22.08.2018
ECHA WYDARZEŃ: Stadion Śląski znów oddycha pełną piersią… Na Memoriale Kamili Skolimowskiej przyjął aż ponad 41 tysięcy gości. Za darmo, ale przyszli. Znaczy – tęsknią za sportem…
Pamiętam czas, GDY…„Śląski” był właściwie Narodowym.
GDY Gerard Cieślik stawiał kropkę nad „i” – a reprezentacja wygrywała z ówczesną radziecką, zaś widownia pięknie rozkoszowała się zwycięstwem.
GDY panował sympatyczny przesąd, że jeśli reprezentacja gra na „Śląskim”, a pani Krysia Loska zapowiada transmisję w TVP, to musi być dobrze. GDY niejaki MacFarland tak – po chamsku – skopał nam pana Włodka Lubańskiego, że „wpędził go w gips”…
Nawiasem – to wspomnienie podkreślam jeszcze jedną prawdą. W rewanżu Lubańskiego – na Wembley – nie było (znaczy – był, ale jako widz z nogą gipsem opatuloną),a reprezentacja remisem wykopała Anglików z mistrzostw świata, zaś sobie wrota otworzyła. Czyli – nie jednym asem tamta reprezentacja jednak stała…
GDY – asystowałem Stefanowi Paszczykowi, a był szefem sportowej administracji, w wyprawie do Katowic. Żeby się zastanowić, co zrobić, by „Śląski” się nie rozsypał, i nie podzielił losów pierwszego w Polsce tartanu na warszawskiej „Skrze”.
Paszczyk nie dożył dobrych skutków uporu ludzi tamtego regionu, ale stadion ożył. Dziś się nim startujący zachwycają, a bieżnia podobno tak szybka, że nic tylko bić rekordy.. A „Skra” – wciąż rujnacja, gadanie, przetarg mądrych słów i… postęp degradacji.
„Śląski” ożył, odżył, sport wzbogacił. Lekką atletykę, ale nie tylko ją. Frekwencją wykazał, że jest – jak był – potrzebny; do tego nie tylko – o co region „posądzano” – by kochać futbolową monokulturę…
STOP – meta dla wspomnień. UKŁON dla współczesności. Memoriał Panny Kamili, jako świetny dowód wdzięcznej pamięci, a także sprawności dyplomatyczno-organizacyjnej. Świetna obsada, świetne wyniki, podtrzymanie tonu nadanego przez niedawne mistrzostwa Europy – z gradem polskich medali, to jest TO. Nie jakaś lekkoatletyczna prowincja pod pięknym hasłem, ale przegląd elity. A że czasem naszym tuzom z mistrzostw przyszło przegrać? Nic to, wpis temu, dzieląc radość i uznanie, podkreślałem jednak, że Europa, to Europa, a świat, to świat… Bywają przegrane, które nie zabolą, bo niby dlaczego drugie, trzecie miejsca mają boleć, jeśli się twardo walczyło o prymat?
Nie rozpisuję się o szczegółach. Nie zdaję przecież sprawy z zawodów, lecz podrzucam osobistą refleksję. Jedno tylko mam pytanie bez odpowiedzi – dlaczego nie rzucała młotem pani Anita Włodarczyk? Rekordzistka świata, mistrzyni Europy, ostatnio pozłocona medalem londyńskich igrzysk, bo taki był wynik badania antydopingowego… Do tego zawsze i bardzo mocno podkreślająca faktyczne i emocjonalne związki z Koleżanką, która kiedyś nagle odeszła, i co?
O kontuzji, chorobie – nie słyszę. Strona internetowa PZLA – ani słowa. Strona internetowa Panny Anity – ani słowa o przyczynach…
Coś mnie gryzie, a nawet niepokoi. Nawet nie tyle absencja, co brak odpowiedzi w kwestii motywu… Czyżby znów coś z „cienkiej skóry”, co nawet nadsiłaczom się przydarza? I czemu się nieszczególnie dziwię, bo sport czasem inaczej modeluje standardy osobiste oraz wrażliwość… Żeby tylko nie ta zgodność… w milczeniu…
Andrzej Lewandowski