Jerzy Dzięciołowski: Abrams na czele4 min czytania

18.09.2018

Do hipokryzji polityków (kłamstw, obietnic, arogancji, braku wstydu, zaniku odpowiedzialności i co tam jeszcze komu się podoba…) już przywykliśmy i darujmy sobie chwilowo rozwijanie tematu.

Są dwa obszary, z którymi wybrańcy narodu się stale zadają i to co nam serwują, to straszenie. Przede wszystkim straszą nas Rosją: ze Putin czyha i zrobi nam kuku jak Ukrainie, Mołdawii, Gruzji, nie mówiąc o Czeczenii. Dlatego mamy być silni, zwarci, gotowi, jak pokazała parada wojskowa na stulecie niepodległości, największa od zawsze, a jeden polityk wysokiego szczebla (zamilczę nazwisko, żeby się nie pastwić) zauważył, że tak się powinniśmy wojskowo rozwinąć, żeby dać sobie radę, w razie co, w pojedynkę. Szanse są jak mrówki ze słoniem, no, ostatecznie, niedźwiedziem. Są eksperci, którzy twierdzą, że 30 dywizjom rosyjskim zlokalizowanym w pobliżu naszej wschodniej granicy, wespół ze specnazem, wspieranych rakietami z obwodu kaliningradzkiego lecącymi na niskich wysokościach, przekroczenie granicy zajęłoby dwa dni. Na przemieszczenie dywizji amerykańskich z Niemiec, w której to armii lokujemy wszelkie nadzieje, trzeba miesiąca.

Opowiadanie o konflikcie z Rosją, na polu walki jak, w czasie II wojny światowej, jest równie bezsensu jak prężenie muskułów przy pomocy jednego Abramsa i kilkudziesięciu leopardów na chodzie i kilkuset czołgów pamiętających czasy Gierka, eksploatowanych głównie w magazynach. O helikopterach i jednostkach morskich wiemy wszystko, że ich nie mamy, więc ciszej nad tą trumną. Stanisław Koziej (generał brygady, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w kancelarii Bronisława Komorowskiego uważa, że w nadchodzącej generacji na polu walki decydować będą: cybernetyka, inteligentna broń dalekiego zasięgu, technologie satelitarne, drony i inne bezzałogowce. To powinno być podstawą strategii rozwoju sił zbrojnych prawda, na to trzeba wielkich pieniędzy, ale jest w tym myśl, żeby tworzyć nowoczesną armię a nie żywe cele.

Zanim do tego dojrzejemy – nie zaszkodziłoby tu i tam upowszechnić, że z tym wrogiem na wschodzie, po cichu bo po cichu, współpracujemy, na niwie gospodarczej (co ogranicza konflikt), a nawet ciągle jesteśmy uzależnieni jeśli chodzi o tak zwane bezpieczeństwo energetyczne. W tym roku import węgla z Rosji do Polski może wynieść 12-13 mln ton (w tym trefny antracyt z Donbasu), co odpowiada 20 proc. krajowej produkcji. (17 kopalni węgla kamiennego już się nie wyrabia z pokryciem potrzeb, a w ogóle, to z braku inwestycji, dobija do granicy możliwości zwiększenia wydobycia).

W zeszłym roku kupiliśmy w Rosji ok. 80 proc. importowanej ropy. W połowie wakacji Lotos podpisał nowy kontrakt z Rosnieftem na dostawę do 2020 roku 12,6 mln ton ropy za 3 mld dol. Dostawy gazu przez rurociąg jamalski stanowią ok. 70 proc. importu. I chociaż dywersyfikacja zaopatrzenia w gaz jest największa (5 lat temu 90 proc. importu Jamałem), to Gazprom poinformował, że w ciągu bieżącego półrocza sprzedał Polce o 6,6 proc. więcej gazu niż przed rokiem.

Ulubionym tematem straszenia jest też opowiadanie jaka Unia Europejska jest zła. Anglia, która zafundowała sobie Brexit, od dwóch lat nie może sobie poradzić z rozstaniem. I mnożą się głosy, zwłaszcza roczników, które nabyły praw wyborczych, żeby powtórzyć referendum. Prof. Marek Belka, były premier i szef NBP, który kilka lat przepracował w unijnej instytucji w Londynie, tak widzi porzucenie Unii przez Polskę w towarzystwie innych nacji, które wybrzydzają na Unię (w wywiadzie dla Magazynu Świątecznego GW z 4-5 sierpnia b.r.): „Pierwsze co przychodzi do głowy, to chaos i panika. Zawieszamy Schengen i wprowadzamy wizy. Europa się natychmiast zatyka. Ludzie stają w kolejkach na granicach i pod ambasadami po wizy. W Warszawie kilometrowe kolejki pod ambasadą Niemiec. Zamiera handel i wspólny rynek, bo urywa się łańcuch dostaw kooperantów. Nie ma produktów całkiem wytworzonych w jednym kraju, więc staje produkcja wszędzie. Granice korkują sznury tirów. Psuje się mięso i wędliny. … Firmy padają, bo nie ma przepływu kapitałów i kredytu, nie można eksportować. Masowe zwolnienia z pracy. Europejski Bank Centralny zostaje zamknięty. Koniec z rozliczeniami w euro. Każdy może dowolnie drukować walutę narodową i deprecjonować w stosunku do innych walut. Chłopi nie dostają dopłat do rolnictwa. Ceny żywności od razu spadają… trzy miliony Polaków z zagranicy nie wie: wracać czy zostać?”.

Warto nabyć tę wiedzę zanim zaczniemy się wymądrzać na temat Unii Europejskiej, która przy wszystkich biurokratycznych niedostatkach, jest projektem w skali kontynentu unikatowym i nie zanosi się, że powstanie odpowiednik złożony z 27 państw, które wyeliminowały niebezpieczeństwo wojen i wspierają się w rozwoju.

Jerzy Dzięciołowski

Print Friendly, PDF & Email
 

źródła obrazu

  • dzieciol: BM