Krzysztof Łoziński: Noc długich nosów5 min czytania

skanuj01892015-12-31.

Śmiejmy się, gdy nie jest do śmiechu

Motto:

Prezesie, historia ci może wybaczy,
ale u mnie masz przerąbane.

Śmiech ma siłę rażenia wcale nie mniejszą, niż kłamstwo. Długie nosy to symbol kłamstwa, więc obśmiejmy tę „noc długich nosów”, która obecnie się dzieje. Wprawdzie protoplasta wielu lansowanych dziś koncepcji robił „noc długich noży”, a nie „długich nosów”, ale może dlatego, iż umiał posługiwać się nożem (i widelcem). Jego naśladowcom zostały już tylko długie nosy. Jak mawiał pewien klasyk: historia się powtarza, ale jako farsa.

Warto sobie przypomnieć parę starych a ciągle aktualnych anegdotek i trochę literackiej klasyki, co właśnie zamierzam zrobić.

Zacznijmy od długonosych obietnic wyborczych (np. dla każdego tatusia 500 zł na każde 200 browarów).

Za czasów Gierka krążyła taka anegdotka:

Dwa tygodnie przed świętami władza ogłosiła, że każdy dostanie za darmo szynkę na święta.
Tydzień przed świętami ogłoszono, że może nie będzie to szynka, ale coś z wieprzowiny.
Dwa dni przed świętami ogłoszono, że tej wieprzowiny nie dostanie każdy, a tylko ci, co się upomną, dostaną po ryju.

dzieckopis

Reformy – potocznie: majtki damskie, wełniane reformy – Słownik Języka Polskiego PWN

Władza wówczas też ogłosiła przywileje dla emerytów: mogą przechodzić na czerwonym świetle i kąpać się w miejscach niedozwolonych. Ustanowiono też dla nich hasło na pochody poparcia dla reform emerytalnych władzy: „popierajmy partię czynem, umierajmy przed terminem”.

Oczywiście wszystkie analogie są zupełnie przypadkowe…

W okresie stanu wojennego pojawił się na murach Warszawy ciekawy napis, zgrabnie unikający wulgaryzmu: „Junta juje”. Oczywiście wszelkie analogie są przypadkowe.

A teraz przejdźmy do literackiej klasyki. Popularny ostatnio stał się Orwell, ale ja proponuję autora z kręgów cywilizacyjnych bliższych sułtanowi Sulejmanowi Karłowatemu, ze wschodu.

Był taki rosyjski pisarz Michaił Sałtykow Szczedrin, który w 1869 roku opublikował książkę „Dzieje pewnego miasta”. Miasto nazywało się Głupów, a jego mieszkańcami byli Głupowianie. Oczywiście wszelkie analogie są przypadkowe.

Głupowianie ubolewali nad tym, że w Głupowie nie było władzy. Chodzili po różnych kniaziach i prosili o nadanie miastu władzy. Większość kniaziów mówiła roztropnie: „a na cholerę wam władza?”. W końcu pewien kniaź ustanowił w Głupowie władzę – horodniczego. I wszystko co się działo dalej było tego konsekwencją… Oczywiście wszelkie analogie są przypadkowe.

Pierwszy horodniczy (który wcale nie miał na imię Antoni) wyprowadził w pole wojsko. Ale wieczorem zrobiło się zimno i w polu pokazały się wilki, a wojsko, poza wyjściem w pole, nie wiedziało co robić. Wówczas horodniczy wydał historyczny rozkaz: „dygotać!”. Oczywiście wszelkie analogie są przypadkowe.

Nastał później horodniczy, który robił porządek. Tam, gdzie wcześniej szumiały łany pszenicy, teraz był porządek! Na skutek porządku w mieście pojawił się głód. Głupowianie wszczęli bunty, a horodniczy zrozumiał, że coś tu musi nadejść: albo zboże, albo garnizon.

Goniec na koniu pognał do Petersburga, a Głupowianie wychodzili na drogę i patrzyli. Pewnego dania na horyzoncie ukazał się tuman kurzu. „Zboże jedzie, zboże!” zakrzyknęli Głupowianie, a z tumana kurzu dobiegł głos wojskowej trąbki. To szedł garnizon.

Tak więc nie cieszcie się Głupowianie, gdy nadciąga tuman (oczywiście wszelkie analogie są przypadkowe).

Był też horodniczy Pozytywka. Miał w głowie pozytywkę. Codziennie wychodził na balkon swego pałacu i mówił; „psiakrew, nie ścierpię!”. Lud wiedział, że władza jest mocna i panował spokój. Ale pozytywka zaczęła się psuć. Horodniczy coraz  rzadziej wychodził na balkon i Głupowianie wszczęli bunty. Pozytywkę wysłano do naprawy do Petersburga, horodniczy znów wyszedł na balkon, wydał ukaz „o naprawie władztwa” i powiedział „psiakrew, nie ścierpię!”. Znów zapanował ład i porządek. W końcu do tego prowadzi „ustawa naprawcza”. Oczywiście wszelkie analogie są przypadkowe.

A na końcu był horodniczy Benewoleński, który ułożył „Ustawę o właściwej rządcom miasta dobrotliwości”.

Zacytuję ważniejsze jej zapisy:

  • niech każdy rządca miasta będzie dobrotliwy;
  • skazywać, rujnować czy też w inny sposób niszczyć mieszkańców należy rozważnie, ażeby od takiego rujnowania nie zmniejszył się Imperium Rosyjskiego awantaż;
  • obywatela przechodzącego mimo od razu za kołnierz chwytać i do kozy wsadzać nie należy;
  • prawa należy wydawać dobre, naturze ludzkiej odpowiadające. Praw zaś sprzecznych z naturą, a zwłaszcza niejasnych i niewygodnych do wypełnienia do wiadomości publiki nie podawać:
  • w czasie wystąpień publicznych i przemówień zachować na mordzie łagodny uśmiech, by nie budzić przerażenia;
  • oświatę wprowadzać łagodnie, w miarę możności unikając rozlewu krwi;
  • co do reszty postępować wedle uznania.

Już nie w tej książce, ale w jednym z opowiadań, prześmiewca Szczedrin podał zalecenie dla czynowników: „w nastroje władztwa wpatrywać się uważnie, zaś podszeptom zdrowego rozsądku ulegać w umiarkowanym zakresie”. Oczywiście wszelkie analogie są przypadkowe.

I na koniec jeszcze cytat z innego klasyka, z powieści Piotra Wojciechowskiego „Czaszka w czaszce”. Rozmowa dwóch Kozaków:

– I co teraz będzie – pyta młody Kozak starego.
– To co zawsze, wiosną zazieleni się step i przyjdzie nowa władza po nowej trawie.

I tym to sposobem, wszystkim przyjaciołom na Nowy Rok, nowej władzy po nowej trawie życzę.

Krzysztof Łoziński

Print Friendly, PDF & Email
 

2 komentarze

  1. j.Luk 31.12.2015
  2. Magog 02.01.2016