2017-08-14.
Pierwszy raz od długiego czasu piszę artykuł nie polityczny. Po prostu poruszyła mnie śmierć dwóch harcerek podczas obozu letniego.
Od razu chcę zaznaczyć, że nie chce rozstrzygać o czyjejś winie lub jej braku. Obozy harcerskie organizowano od dawna w podobny sposób i nic się z tego powodu nie działo. Dlatego nie mogę winić organizatorów.
Ostatnio jednak zjawiska pogodowe stały się znacznie bardziej gwałtowne i warto zacząć je poważnie traktować. Jako alpinista wielokrotnie musiałem podczas wspinaczek i wypraw biwakować w trudnym, dzikim terenie, przeprawiać się przez rzeki, moreny, lodowce, nieraz na zupełnie niezbadanych wcześniej szlakach. Uważam, na poważnie, że nie ma lepszych specjalistów od przetrwania w trudnym terenie i w ciężkich warunkach pogodowych, jak alpiniści, polarnicy oraz ratownicy TOPR i WOPR. To, co inni traktują jako zabawę dla mieszczuchów podczas wakacji, czyli tzw. surwiwal, sztukę przetrwania, to my, alpiniści, mamy jako chleb powszedni na każdej wyprawie. Kiedyś nawet nazwałem żartobliwie surwiwal „poszukiwaniem stresów w łatwym terenie”. Ale zostawmy żarty, bo sprawa jest poważna.
Od lat obserwuję surwiwalowe publikacje i programy telewizyjne. Niestety znaczna część tych dzieł głosi zasady, które autor wymyślił przed chwilą i mające niewielki związek z rzeczywistością. To trochę tak, jak z książkami o feng szui, czyli starej sztuki obrony domu, z której Europa zrobiła nawiedzoną architekturę wnętrz, właśnie na zasadzie: „co autor wymyślił przed chwilą” (a Chińczyk się uśmiał).
Tym razem to jednak nie żarty, bo bzdury głoszone w podręcznikach czy programach o sztuce przetrwania, mogą się skończyć śmiercią ludzi. Jednocześnie praktycznie nie ma solidnego szkolenia w tej dziedzinie dla przewodników turystycznych, czy organizatorów obozów.
Zaczym przejdę do przykładów, parę podstawowych zasad:
- Nie rozbija się namiotu i nie biwakuje pod dużymi drzewami. Do niedawna uchodziło to na sucho, bo mieliśmy łagodny klimat, w którym huraganowe wiatry łamiące drzewa, występowały rzadko. Ponadto obóz w takim miejscu, w przypadku pożaru lasu, jest pułapką bez szans.
- Przy okazji, zapomnijmy harcerska piosenkę „Płonie ognisko w lesie”. Ognisk w lesie się nie pali, bo harcerze mogą się spalić razem z ogniskiem.
- Nie biwakuje się pod skarpami, ścianami skalnymi, klifami, bo mogą z nich spadać kamienie i inne obiekty.
- Nie biwakuje się w zagłębieniach terenu, bo w razie gwałtownego opadu będzie się w nich zbierać woda i można się zwyczajnie utopić.
- Jeśli biwakujemy w pobliżu rzeki, to pamiętajmy, że ta rzeka może w nocy niespodziewanie wezbrać, bo gdzieś, wiele kilometrów stąd spadł duży deszcz. Na ogół rozejrzawszy się po okolicy łatwo zauważyć, do jakiego miejsca rzeka czasem wylewa. Generalnie, jak już nad rzeką, to na skarpie, a nie na brzegu.
- Nigdy poza miastem, a zwłaszcza w lesie, nie oddalamy się na dłużej bez latarki i telefonu komórkowego. Mieszczuch zapomina o tym, że w lesie nie ma latarni i po zmroku panuje czarna ciemność. Nie jest tak, że źle widać. Nic nie widać.
A dlaczego telefon? Po pierwsze, gdy nam się coś stanie, możemy wezwać pomoc. Po drugie, jeśli zabłądzimy, służby ratunkowe mogą nas zlokalizować. Dziś niemal każdy smartfon ma wbudowaną nawigację, dzięki której możemy znaleźć drogę. - Kompletna bzdurą jest „hartowanie się”. Nie ma ludzi zahartowanych, są tylko dobrze ubrani. Człowiek nie może się przystosować do zimna i mrozu. Od „hartowania” można co najwyżej mieć katar.
I jeszcze parę uwag ogólnych.
Człowiek z miasta nie widzi niebezpieczeństwa, gdy zapada zmrok, gdy zaczyna padać śnieg, czy deszcz. Może znajdować się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, nie zdając sobie z tego sprawy. Las wydaje mu się terenem bezpiecznym, bo go nie zna. Dziki las nie jest bezpieczny. Znam przypadek grupy ludzi, którzy pojechali na grzyby na Litwę. O ile w polskich lasach, co kilkaset metrów jest jakaś dróżka, jakaś przecinka, którą gdzieś się dojdzie, o tyle na rzadko zaludnionej Litwie, można iść przez las kilometrami, nie spotkać nikogo i nie znaleźć żadnej dróżki. Jedna pani odłączyła się od grupy i zabłądziła. Odnaleziono jej zwłoki po dwóch tygodniach kilkanaście kilometrów dalej.
Szczególnie niebezpieczny jest las w zimie. Brnięcie przez zaspy, pod którymi są zwalone pnie, gałęzie, krzaki, wymaga dużego wysiłku i można po prostu nie dać rady. Przypomnę wypadek na Pilsku, gdzie grupa sportowców pobiegła na trening biegowy do lasu (w zimie) i zabłądziła. Nie wszyscy przeżyli, a były to zdrowe silne byki.
A co się może nam stać w lesie? Wystarczy, że się przewrócę i złamię nogę. Na otwartej przestrzeni możemy wołać o pomoc, ale w gęstym lesie naszego wołania już nie słychać po stu metrach. W lesie żyją zwierzęta i nie muszą to być od razu wilki. Niebezpieczne są dziki, łosie i jelenie w czasie rykowiska. Te zwierzęta mogą człowieka nawet zabić. W moim powiecie Giżycko, niedawno łoś tak zmasakrował mężczyznę, że połamał mu kręgosłup, obojczyki, żebra i uszkodził czaszkę. Faceta ledwo odratowali, bo łoś waży 500 kilo wali kopytami.
Dlatego to, co piszę o telefonie komórkowym, proszę traktować serio.
Jednak największym niebezpieczeństwem zarówno w górach, jak i w dzikim terenie, jest odległość od ludzi, i długi czas oczekiwania na pomoc. Jeśli udaję się na odludzie, to muszę się do tego przygotować. Zabrać choćby zwykłą płachtę NRC (taka cienka folia którą ochrania się rannych przed wyziębieniem), ciepłe i nieprzemakalne ubranie, coś do jedzenia itp.
I na koniec parę słów o bzdurach.
Oglądałem kiedyś taki surwiwalowy program telewizyjny, w którym jakiś koleś zalecał, by idąc w zimie przez ośnieżony las, zbudować szałas z gałęzi by odpocząć. Trudno o głupszą radę. Zbudowanie solidnego szałasu to praca na parę godzin, spory wysiłek, a w dodatku taki szałas nie daje żadnej ochrony przed mrozem, nie ma w nim żadnego źródła ciepła, nie chroni przed wiatrem. Odpoczywanie na mrozie, to najgłupsza rzecz, jaką można zrobić. Nic się nie odpocznie, a tylko przedłuża się wyziębianie organizmu. Jeżeli grozi nam wyziębienie, to nie wolno odpoczywać, a zwłaszcza zasnąć, bo już się nie obudzimy.
Widziałem też programy, w których zalecano wykorzystanie naturalnego zagłębienia do biwakowania („nakrywamy dołek żerdziami, na żerdzie płachtę i już mamy biwak”), zalecano rozpalenie ogniska na śniegu (bardzo trudno to zrobić, bo śnieg się topi i gasi ogień, a zmrożone drewno bardzo trudno podpalić), zalecano stosowanie węzłów, które rozwiązują się pod obciążeniem itp.
Trzeba bardzo krytycznie podchodzić do tych surwiwalowych „wujków dobra rada”, bo na filmie widzimy gościa samotnie przedzierającego się przez knieje, lub śniegi, ale przecież ktoś go filmuje. Idzie z nim kilkuosobowa ekipa telewizyjna, a po zdjęciach nasz „wujek” wsiada do samochodu i idzie spać do hotelu. Natomiast my, naśladując tego „wujka” nie mamy w zapleczu ekipy, samochodu i hotelu. On może opowiadać w telewizji cuda wianki, bo nie robi tego naprawdę.
Na serio natomiast warto by przeszkolić przewodników i organizatorów obozów i nie przez jakiś „wujków dobra rada”, tylko przez ratowników TOPR-u, GOPR-u, WOPR-u. To są ludzie, co do których jest pełna gwarancja, że się znają na rzeczy i nie zalecą węzła, który się rozwiąże, odpoczywania na mrozie, i biwakowania w dołku. A przed rozbiciem młodzieżowego obozu warto skonsultować lokalizację, choćby ze strażakami.
Krzysztof Łoziński
Alpinista, uczestnik i kierownik wypraw w góry wysokie, uczestnik akcji ratunkowych w Tatrach, Hindukuszu i Himalajach.
Artykuł jest jak najbardziej polityczny i należy winić organizatorów.
To jest fragment regulaminu wychowania religijnego ZHR:
“16. Nie jest rzeczą słuszną, aby w okresie dzieciństwa i wczesnej młodości – np. pod pretekstem poszerzania wiedzy o świecie – harcerki i harcerze w sposób nieprzemyślany uczestniczyli w spotkaniach lub polemikach podważających fundamenty wiary, narażając się na wzbudzenie sceptycyzmu i relatywizmu.”
Dalej, pana naczelnik mówi coś takiego:
“Człowiek jest bezradny wobec potęgi i sił natury. Z pokorą stajemy wobec tego faktu w momentach dla nas najboleśniejszych. Stawiamy sobie pytanie – czy mogliśmy uczynić coś jeszcze, aby tego uniknąć, aby temu zapobiec?
Nie potrafimy też zrozumieć jaki boży plan przewidział takie wydarzenie, ale pokładamy w Bogu nadzieję i ufamy, że mamy w Nim oparcie i znajdziemy u Niego tak potrzebne dziś pocieszenie. Wierzymy, że wezwanych do siebie otoczył blaskiem i ciepłem Najwyższego.”
Otóż człowiek nie jest tak bardzo bezradny. Może skorzystać z jednej z wielu aplikacji bardzo precyzyjnie pokazujących przemieszczanie się burz i ewakuować dzieci z zagrożonego obszaru.
Ale to mogłoby podważyć fundamenty wiary poprzez nadmierne poszerzenie wiedzy o świecie. Po takim doświadczeniu dziecko mogłoby dojść do wniosku, że są lepsze metody niż zapalenie gromnicy. Że może przeciwstawić się niezrozumiałemu bożemu planowi rzucenia drzewa na jego namiot a przynajmniej nie uczestniczyć w realizacji tego planu do smutnego końca.
To ze ZHR ma durny, religiancki statut nie oznacza, ze instruktorzy mogli przewidziec skale zagrozenia na podstawie aplikacji pogodowych.
Mieli plan awaryjny i przeprowadzili sprawnie ewakuacje do bezpieczniejszego miejsca. Na pewno nalezy krytycznie spojrzec na miejsca w ktorych organizuje sie obecnie obozy i opracowac jakies rekomendacje na ten temat. To wiemy jednak dopiero bedac madrzejszymi po fakcie. Wskazowki p. Lozinskiego sa dobre i nalezy je wdrazac, pamietajac jednak, ze nie ma 100% bezpieczenstwa, a harcerstwo, by realizowac swoje cele musi ponosic wieksze ryzyko niz stacjonarne kolko zainteresowan. Proponuje troche umiaru i zdrowego rozsadku w krytyce.
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/lowcy-burz-system-ostrzegania-nie-zadzialal-jak-powinien-tej-tragedii-mozna-bylo/0wyqwhx
Szanowny TUCIU! Skalę zagrożenia Z PEWNOŚCIĄ można było przewidzieć nie tylko, a może nawet nie przede wszystkim na podstawie aplikacji pogodowych, a na podstawie dotychczasowych doświadczeń ludzkości, które – nie od wczoraj, stały się (czy się to nam podoba czy nie) również naszym udziałem. Doprawdy uważasz, że rekomendacje dotyczące bezpiecznego, a co najmniej BEZPIECZNIEJSZEGO biwakowania są możliwe dopiero teraz, po tej konkretnie tragedii? Byłem mały ….dzieści lat temu, a już wtedy przestrzegano, by np. nie chować się w czasie burzy pod drzewa. Wtedy temperatura 29-30 była rzadkością, a w czasie burz nie fruwały dachy i drzewa. ZAWSZE może zdarzyć się coś, czego przewidzieć się nie da. Jak samolot, który po awarii silnika ląduje awaryjnie na plaży, zabijając i raniąc przy okazji plażowiczów. Tak, tego przewidzieć i zabezpieczyć się przed tym nie można. ALE UPADEK DRZEWA NA NAMIOT??? Jakiego rodzaju umiaru w krytyce oczekujesz, TUSIU???
Mozna prosic konkretniej: jakie parametry ma miec zapowiadana burza, zeby organizator obozu mial go ewakuowac? Kto wydaje obecnie takie ostrzezenia z dokladnoscia pozwalajaca ewakuowac obozy w danej gminie, a nie z calego wojewodztwa, lub z calego kraju? Na podstawie jakich konkretnie przeslanek wszystkie obozy w woj. Pomorskim powinny byly zostac ewakuowane?
W czasie burzy nie staje sie pod samotnie stojacymi drzewami, bo wysokie drzewo sciaga pioruny. To samo odnosi sie do metalowych masztow, placow zabaw lub lancuchow na szlakach. W gestym lesie prawdopodobienstwo sciagniecia pioruna jest podobne jak na polanie.
Bardzo sie uciesze, jesli IMGW lub jakis inny osrodek bedzie w stanie wydawac prognozy ostrzegawcze potwierdzajace sie w 80%, nt. nadchodzacych zdarzen pogodowych tego rodzaju na dobe przed ich zaistnieniem, aby pozwolic na ewakuacje.
Innymi slowy nie wierze w Panska “PEWNOSC” przewidywania,ale gratuluje pewnosci siebie. Dla mnie czepianie sie instruktorow tego obozu to wlasnie brak umiaru. Jak sam zostane Bogiem Pogody to bede mogl wymagac tego od innych.
Jesli Ty, drogi Mariuszu jestesw stanie przewidywac tego rodzaju katastrofy zanim pojawia sie w serwisach informacyjnych, to otworz dzialalnosc i po roku rozruchu na pewno nie bedziesz narzekal na brak zlecen.
Cyt. za … tuciu 2017-08-21
“Mozna prosic konkretniej: jakie parametry ma miec zapowiadana burza, zeby organizator obozu mial go ewakuowac? Kto wydaje obecnie takie ostrzezenia z dokladnoscia pozwalajaca ewakuowac obozy w danej gminie, a nie z calego wojewodztwa, lub z calego kraju? Na podstawie jakich konkretnie przeslanek wszystkie obozy w woj. Pomorskim powinny byly zostac ewakuowane?”
Szanowny Tuciu, czemu aż tak zafiksowałeś/ zogniskowałeś/ skupiłeś się na tej ewakuacji i prognozie, jeśli ja W OGÓLE O TYM NIE PISAŁEM? Pisałem o tym, że ponieważ TAKICH burz jest u nas coraz więcej, nie powinno się w ogóle rozbijać namiotu pod wysokimi drzewami, czyli dokładne powtórzenie pkt 1 Autora artykułu. Po angielsku nazywa się to precaution, u nas przezorność/ środek ostrożności.
Kazdy proboszcz, który instaluje piorunochron na kościele, powinien być ekskomunikowany. Pan Krzysztof właśnie próbuje zainstalować piorunochron.
Tak czy inaczej, dziękuje za rady!
Proszę wybaczcie, że to napiszę – wygadujecie brednie. Nikt z Was nie był na miejscu i nie widział tego co tam zostało po przejściu huraganu. Las w pasie o szerokości ok. 7 km przestał istnieć. Został zamieniony w wieleset hektarowe rumowisko pni, konarów, powyrywanych z korzeniami i połamanych drzew. Zginęły wszystkie zwierzęta. To, że zginęło łącznie 7 osób, to jak w Boga nie wierzę istny cud. Widok z drona w minimalnym stopniu oddaje ogrom zniszczeń i nic nie mówi o tragedii ludzi, na których dosłownie spadły niesione huraganem w powietrzu drzewa. Stos zwalonych drzew sięga wysokości pierwszego piętra. To trzeba zobaczyć na własne oczy.
Panie Łoziński, szanuję Pana doświadczenie i w pełni podzielam krytyczne uwagi dot. różnej maści medialnych surwiwalowców od siedmiu boleści. Ciekawym jednak co Pan zrobiłby gdyby CAŁY las wokół Pana zamienił się w śmiertelną pułapkę latających w powietrzu konarów, pni i w końcu całych, razem z korzeniami drzew. Gdzie Pan by uciekł? Jakie ma Pan szanse, by uciec lawinie, która pędzi prosto na Pana. Harcerze w ich sytuacji zrobili jedyną mądrą rzecz – część schroniła się w wodzie od nawietrznej, część uciekła i legła w zagajniku z dala od wysokich drzew.
Piszecie państwo, że przecież były ostrzeżenia, że synoptycy powinni przewidzieć etc. Przepraszam, ale ten kto wygłasza takie opinie wygaduje bzdury. Zapewne naoglądał się filmów o łowcach burz. Żaden synoptyk, żaden meteorolog nie jest w stanie przewidzieć jaką siłę osiągnie lokalna komórka burzowa. Lokalna, bo 15 km dalej żadnych szkód nie było. Ostrzeżenie wysłane 10 min przed nie daje żadnego czasu na ewakuację obozu. Powiem tak – dobrze, że zostali na miejscu i zdążyli się schować tak jak to opisałem. Gdyby zaczęli uciekać przez las nie mieliby żadnych szans na przeżycie. Czy to świadczy o braku fachowości kadry obozu?
Zapraszam do Rytla, gdzie jest centrum operacyjne. Nie na wycieczkę bynajmniej. Każda para rąk się przyda.
Pozdrawiam
Niczego nie odwołuję. Ne ma żadnej potrzeby przewidywania jaką siłę osiągnie lokalna komórka burzowa. Wystarczy zaobserwować przemieszczanie się silnego frontu burzowego i ewakuować dzieci na wszelki wypadek. Już od kilku lat burze w Polsce są coraz silniejsze a te ostatnie łamały drzewa już od kilku dni. A cóż takiego by się stało gdyby ta burza zniszczyła las 15 km od obozu. Obciach byłby jakiś dla harcerzy, że uciekli? Harcmistrz pyta, co mogli zrobić jeszcze. A co zrobili w ogóle?
Szanowbi Dyskutanci, artykuł traktuje o amatorszczyźnie bliżej nieokreślonych “surwiwalowych publikacji i programów telewizyjnych”, a nie o harcerzach.
Życie każdego zwierzęcia na ziemi (ludzie to też zwierzęta) jest obarczone ryzykiem śmierci.
Wszystko może się przytrafić… harcerze postąpili racjonalnie. W momencie bezpośredniego zagrożenia przez żywioł błyskawicznie znaleźli rozwiązanie, niestety kilkoro dzieci miało zwyczajnie pecha.
Każdego dnia pod mój samochód ktoś próbuje wejść trzymając telefon przy uchu, na ich szczęście ja nie jestem żywiołem przyrody i zwalniam. Stoimy na przystanku czy chodniku i wjeżdża w nas jakiś pojazd bo… Można poślizgną się w łazience i zabić, można zabijać się latami pijąc, jedząc, paląc i nie robi to na nikim wrażenia. Przypadek, los i brak wyobraźni są przyczyną naszej zguby.
Dzieci wymagają opieki dorosłych ale opiekunowie nie są w stanie wszystkiego przewidzieć, zwykła ludzka niemoc w obliczu żywiołu, który ma często charakter lokalny.
Szukanie winy w statutach, religii i przekonaniach politycznych jest zwyczajnym idiotyzmem.
Macie Hiszpanię, deptak i turystów, rannych i zabitych. Ponoć zbrakło zabezpieczeń z betonu aby nikt nie wjechał tam samochodem i mógł rozpędzić się aby jechać po ludziach.
W Warszawie takie przeszkody mają powstać powszechnie..
Ja nie będę się czuł bezpieczny, bo fachowcy wymyślą szybko inny sposób na zabijanie i podadzą to do publicznej wiadomości aby komuś się chciało spróbować.