Krzysztof Łoziński: Światłem, obiektywem i mózgiem16 min czytania

2018-01-27.

Od dwóch lat zamierzałem napisać ten tekst, ale ciągle pierwszeństwo wymuszała polityka. Paskudna zmiana tak zdominowała nasze życie, że zajęła nam całą uwagę nie zostawiając nawet ćwiartki mózgu na inne sprawy. Trochę chcę się przeciw temu zbuntować i napisać artykuł nie polityczny.

Rzecz będzie o fotografii, która od lat jest moją pasją i o tym, jak nasz mózg nas okłamuje. Nie jest to praca naukowa, ale zbiór moich własnych obserwacji i wniosków, no trochę podparty wiedzą nabytą. Oczywiście nie wyczerpuje tematu.

Zaczęło się od zastanowienia, dlaczego na zdjęciach widzimy rzeczy, których nie widzimy w naturze, dokąd celowo nie skupimy na nich uwagi. Wniosek ogólny: ponieważ obraz, który widzimy w naszej świadomości jest głównie wytworem naszego mózgu, a dopiero w drugiej kolejności odwzorowaniem rzeczywistości. Mózg wie, co ma widzieć w naturze, ale nie wie, co ma widzieć na zdjęciu.

Co to jest kolor

Zacznijmy od tego, że w świecie realnym, rządzonym prawami fizyki, istnieją tylko różne długości fali światła widzialnego, emitowanego lub odbitego, które nasz mózg interpretuje jako kolor żółty, czerwony, fioletowy, zielony, itd. Na dobrą sprawę nie wiemy nawet, czy inni ludzie widzą te same kolory, co my, bo być może ich mózgi te same długości fali interpretują inaczej. Nigdy tego pewnie się nie dowiemy, bo nie ma metody na to, by zobaczyć obraz widziany przez cudzy mózg. Może kiedyś będzie, ale na razie nie ma.

A istnieją poszlaki, wedle których jest możliwe, że mój sąsiad widzi nieco inny czerwony, niż ja. Znamy zjawisko daltonizmu, wiemy też, że różnym ludziom podoba się różna kolorystyka. Istnieje racjonalna przesłanka do podejrzenia, że wpływ na widzenie kolorów może mieć kolor oczu. Dlaczego? Dlatego, że do siatkówki naszego oka dociera nie tylko światło skupione przez źrenicę, ale i niewielka ilość światła rozproszonego przenikającego przez tęczówkę. Wypadkowa tego obrazu może być inna dla ludzi o innych kolorach tęczówki. Wiemy wreszcie, że zwierzęta widzą nieco inne zakresy widma słonecznego, niż człowiek, a przecież ludzie nie są identyczni, więc nie można zakładać, że ich oczy odbierają identyczny, z nieskończoną dokładnością, zakres długości fal świetlnych, choć wiemy, że jeśli różnice istnieją, to są bardzo małe.

Są wreszcie kolory złożone, takie jak brązowy, purpurowy, które nie występują w widmie światła widzialnego. Są mieszanką różnych długości fali, ale wcale nie ich średnią. Są one całkowitym wytworem naszego mózgu, choć trudno w to uwierzyć. W malarstwie uzyskuje się brąz mieszając ciemną zieleń z czerwienią (średnia długość tych fal to kolor żółty), a purpurę mieszając fiolet z czerwienią (średniej długości tych fal odpowiada kolor zielony).

W naszej percepcji jest jeszcze kolor szary. W malarstwie uzyskiwany przez mieszanie farby białej i czarnej, w fizyce jest to po prostu słabsze światło białe. W widmie światła widzialnego kolor szary nie występuje.

Wiemy wreszcie, na podstawie badań, że nasz mózg bardzo mocno przetwarza obraz, jaki świadomie widzimy pod wpływem naszych przeżyć, doświadczeń, wiedzy, kultury. Ale o tym dalej.

Kluczowe jest tutaj uświadomienie sobie faktu, że realnie do naszych oczu dociera światło o różnych długościach fali i natężeniu, a kolor, barwa, to interpretacja tego światła przez nasz wrodzony komputer.

Mózg wie, co ma widzieć

(czyli dlaczego na zdjęciu widzimy co innego, niż gołym okiem)

Przypomnę trzy ciekawe eksperymenty wykonane wiele lat temu. Niestety nie pamiętam gdzie i przez kogo, ale skoro nie piszę pracy naukowej, to nie muszę. Znam je z przekazów medialnych.

Wszystkie trzy polegały na założeniu człowiekowi specjalnych okularów zmieniających poprzez elektronikę obraz docierający do oczu.

– Zastosowano okulary, kreujące obraz widziany do góry nogami. Badani ochotnicy początkowo strasznie się męczyli. Nie trafiali ręką w przedmioty, potykali się, mieli zaburzenia równowagi. Po około 14 dniach mózg się nauczył interpretować tak widziany świat. Uczestnicy eksperymentu nagle zaczęli, mimo tych okularów, widzieć normalny, nie odwrócony obraz. I, co ciekawe, po zdjęciu im okularów zaczęli widzieć obraz odwrócony i znowu musieli się uczyć widzieć prawidłowo.

I tu ciekawostka. Przecież zgodnie z prawami optyki (źrenica jest w końcu soczewką) obraz powstający na naszej siatkówce jest odwrócony, tak samo, jak obraz w starych aparatach z matówką (ale nie lustrzankach). Dlaczego używamy lustrzanek? Bo lustro odwraca obraz obrócony na prawidłowy. Na wyświetlaczach aparatów cyfrowych obraz odwraca elektronika. Ale obraz rzutowany przez obiektyw na kliszę, czy matrycę jest odwrócony. A więc zawsze nasz mózg odwraca obraz padający na siatkówkę na prawidłowy.

Zastanówmy się, czy leżąc na boku widzimy obraz obrócony, albo stojąc na rękach widzimy świat do góry nogami? Przecież gdyby nasz mózg nie przetwarzał obrazu, to powinniśmy mieć wrażenie, że wisimy pod sufitem i zaraz spadniemy. A mimo to, że na naszą siatkówkę pada obraz odwrócony, nadal wiemy, gdzie jest dół, a gdzie góra. Bo nasz mózg wie, co ma widzieć.

Niezależnie od pozycji nie mamy żadnej trudności w przeczytaniu napisu. Nie widzimy go do góry nogami, ani na boku. Nasz mózg cały czas wie, gdzie jest góra, a gdzie dół.

– Kolejny eksperyment polegał na zastosowaniu okularów kreujący obraz czarno-biały w negatywie – czarne było białe, a białe czarne. Mózgi uczestników eksperymentu dość szybko nauczyły się widzieć prawidłowo.

– Najciekawszy był eksperyment trzeci. Tym razem jego uczestnicy widzieli obraz czarno–biały, ale prawidłowy. Poruszali się w znanym sobie otoczeniu i po pewnym czasie zaczęli widzieć przedmioty w kolorach, takich jak je zapamiętali. Pomimo że światło barwne nie docierało do oka, mózg uzupełnił brakujące kolory, bazując na pamięci.

Jeszcze ciekawsze rzeczy można było obejrzeć na filmach dokumentalnych z serii „Pułapki umysłu”. Pokazano jak iluzjonista, odpowiednio manipulując naszą uwagą, powoduje, że nie widzimy tego, czego mamy nie widzieć. Zapamiętałem zwłaszcza dwa fragmenty tych filmów. Na jednym obserwujemy sztuczki iluzjonisty zasugerowani przez lektora, że mamy „uważnie patrzeć”. Skupiamy się więc na tym, co on robi, starając się zobaczyć, gdzie są triki. Nic nie wyłapaliśmy, a wówczas lektor pyta: a czy widzieli państwo przechodzącego przez scenę goryla? Oczywiście nie wydzieliliśmy. Oglądamy obraz jeszcze raz wypatrując goryla i widzimy jak byk: goryl idzie przez scenę.

W drugim przypadku pokazano nam występ iluzjonisty, który „siłą woli” unosi kobietę w powietrze. Widzimy jaskrawo oświetloną dziewczynę, leżącą na podłodze, która powoli unosi się na ok. metr do góry i leży w powietrzu. A później widzimy zdjęcia wykonane aparatem fotograficznym z widowni. I teraz widzimy dwóch na czarno ubranych facetów, którzy podnoszą dziewczynę za barki i nogi, podstawiają pod nią kobyłki… A przecież przed chwilą wcale tego nie widzieliśmy! No właśnie, bo aparat i klisza nie ulegają sugestii, nie można im, jak naszemu mózgowi, zasugerować, co mają widzieć.

Nam się wydaje, że patrząc przed siebie widzimy wszystko, ale na prawdę widzimy ostro i wyraźnie tylko to, na czym koncentrujemy uwagę. Cała reszta obrazu jest mocno niekontrastowa i nieostra.

No dobrze, ale w takim razie, czemu patrząc na zdjęcie widzimy wszystko? Po pierwsze, bo jest nieruchome. Nasz mózg ma czas na przeskanowanie całego obrazu (a niestety mamy dość wolny procesor). Po drugie, oglądamy najczęściej zdjęcia w dość małym formacie. Cały obraz mieści się w centralnej części naszego pola widzenia.
No dobrze, powie ktoś, miało być o fotografii, a pan ciągle nudzi o psychologii widzenia. Spokojnie, zaraz będzie o fotografii, ale ten przydługi wstęp ma wyjaśnić, czemu w naturze i na zdjęciu świat nie wygląda tak samo.

Jakiego koloru jest śnieg i dlaczego niebo jest niebieskie

Niebo jest niebieskie, bo kolor niebieski (określany w malarstwie jako „błękit nieba”) odpowiada średniej długości fali światła rozproszonego w atmosferze. Tak samo jako niebieskie będziemy widzieć wszystkie obiekty oświetlone tylko światłem rozproszonym, które oświetlone wprost przez światło słoneczne będą białe. Dlatego na zdjęciu śnieg oświetlony słońcem jest biały, a w cieniach, gdzie dociera tylko światło rozproszone, jest niebieski. Ale dlaczego nie widzimy tego niebieskiego w cieniach w naturze? No właśnie, po to był ten przydługi wstęp o mózgu. Bo nasz mózg wie, że śnieg „jest biały”, więc przerabia niebieski na biały.

Tatry, Żabie Szczyty ze zbocza Rysów oświetlone tylko światłem rozproszonym. Dominuje kolor niebieski, ale tylko na zdjęciu. W naturze wydawało się białe.

Mięguszowiecki i Cubryna przez mgłę. Bardzo rzadka mgła rozprasza światło – wszystko jest niebieskie.

Nepal, Himalaje. Śnieg oświetlony słońcem jest biały, w cieniach niebieski.

Światło padające nie zawsze jest białe albo niebieskie. Dobrze wiemy, że o wschodzie lub zachodzie słońca dominuje światło czerwone. Na obiekty, które fotografujemy pada też często światło odbite od innych obiektów barwnych. Dlatego woda w jeziorze może być na zdjęciu zielona, ale w naturze wcale tej zieleni nie widzimy, bo właśnie wiemy, co mamy widzieć.

Dlaczego ta woda jest zielona? Bo oświetlona jest światłem odbitym od ściany lasu. Woda w rzeczywistości jest bezbarwna, przezroczysta, ale fotografowana pod ostrym kontem ma kolor światła, które się od niej odbija. Natomiast nie odbija się od niej padające bardziej pionowo światło słoneczne, bo jest przezroczysta, w przeciwieństwie do łódki, która na zdjęciu jest biała. Jeziora Augustowskie.

Przykład jak bardzo kolor rejestrowany przez aparat (cyfrowy, więc nie jest to sprawa filmu) zależy od koloru padającego światła. Od tafli jeziora odbija się czerwone światło zachodzącego słońca. Łabędzie stały się niebieskie (!) w słabym już świetle rozproszonym. Nie są czerwonawe, jak woda, bo czerwone światło słońca pada na nie z przeciwnej strony, niż je widzimy. Od naszej strony oświetla je tylko światło rozproszone. Patrząc na nie w naturze, wcale nie widziałem ich jako niebieskie, bo mój mózg wiedział, że łabędzie są białe. Aparat nie wiedział.

I jeszcze jeden przykład. Las oświetlony wschodzącym słońcem o 4 rano. Bliższy plan jest zielony, bo znajduje się w cieniu domu.

Kolejnym bardzo istotnym zjawiskiem jest perspektywa powietrzna. Zjawisko polega a tym, że czym dalszy obiekt, tym więcej w świetle, które od niego do nas dociera jest barwy niebieskiej (odwrotnie niż w kosmosie, gdzie, czym dalsza galaktyka, tym bardziej czerwona, ale wynika to zupełnie z czego innego). Na ziemi, czym dalszy obiekt, tym więcej miedzy nami, a nim, powietrza, które jest przyczyną powstawania światła rozproszonego, czyli niebieskiego. Barwa dalekiego obiektu jest sumą jego własnej barwy i błękitu światła rozproszonego.

Widok w kierunku Pamiru z grani Koh-e Tez (7015 m) w Hindukuszu. Zdjęcie zrobiłem z wysokości ok. 6700 m. Widzimy, że czym dalszy plan, tym bardziej niebieski. Do tych niebieskich szczytów Pamiru jest ok. 40 kilometrów. Czarne są skały.

Las widoczny na horyzoncie jest już mocno przeniebieszczony, bo jest daleko. Patrząc „gołym okiem” nie zwracamy na to uwagi.

Niebo nie jest takie samo

Trzeba jeszcze wspomnieć, że nie wszędzie na ziemi światło jest jednakowe. W strefie równikowej oświetlenie jest niemal pionowe, co mocno utrudnia fotografowanie. Bywają też efekty lokalne. Gdy było się dość długo w Indiach, to zna się efekt „indyjskiego nieba”. Chodzi o to, że w znacznej części tego kraju ziemia ma czerwony odcień i w porze suchej w powietrzu unosi się sporo czerwonego pyłu. Daje to efekt purpurowego światła o zachodzie słońca. Jest to suma czerwonego światła zachodzącego słońca wzmocnionego przez czerwony pył i niebieskiego światła rozproszonego.

„Indyjskie niebo”. Taj Mahal o zachodzie słońca, Agra, Indie. Grobowiec Taj Mahal zbudowany jest z białego marmuru.

Znamy też „pekińskie niebo”, które miewa odcień żółty z powodu wielkich ilości pyłu nanoszonego z wyżyny lessowej.

„Pekińskie niebo”, sztuczne jezioro w letnim pałacu cesarskim w Pekinie.

Kolejne zjawisko to „polarne niebo”. Przy dużym mrozie, niskie zimowe słońce przebija się przez mgiełkę złożoną z mikroskopijnych kryształków lodu. Świat pozornie staje się czarno biały, z przewagą różnych odcieni bieli. W Norwegii usłyszałem określenie „widać mróz”.

„Polarne niebo”, Mazury, granica Suwalszczyzny, -38°C.

„Widać mróz”, Mazury, granica Suwalszczyzny. To nie jest zdjęcie czarno-białe.

Barwy fotografowanych obiektów zmieniają się też z wysokością, gdzie, po pierwsze atmosfera powyżej jest bardzo rozrzedzona, więc niebo jest niemal czarne, po drugie przenika przez rzadką atmosferę dużo więcej światła fioletowego i ultrafioletu.

Niebo na dużych wysokościach jest niemal czarne. Acher Czioh (7020 m) i Koh-e Tez (7015 m). Hindukusz Wysoki, Afganistan.

Koh-e Urgund (7025 m). Hindukusz Wysoki, Afganistan. Ściana w pełnym słońcu, a niebo czarne.

Oba powyższe zdjęcia zrobiłem ze szczytu Koh-e Awal (5800 m). Jest to o tyle istotne, że aby zobaczyć efekt czarnego nieba, trzeba samemu znajdować się wysoko. Z dna doliny tego nie zobaczymy. Warto jeszcze uświadomić rozmiar tych gór. Widoczna na zdjęciu ściana Koh-e Urgund ma ponad 2 kilometry wysokości.

Wysokość ma też wpływ na postrzegane kolory. Operacja słoneczna jest znacznie silniejsza, a rzadsza atmosfera przepuszcza więcej ultrafioletu i fioletu (dlatego używa się filtrów UV). Filtry UV, w czasach niedawnych, gdy fotografowano na kliszach, miały zapobiegać ich naświetlaniu przez ultrafiolet, niewidoczny dla ludzkiego oka, ale też, niestety, nieco fałszują obraz „poprawiając” go na taki, jaki byłby na mniejszej wysokości.

Jak silne jest to promieniowanie? Prosty przykład: okulary wysokościowe, jakich używałem w Himalajach, w Polsce są tak czarne, że nic przez nie nie widać. Są jak okulary do spawania. Tam widziałem przez nie znakomicie i wcale nie miałem wrażenia ciemnych okularów. W latach 70., gdy w Polsce nie można było kupić okularów wysokościowych, w czasie wypraw w Hindukusz używałem okularów dla spawacza, kupionych w sklepie BHP.

Wpływ wysokości na kolory. Wszystkie barwy wydają się bardziej nasycone, a obraz bardzo kontrastowy (w cieniach jest dużo mniej światła rozproszonego). Kolory są lekko przesunięte w kierunku fioletu. Rzadsza atmosfera najsłabiej rozprasza fale o największej energii. Na zdjęciu indiańskie dziewczynki na wyspie Tequile na jeziorze Ticitaca, Peru/Boliwia. Wysokość 4400 m. Samo jezioro leży na 3800, ale góra na wyspie wznosi się 600 m wyżej. My tam oddychamy z trudem i musimy mieć okulary przeciwsłoneczne, a one tam żyją od urodzenia.

Co nam się podoba

O tym, na czym polega estetyka napisano tomy, a nadal nie do końca wiemy, dlaczego ten obraz, lub zdjęcie, się nam podoba, a inny nie. Bo problem jest szalenie złożony. Chciałbym więc tylko zwrócić uwagę na jedna cechę, o której wiadomo z badań.

Zaczęło się od badania ludzkiej urody. Uczestnikom badania pokazywano portrety osób przeciwnej płci i proszono ocenę urody. Udało się zauważyć przynajmniej jedną cechę wspólną. Zauważono, że najwięcej ocen pozytywnych dostają te twarze, które są najbardziej symetryczne. Każde zaburzenie symetrii powoduje obniżenie oceny urody.
Oczywiście nie jest to jedyne kryterium oceny estetyki, ale istotne, bo prawdopodobnie zapisane w genach. Czym bardziej regularna budowa partnera, tym większa szansa, że jest on zdrowy i w pełni sił.

Z moich obserwacji wynika, że przynajmniej częściowo w ocenie piękna obrazu odgrywa rolę symetria, albo taka kompozycja, w której obraz zachowuje równowagę (nie wali się w jedną stronę, jakby jego środek ciężkości był położony centralnie).

„Mazurska symetria”.

„Dwa słońca”. Symetria nie musi być pionowa.

„Polska w ruinie”. Gdy zmrużymy oczy, zauważymy, że ten obraz też jest symetryczny.

I jeszcze jeden przykład symetrycznej kompozycji. Obraz jest symetryczny w każdym kierunku.

Na fotografię można patrzeć różnie. Są ludzie, którzy widzą tylko zarejestrowane obiekty, nie interesuje ich kompozycja, barwa, forma. Są nawet tacy, którzy jadą do Bangkoku i robią sobie zdjęcia typu: „ja na tle Buddy”. Zawsze mnie to zastanawiało, po co tak daleko jeździć, by zrobić zdjęcie sobie?

Ja wychowałem się na malarstwie abstrakcyjnym i na impresjonizmie. Mnie interesuje bardziej kompozycja i barwa, także nastrój, a mniej to, co na zdjęciu jest. Ja widzę na zdjęciu ciekawą twarz, a nie wujka Mietka.

Pozwolę sobie zadręczyć czytelnika jeszcze kilkoma zdjęciami.

Trzmiel na słoneczniku. Barwa.

Cykada na kwiecie dalii. Barwa.

Ślimak. Forma.

Kazimierz Dolny nad Wisłą. Nastrój.

„Wiejski świt”. Nastrój.

Mazurska zima. Nastrój.

„Lato. Nastrój.

Zawód reporter

Jednym z moich zajęć, była od zawsze fotografia reportażowa. W tym przypadku liczy się trochę co innego – uchwycenie jakiegoś szczególnego momentu, bycie w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu.

Lot kondora nad Andami.

Wir poziomy. Bardzo rzadkie zjawisko atmosferyczne.

„Szklany lodowiec”. Mycie dachu Złotych Tarasów w Warszawie.

Dzieci pod flagą. Demonstracja KOD w Gdańsku.

„Bariera dźwięku”. Manewry wojsk NATO koło Orzysza.

Malowanie obiektywem

Gdy już traktujemy fotografię jako sztukę, zmieniają się kryteria oceny. Obraz może być przetworzony, nie musi być idealnie ostry (czy obrazy impresjonistów są idealnie ostre?), dopuszczalny jest montaż i wspomaganie graficzne.

„Impresja czerwcowej nocy”

„Łodzie rybackie”

„Zaćmienie słońca”

Smutna refleksja na koniec

W środowisku fotografików krążyło kiedyś powiedzenie: „Fotografować można dnem od butelki, tylko trzeba umieć”. Dziś ludzie fotografują już niemal wszystkim, telefonami, laptopami, tabletami, kamerkami samochodowymi… Czekam, kiedy zaczną fotografować pastą do zębów. Na świecie powstaje codziennie kilkaset milionów zdjęć, z tego milion wspaniałych i sto tysięcy genialnych. Kto w tej dziedzinie zyska sławę artysty, stało się dziełem przypadku. Dziś mówi się, że trzeba najpierw umrzeć i zostać klasykiem.

Na wszelki wypadek: nie uważam się za artystę, lecz za hobbystę.

Krzysztof Łoziński

Wszystkie zdjęcia autora.

Print Friendly, PDF & Email
 

6 komentarzy

  1. Tetryk56 27.01.2018
  2. A. Goryński 27.01.2018
    • Tetryk56 28.01.2018
  3. A. Goryński 27.01.2018
  4. agluszek 28.01.2018
  5. PIRS 04.02.2018