Telewizja pokazała (348)12 min czytania

2017-06-13.

PiS poinformowało, że szefowa Kancelarii Prezydenta, Małgorzata Sadurska, jest kandydatką na stanowisko wiceprezesa PZU.

– Proszę wytłumaczyć, po co osoba, która ani z biznesem, ani z korporacyjnym zarządzaniem nigdy w życiu nie miała nic wspólnego, jest niezbędna w takim ubezpieczeniowym gigancie jak PZU? – zapytał posła Suskiego red. Konrad Piasecki.

– Jest poszukiwana osoba o wysokich kwalifikacjach i zawodowych, i moralnych, która zna program PiS i jest rękojmią, że będzie on realizowany – wyjaśniał poseł.

Pani Sadurska będzie zarabiać około 94.000 zł miesięcznie, a więc prawie osiem razy więcej niż premier. Ale co się dziwić – odpowiedzialność jest większa.

* * *

Ludwik Dorn o ministrze Błaszczaku:

Chodzący deficyt intelektualny.

* * *

Sadiq Khan, muzułmanin, burmistrz Londynu:

Do reportera „Guardiana”, który się przyznał że jest z Manchesteru: Przyjeżdżają tutaj, zabierają nasze miejsca pracy, zabierają nasze kobiety, cholerni imigranci.

– Obiecałem, że będę w ratuszu dumnym feministą, i jestem zdeterminowany żeby miasto było modelowym pracodawcą, który likwiduje stojące przed kobietami bariery. To nieakceptowalne, by w jednym z najwspanialszych i najbardziej postępowych miast płaca i szanse na karierę wciąż były definiowane przez płeć. Każdy, niezależnie od pochodzenia, majątku, rasy, wiary, płci, orientacji seksualnej czy wieku, powinien móc zrealizować swój potencjał.

C:\Users\Piotr\Pictures\Saved Pictures\13532914_1206097369409499_1439069965032445268_n.jpg

„Sztuczne fiołki”

* * *

6 lipca przyleci do Polski Donald Trump.

Będziemy starali się zachęcić Amerykanów do rozwiązania konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Będziemy też mówić o zachowaniu rosyjskim. Dla Polski nie ma ważniejszego problemu w tej chwili w dziedzinie bezpieczeństwa jak rozwiązanie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, którego każda eskalacja może się negatywnie odbić na warunkach bezpieczeństwa – powiedział min. Waszczykowski.

Czyżby Obama nie chciał rozwiązać tego konfliktu? Trump na pewno to zrobi, wystarczy go przekonać.

Należałoby ostrzec Polki, które będą stykały się z Trumpem:

Uwaga panie, on lubi łapać za c….!

* * *

„Afera taśmowa” znowu ożywa. Nie wyjaśniono jej do końca i wiadomo było, że w miarę potrzeby będą wypływać nagrania, które mogą się przydać do upupienia różnych osób. Teraz wypadło na księdza Sowę i oczywiście środowisko Platformy. Z mętnej i miejscami prostackiej rozmowy wyłania się kuchnia różnych zdarzeń z dziedziny polityki, rozgrywek w episkopacie itp.

W obronie ks. Sowy, któremu – oprócz używania języka nieodpowiedniego dla kapłana – zarzuca się m.in. podżeganie w tych rozmowach do zniszczenia „Gazety Polskiej Codziennie”, stanął ks. Lemański. Napisał m.in.:

Na sygnał z centrali prawicowi dziennikarze i księża redaktorzy rzucili się do sprzątania stajni augiaszowej. Całego Kościoła nie sprzątną, to chociaż sprzątną księdza Sowę. Potem znów wrócą do obrony ojczyzny przed uchodźcami. Pamiętamy, jak te same media przy sprawie nuncjusza-pedofila abp. Wesołowskiego udawały, że nic się nie stało. Pamiętamy kręcenie i owijanie w bawełnę sprawy abp. Wielgusa, wieloletniego współpracownika bezpieki. Szukaliśmy bezowocnie ewangelicznej refleksji nad skandalami abp. Głódzia z aktimelkami, danielami i soczystą odprawą fotoreportera. Starsi pamiętają jeszcze, jak te środowiska broniły abp. Paetza przed molestującymi go klerykami. Ksiądz z Tłuszcza, ksiądz z Kobyłki, ksiądz z Duczek, ksiądz z Radzymina, ksiądz z Saskiej Kępy, ksiądz z Kamionka, ksiądz z Tylawy, ksiądz z Tarchomina, ksiądz z Bochni, ksiądz z Ełku, ksiądz z Babic, ksiądz z Legionowa…. Było ich tylu, tyle skandali, że można by wydzielić na łamach katolickich tygodników stałe szpalty, a i tak byłoby na nich ciasno. Wszystkiego nie sprzątniemy, to sprzątnijmy choćby księdza Sowę.

To bardzo niebezpieczny sygnał. Od tej pory przy wejściu do kurii, na plebanie, a zwłaszcza do gmachu KEP, należy zainstalować detektory urządzeń nagrywających. Rewizja osobista, aparatura zagłuszająca, specjalne szkolenia dla duchownych. Gdyby bowiem nagrania niektórych choćby rozmów za tymi ścianami zostały opublikowane, utonęlibyśmy w szambie. Jakiś czas temu dziekan Trojanowski relacjonował z detaliczną dokładnością wulgaryzmy wykrzykiwane przez arcybiskupa w budynku kurii warszawsko-praskiej. A co by się stało, gdyby nagranie z tych występów trafiło do internetu?

Wiele lat temu uczestniczyłem w uroczystym obiedzie na plebanii. Ksiądz biskup, księża dziekani, proboszczowie, wikariusze i rekolekcjonista. Uśmiechy, szczęk sztućców, toasty i dykteryjki. A potem wypowiedź o potrzebie wzniesienia pomnika Hitlerowi za skuteczne rozwiązanie w Polsce kwestii żydowskiej. I ta reakcja, a raczej brak reakcji. Gdyby ktoś to wtedy nagrał. Kurski pewnie by tego nie puścił, ale może ktoś chętny by się znalazł. Może ksiądz Zieliński z „Idziemy” albo ksiądz Skubiś z „Niedzieli”, a może ksiądz Gancarczyk z „Gościa Niedzielnego”.

Przypomina się rysunek z NIE z okresu kiedy publikowano obszernie fragmenty rozmów polityków, nagranych w restauracji „Sowa i Przyjaciele”:

Kolega do kolegi:

Ch.. z taśmami, ale ten język!

* * *

Wbrew zapowiedziom pani minister oświaty, wielu nauczycieli straciło pracę po likwidacji gimnazjów. Oburzamy się na bezmyślną politykę pani minister i jej kłamstwa. A jak było wcześniej? Poniżej przypominam mój tekst z początków 2015 r.:

Kiedyś, gdy szkoły były przeludnione, a klasy liczące ponad 30 uczniów miały kłopoty ze znalezieniem w ciągu dnia wolnych pomieszczeń na lekcje, pocieszano nas, że wkrótce to się zmieni, bo nadejdzie niż, będzie mniej dzieci w wieku szkolnym, klasy będą mniej liczne i dzieci będą się uczyć w rozsądnych godzinach w ciągu dnia. Nic z tego nie wyszło. Szkoły przekazano samorządom, a one mają mało pieniędzy na oświatę, bo mają jeszcze inne liczne potrzeby. Zaczęto więc mniej liczne klasy łączyć, a tam gdzie w szkole jest mniej uczniów – likwidować szkoły. To problem zarówno dla dzieci jak i ich rodziców, bo dzieci muszą dojeżdżać do odległych szkół, często o innym profilu nauczania. Kiedy nadejdzie wyż, najprawdopodobniej szkoły w danej miejscowości nie da się już przywrócić.

W tym roku ma zniknąć w Polsce kilkaset szkół. Jak przekonać władze, a głównie rząd, że szkoły należy wspierać i nie szukać tam oszczędności? Ministerstwo powinno odciążyć gminy z obowiązku finansowania szkół. Jest jeden silny argument który może przekonać władze naszego świeckiego państwa: jeśli zlikwidujecie te szkoły to nie będzie gdzie prowadzić katechezy.

* * *

Jak wspominałem, sprawy poruszane w NIE są po kilku miesiącach lub latach odkrywane przez inne redakcje. Zanim więc dowiemy się kiedyś, że w policji nie jest tak fajno jak się spodziewamy, przytaczam poniżej fragmenty z rozmowy Joanny Skibniewskiej z trzema doświadczonymi policjantami.

Zadam głupie pytanie: dlaczego ten policjant z Wrocławia to zrobił?

– Bo był głupi i bezkarny przez wszystkie lata służby. Bo miał ustawionych bliskich. Bo wchodził w dupę przełożonym i nie bał się kary. (…)

– Pamiętaj jedno: ten człowiek nie zepsuł się w służbie. Nie wypalił się ani nie sfrustrował się tak, że padło mu na łeb. Nie. On był bydlakiem już wtedy, gdy go przyjmowano do roboty. Miał zachowania psychopatyczne już w szkółce. Wszyscy musieli to widzieć.

Wcześniej nie miał żadnych postępowań dyscyplinarnych…

Bo dyscyplinarki mają policjanci niepokorni, niesubordynowani, którzy jakoś zaleźli za skórę przełożonemu, a nie takie bydlaki.

– Tacy zwykle awansują.

– Ja miałem 15 postępowań. Nawet za krzywy kołnierzyk. A wiesz dlaczego? Bo nie chciałem donosić na mojego partnera z patrolu, na którego zagięli parol.

– Ja miałem za to, że broniłem kolegi w postępowaniu dyscyplinarnym.

– A ja za to, że spytałem, dlaczego pomimo dobrych wyników od lat nie miałem awansu. A nie miałem, bo przełożony mnie po prostu nie lubił.

A nadzór? Kontrole wewnętrzne?

– Nadzór to ściema. Nie istnieje. Jednostki kontrolne wykorzystywane są tylko do niszczenia niepokornych.

– Wiesz, co się dzieje, gdy funkcjonariusz napisze skargę lub raport na przełożonego? Uzasadniony, oczywiście. Przeciwko niemu, nie przeciwko przełożonemu, rusza cały sztab kontrolny. Wali się mu dyscyplinarkę za dyscyplinarką, a jak się trzyma i jest twardy, to robi się z niego wariata i usuwa ze służby ze względu na stan zdrowia.

– Mnie komisja lekarska zbadała na wniosek komendanta i stwierdziła, że mam zmiany paranoidalne. Po 15 latach nienagannej służby. Zaraz po napisaniu raportu, że mój przełożony narusza prawo. Nadal ma się świetnie, gdybyś pytała…

Nie mów, że przekupują komisję lekarską.

Nie muszą. To komisja MSW. W chwili gdy przed nimi staje policjant już mają gotowe kwity.

Jak się wchodzi w dupę przełożonemu?

Klasyka. Wspólne popijawy, zawożenie pijanego przełożonego do domu z komisariatu, wożenie radiowozem pizzy dzieciakom szefa albo żonie, albo kochance itd. Ukrywanie jego wpadek.

Wracając do Wrocławia: jak mogło do tego dojść w jednostce pełnej ludzi?

– Nie wiem. Przecież każdy musiał słyszeć krzyki tego chłopaka. Nawet pani sprzątająca.

– Pierdolisz. Po pierwsze, nie musiał nic słyszeć, po drugie, mógł pomyśleć, że jak dziesiątki innych odwala szopkę. Jęczy, że go biją, a nikt go nawet palcem nie tknął. Mało to takich? My takiego wozimy do lekarza i tracimy czas i pieniądze na cwanego debila. Mogli myśleć, że to znowu taki gość i nie reagować.

To nikogo nie usprawiedliwia. Nikt nawet nie zajrzał do tego kibla! Czy każdy wiedział, że oni tam są?

– Każdy musiał wiedzieć. Wszyscy, którzy wtedy byli na komendzie, ponoszą odpowiedzialność za śmierć tego chłopaka. Nie trzeba było nawet interweniować, tylko jakoś przenieść agresję policjanta na coś innego. Tak niewiele, a mogło uratować życie.

A może bali się kolegi?

– Nie. On raczej był w kręgu znajomych przełożonego. Wiedzieli, że cokolwiek by zrobił, będzie miał odpuszczone, a jeśli oni zareagują, będą mieli przesrane.

– Jeszcze jedno, on nie był odpowiednio przeszkolony. Taser, czyli paralizator, może być stosowany tylko przez policjantów, którzy przeszli szkolenie. A on nie miał pojęcia ani o tym, że ten sprzęt nagrywa, ani że użycie go w taki sposób po prostu zabija. Nie wiedział też, jak udzielić pierwszej pomocy przy porażeniu taserem. Ktoś wydał mu sprzęt choć nie powinien. Łańcuszek naruszeń, a co za tym idzie – winnych. Lepiej siedzieć cicho.

Przecież obowiązują jakieś przepisy.

– Przepisy są demoralizujące. Na skargę na przełożonego odpowiada ten właśnie przełożony. Zgodnie z przepisami można każdą sprawę zamieść pod dywan. Jak tę z Wrocławia. Dlaczego zawieszono postępowanie dyscyplinarne przeciwko temu policjantowi? Bo było niewygodne i była szansa, że sprawa ucichnie. Prokurator robił, co policja chciała, więc zgodnie z przepisami ten bydlak pracował nadal. Nawet był nagradzany.

– Tu rządzą zależności a nie prawo. Kto z kim jest powiązany. Jeśli policjant lub jego przełożony ma plecy, to może chlać w jednostce, molestować kobiety, jeździć po pijaku i nikt mu nic nie zrobi. Umożliwiają to przepisy i przede wszystkim ludzie, którzy mają je stosować.

– Dyscyplina w policji to mit, to jest prawnie usankcjonowane bezprawie. I zaczyna się od góry.

Bo jeśli taki z krawężnika zostanie szefem, to mu się potem w dupie przewraca…

– Z jakiego krawężnika?! Jest garstka takich szefów, którzy przeszli normalną robotę policjanta i te jednostki są wzorowe. Tam się chce pracować, ale to rzadkość. Zwykle przełożeni są z klucza, czyli z dupy. Nic nie wiedzą o robocie.

– I zwykle nie powinni rządzić ludźmi. Przełożonym zostaje bratanek komendanta wojewódzkiego, jakiś pociotek kogoś ważnego itd. Oni zwykle mają jedynie wiedzę szkolną, a ta nadaje się na szkolenia, a nie do stosowania w praktyce. (…)

– Złamałem nogę, miałem oszczędzać kolano. Co zrobił mój przełożony? Wysłał mnie na patrole piesze. Dziecko kolegi miało poważną operację, przełożony wysłał go więc na kilkudniowe szkolenie kilkaset kilometrów od szpitala. Koleżance zmarło dziecko i była w depresji, więc przełożony kierował ją tylko do akcji z dziećmi. Powiedz, że to nie jest znęcanie się. Ja przez te patrole piesze zostałem kaleką!

– A tymczasem funkcjonariusz, który regularnie napierdala żonę i dzieci, jest bezkarny, bo to kolega komendanta. (…)

– Mnie kiedyś staruszka lała parasolką na środku ulicy, a potem zostałem wezwany przez komendanta, który mnie zjebał, że nadszarpnąłem wizerunek policji. Powiedział, że powinienem ją wciągnąć w ciemną bramę i „porozmawiać jak trzeba”.

– Chwila, pamiętam jak nieraz byłem na patrolu sam i naprawdę bywało że się bałem. Wtedy chyba bym strzelał w chwili zagrożenia.

Dlaczego byłeś na patrolu sam?

– Odpowiem jak Macierewicz: – A to dobre pytanie.

Czyli wracamy do przełożonych…

– Mój przełożony woził radiowozem Rydzyka, a my na piechotę chodziliśmy na interwencję.

– A mój najebany w trzy dupy jeździł radiowozem na sygnale po flaszkę.

– Jeden z komendantów tak skopał kelnera na jakiejś popijawie w knajpie, że ten skończył w szpitalu na intensywnej terapii.

– Jak się chce wytrwać w tej firmie, trzeba nie widzieć, nie słyszeć i mnie mówić.

PIRS

Print Friendly, PDF & Email
 

6 komentarzy

  1. j.Luk 14.06.2017
  2. j.Luk 14.06.2017
    • wejszyc 15.06.2017
  3. sroka 14.06.2017
  4. A. Goryński 14.06.2017