2018-06-09.
– Niech mi pani powie – pytał zdenerwowany pan od poprawiania anten telewizyjnych – co ma wspólnego antena z faktem, że modem nie łapie fal z dekodera?
Nie umiałam odpowiedzieć na pytanie i stałam skruszona jak pół wieku temu na egzaminie z techniki drukarskiej, kiedy nie umiałam opisać działania maszyny rotacyjnej. Maszyny rotacyjne do drukowania gazet przeszły do historii, zanikły, jak maszyny do pisania czy, nie przymierzając, chustki do nosa z materiału. Ja jeszcze nie zanikłam, jednak dogoniły mnie modemy z dekoderami i teraz w miejsce dwói w indeksie każą mi sięgać do portfela.
Tyle razy obiecywałam sobie, że nie dam się naciągać na żadne niebywałe okazje a jednak pod naporem argumentu, że wszystkie opłaty – telewizja, internet, telefony – będę miała na jednym, pomniejszonym rachunku, dałam się uwieźć molochowi Orange. I porzuciłam dla niego molocha Cyfra +.
Najpierw szło jak po maśle – ledwie zdążyłam wypowiedzieć sakramentalne „tak” już do drzwi dzwonił kurier z paczkami. Wnuczka zabrała się za instalowanie zawartości paczek i wtedy wyszły na jaw mankamenty. Główny mankament polega na tym, że mieszkam na dwóch poziomach – telewizor z dekoderem mieści się na dole, a komputer z routerem na górze. I jak Paweł i Gaweł nie chcą się dogadać. Operator czegoś takiego nie przewidział, bo o nic nie pytając przysłał standard na jeden poziom mieszkalny.
Telewizor ciągle informował, że połączenie nie jest prawidłowe i to zarówno przy programach rządowych jak i opozycyjnych. Poprosiłam więc Orange o pomoc. Przyszedł pan, zbadał obraz przy pomocy pilota i na receptę zapisał wtyczkę, której brak w telewizorze: kartę sieci bezprzewodowej LAN, oraz regulacje anteny na dachu. Konsultanci Orange sami nie mają prawa regulować anten, bo nie wolno im chodzić po dachach.
Zasiadłam do Internetu – szczęśliwie działa, bo nie zmienił operatora. Na Allegro znalazłam wtyczkę, o której mówił specjalista przysłany z Orange, i zamówiłam ją za sto dwadzieścia sześć złotych – razem z dostawą do domu. Następnie zaprosiłam specjalistę od regulowania anten.
Przyjechał po paru godzinach i przystąpił do badania telewizora za pomocą pilota. Nie widział powodu, żeby wchodzić na dach, bo antena – jego zdaniem – jest ok. To właśnie on zadał mi to kłopotliwe pytanie na temat zależności modemu od dekodera. A kiedy pokazałam mu gdzie specjalista przysłany z Orange kazał mi włożyć urządzenie, które jeszcze nie nadeszło z Allegro, zadał mi kolejne kłopotliwe pytanie – kogo ONI przysyłają? I sam udzielił sobie odpowiedzi: debili przysyłają.
Dalej pytał mnie w podobnym tonie – niech mi pani powie po co urządzenie wzmacniające łapanie fal ma się wkładać do telewizora? Znów poczułam się jak na egzaminie z techniki drukarskiej, bo nie miałam zielonego pojęcia po co.
Pan wyłowiony z Internetu nie widział powodu, żeby się wdrapywać do anteny na dach – „bo antena nie ma tu nic do rzeczy”. Poradził natomiast, żeby zaprosić „tego debila” z Orange, kiedy Allegro przyśle już tę wtyczkę, i niech „ten debil” wsadzi ją gdzie mi radził wsadzić. Wtedy zobaczę jakie on ma pojęcie o elektronice.
Zanim wyszedł spytałam ile jestem winna, powiedział, że tylko za dojazd. Dałam 50 złotych, nie protestował. Uważam, że za kwalifikowaną ocenę diagnozy stawianej przez specjalistę nie jest to wygórowana stawka.
Wtyczka z Allegro przyszła szybko i zrobiłam jak radził – zadzwoniłam do Orange i zgłosiłam problem. Nowy konsultant w Orange, całkiem odmiennie niż poprzedni konsultant z Orange, zgodził się z panem od anten, że wtyczka za 126 złotych nie ma tu żadnego sensu. Kazał mi ją zaraz zwrócić, a zamówić inną i wetknąć gdzie indziej.
Pragnę zaznaczyć, że ten drugi pan konsultant okazał się bardzo miły, szczerze żałowałam, że musi konsultować z Krakowa bo powiedział, że gdyby był z Warszawy odwiedziłby mnie osobiście i wetknął wtyczkę gdzie trzeba.
Zbytecznej wtyczki nie mogę oddać, reklamacja w Allegro nie reaguje. Za to kolejny konsultant z Orange poradził dokupić inną wtyczkę – FRITZBox, ma wzmacniać sygnały wi–fi. Kosztowała 400 złotych. Sygnały może wzmacnia, ale sprawy nie rozwiązuje. Żeby jak za czasów Cyfry + nagrywać sobie programy z telewizora, nie wystarczy też pendrive, trzeba dokupić coś innego. Nie jest też możliwe, żeby mój telewizor łączył się z Internetem – nie ten model. Ale stosowne modele są w ciągłej sprzedaży – poinformował grzecznie kolejny konsultant.
Agnieszka Wróblewska
Jakiś czas temu nauczyłem sie odpowiadać na takie pytania, żeby nie stać ze skruszoną miną. Zaczęło sie od ofert nachalnie wciskanych przez konsultantów telefonicznych. Stram się być grzeczny, więc zazwyczaj wysłuchuję (rozumiejąc, że to praca danej osoby), co konsultant ma do powiedzenia, po czym odmawiam.
Przez jakiś czas wystarczało, ale pojawiła sie nowa strategia. Konsultanci nie dawali za wygraną – prosili, żeby wskazać wady, skoro oferta mi się nie podoba, a gdy nie mogłem ich wskazać, przechodzili do kontrnatarcia: “skoro nie ma wad to w takim razie zapisuje, że pan się zgadza…” Tu granic mojej cierpliwości się kończyła. Już nie mówiłem grzecznie, tylko wykrzykiwałem w słuchawkę, że nie nie chcę żadnej umowy. “Ale dlaczego?” Dopytywał konsultant.
Zamiast udzielać odpowiedzi zacząłem opowiadać o wyjątkowj okazji na kupno biletu lotniczego na trasie Kinszasa – Bujumbura. Bilet w klasie biznes w zasadzie w cenie klasy ekonomicznej, przelot z jedną tylko przesiadką w Nairobi, liniami Kenia Airways… Większość już rozumiała, dlaczego nie chcę danej oferty.
Przeniosłem tę metodę na rozmowy z fachowcami.
Gdy zapytują – “a po co ten przycisk tu ktoś zamontował” lub też, jak w pani przypadku “a co ma antena do modemu?” nauczyłem sie odpowiadać “no nie wiem, ale po co w języku niemieckim używa się tak wielkiej ilości partykuł?” Czy w podobny sposób. Zazwyczaj takie pytania retoryczne ustają.
Z fachowcami od sprzętu jednak pół biedy. Gorzej z fachowcami od zdrowia.
“A po co pan te lekarstwo łykał!” – no przecież sam sobie takiego nie przepisałem, zwłaszcza, że na receptę i drogi.
##
Nie mam pojęcie, jakie możliwości ma Orange.
Jak u siebie w mieszkaniu (jednopowiomowym) chciałem uzyskać mocny sygnał w innym pokoju niż to gdzie stała główna maszyna, to mi UPC zaproponowało drugi dekoder za dodatkowe 10zł miesięcznie. Zasadniczo byłem zadowolony, opóki nie chciałem rozwiązać umowy ( a przynajmniej jej części). Okazuje się, że żeby coś nabyć wystarczy nieśmiało wyrażone “tak” przez telefon. Ale żeby zrezygnować, trzeba mieć pismo, z datą, własnoręcznym podpisem, a najlepiej od razu kopię tego, żeby konsultant podpisał przyjęcie pisma, bo inaczej może okazać się, że zagninęło…