Stanisław Obirek: Dzieci z Aleppo5 min czytania

2017-02-07.

To temat skrajnie emocjonalnie nacechowany i łatwo tym emocjom ulegać.

Nie dziwi mnie więc, że emocje są w stanie wrzenia od kiedy upubliczniono wniosek władz samorządu w jednym z polskich miast. Jak pisze „Dziennik Bałtycki” 3 lutego: „Władze Sopotu – Rada Miasta i prezydent Jacek Karnowski z inicjatywą sprowadzenia do kurortu ok. 10 sierot z Aleppo wystąpiły do premier Beaty Szydło przed świętami Bożego Narodzenia. W czwartek do sopockiego magistratu wpłynęła odmowna odpowiedź z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji”.

Najdziwaczniejsze są argumenty strony rządowej. A to, że liczba sierot nie była podana, a to, że brak było szczegółów jak miasto zamierza się nimi zająć – i takie tam. Wszystko służy jednemu. Pokazaniu: kto tu rządzi.

Interesujący jest też podział głosów publicystów. Prawicowi jednogłośnie przypisują najgorsze intencje prezydentowi Sopotu, a liberalni nie przestają się dziwić głupocie rządu. Ja należę do tych drugich (cały zespół „Studia” takoż – przyp. red.).

Jednak nie chcę poprzestać na narzekaniu na rząd, tylko pragnę wskazać na powolne, ale jednak wyraźne ożywienie się innych samorządowców i niektórych przynajmniej hierarchów. Być może Karnowski uruchomił lawinę, której rządowi nie uda się zatrzymać.

W każdym razie – i samorządowcom i hierarchom polecam uwadze niezwykle ważny tekst „Przyjmując, chroniąc i kochając migranta, przyjmujemy, bronimy i kochamy samego Boga”, opublikowany w sobotniej „Gazecie Wyborczej”, pióra amerykańskiego teologa, pochodzącego z Wietnamu Petera C. Phana. Śledzę jego twórczość już od wielu lat i przyznam, że stanowi dla mnie źródło nadziei, że jednak teologia katolicka całkiem nie zamarła i potrafi twórczo czerpać z biblijnych korzeni.

Czytelnicy SO wiedzą, że nie przepadam za mieszaniem religii z polityką. Jednak w tym wypadku chcę zwrócić uwagę na prosty fakt, że tu nie chodzi o politykę, tylko o pomoc potrzebującym. Krytyka postawy rządu w sprawie przyjęcia na leczenie dzieci z Aleppo nie oznacza więc mieszania się w politykę, ale jest prostym przypomnieniem do czego rząd i politycy są powołani – do wzmacnianie i popierania solidarnych działań obywateli.

Oto więc najważniejsza, jak mi się wydaje, myśl ze wspomnianego tekstu, która może się przydać w rozmowach z uparciuchami z rządowych komórek odpowiedzialnych za blokowanie obywatelskiego zaangażowania. Jest to myśl o tyle ważna, że bardzo dobrze komponuje się z historią naszego kraju. Chodzi o osiem fal emigracji, które stworzyły chrześcijaństwo jako religię światową. Jest to o tyle ważne, iż polski katolik zwykł postrzegać własną religię jako dar z nieba i jedynie owoc zbawczego działania Jezusa Chrystusa, na który on sam się otworzył i już został zbawiony. Tymczasem Peter Phan przypomina, że w równym stopniu chrześcijaństwo jest dziełem ludzkim, a więc że również od ludzi zależy czy zachowa swoją tożsamość.

Oto wspomniane etapy rozwoju naszej religii. Cytat będzie długi, ale proszę się nie zniechęcać i spokojnie dobrnąć do końca. Naprawdę warto:

Chrześcijaństwo stało się religią światową dzięki ośmiu falom migracji. Pierwsza, która przeobraziła je z żydowskiej sekty w ogólnoświatowy Kościół migrantów, wyszła z żydowskiej diaspory po zburzeniu drugiej świątyni A.D. 70. Wkrótce przyszła druga, potężniejsza fala, którą był exodus z Jerozolimy i Palestyny. Zniszczenie Świątyni, a następnie zdławienie żydowskich powstań lat 115-17 i 132-35 spowodowało migrację nie tylko Żydów, ale też chrześcijan. Miejscem docelowym tej drugiej fali chrześcijańskiej migracji było pięć obszarów, na których powstało wkrótce wiele tętniących życiem wspólnot – były to Mezopotamia i rzymska prowincja Syrii, Grecja i Azja Mniejsza, zachodni obszar Morza Śródziemnego, Egipt, wreszcie Azja, a zwłaszcza Indie. Impulsem do trzeciej fali migracji, która wywarła ogromny, nieprzemijający wpływ na kształt chrześcijaństwa, było przeniesienie przez Konstantyna stolicy imperium rzymskiego i dworu cesarskiego z Rzymu do Bizancjum i Konstantynopola. Czwartą wielką migracją była wędrówka plemion germańskich do Europy Środkowej i Południowej, gdzie stykały się one z chrześcijaństwem i ulegały chrystianizacji. Piąta migracja, radykalnie zmieniająca mapę chrześcijaństwa, zbiegła się w czasie z „odkryciem” Nowego Świata w epoce wielkich odkryć geograficznych, niosąc pod królewskim patronatem Hiszpanii i Portugalii w świat chrześcijańską misję na dotąd niespotykaną skalę. Szósta migracja – od ok. 1650 r. do I wojny światowej – odgrywała stale rosnącą rolę w procesach modernizacji i industrializacji światowej gospodarki, co dla Kościołów chrześcijańskich stanowiło ogromne wyzwanie. Siódma fala ogólnoświatowej, masowej migracji spowodowanej II wojną umożliwiła odnowę wielu Kościołów zniszczonych działaniami wojennymi. Jest wreszcie ósma fala migracji, której jesteśmy świadkami dzisiaj; dzięki globalizacji i łatwości podróżowania osiąga ona ogromne rozmiary.

Dzieci z Aleppo są częścią ten ósmej fali, która ogarnia nas wszystkich. Również polskie wsie i miasta. Papież Franciszek zachęcał na początku emigracyjnego kryzysu, by każda katolicka parafia przyjęła przynajmniej jedną rodzinę uchodźców. Może w tej chwili nadszedł czas by polscy katolicy przypomnieli sobie o apelu swego szefa?

W moim przekonaniu to kryzys migracyjny jest papierkiem lakmusowym pozwalającym stwierdzić czy Polska naprawdę jest krajem chrześcijańskim i czy jej nowo koronowany król, przy udziale całego rządu i prezydenta jak też całego episkopatu, – Jezus Chrystus – nie będzie się musiał za swój (nominalnie przynajmniej) katolicki kraj, wstydzić wobec całego dworu niebieskiego.

Tej ostatniej uwagi proszę nie traktować jako zgryźliwej ironii niedowiarka. Jestem śmiertelnie poważny. Wychowany na jezuickiej tradycji medytacji o „wezwaniu króla ziemskiego czyli o królestwie Chrystusowym”, wierzę w siłę takich teologicznych metafor. Jednak to, co się dzieje w Polsce znacznie osłabia moją wiarę. Jak przypomina Phan: „Kościół wezwany do tego, by być sakramentem – znakiem i narzędziem – Boga Migranta, powinien przyjmować i otaczać opieką wszystkich wędrowców”.

Jeśli tak się stanie w moim kraju, to zacznę wierzyć w zasadność obecności Kościoła w przestrzeni publicznej.

Na razie mam same wątpliwości.

Stanisław Obirek

Print Friendly, PDF & Email
 

8 komentarzy

  1. narciarz2 07.02.2017
  2. koraszewski 07.02.2017
    • j.Luk 07.02.2017
  3. Obirek 08.02.2017
  4. acleszcz 08.02.2017
  5. Magog 10.02.2017
    • BM 10.02.2017
  6. Obirek 10.02.2017