Ernest Skalski: Tryptyk rosyjski z dostawką35 min czytania

stalin32015-12-18.

Pierwsza część: Nie wszystkich to spotkało, ale każdego mogło to spotkać.

Tę opowieść napisał Andriej Mowczan, ekonomista moskiewskiego oddziału Fundacji Karnegie, znany i popularny z powodu oryginalnych pomysłów gospodarczych, wszechstronnych zainteresowań i tekstów w swoim blogu.

Jego tekst poprzedza krótka wymiana zdań:

Okazuje się, że da się mnie wyprowadzić z równowagi. Hura, jestem żywym człowiekiem! Jewgienij Grin (popularny astrolog, bioterapeuta, ezoteryk) pyta mnie w komentarzach: „Andriej, zamierzałem napisać coś zupełnie innego, ale potem przeczytałem o Stalinie. I pojawiło się pytanie. Czy Stalin rzeczywiście zasługuje tylko na wieczną hańbę i zapomnienie? Czy trzeba widzieć w nim wyłącznie krwawego tyrana, a kwestie gospodarki i przemysłu nie mają żadnego znaczenia?”

Jewgienij, proszę mi wybaczyć wybuch emocji, szanuję pana i pańskie pytanie. Tylko że jest po prostu przerażające. …Coś panu opowiem:

Po głodowych latach studenckich, kiedy przez pięć zim chodziłeś w jednym płaszczu, a buty (także jedyną parę) znajomy szewc łatał ci za „dziękuję”, już od dziesięciu lat pracujesz jako inżynier w moskiewskim biurze konstruktorskim.

Za oknem Związek Radziecki w pełnym rozkwicie, niedawno udało ci się przeprowadzić z żoną i córką z zimnego kąta w izbie teściów w pobliżu obecnej ulicy Swobody do własnego dziewięciometrowego pokoju w niskim bloku w dzielnicy Sokoł (co prawda na osiemnaście pokoi jest tam jedna ubikacja i kran, z którego ciurka rdzawa zimna woda, ale w porównaniu z lodowatym kątem w chałupie to i tak luksus). Żona jest nauczycielką, córka chodzi do żłobka (poszczęściło się wam), dwie pensje za pracę sześć dni w tygodniu starczają na skromne jedzenie i zwykłe ubranie, stać cię nawet, żeby czasem, przy święcie, coś żonie podarować – na przykład wieczne pióro.

Żonę kochasz i rozpieszczasz – jest młoda (urodziła się tuż przed rewolucją), to już „nowy człowiek”, czuły i dobry.  Niepotrzebnie ją rozpieszczasz  – nie wie przez to, co wolno, a czego nie wolno. Lepiej byś ją bił, jak większość waszych byłych sąsiadów ze wsi jej rodziców! Na radzie pedagogicznej, gdy roztrząsano, dlaczego nie wszyscy nauczyciele w wystarczającym stopniu informują klasy o słuszności i sprawiedliwości rozpraw ze zdrajcami, ona nie tylko nie podziela powszechnego entuzjazmu, ale co gorsza mówi szeptem do swojej długoletniej koleżanki i przyjaciółki: „Jak z tego w ogóle można się cieszyć; jacy by nie byli – to przecież ludzie!”.

Powiedziała to cicho, ale donosy napiszą aż trzy osoby, w tym przyjaciółka. Po twoją żonę przyjdą tydzień później, o pierwszej w nocy.  Zachowywać się będą spokojnie i uprzejmie, a wy będzie na dwa głosy krzyczeć, że to pomyłka. Przytakną, że na pewno pomyłka, ale mamy rozkaz, odstawimy gdzie trzeba, a tam już wszystko wyjaśnią i niezwłocznie wypuszczą. Rano będziesz chciał to wszystko wyjaśnić, a pańscy przyjaciele, na pytanie, jak się do tego zabrać, będę unikali rozmowy, a potem, przy następnym spotkaniu udadzą, że  cię nie widzą.

W końcu wedrzesz się do właściwego gabinetu, ale tam, zamiast odpowiedzi, zaczną zadawać pytania i pokażą zeznanie, w którym twoja żona przyznaje się, że należała do organizacji trockistowskiej związanej z wywiadem Japonii. Jej zadanie polegało na demoralizowaniu uczniów i szkalowaniu radzieckiej władzy. Na kartce z zeznaniem będzie widniał jej podpis – słaby i drżący, w rogu dwie kropelki krwi. Zażądają, byś ją obciążył – „Przecież musiała z wami o tym rozmawiać? Z jakimi podejrzanymi osobami utrzymywała kontakty?” Będziesz krzyczał: „To niemożliwe, przecież ją znam! To prowokacja kontrrewolucjonistów! Pójdę ze skargą do samego towarzysza Stalina!”. „Jak chcecie – usłyszysz w odpowiedzi. – To wasza decyzja, czy pomagacie organom czy nie. Możecie iść.”

[box title=”Podział na strony!” border_width=”1″ border_color=”#000000″ border_style=”dotted” icon=”anchor” icon_style=”border” icon_shape=”circle” align=”center”]Tekst podzielony na strony. Na samym dole numery stron, są aktywnymi odnośnikami.[/box]

Zresztą może się zdarzyć i tak, że na widok krwi poczujesz mdłości, ucisk w głowie, zrobi ci się  gorąco, ale ręce będą zimne i zaczną drżeć, a pierś wypełni uczucie przygniatającego smutku. Zgarbisz się  i niespodziewanie usłyszysz własny głos, który powie: „Tak, tak, tak, oczywiście, teraz rozumiem, nie raz mi mówiła, ale myślałem, że to z dobroci serca. Ale ja, wiecie towarzyszu, ja jej zawsze twardo powtarzałem …”. „Piszcie” – „naczelnik” podsunie ołówek. I napiszesz. Ale to bez znaczenia, ponieważ w obu przypadkach i tak cztery dni później po ciebie przyjdą – a przez te cztery dni koledzy i znajomi nie będą cię zauważać i nawet rodzice żony nie wpuszczą ciebie za próg.

Przejdziesz przez wszystkie etapy – wzburzenia i strachu; po pierwszych cięgach – przerażenia i wzburzenia; kiedy dotrze do ciebie, że bić będą dwa razy dziennie – w celi „na ludowo”, odbijając nerki, łamiąc nos i masakrując twarz, a na przesłuchaniu – „po sowiecku”, miażdżąc wątrobę, rozrywając przeponę, łamiąc palce, zgniatając genitalia – oswoisz się ze strachem, który wyprze wszystkie inne uczucia. Zapomnisz nawet, że miałeś córkę (gdzie ona teraz jest?) i żonę.

Będziesz miał szczęście. Szybko podpiszesz to, co trzeba. Na podstawie twoich zeznań wsadzą jeszcze sześć osób – tylko jedną z nich znasz osobiście, to ten kolega, który ci przestał się kłaniać. Kiedy będziesz podpisywał obciążające go zeznania, na mgnienie oka obudzą się w tobie ludzkie uczucia – odczujesz złośliwą satysfakcję. Co najdziwniejsze, oskarżą cię tylko o niepoinformowanie władz (albo śledczy lubią wymyślać skomplikowane historie, albo dostali zlecenie na różne paragrafy). Wyślą cię do łagru, a po pięciu latach odsiadki na front.

W pierwszej bitwie zostaniesz ranny w rękę, rana nie będzie chciała się wygoić i dlatego nie odeślą cię z powrotem na pierwszą linię, ale wrócisz do swojego biura konstruktorskiego.

W łagrze (cofnijmy się trochę w czasie) stłuką cię jeszcze wiele razy, wybiją zęby, przestawią nos. Palce, które umiały grać na gitarze, nigdy więcej nie utrzymają normalnie nawet pióra. Już nigdy nie będziesz umiał patrzeć spokojnie na jedzenie i będzie chomikował pod poduszką skórki od czarnego chleba. Będziesz  do końca życia utykał, spał najwyżej cztery godziny, zrywając się na każdy szelest, a warkot samochodu w nocy za oknem będzie cię przyprawiał o atak serca.

Spróbujesz odnaleźć waszą córkę, lecz jej nie znajdziesz – trafiła do specjalnego domu dziecka dla dzieci wrogów narodu, potem wybuchła wojna i ślad się urywa. Można by sprawdzić w archiwach, ale archiwa są zamknięte i nikt nie zamierza ich otworzyć.

Nigdy się nie dowiesz, jaki los spotkał twoją żonę, ale ja ci powiem – przecież wiem wszystko.

Odstawili ją do izby zatrzymań i tam od razu, zanim ją wzięli na przesłuchanie, została zgwałcona przez kryminalnych. Było ich sześciu, mieli dwie godziny, strażnikom się nie spieszyło, a śledczy się spóźniał – miał nawał pracy. Opierała się przez jakieś trzy minuty, dopóki nie wybili jej pięciu zębów i nie złamali dwóch palców. Dlatego właśnie trudno jej było podpisać zeznania. Ale krew na kartce pochodziła z rozerwanego ucha (po pięciu godzinach przesłuchania rozbity nos już nie krwawił).

Ucho rozerwali jej podczas przesłuchania – śledczy, zniecierpliwiony czekaniem na odpowiedź, czy zamierza się przyznać czy nie, uderzył ją kilka razy w głowę podstawką do herbaty (tak naprawdę wściekł się, bo herbata wystygła, roboty huk, a dziewczyna ładna i przy kości, dlaczego  swołoczom kryminalistom wolno, a jemu – oficerowi – nie?!). Ona również szybko się do wszystkiego przyznała i podpisywała, co podsuwali – raz tylko się zawahała, podpisując zeznanie, obciążające ciebie. Ale zagrozili, że odeślą ją do męskiej celi, więc podpisała. I także szybko trafiła do łagru. Była jednak mniej elastyczna – ty prędko nauczyłeś się wysługiwać kryminalnym i podkradać racje, kiedy nikt nie patrzy, a ona nadal próbowała bronić słabszych przed tymi, którzy się nad nimi pastwili, za co nienawidziły ją i kryminalne, i zadręczane, pół żywe ofiary.

Mniej więcej po roku powiedziała coś w rodzaju „człowieka nie można tak bić!”. Któraś z siedzących za kradzież bab palnęła:  „Nie? No to musimy poćwiczyć, żeby to robić prawidłowo – urządzimy sobie, kurwa, kursy DOSAAF! (Добровольное Общество Содействия Армии, Авиации и Флоту, Dobrowolne Stowarzyszenia Współdziałania z Armią, Lotnictwem i Marynarką ZSRR, założona w 1927 r paramilitarna organizacja o charakterze masowym, swoiste zaplecze i ośrodek szkoleniowy Armii Czerwonej. )

Rozebrały ją do naga i biły, demonstrując swoje umiejętności, a „politycznym” kazały oceniać ciosy  według dziesięciopunktowej skali. Każde uderzenie powodowało ożywioną dyskusję – komuś trzeba było przyznać pierwszeństwo, a ta, która przegra mogła się przecież obrazić. Nie spostrzegły, kiedy umarła – szybko upadła, biły leżącą. Ta, która wreszcie to zauważyła, powiedziała „Zdechła, suka. Tak nieciekawie. Fajrant!”

Po wojnie przeżyłeś jeszcze piętnaście lat i umarłeś w pięćdziesiątym roku życia od nagłego przestrachu. Przez cały ten czas mieszkałeś oczywiście nie w swoim dawnym pokoju w dzielnicy Sokoł, a w połówce pokoju przydzielonej przez ministerstwo (Ministerstwo Średniego Przemysłu Maszynowego). Za przepierzeniem z kartonu mieszkała czteroosobowa rodzina, mieliście wspólne drzwi, ale za to jedną toaletę już tylko na siedem pokoi. Przez połowę tego czasu większość towarów (a niewiele potrzebowałeś) nabywałeś na kartki i talony. Do końca nie dorobiłeś się odbiornika radiowego, słuchałeś głośnika, który był u sąsiadów, ale grał prawie na okrągło.

Kiedy sparaliżowało ci lewą połowę ciała, już po sześciu godzinach zabrali cię do szpitala i położyli na materacu w korytarzu. Nikt się tobą nie zajął, bo lekarze uznali, że stan twój jest beznadziejny. Umierałeś we własnym moczu i ekskrementach jeszcze przez mniej więcej dobę, ale to było nic w porównaniu z łagrem – niemal tak dobre, jak zostać wysłanym na front, jak odnieść ranę, jak dowiedzieć się, że ręka nie odzyska sprawności i jak wierzyć, że  żona umarła i już nie cierpi (do 1956 wierzyłeś tylko, nie mając żadnych informacji).

Chcę, żebyś wiedział jedno: tego wszystkiego, co się ci przydarzyło, nie można rozpatrywać w oderwaniu od kwestii gospodarczych i przemysłowych. Wciąż są ludzie, którzy wierzą, że Rosja stała się potęgą gospodarczą, jeśli nie za cenę twoich drobnych nieprzyjemności, to w każdym razie w tym samym czasie. No cóż. Nie będziemy rozpatrywać w oderwaniu. W tamtych czasach Rosja przeżyła monstrualny głód (do ośmiu milionów ofiar, w tym trzy miliony zmarłych bezpośrednio z głodu) – jako jedyna w Europie. Rosja wyprzedała fantastyczne ilości klejnotów i dzieł sztuki. Trzymała swoich obywateli w głodzie, chłodzie i chorobach aż do wybuchu wojny – i jeszcze dwadzieścia lat po jej zakończeniu. Po co? Żeby być w stanie produkować tylko i wyłącznie czołgi, działa, samoloty, samochody, umundurowanie i buty dla wojska.

Ani wtedy, ani potem, Rosja nie zdołała wypuścić na rynek choćby jednego towaru konsumenckiego przyzwoitej jakości, ani jednej własnej technologii (nawet rakiety i bombę atomową ukradła). Co prawda te wszystkie czołgi nie obroniły ZSRR przed  dwa razy mniejszym – liczebnie i pod względem uzbrojenia – wrogiem, który przeorał całą europejską część kraju, kiedy my dozbrajaliśmy się ochłapami od Amerykanów, wsuwając amerykańską mielonkę.

Cena za strach Europy przed komunizmem, za stalinowską strategię „lodołamacza”, za kolaborowanie z wrogiem przed wojną – to 26 milionów ludzkich istnień. Za represje – dalsze co najmniej trzy miliony trupów i sześć milionów powracających z łagrów.  Rozkułaczanie i „walka ze szkodnikami i defraudantami” kosztowały kolejne cztery miliony ofiar. To jedna trzecia ludności kraju. I po co? Żeby najpierw z pomocą Zachodu rozpocząć produkcję kiepskiej stali i czołgów, a później wyposażyć swoje fabryki w zdobyczne urządzenia i pracować na nich do dwudziestego pierwszego wieku?  Żeby pozostać daleko w tyle za resztą świata w dziedzinach rolnictwa (genetyka – burżuazyjna pseudo-nauka) i cybernetyki (sprzedajna dziewka imperializmu)? Żeby baraki stały do lat dziewięćdziesiątych, a do osiemdziesiątych królowały komunalne mieszkania wielorodzinne? Żeby trzydzieści lat po wojnie telewizor kosztował półroczną pensję doktora nauk, żeby na samochód trzeba było pracować pięć lat, a na mieszkanie (spółdzielcze) dwadzieścia, o ile dadzą przydział?

ZSRR narodził się jako biedny kraj, był biedny za Stalina i biedny gdy Stalin umarł. Dyktatury nie bywają bogate (chyba, że są Singapurem).

Potrzebujemy destalinizacji. Ten potwór sześćdziesiąt lat po swojej śmierci nadal wyciąga po nas swoje łapska – za pośrednictwem ludzi pozbawionych wyobraźni. Mam nadzieję, że tobie jej nie brakuje i że potrafisz wyobrazić sobie taką scenę: wasze dziecko w końcu usnęło i razem z żoną siedzieliście przy stojącej na stole lampie, na którą narzuciliście chustkę. Mówiła ci, jakie to okrutne, nie tylko karać zdrajców (no oczywiście, inaczej nie można, rozumiem przecież ), ale do tego jeszcze cieszyć się z kaźni – to jakieś średniowiecze, jestem nauczycielką historii, wiem przecież … Powiedziałeś: „Uważaj, żebyś się nie doigrała takim gadaniem” i zaczęliście się śmiać. Położyliście się po północy i jeszcze nie spaliście, kiedy za oknem rozległ się warkot samochodu. W tamtych czasach po ulicach jeździło niewiele samochodów, ale co z tego, ludzie mają różne sprawy na mieście – nie wydało się to ci ważne …

Print Friendly, PDF & Email
 

5 komentarzy

  1. Stary outsider 18.12.2015
    • Marian. 18.12.2015
  2. Stary outsider 18.12.2015
  3. koraszewski 19.12.2015
  4. Less 19.12.2015