2018-04-03.
Odszedł jeden z najwybitniejszych i najbardziej zasłużonych polskich uczonych ostatniego półwiecza. Stosunkowo niewielu o Nim słyszało, bo taka była natura tego, co robił. Twórca filmu, książki, symfonii czy smartfona szuka oklasków, fleszy i kamer. Twórca nowoczesnej broni unika nich jak ognia. A takim właśnie, konstruktorem najbardziej precyzyjnych na świecie rakiet, był Profesor dr. inż. Zbigniew Puzewicz, założyciel i wieloletni szef Instytutu Elektroniki Kwantowej Wojskowej Akademii Technicznej. Ci, których uczył, ci, który z nim współpracowali, i wreszcie ci, którzy znali owoce jego prac, bez wahania mówili o Nim „geniusz”.
W 1963 roku – miał wtedy 33 lata, kierował zespołem, który zbudował pierwszy w Polsce laser helowo-neonowy, a rok później pierwszy w Europie koagulator laserowy, użyty w 1965 roku do pierwszej w Europie operacji przyklejenie siatkówki w oku pacjenta. W polskich klinikach chorób oczu przy pomocy tego rodzaju urządzenia operowano dziesiątki tysięcy osób.
W 1978 roku zespół Puzewicza stworzył pierwszy w Polsce chirurgiczny lancet laserowy, umożliwiający bezpieczne prowadzenie operacji na tkankach mocno ukrwionych.
Pod Jego kierunkiem opracowano i wyprodukowano lasery które znalazły zastosowanie do budowy szybów i chodników kopalnianych, masztów radiowych i toru wodnego Portu Północnego. Lecz jako pracownik WAT większość swego czasu poświęcił wojsku. W dzień po śmierci Profesora, portal Altair.com.pl napisał, że „tylko nieliczni wiedzą, że Profesor pracował, wykorzystując swoją wiedzę i doświadczenia polskiego programu laserowego, wraz z legendarnym komendantem Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie Sylwesterem Kaliskim nad najbardziej tajnym projektem epoki Edwarda Gierka – polską bombą wodorową. Co w efekcie nie przyniosło sukcesu, ale było ogromnym impulsem technologicznym dla Polski lat 1970.”
Gdy wybitny uczony, a szczególnie fizyk, ma 88 lat, zwykle najbardziej płodne swe lata ma hen za sobą. W przypadku Zbigniewa Puzewicza było inaczej. W ostatnich latach życia jego dziełem sztandarowym były uważane za najlepsze w swojej klasie na świecie zestawy przenośne rakiet przeciwlotniczych Grom i Piorun. Próby poligonowe, przeprowadzone w 2018 roku dowiodły, że jego rakiety do celu oddalonego o 5 kilometrów trafiają z dokładnością do 7 centymetrów.
Gdy Profesor Puzewicz rozpoczął prace nad Gromem niewiele wskazywało na to, że na naszej wschodniej granicy pojawi się realne zagrożenie. Ale się pojawiło. Staliśmy się dość nieoczekiwanie państwem frontowym. W tej sytuacji Grom i jego następca Piorun urosły do roli realnego instrumentu odstraszania. Profesor uważał, i na całe szczęście zrozumiały to zarówno rządy PO jak i PiS, że ta broń jest nam bardzo potrzebne. Po to, aby podnieść cenę ewentualnej agresji lądowej. Ręczna wyrzutnia pocisków przeciwlotniczych kosztuje około 300 tys. zł., a może zniszczyć sprzęt znacznie droższy. Puzewicz znał świetnie Rosję i jej potencjał militarny. Zakładał, i nikt tego założenia nie był w stanie zakwestionować, że Rosja pomyśli dwa razy zanim wyśle swe śmigłowce bojowe, każdy wart 12 milionów dolarów, czy myśliwce MIG-29, warte około 40 milionów dolarów na teren gęsto nasycony przenośnymi rakietami na wyposażeniu pojedynczego żołnierza.
Miesiące które poprzedziły Jego śmierć przyniosły lawinę informacji, które można potraktować jako niezamierzone komplementy i wyrazy szacunku ze strony dwóch światowych potęg zbrojeniowych: Stanów Zjednoczonych i Rosji.
Amerykanie kontynuowali zakupy pocisków Grom, produkowanych przez polskie MESKO, choć w ilościach na tyle skromnych, że sugerujących tzw. reverse engineering, czyli mówiąc prościej kierując się intencją rozebrania na części, aby się czegoś nauczyć. Natomiast w rosyjskiej prasie fachowej pokazało się kilkadziesiąt publikacji z dwoma tezami: w myśl pierwszej dawny ZSRR popełnił błąd pokazując Puzewiczowi swoją rakietę Igła, bo to co zrobił Polak, to, ich zdaniem, po prostu lepsza wersja ich broni, w czym tkwi ziarno prawdy, choć takie argumenty polscy internauci opatrzyli komentarzem, że Porsche i Ferrari to też tylko przeróbki tego, co wcześniej jeździło na czterech kołach. Po drugie, Rosjanie uparcie twierdzą, że to niemożliwe, aby Puzewicz wyprodukował to, co wyprodukował, bez pomocy Amerykanów, a to z prawdą nie ma nic wspólnego. Moskwa przyznała także, po latach ociągania się, że kilkanaście pocisków Grom, jakich użyczył Gruzji prezydent Lech Kaczyński, dopadło rosyjskie samoloty powodując większość szkód wyrządzonych przez Gruzję Federacji Rosyjskiej latem 2008 roku.
W dzień po śmierci Profesora, wśród komentarzy internautów na stronie Defence 24, szczególnie celny wydaje się jeden, wyrażający sentyment wielu, podpisany “sierż. rez.” :“Tacy jak On zasługują na najwyższy szacunek i nazwanie Jego imieniem ulic i placów.”
Może warto pójść tym śladem, zwłaszcza dziś, gdy zaczyna nam brakować patronów dla ulic i placów.
Andrzej Lubowski
Dokładnie 3 lata temu, w kwietniu 2015, w artykule pt. “Dać szanse naszym Gromom” Andrzej Lubowski pisał u nas:
Od armii oczekujemy przede wszystkim powstrzymania agresora przed kontrolą naszych ziem, przekonanie go zawczasu, że cena jaką przyjdzie mu zapłacić za ewentualny atak będzie bardzo wysoka, jego straty bolesne, a wynik zmagań nie jest z góry przesądzony. Pomoc sojusznicza ma sens wówczas, gdy nie utracimy własnego terytorium. Ale my nie mamy wystarczającej siły do powstrzymania ataku. Nie mamy wystarczającego uzbrojenia dla obrony infrastruktury. Nasze transportery opancerzone stanowią łatwy cel dla przeciwnika. Dziś bardzo łatwo zniszczyć duże, łatwe do identyfikacji i gęsto zgrupowane cele. Takie na przykład jak brygada czołgów czy oddziały pojazdów opancerzonych.
Co z tego wynika? Przede wszystkim potrzeba zbudowania jak najszybciej potencjału realnego odstraszania. Nie są nim eskadry nowoczesnych myśliwców, bo nie dysponujemy, i długo jeszcze nie będziemy dysponować dostateczną ich ilością. Mądrzejsi od mnie nie znajdują odpowiedzi na pytanie jaka jest przydatność na ewentualnym polu walki obronnej naszych Rosomaków. Uważają zresztą, że ten sprzęt, przydatny w Afganistanie lub Iraku, przestałby istnieć bardzo szybko w przypadku scenariusza o którym mówię.
Większym wyzwaniem dla agresora jest walka z rozproszoną, trudną do wykrycia i przenoszoną przez pojedynczych żołnierzy bronią, która łatwo naprowadza się na cel, jest szybka i odporna na zakłócenia. Dotyczy to zarówno rakiet przeciwpancernych jak i przeciwlotniczych. Tezę tę potwierdzają doświadczenia z pola walki w minionych dekadach. A także strategia obronna innych krajów stojących w obliczu potencjalnie znacznie silniejszego przeciwnika.
Kilka dekad temu druzgocąca przewaga militarna nie uchroniła Sowietów od klęski w Afganistanie. W batalii szczególną rolę odegrały przenośne, ręcznie odpalane amerykańskie pociski ziemia-powietrze typu Stinger. Co nie mniej ważne, obecność tej broni, dając partyzantce sposób obrony przed atakami z powietrza, zmniejszyła ilość lotów agresora. W przypadku ewentualnego ataku armii rosyjskiej, zanim nadeszłoby wsparcie sojuszników znaleźlibyśmy się w sytuacji partyzanta walczącego ze znacznie silniejszym wrogiem. Szczególną rolę w ochronie terytorium kraju odegrać może obrona przeciwlotnicza bardzo krótkiego zasięgu. Wyjątkowo przydatne byłyby nasze pociski GROM, odpowiednik amerykańskiego Stingera, bardzo skuteczne z odległości niemal 5 kilometrów, trudne do namierzenia i zniszczenia, i proste w obsłudze.. Odpowiednie ich rozmieszczenie utrudni wtargnięcie na terytorium kraju śmigłowców i samolotów szturmowych na niskich pułapach, zapewni osłonę ugrupowań wojskowych, oraz przyczyni się do ochrony ważnych obiektów strategicznych. Nasze GROM-y w niczym nie ustępują najlepszym tego rodzaju rakietom na świecie.
Rakiety GROM rzecz jasna nie obroniłyby nas przed Rosją. Ale stanowiłyby zarówno element obrony jak i, dramatycznie eskalując straty ewentualnego agresora, sposób odstraszania. Produkujemy je od „a” do „z” w kraju. Dotychczas zakupiła je Indonezja i Gruzja, a zeszłym roku Litwa. Kupili ich trochę Amerykanie – sądzę, że w celach poznawczych. Propozycje zakupu niektórych krytycznych elementów składają Chińczycy i inne kraje. Przy pomocy tego typu broni separatyści zdziesiątkowali ostatnio lotnictwo Ukrainy.
Świadoma znaczenia tego typu broni Finlandia rozpisała jakiś czas temu przetarg na przenośne rakiety ziemia-powietrze odpalane z ramienia. Do przetargu stanęli światowi liderzy w tej dziedzinie: USA, Rosja i Polska. W testach porównawczych GROM wypadł pod wieloma względami lepiej niż konkurencja. Przetarg unieważniono, a nieco później Finowie kupili Stingery na wolnym rynku. Dziś ta broń stanowi ważny element strategii obronnej małej Finlandii, której nikt poza Rosją nie zagraża. Stanowią część wyposażenia nie tylko regularnej armii, ale także obrony cywilnej. Są bowiem, wbrew twierdzeniu niektórych naszych dowódców, bardzo proste w użyciu. Finowie instalują je nawet na platformach umieszczonych na drzewach. Mała neutralna Szwajcaria, otoczona krajami przyjaznymi, ma wielekroć więcej tego typu uzbrojenia niż my. Nasycenie kraju przenośnymi rakietami typu ziemia – powietrze, i przenośnymi rakietami przeciwpancernymi stworzyłoby obronę przed atakiem wojsk lądowych. A także dało bodziec dla rozwoju krajowego przemysłu z tradycjami, i co ważniejsze, talentami i ekspertyzą na światowym poziomie. „Polska – mówi mi profesor Zbigniew Puzewicz, twórca GROM i ojciec polskich laserów, szef Zespołu Elektroniki Kwantowej WAT – nie tylko jest w stanie produkować nowoczesne rakiety, ale musi i może samodzielnie i systematycznie je modernizować.” Wprawdzie każdą niemal broń możemy uzyskać z importu, to taka polityka oznacza po pierwsze, utratę krajowych miejsc pracy i perspektyw eksportu, a po drugie uniemożliwia jej doskonalenie, bo nikt nie udostępni nam potrzebnych do tego technologii i algorytmów.
https://www.wykop.pl/link/4197167/za-kulisami-prl-u-gierek-i-bomba-atomowa/
Ciekawy film o poziomie badań prowadzonych w Polsce w latach 70-tych na skale światową. Był na wykopie ale nie doczekał głównej, a historia warta przypomnienia ze względu, także na ciekawą postać prof. Kaliskiego, którego śmierć do tej pory jest owiana tajemnicą
Podczas depisyzacji nazw ulic pamiętajmy o nazwisku Puzewicz.