Marcin Borelowski: Być demokratą4 min czytania

demokracja2016-03-07.

Nic się nie stało! Demokracja w Polsce ma się dobrze. Ten pogląd, głoszony ustami przedstawicieli partii sprawującej władzę, w ocenie znacznej części społeczeństwa stoi w krzyczącej niezgodzie z jej uprzednimi działaniami. Można postawić pytanie: to niecne, cyniczne kłamstwo, czy może tylko/aż brak zrozumienia istoty demokratycznego trójpodziału władzy i idei demokratycznej w ogólności?

Pierwsza z wymienionych opcji budzi żywiołowy sprzeciw i skłania do głośnego protestu przeciwko demonstracji pogardy dla prawdy i ubliżającego traktowania jawnie oszukiwanych obywateli. Jest też świadectwem moralnego poziomu elity sprawującej władzę. Ten obraz jest na tyle odrażający, że skłania do poszukiwania innego wytłumaczenia: jest źle, ale może nie aż tak?!

Może więc wyrażona wstępnym cytatem postawa, jakkolwiek merytorycznie błędna, co część narodu odczuwa bez wątpliwości, a liczne fachowe autorytety potwierdzają, nie jest cynicznie głoszonym kłamstwem, lecz jednak wyrazem autentycznego przekonania? Jeśli tak, obnaża niezdolność głosicieli do zrozumienia i zaakceptowania istoty idei demokratycznej.

Zrozumienie złożonych wzajemnych zależności elementów struktury demokratycznego państwa i społeczeństwa obywatelskiego wymaga zdolności do myślenia abstrakcyjnego. Bez takiej zdolności nie sposób dostrzec istnienia i zrozumieć sposobu funkcjonowania tych zależności. To trochę tak jak z prądem elektrycznym: nie wiadomo, jaki jest, bo czy ktoś go kiedyś widział? Potrzeba wyobraźni zdolnej i intelektu chętnego do przyjęcia takiej abstrakcji. Może więc, jak sugeruje Komisja Wenecka, rządząca ekipa beztrosko psuje naszą demokrację dlatego, że nie jest zdolna do jej zrozumienia, że po prostu nie ma kwalifikacji intelektualnych do zarządzania demokratycznym państwem?

Samo zrozumienie nie wystarczy, zrozumieć nie znaczy zaakceptować. Po to, by stać się zwolennikiem tej naszej konstytucyjnie deklarowanej opcji ustrojowej, trzeba jeszcze znaleźć w niej taki moralny fundament, który zaspokaja oczekiwania wyznawanego systemu wartości moralnych. Człowiek prawdomówny jest takim (prawdomównym) dlatego, że prawda jest ważna w jego hierarchii wartości. Demokrata dlatego jest demokratą, że w jego systemie moralnym wolność, równość, braterstwo są wartościami ważnymi, one stanowią fundament ideowy tej formacji ustrojowej, im podporządkowane mają być struktury organizacyjne. Bez umocowania na gruncie moralnym postawa polityczna traci swój konstrukcyjny kręgosłup, a zrozumienie sensu pojęć i zależności staje się niemożliwe bez uświadomienia ich celowego ukierunkowania. To system wartości moralnych, a nie prosta pragmatyka może uzasadnić celowość przyjmowanych rozwiązań prawnych czy organizacyjnych, on ustanawia decydujące kryterium ich oceny. W oderwaniu od niego celowość rozwiązań może stać się niezrozumiała, co pozwala, w zgodzie z własnym przekonaniem, stwierdzić: Nic się nie stało!

Dla bezideowego politycznego fightera, którego motywacja sprowadza się jedynie do dobrego sprzedania swojej „waleczności”, li tylko dla zaspokojenia własnych, egoistycznych celów, ideologia mocodawcy jest bez znaczenia. Ważna jedynie jest wysokość gratyfikacji, na przykład w formie skoku na dobrą synekurę. Dla gratyfikacji może on żarliwie głosić dowolną ideologię. Rzesza polityków bezideowych, „do wynajęcia” gotowa jest urządzić narodowi każdą katastrofę na zamówienie swojego dowolnie szalonego mocodawcy. Popularna dziś wśród polityków zmienność przyjmowanych barw partyjnych potwierdza rozpowszechnienie postaw uwolnionych od uwarunkowań ideowych.

Niemoralny sposób uprawiania polityki, nagminne posługiwanie sie kłamstwem, obmową, zaszczuwanie przeciwników politycznych, granie na najniższych ludzkich instynktach stało sie codzienną praktyką w walce politycznej. Wykrętne kłamstwa nazywa się eufemistycznie narracją, a polityczna korupcja uprawiana jest bez żenady. Media państwowe zostały politycznie zawłaszczone na potrzeby partyjnej propagandy. Niecne praktyki polityczne zyskały milczącą zgodę części społeczeństwa, a nawet takiego autorytetu moralnego, jakim niegdyś był Kościół, który dziś nie tylko nie piętnuje działań bezecnych, ale wręcz je legitymizuje, popierając opcję polityczną, która obficie się takowymi posługuje. Gdzie Dekalog, gdzie Ewangelia? Na jakiej podstawie uważa się, że polityków normy moralne nie obowiązują? Wszystkich, a w szczególności tych, którzy swoją przynależność do Kościoła deklarują dla celów politycznych, co samo w sobie jest już nadużyciem.

W Polsce używane są różne języki, w których tak samo brzmiące słowa niosą treści różne, często wzajemnie sprzeczne. Porozumienie w tych warunkach staje się, co widać i słychać, coraz bardziej niemożliwe, przepaść niezrozumienia, nieufności i niechęci coraz głębsza. Czy nie dlatego odchodzimy od demokratycznych zasad ustrojowych, ponieważ zapomina się przede wszystkim o moralnych podstawach tej prawnej i ustrojowej konstrukcji i celach, którym owa konstrukcja ma służyć? Są one pięknie przywołane w Preambule do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Może warto poczytać, pomyśleć…

…Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali,
wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka,
jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi,
a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.

(z Preambuły do Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997)

Marcin Borelowski

Print Friendly, PDF & Email
 

3 komentarze

  1. otoosh 07.03.2016
  2. jureg 08.03.2016
  3. slawek 09.03.2016