Krzysztof Łoziński: Demagogia i jej skutek. 18 lat35 min czytania

 

2018-04-04.

Głośna ostatnio sprawa Tomasza Komendy, który spędził niewinnie 18 lat więzieniu ma pewne tło, o którym mało kto pamięta. Tomasz Komenda został aresztowany w maju 2000 roku w związku z gwałtem i morderstwem, które miało miejsce w sylwestra 1996 roku. Kilkunastu świadków zeznało, że znajdował się gdzie indziej. Prokuratura nie sprawdziła, czy w ogóle mógł w tym czasie dostać się do miejscowości, w której dokonano zbrodni.

Dziś wiemy, że musiałby przemieszczać się szybciej, niż to w ogóle możliwe, a autobus, którym miał tam rzekomo dojechać, nie istniał. Prokuraturze nie chciało się sprawdzić „drugorzędnych wątpliwości” (ulubione sformułowanie Lecha Kaczyńskiego).

Tomasz Komenda został aresztowany w maju 2000 roku, gdy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był Lech Kaczyński (rząd AWS-UW) a jego zastępcą Zbigniew Ziobro. Obaj panowie prowadzili „politykę karną” (co w krajach praworządnych jest poważnym przestępstwem przeciw prawu) w efekcie której, po szeregu lat spadania poziomu przestępczości, ponownie zaczęła ona rosnąć (później znowu spadła).

Tekst podzielony na strony. Numery stron (u dołu) są aktywnymi odnośnikami.

Tomasz Komenda został przez policję ciężko pobity, biciem i wrzaskiem wymuszono na nim przyznanie się do winy, a „drugorzędne wątpliwości” pominięto. Warto przypomnieć czytelnikom atmosferę tego czasu oraz poglądy ówczesnego ministra (i jego brata) oraz jego zastępcy. Polecam państwu mój artykuł na ten temat z lipca 2004 roku. Proszę zwłaszcza zwrócić uwagę na dwa cytaty z Lecha Kaczyńskiego (drugi dotyczy tej sprawy)”

  • „Bywa, że w sprawach oczywistych mniejsze, wręcz wymyślone wątpliwości są tarczą dla wyjątkowo okrutnych i zdegenerowanych przestępców.” 
  • „Są ślady zębów tego zbira (tzn. sprawcy gwałtu i zabójstwa), ślady DNA, wszelkie możliwe znaki – i nie można postawić zarzutu.” 

A oto tekst:

Demagogia i mity

Krzysztof Łoziński  2004-07-13

Uporczywe powracanie przez PiS do pomysłu zaostrzania prawa i przywracania kary śmierci świadczy o tym, że partia braci Kaczyńskich cierpi na poważny deficyt pomysłów na państwo, politykę i gospodarkę. Zamiast programu – populizm.

W niedzielę, 11 lipca, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński ogłosił, że jego ugrupowanie domagać się będzie przywrócenia kary śmierci. Była to odpowiedź PiS na czyn dwóch bandytów, którzy dla „uczczenia” urodzin jednego z nich, zabili (pobili i wyrzucili z pociągu) 21-letnią dziewczynę.

„To wydarzenie pokazuje, że dotychczasowe zmiany w prawie karnym prowadzą do degradacji wartości życia ofiary, a z drugiej strony do wyniesienia wartości życia zbrodniarza. Z tym trzeba skończyć” – oświadczył Kaczyński. Jego zdaniem, przywrócenie kary śmierci, obniżyłoby poziom pewności sobie środowisk przestępczych i niejednemu Polakowi uratowałoby życie. „Wprowadzenie kary śmierci z całą pewnością jest moralnie uzasadnione, jest moralnie konieczne” – twierdzi Kaczyński.

Moim zdaniem obecne słowa lidera PiS-u świadczą o zupełnie czym innym – o tym, że ta populistyczna partia nie ma żadnego pomysłu na realną politykę, na realne rozwiązywanie problemów kraju, a jedynie przy każdej okazji forsuje swój pomysł zaostrzania kar, jako panaceum na wszystko – na nieurodzaj, recesję, inflacje, stonkę ziemniaczaną, na wszystkie społeczne lęki itp. Znamienna była dla mnie rozmowa telefoniczna z Lechem Kaczyńskim, byłym ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS, którą przeprowadziłem ponad rok temu, jeszcze jako dziennikarz „Wprost”. Pisałem wówczas artykuł o niebezpiecznych dzielnicach w różnych miastach i dzwoniłem do prezydentów miast pytając, jaki mają pomysł na poprawę bezpieczeństwa w tych dzielnicach. Lech Kaczyński, który był już wówczas prezydentem Warszawy, okazał się jedynym, który nie miał pomysłu żadnego. Wyrecytował mi natomiast swą ulubioną śpiewkę o zaostrzaniu kar i przywracaniu kary śmierci.

W tym artykule postaram się wykazać na licznych przykładach publicznych wypowiedzi braci Kaczyńskich oraz ich najbliższego doradcy, Zbigniewa Ziobry, iż panowie ci w rzeczywistości nie mają żadnego realnego pomysłu na walkę z przestępczością, zaś głośne deklaracje, które głoszą, mają na celu tylko budowanie popularności wśród najsłabiej wykształconych warstw społeczeństwa. Są bowiem czystą demagogią.

Dyskusja na temat kształtu prawa karnego nie toczy się między dwiema koncepcjami, liberalną i konserwatywną, lecz między wiedzą, wynikającą z dorobku nauk prawnych, reprezentowaną przez grono profesorów prawa karnego oraz ignorancją, demagogią i populizmem byłego ministra Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenia.

Poglądy głoszone przez byłego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego, jego brata Jarosława i czołowego doradcę Zbigniewa Ziobrę, trafiają do przekonania większości Polaków i nie pomagają protesty środowiska prawniczego. Ludzie chcą wierzyć, że Lech Kaczyński poskromi przestępców, że znaleziono cudowny lek na patologię, której większość ludzi się boi. Ów rzekomo cudowny lek, czyli surowe prawo, pasuje do wyobrażeń większości ludzi i współgra z ich emocjami.

O ile zwykły człowiek może mieć naiwne wyobrażenia o prawie karnym, o tyle, wyznający podobne poglądy minister jest postacią niepokojącą. Głoszenie antynaukowych koncepcji przez byłego członka rządu i odwoływanie się, w dyskusji z naukowcami, do opinii „prostego ludu”, przypomina praktyki niechlubnego okresu.

Kwestionowanie dorobku nauki nie jest zjawiskiem nowym. W ilustrowanych tygodnikach wyśmiewano teorię powszechnej grawitacji rysując Newtona, któremu włosy stawały dęba w kierunku przelatującej nad nim kuli. Wielu filozofów, ale nie fizyków, „niezbicie wykazywało” absurdalność teorii względności i fizyki kwantowej. Dziś nauki przyrodnicze przyzwyczaiły nas do niezwykłych teorii. Dziś kwestionuje się na gruncie „zdrowego rozsądku” dorobek nauk prawnych. Niepokojące jest, że na czele nagonki, kwestionującej autorytet profesorów, sędziów i prawa, stoi były minister sprawiedliwości z gronem doradców.

W starciu z ludową „logiką” nauka zawsze stoi na przegranej pozycji. Jeśli ktoś padł ofiarą przestępstwa, czuje się przerażony i poniżony. Najchętniej widziałby sprawcę na dożywociu. Demonizuje możliwości przestępcy. Ciężko przestraszony człowiek chętnie daje posłuch wezwaniom do zaostrzania kar, uproszczenia procedur, ograniczania prawa do obrony, pogarszania warunków w więzieniach. Jakkolwiek zrozumiałe są te emocje, to państwo powinno kierować się wiedzą a nie ludowymi przekonaniami. Nie można w tworzeniu prawa ignorować dorobku nauk prawnych. Człowiek, który propaguje ignorancję, nie powinien być ministrem. 

Print Friendly, PDF & Email
 

3 komentarze

  1. Zbyszek123 05.04.2018
  2. emwe 19.04.2018
  3. j.Luk 20.04.2018