Piotr Rachtan: Pseutekracja w PRŁ czyli „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my…”9 min czytania

08.09.2018

Żyjemy w szczególnym czasie, szczególnym dla Polski. Gdy na całym świecie wojny, Brexit,kryzys uchodźców, tlący się konflikt w Donbasie, zagrożona strefa Schengen, euro w kryzysie, kanclerz Merkel słabnie, zamachy w Europie, bombardowanie Syrii, szalejący Trump i jego wojenka handlowa z Chinami, odrodzenie sułtanatu w Turcji – to w Polsce godność, historia, korzenie, prawda historyczna, polityka historyczna, ściganie na całym świecie za „polskie obozy śmierci”, ściganie za dyfamację Narodu Polskiego przy pomocy specjalnej ustawy, wartości  chrześcijańskie w mediach, zakaz aborcji czyli Bóg, Honor i Ojczyzna.

Oraz skorumpowana kasta sędziowska, podejrzana przedsiębiorczość, totalna opozycja, budowa nieistniejących statków, wycinka schorowanych drzew, podnoszenie z ruin, przywracanie prawdziwszego niż przed 2015 rokiem obrazu historii i co tam jeszcze.

O co wam, szydercom i krytykom chodzi, pytają na pozór trzeźwi publicyści: wybory się odbywają, rządzi parlamentarna większość i ona wprowadza w życie swój program, rząd jest jej emanacją, konstytucja obowiązuje, przecież jej nie zmieniono, tramwaje jeżdżą punktualnie, bezrobocie spada, 500+ poprawiło poziom życia tysiącom rodzin, jest benzyna w cepeenach, w sklepach pełne półki, Polacy mają pracę i pełne brzuchy, jest więc dobrze.

To prawa, brzuchy są pełne, Polacy mogą – trzymając na nich ręce – kręcić młynka i mieć w nosie sądy, trybunały, zgromadzenia i koszulki konstytucyjne na pomnikach. Byt najważniejszy, płynie radosny przekaz z partyjnych mediów, a myślący inaczej niech sobie narzekają w Internecie, bo są nieszkodliwi. Chyba, że skarżą się do obcych sądów w Luksemburgu i Strasburgu, albo opowiadają te swoje wymysły we wrogiej Brukseli, która czyha.

Wybrane w październiku 2015 władze ustawodawcza i wykonawcza, dodajmy, wybrane przez 5 711 687 głosujących (na 30 732 398 uprawnionych do głosowania), swoje rządy rozpoczęły od huraganowego ataku na Trybunał Konstytucyjny, którego opanowanie miało umożliwić dalszą destrukcję innych obszarów życia publicznego, w tym sądownictwa.

Podstawowym narzędziem – z wykorzystaniem wszelkich instrumentów propagandy, w jej najbardziej prymitywnym wydaniu, stało się kłamstwo, przeinaczenie i fałsz. Skala tej przemocy łgarstwa, której poddane jest społeczeństwo, przekracza wszystko, czego można się było spodziewać – razem z Krzysztofem Łozińskim opisaliśmy w wydanym tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku „Raporcie gęgaczy” ten fenomen kłamczoholizmu partii aspirującej wtedy do władzy, ale nie byliśmy przygotowani na skalę i intensywność tego zjawiska; rzeczywistość pozostawiła nasze domysły i przestrogi daleko w tyle.

Każdej tzw. reformie którejś z dziedzin życia publicznego, demolowanego po 2015 roku przez Prawo i Sprawiedliwość, towarzyszy kampania kłamstw, pomówień i propagandowych napaści oraz przeinaczeń, z bezkarnym użyciem narodowych (czytaj – partyjnych) telewizji i radia. Nasilają się one szczególnie wtedy, gdy prace rozbiórkowe, prowadzone przez zgrany zespół pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego napotykają na opór materii. Co ciekawe, gdy opór pojawia się nagle i jest masowy i niekontrolowany przez opozycję poza- i parlamentarną – władza cofa się w nerwowym popłochu. Tak było w przypadku czarnego protestu. Ale gdy demoluje sądy i trybunały – wtedy rzecz wygląda odmiennie. Opluskwianie „kasty”, ogromne środki finansowe rzucone do walki z wizerunkiem sędziów, propagandowe robienie reguły z pojedynczych przypadków itd. Pamiętają Państwo akcję billboardową…

Katalog kłamstw jest tak długi, jak wielka rola papieru toaletowego. Spisać na niej można wymysły przeszłej premier, obecnego premiera, prezydenta, prezesa, ministrów, posłów, publicystów. Ten zbiór puchnie z dnia na dzień, przysparzając zajęcia coraz liczniejszym poszukiwaczom sprzeczności i mnożącym się serwisom internetowym, wyspecjalizowanym w weryfikowaniu tromtadrackich bredni. Każde publiczne wystąpienie któregoś z prominentnych polityków lub zwolenników Zjednoczonej Prawicy jest prześwietlane przez internautów, dziennikarzy i polityków opozycji, którzy bezlitośnie ujawniają fakty, niedopowiedzenia, zapożyczenia itp.

Na szczęście skończył się czas ochronny dla takich praktyk: jeszcze niedawno różne smoleńskie wymysły – zamachy, bomby próżniowe, fale elektromagnetyczne kwitowano usprawiedliwieniem, że oni stracili tam więcej, a najwięcej sam prezes, bo brata bliźniaka. Niestety, stało się to za późno, gdyż skuteczność używania kłamstwa jako narzędzia politycznego stosowanego bez skrupułów i bezkarnie, przetestowana w sprawie smoleńskiej, weszła do codziennego instrumentarium obozu władzy i jego głównych tub propagandowych. Z dobrym, dla Zjednoczonej Prawicy, skutkiem.

Odwiedziłem niedawno moją 90–letnią ciotkę, z którą poza kilkoma rozmowami telefonicznymi w ostatnich latach nie miałem dłuższego spotkania. Ciotka była zawsze zwolenniczką lewicy, głosowała na SLD i była, rzecz jasna, zdeklarowaną antyklerykałką. Dodam, że ciotka nie jest niewykształconą kurą domową, przepracowała całe życie w wielkim socjalistycznym przedsiębiorstwie przemysłowym, gdzie była – według dzisiejszej nomenklatury – menedżerką istotnego działu. Jak na standard prowincjonalnego miasta środkowo-wschodniej Polski, należała do wyższej warstwy społecznej. Z sądami nie miała sama do czynienia. Dziś w rozmowie przekonuje mnie, że „PO to złodzieje, ukradli miliardy, Tusk wysługuje się Niemcom, a sędziowie to kasta kanalii”. Długa propagandowa litania płynęła z jej ust.

Słuchałem z niedowierzaniem, w końcu zapytałem:

  • Jaką telewizję, ciociu, oglądasz?
  • No, pierwszy program, Wiadomości, Teleexpress i ten nasz lokalny.

Dodam, że ciotka nie ma telewizji kablowej, ani satelitarnej. Korzysta z cyfrowej naziemnej. Nie ogląda TVN24, nie widziała programów Czarno na białym. Prawy do lewego, Kropka nad i, Piaskiem po oczach czy Loża prasowa są jej obce. Szkła kontaktowego nie zna. Nie widziała Superstacji, ani PolsatNews. Choć, z drugiej strony, nie ogląda TV Trwam, ani TV Republika. Całej wiedzy o sprawach publicznych Polski i świata dostarczają jej Wiadomości i Teleexpress. Wzrok, mimo wieku, wciąż ma dobry – paski pod obrazem czyta bez kłopotu.

Trudno się dziwić, że tak wielu ludzi przyjmuje i przyswaja sobie kłamstwa i zafałszowania, skoro obecny premier w jednym półgodzinnym wywiadzie potrafi kłamać jak najęty. Zasłużony dla walki z wszelkim łgarstwem publicznym serwis OKO.press dogłębnie zanalizował 33-minutowy wywiad Mateusza Morawieckiego dla Polsat News z 27 sierpnia 2018. Premier „wypowiedział równo 150 zdań, przy pomocy których wyraził ok. 70 poglądów, czy opinii (bo wiele zdań nie wyrażało żadnej myśli, a niektóre opinie były rozpisane na 2–3 zdania). Według szacunków OKO.press było wśród nich ponad 20 kłamstw i manipulacji.” Kto potrafi jak komputer w czasie realnym przesiać i odcedzić taką liczbę łgarstw, z różnych na dodatek dziedzin, i świadomie ocenić premiera poglądy, plany i samą postawę Mateusza Morawieckiego? A przecież za chwilę, gdy zmieni się kanał i natrafi się na Wiadomości, a na ekranie słynne paski, niosące w krótkiej formie mocny ładunek kłamstwa i negatywnych emocji niespotykany od czasów PeeReLu i jego słynnego „Z pnia narodowej zdrady” – wiara w najbardziej nawet kłamliwe słowa premiera, prezydenta czy prezesa zostanie wzmocniona i utrwalona.

  • Kłamie obecny premier, kłamała jego poprzedniczka, że wspomnę jej występy w Nowej Soli, gdy prezentowała Polskę w ruinie, albo gdy malowała szkołę w Pcimiu, jakoby zrujnowaną przez huragan, którego tam nie było, że o występach w Brukseli nie wspomnę, kiedy opowiadała brednie o zaskorupiałym sądownictwie.
  • Kłamie prezydent, którego pomysły dezawuować muszą naukowcy, w tym jego własny promotor.
  • Kłamie prezes, którego liczba łgarstw w kwestii smoleńskiej zbliża się do liczby miesięcznic.
  • Kłamią marszałkowie, szczególnie gdy procedowane są ważne dla władzy ustawy.
  • Kłamią ministrowie o zasługach PiS-u dla gospodarki, cudownych efektach reformy szkolnictwa, sukcesach w walce ze smogiem i triumfach polskiej dyplomacji, zwłaszcza historycznej oraz o budowie Między- lub Trójmorza. A także o niezwykle wysokiej pozycji Polski na światowej arenie i niezwykłym szacunku, jakim darzą nasz kraj,  osobliwie prezesa najważniejsi światowi gracze.
  • Kłamią posłowie (i posłanki też).

Kłamstwo przeżarło pozostałość po Trybunale Konstytucyjnym.

Ogarnęło Krajową Radę Sądownictwa i spływa coraz niżej, do nadleśniczych, prezesów, rzeczników, komendantów i prokuratorów.

Na kłamstwie zbudowana jest maszyneria dzisiejszej władzy, która bez zmrużenia oka łże w żywe oczy, nie tylko obywatelom Polski przedstawiając fałszywe fakty, ale i wobec Komisji Weneckiej, Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, agend ONZ i tak dalej.

Gdy niszczy sądy, mówi, że je naprawia, gdy odsyła sędziów łamiąc konstytucję na wcześniejszą emeryturę, mówi, że oczyszcza sady z pozostałości po zbrodniczym komunizmie. Gdy demoluje edukację, twierdzi, że ją reformuje. Używa kłamstwa totalnego, bo nie ma sprawy, w której ludzie dobrej zmiany nie posunęliby się do dania fałszywego świadectwa; czy to będzie budowa okrętów, czy fakt historyczny – kłamstwo jest wypowiadane w pierwszym odruchu.

Krzysztof Łoziński nazwał to przed laty kłamczoholizmem. Miał rację, ale tylko częściowo. Kłamczoholizm to uzależnienie od kłamstwa. Kłamczoholik żyje – jak napisał Łoziński – w matriksie. Ja jednak twierdzę, że sprawy poszły znacznie dalej, kłamczoholizm to defekt osobowości pojedynczego polityka PiS, zaś kłamstwo, tak ja to widzę, stało się istotą konstruowanego w Polsce systemu.

Zatem jest to kłamstwo systemowe i posługują się nim wszyscy uczestnicy władzy, gdyż stało się głównym, bo najbardziej skutecznym narzędziem tej władzy sprawowania. I obóz, władzę trzymający, z kłamstwa nie zrezygnuje. Zrosło się z nim jak rak z organizmem.

Prominentni przedstawiciele rządzącego obozu kłamią przekonując, że w Polsce jest demokracja, bo Błaszczak, Duda, Pawłowicz i inni zostali wybrani w demokratycznych wyborach, więc wara totalnej opozycji i opozycji ulicznej od kwestionowania tego wyniku. Że suweren, czyli lud tak chciał. Demos.

Widać jednak jak na dłoni, że to nie demos rządzi, tylko kłamcy. Że Rzeczypospolita Polska to w istocie nie, jak łatwo szukający analogii podpowiadają – Polska Rzeczpospolita Ludowa, tylko Polska Rzeczypospolita Łgarzy. W skrócie – PRŁ. Czyli nie demokracja bezprzymiotnikowa, tylko równie bezprzymiotnikowa pseutekracja (przez analogię do kleptokracji, rządów złodziei). Od greckiego słowa – ψεύτης (pseutes) – kłamca.

Wszak rządzący dziś naszym państwem z pewnością woleliby, by nazywać ich nie pospolitymi kłamcami czy łgarzami, tylko jakoś szlachetniej i niezrozumiale dla suwerena – pseutekratami właśnie. Choć dla obywateli, dla racji państwa, dla przyszłości Polski to naprawdę obojętne.

Lecz dla nich, nowych ONYCH? „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my kłamiemy…”

Piotr Rachtan

Print Friendly, PDF & Email
 

One Response

  1. jacekm 08.09.2018