dzisiaj dostaje. Więc ta już biedna część jeszcze bardzo zbiednieje. Z funduszy unijnych nie dostanie tyle, ile dzisiaj, ale mniej niż połowę. W rezultacie bilans wychodzi zdecydowanie ujemny dla tego projektowanego podziału. Ja to z grubsza wyliczałem i wyszło mi, że utrata dochodów krajowych i unijnych w tej obwarzankowej części będzie na poziomie ok. 500 zł na jednego mieszkańca. To jest razem utrata około1,2 miliarda złotych.

– Dużo

Do tego jeszcze należałoby dołożyć dodatkowy koszt utworzenia i obsługiwania podwojonej liczby urzędów, inspekcji, straży, służb, komendy, inspektoraty.  A koszt utrzymania mojego urzędu to jest 80 mln. zł rocznie. Nie da się tego podzielić na pół i powiedzieć, że dwa urzędy będą kosztowały po połowie, czyli po 40 mln. Trzeba z góry założyć, że dwa urzędy będą może nie dwukrotnie droższe, ale na pewno droższe o 40 – 50 %  niż ten jeden. Dla tych nowych instytucji i urzędów, trzeba będzie znaleźć budynki, których dzisiaj nie ma, być może zbudować, być może wynająć. One będą kosztowniejsze, niż to, co mamy dzisiaj. Zwolennicy tego nowego województwa mówią, że będą nowe miejsca pracy w Ostrołęce czy Radomiu. To prawda, będą nowe miejsca pracy w administracji. Ale administracja nie pomnaża dochodu narodowego, żyje kosztem podatnika. Administracja będzie dodatkowo konsumowała część dochodu tego nowego województwa.  Powiększy tylko koszty funkcjonowania państwa, przerzucając to obciążenie na podatnika.

– Ale czy zarządzanie nie będzie sprawniejsze?

– Ta granica poprzecina wiele powiązań funkcjonalnych, utrudni realizowanie wielu projektów, programów, które obejmują wiele różnorodnych zorganizowanych układów przestrzennych, wytworzonych w wyniku wielosetletnich ewolucji.

Cała sieć drogowa, cała sieć kolejowa, sieć infrastruktury energetycznej, gazowej, przesyłowej, energii elektrycznej, telekomunikacyjna jest zbudowana koncentrycznie w kierunku Warszawy. To nowe województwo będzie dysfunkcjonalne. Wyobraźmy sobie mieszkańca Myszyńca, który, żeby dojechać do stolicy województwa – będzie pewnie w największym Radomiu – musi jechać 4 godziny. Nie ma takiego województwa w Polsce, w którym żeby załatwić zwykłe życiowe sprawy w organach szczebla wojewódzkiego trzeba  jechać cztery  godziny!  Jest to nie do przyjęcia. Mówią, że urząd wojewódzki  byłby w Radomiu, a marszałkowski w Płocku. A mieszkaniec spod Lipska jedzie do Płocka! To są pomysły absurdalne. Wreszcie zbudowanie granicy administracyjnej pomiędzy Radomiem a Warszawą, Płockiem a Warszawą wcale nie w spowoduje – mówiłem – że ludzie z Siedlec czy Płocka przestaną przyjeżdżać do pracy do Warszawy. A w ten sposób powstanie sytuacja, w której mieszkaniec Radomia, przyjeżdżając do niej do pracy, będzie tworzył dochód w innym województwie, niż to w którym mieszka. W innym województwie będą płacone podatki od firm, w których pracuje.

– Czy pan przekazywał te swoje argumenty twórcom koncepcji podziału?

– Zainicjowałem i namówiłem marszałka województwa  do wspólnego wystąpienia. Jeszcze wcześniej do minister Bieńkowskiej, ale ona nie nadała temu biegu. Po zmianie rządu do minister Wasiak skierowałem wystąpienie w postaci memorandum  w zakresie podzielenia województwa na dwa regiony statystyczne, nie dzieląc województwa administracyjnie, nie wpływając na przepływ środków krajowych. Przez rok działał specjalny zespół roboczy w ministerstwie infrastruktury, który analizował wszystkie warianty podziału województwa  mazowieckiego.  Ten mój wniosek przeszedł całą procedurę w Radzie Ministrów. Został przyjęty przez komitet stały, Rada Ministrów upoważniła GUS do wystąpienia do Eurostatu , aby dokonał zmian w tym podziale. To powinno nastąpić do końca tego roku. Do końca tego roku jest otwarte okienko, w którym Eurostat przyjmuje i rozpatruje tego typu wnioski. Jeśli teraz tego nie zrobimy, to nie będziemy mieli możliwości wpłynięcia na zmianę dystrybucji środków unijnych po 2022 roku.

To zrobiłem.

Opracowanie konsekwencji finansowych ewentualnego podziału województwa mazowieckiego musi zostać wypracowane jako podstawa do ewentualnej decyzji. Nie wyobrażam sobie, żeby parlament mógł podejmować decyzję nie wyliczając dokładnie konsekwencji finansowych i to nie tylko w odniesieniu do przepływów funduszy unijnych, ale przede wszystkim w odniesieniu do przepływów funduszy krajowych, które są wielokrotnie większe w ramach budżetu państwa i budżetu samorządów, a których przepływ zmienia granica administracyjna. Jestem absolutnie pewien, że gdyby to zrobić rzetelnie i uczciwie, to nikt rozsądny na podział tego województwa nie powinien się zgodzić.

– To jakie argumenty przemawiają za tym podziałem?

–  Moim zdaniem są to argumenty natury politycznej i to politycznej wbrew temu, co leży u źródeł pojęcia polityka. Bo polityka (z greckiego politeja), to troska o dobro wspólne. A tu chodzi o politykę partyjną. Bo nowe województwo to jest kilkadziesiąt nowych instytucji, to jest nowy sejmik, to są setki nowych stanowisk, może nieatrakcyjnych finansowo, bo praca w administracji dzisiaj w Polsce atrakcyjna nie jest, ale dających poczucie pełnienia władzy, pozwalających ludziom zaspakajać swoje ambicje prestiżowe.

Do czego prowadzi polityka odwołująca się do argumentu prestiżowego, to my widzimy na lotnisku radomskim, absurdalnym z ekonomicznego punktu widzenia. Powstało z ambicji poprzedniego prezydenta Radomia. powstało tuż przed poprzednią kampanią samorządową. Najdroższą kampanią wyborczą w historii Polski ! 120 milionów wydanych na lotnisko, z którego do tej pory wyleciało dwustu kilkudziesięciu niekomercyjnych pasażerów. Komercyjnych biletów sprzedało się chyba poniżej setki przez ponad rok. Radom w założeniu miał konkurować z lotniskiem Chopina, które dzisiaj odprawia 13-14 mln pasażerów rocznie. To był pomysł motywowany wyłącznie potrzebą prestiżu. I dzisiaj miasto płaci ogromne koszty, bo to jest 140 etatów, dla jednego połączenia w tygodniu dla dwóch pasażerów. Najdroższa kampania, najdroższe lotnisko na świecie. Za to Radom ma na każdym skrzyżowaniu strzałkę; port lotniczy Radom, postawioną przed wyborami samorządowymi. Twórca tego i tak wybory przegrał. A obecny prezydent teraz ma pasztet, z którym nie wiadomo, co zrobić i jak nie zmarnować tego, co wydano.

To jest problem Radomia, który nie może przeżyć utraty swojej wojewódzkości. Tylko, że Radom nie potrafi dostrzec tego, że największym atutem, szansą rozwojową jest bliskość Warszawy, powiązanie z Warszawą, a nie konkurowanie z nią.

Trzeba zrobić solidną ekspertyzę, ale na razie nikt tego nie robi i to mnie trochę przeraża. Ci, którzy proponują podział, biorą dane z sufitu, że to będzie korzystne dla biednej części województwa. A czyje by to było województwo? W tej biednej części PiS wygrywa. I o to chodzi.

Rozmawiała Elżbieta Misiak-Bremer

Print Friendly, PDF & Email