Ernest Skalski: Najważniejsze na początek10 min czytania

europa flagi UE2016-07-01.

Unia Europejska nie zrobi przyjemności posłance Krystynie Pawłowicz i nie rozpadnie się. Teoretycznie nie można tego wykluczyć, lecz prawdopodobieństwo tego jest tak małe, że należy postępować zgodnie z założeniem, że się Unia ostanie.

Jaka, w jakim stanie, to jest to czego jeszcze nie wiemy. A jak się niewiele wie, to można sięgnąć do tego, co można wiedzieć na pewno. Dopiero w miarę rozwoju sytuacji będzie się pojawiać więcej faktów i łatwiej będzie o kolejne przybliżenia.

Teraz wszyscy są skupieni na to co Unię rozkłada, od Farage’a do Kaczyńskiego. Z Marine le Pen po drodze i z masą bezosobowych tendencji. Lecz przecież są i działają siły, które temu przeciwdziałają. Zacznijmy od kwestii fundamentalnych.

Traktujemy Unię Europejska jako ideę, konstrukt prawny, projekt i byt ekonomiczny, polityczny i społeczny, strukturę organizacyjną. Lecz jest to również, a nawet przede wszystkim, zaawansowany produkt rozwoju cywilizacji.

Europa to obszar nowoczesnej gospodarki, opartej na nowoczesnej technologii, ze szczególnym uwzględnieniem wszelkiego rodzaju komunikacji — narzędzia integracji. W warunkach wolnej wymiany powstaje rynek rynków, na którym funkcjonuje podział pracy w skali międzynarodowej, odbywa się wymiana surowców i produktów przetworzonych, istnieje ożywiony ruch ludzi, pieniędzy, praw właścicielskich, idei. A ten zmieniający się element cywilizacji jest fragmentem szerszego procesu integracji światowej, określanego jako globalizacja. Ta materia żyje i rozwija się napędzana swoimi mechanizmami. Natomiast związane z nią instytucje — jej własne jak i otaczające — mogą temu rozwojowi sprzyjać, albo go też hamować.

Budowa tych instytucji, poczynając od wspólnoty węgla i stali obfitowała w spory, napięcia, konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. Obecny jest największy i najpoważniejszy. Ma destrukcyjny charakter. Może nawet w krańcowej sytuacji doprowadzić do rozpadu UE, pogorszyć relacje, również ekonomiczne, w Europie i zatrzymać, czy nawet cofnąć gospodarkę. Choć to już wizja apokaliptyczna. Nie zatrzyma to jednak rozwoju cywilizacji, postępu technologicznego ze szczególnym uwzględnieniem wszelkich rodzajów komunikacji.

Stoją za tym przemożne interesy gospodarcze całych narodów. 80 Polaków jest za pozostanie i nawet Kaczyński to musi powtarzać. Stoi tez za tym europejski sposób myślenia i bycia coraz większych grup społecznych. Szczególnie młodych pokoleń — vide Anglia — nawet jeśli w Polsce są grupy młodzieży popierające partie eurosceptyczne.

Przy takim stanie rzeczy już od dawna nie wystarczały regulacje tylko ekonomiczne, bo gospodarka, szczególnie europejska, nie może w długim okresie dobrze funkcjonować, być innowacyjną, przy deficycie wolności i demokracji politycznej. Wystarczy przypomnieć PRL i bratnie kraje. Konieczne są porozumienia obejmujące tę sferę i prowadzące je struktury.

Te, które mamy dziś jakiejś części – powtarzam: części — Europejczyków nie odpowiadają. Brexit zdecydowanie ożywia spór. Jeśli doprowadzi do jakiegoś sensownego kompromisu, będzie to jedna z nielicznych dobrych rzeczy, które będzie można temu referendum przypisać.

Bloody foreigners

I’m not foreigner, I’m british! – wykrzyczała stara Angielka, kiedy w paryskim hotelu podsunięto jej anglojęzyczny formularz dla cudzoziemców.

Anegdota, ale niezwykle prawdopodobna, może nawet prawdziwa. A niżej prawdziwa wymiana korespondencji, którą publikuję powtórnie, bo chcę jeszcze coś do tego dopisać.

On 19 Jun 2016, at 21:46, Ernest Skalski  wrote:

Dear Judy and Alistair,
How are you?
Write us, visit us again and stay with us in EU, please!
Kisses – A & E

Odpowiedź:

Dear Ernest and Anna

We are currently in the Arctic, kayaking, cycling and walking.
Exit? Yes, we have already cast our votes to Leave. In simple terms we no longer wish to be part of a ‘Union’ or empire.
Unions, like the Soviet Union or the Third Reich control but don’t offer democracy. We love Europe but we do not want to be part of a United States of Europe.
We would love to come over for a visit and will sort something out on our return.  

Give our love to all the family. 

Lots of love.  

Judy and Alistair 
Sent from my iPhone Jude 

Otóż Judith Dubrawsky, Angielka, była przez długie lata żoną Zbigniewa Dubrawskiego, kuzyna mojej żony. Alistair McDonald, Szkot, to jej obecny partner. Zbyszek, zdemobilizowany z armii Andersa, zajął się w Zjednoczonym Królestwie biznesem gastronomicznym. Miał firmę cateringową i kilka restauracji. Szło mu dobrze, był zamożny, doskonale, biznesowo i towarzysko, wprowadzony w środowisko angielskie.

Branżę wybrał nieprzypadkowo. Był to sybaryta, czy wytworniej; bon vivant. Lubił smaczne jedzenie i dobre trunki, będąc przy tym niezwykle towarzyski i gościnny. Odwiedziłem go, w jego wielkim domu koło Manchesteru, kiedy był już stary i schorowany, niedługo przed śmiercią. Ale członkowie rodziny, którzy bywali tam wcześniej, nieodmiennie trafiali na czyjeś wizyty oraz wielkie i huczne spędy towarzyskie.

— Wiesz — mówił Zbyszek — moi partnerzy biznesowi i przyjaciele, których miałem wielu, chętnie mnie odwiedzali. Jeśli to nie były biznesowe rozmowy, to zapraszałem z żonami, a przyjeżdżali z kochankami. Żony zabierali do lepszych, angielskich domów. Kochankę też trzeba było jakoś dowartościować i do tego się nadawałem. Możesz kilkadziesiąt lat żyć w Anglii z Anglikami, mieć z nimi naprawdę dobre, wręcz przyjacielskie stosunki, lecz już zawsze będziesz bloody foreigner.

Sic gloria transit

Naprawdę bez schadenfreude, ale z zażenowaniem, patrzyłem na Camerona we wtorek, podczas jego ostatniego szczytu w Brukseli.

Number one w Unii to Niemcy, nawet bez specjalnego wysiłku z ich strony. Takie są i tak mają. Z wielkim wysiłkiem wspina się na palce i zadziera podbródek Francja, może ktoś zauważy tę la grandeur i doceni. Natomiast Zjednoczone Królestwo, też bez wysiłku, jeszcze w czwartek, 23 czerwca 2016 roku było w UE niekwestionowanym numerem drugim, ze specjalnymi atrybutami. A już następnego dnia, w piątek…

W Brukseli, traktowany z wymuszoną grzecznością, premier tego kraju to już był Mister Nobody. Umawiano się na następny dzień, już w składzie dwudziestu siedmiu. Bez niego. I pomyśleć, że to dumny Albion załatwił sobie na własne życzenie.

Isolation? Of course. But splendid?

Ktoś musi być winny

Gdyby zwyciężyło Remain ataki na Polaków byłby przynajmniej zrozumiałe. Dlaczego wywołało je zwycięstwo Leave trudno zrozumieć. Ale spróbować można. Można choćby się zastanowić czy przypadkiem nie ma w tym odreagowania tego, że przez tych bloody Poles, my, dumni Brytyjczycy jakoś się eliminujemy z tego klubu, w którym byliśmy tacy ważni. Na kimś trzeba się odegrać za swoje winy.

Już ponad trzy miliony podpisów pod apelem, żeby przeprowadzić powtórne referendum. Sądząc po wypowiedziach, można przypuścić, że wśród podpisujących są i tacy, którzy głosowali za wyjściem i teraz dociera do nich to co zrobili. Odzywają się i tacy, którzy twierdzą, że głosowali za Leave, bo byli pewni, że tak tylko sobie ulżą, ale się znajdą w mniejszości i pozostaną w Unii. Ilu ja tak myślących — Komorowski i tak wygra — spotkałem w Polsce!

Niefrasobliwość i lekkomyślność — czy bezmyślność. Potrzeba wyrażenia siebie — czy chęć dania upustu swoim fobiom. I całkowity brak poczucia odpowiedzialności za swoje czyny i zaniechania. Sto lat temu Ortega y Gasset pisał o ciemnych stronach demokracji, dającej uprawnienia obywatela niekompetentnym. By tylko im!

W Warszawie, na demonstracji KOD spotykam przyjaciela, którego PiS niczym nie zaskoczył. Ale głosował na… partię Razem. A jest profesorem prawa, konstytucjonalistą. Z nazwiskiem znanym w Polsce i na paru zagranicznych uniwersytetach.

To wszystko odbywa się w sferze publicznej, w której się uchodzi za autorytet. We własnych sprawach każdy starannie wybiera biznes, pracę, lokatę, miejsca zamieszkania czy urlop.

Emocje, emocje

— Już nigdy nie będzie jak było!

Mało odkrywcze i powtarzane do znudzenia przy każdej okazji. Czyni ją bardziej dramatyczną. Lubimy bowiem uczestniczyć w ważnych wydarzeniach, czy być ich świadkami, lub przynajmniej żyć w okresie przełomu. Lubimy swoje emocje i podkręcamy je. Te dobre też, lecz łatwiej nam idzie z nienawiścią. Podobamy się sobie również w smutku i żalu: tacy jesteśmy szlachetni!

Kiedy nic takiego się nie dzieje to mecz piłki nożnej urasta do rangi Wiktorii Wiedeńskiej. Albo do Cecory czy Maciejowic.

Jeśli zaś chodzi o Brexit, to dzieje się na tyle dużo i na tyle to ważne, by nie opłacało się jeszcze podbijać bębenka. By widzieć jasno we wstrząsie. Tym jaśniej im większy wstrząs. Ale szok też trzeba przeżyć. Lecz nawet w zrozumiałym szoku warto wiedzieć czy nasza przemożna chęć dania wyrazu naturalnym emocjom pomaga czy szkodzi naszym interesom.

Panowie Schulz, Juncker, Hollande stoją na stanowisku; wyjście to wyjście! Nie podoba się u nas? Brać swoje zabawki i wy…ć! Co oczywiście racjonalnie tłumaczą; inni potencjalni zwolennicy wyjścia muszą zobaczyć, że to nie zabawa, żaden tam aksamitny rozwód, lecz nieuchronna konieczność znalezieni się gołym tyłkiem na lodzie.

Nie wygląda to przekonywująco. Ci, którzy by, w żądanych przez siebie referendach, głosowali za wyjściem, kierują się głównie emocjami. Mieliby dodatkowy argument; jaka ta Unia okropna. A ci, którzy do wyjścia wzywają — widzą w tym swój interes i dlaczego mieliby odeń odstąpić.

Słowo się rzekło, kobyłka w stajence

Angela Merkel nie jest taka wyrywna. Nie ma takich emocji, czy może panuje nad nimi? Jest zamieszanie. Czy można przewidzieć kierunek dalszych wydarzeń? Można, ale wiele kierunków. W takich okolicznościach technika damage control zaleca by nie powiększać szkody, jeśli się nie zamierza jej wykorzystać i podejmować czynności, które by nawet w chaosie były nakierowane na cele, które się chce osiągnąć.

Pani kanclerz na pewno chce zachować Unię w możliwej do utrzymania dobrej kondycji, na która się składa możliwie mało konfliktowe otoczenie. Można to zinterpretować: nie chcą być naszym członkiem, ale nie muszą być wrogiem. Nie będzie się na siłę wyciągać z UK Szkocji i Ulsteru.

Technikę damage control stosuje także premier Cameron. Nie robi dobrej miny do przegranej gry. Podstawowy element tej techniki to: nie kluczyć, nie usprawiedliwiać się, nie znajdować dobrych stron, nie wskazywać współwinnych. Nie pogrążać się w ten sposób jeszcze bardziej. Premier bierze klęskę na klatę. Jest konsekwentny. Słowo się rzekło. Głosowanie było 23 czerwca, trzeba było wtedy pomyśleć. Teraz trzeba wyciągnąć wnioski.

Taka postawa w jakimś stopniu rozbraja i przywraca ograniczone zaufanie. Premier zapowiada dymisję. Trzy miesiące to zrozumiały termin. Nowy lider torysów stanie na czele rządu. Jeśli uzna to za konieczne, to może rozpisać przedterminowe wybory. Parlament nie jest zmuszony do respektowania wyniku referendum. Tak czy inaczej, jesienią rozpoczną się dwuletnie rozmowy o wychodzeniu z UE, już w innej sytuacji politycznej. Emocje chyba padną. W Unii też i będzie można się zastanowić jak układać stosunki UK – UE, by pogorszyło się stosunkowo jak najmniej. Może to wyglądać tak bardzo różnie, że jeszcze nie warto brać się za podpowiadanie układanek.

A jeśli we wtorek po pierwszej niedzieli listopada Donald Trump wygra wybory prezydenckie… to kogo będzie obchodził jakiś Brexit.

Ernest Skalski 

 

Print Friendly, PDF & Email
 

8 komentarzy

  1. j.Luk 01.07.2016
  2. PIRS 01.07.2016
  3. slawek 02.07.2016
  4. andrzej Pokonos 02.07.2016
  5. hazelhard 02.07.2016
  6. andrzej Pokonos 02.07.2016
  7. Ernest Skalski 03.07.2016
  8. Magog 08.07.2016