Dariusz Wiśniewski: „Kler” – społeczeństwo na ławie oskarżonych4 min czytania

10.10.2018

„Kler” nie jest już tylko produkcją filmową, która bije rekordy oglądalności i jest dyskutowana w atmosferze artystycznej prowokacji. Obraz Wojciecha Smarzowskiego przestał być takim filmem zaledwie kilka dni po premierze. I przeszedł od razu w niepokój społeczny – ferment intelektualny i tożsamościowy. Czy jesteśmy katolikami uformowanymi przez Kościół z filmu Smarzowskiego? Co z tymi, którzy stali z boku? I jak można przerwać ten koszmar?

Już po tygodniu wyświetlania „Kleru”, stan zapalny objął niemal wszystkich Polaków. A więc uczestniczymy nie tylko w wydarzeniu kulturalnym, ale w społecznym, którego skala i konsekwencje nie są nam jeszcze dokładnie znane. Ale jedno jest wiadome: coś się dzieje w społeczeństwie, nie w kinematografii.

W filmie jest wszystko, o czym Polacy już od dawna mówią z rosnącym oburzeniem. Jest tam moralny upadek przedstawicieli Kościoła katolickiego w Polsce: kradzież datków przez księży, przekupstwo księży, alkoholizm księży, chciwość księży, hipokryzja księży, powszechna pedofilia księży oraz ich cynizm. Trudno wyobrazić sobie grzech Kościoła, który Smarzowski pominął. Ale gdzieś na drugim planie, niby mniej widoczne, ale bardziej uderzające, jest milczenie. Milczenie rodziców, milczenie innych, uczciwych księży, milczenie polityków, wychowawców, policjantów, sędziów. Milczenie wszystkich, którzy wiedzieli. Nasze święte, błogosławione milczenie. 

Nie ma w „Klerze” wiele subtelności, niedopowiedzeń czy dwuznaczności. Nie ma uśmiechu, którego znaczenia nikt nie potrafi odgadnąć, a które pozostaje na długo w naszej pamięci. Nie ma zbyt głębokich dylematów, trzymających widza w napięciu, nie ma bohatera pozytywnego, dającego widzowi możliwość przytulenia się do jego osobowości. Ostateczna interpretacja nie jest jakby konieczna. Każdy wie, o co chodzi. Reżyser nie zajmuje się analizowaniem przesłanek i ewidencji, nie gra z widzem w “za” i “przeciw”, nie pozostawia wątpliwości, nie stawia trudnych pytań, a wyświetla na naszych czołach oczywistą zbrodnię. W powiększeniu. Nie pyta o ocenę moralną, a raczej pozostawia nas przerażonych i przepełnionych wstydem.

Gra aktorów bardzo dobra, ale film nie jest rewelacyjny. Jak zatem wytłumaczyć tak ogromne zainteresowanie obrazem? Polscy katolicy mogli przecież zbojkotować „Kler”. A jednak tak się nie stało. Dlaczego?      

Film „Pięćdziesiąt twarzy Greya” (Fifty Shades of Grey) również osiągnął rekordową oglądalność. Podobnie jak „Kler”, Greya nie uznano za jakieś wielkie osiągnięcie artystyczne. Film posiadał jednak pewną cechę: zwiastował społeczną zmianę, która już dojrzewała od jakiegoś czasu, jakby miała eksplodować. Grey w sposób ostry i jednoznaczny pokazał pragnienie kobiety do decydowania o swojej seksualności i czerpania z niej przyjemności równej tej, jaką od wieków posiada mężczyzna. Głośny ten film (trylogia) ukazał się w czasie, kiedy kobiety, zwłaszcza w USA, masowo awansowały społecznie i politycznie. Ich rosnąca siła domagała się pełnej wolności w sferze pragnień seksualnych. Interesujące, że film cieszył się ogromną popularnością głównie tam, gdzie kobieta jest nadal poddawana presji tradycji, w której seksualność męska jest nadrzędna wobec kobiecej. Grey zatem nie jest tylko oskarżeniem. To zapowiedź wolności, od której już nie można się dłużej powstrzymywać.

Na „Kler” przyszli w dużej liczbie polscy katolicy, ponieważ są w trwodze i w poczuciu niepewności. Tradycja polskiego katolicyzmu,  której zawsze bronili, bo tak zostali nauczeni, a która teraz jest wypaczana przez polski Kościół, przestaje być podstawą wspólnoty religijnej. Już nie mogą dłużej kryć księży i odwracać oczu. Nie chcą. Boją się, że zły Kościół uczyni ich złymi ludźmi. I ich dzieci.

Jeżeli to klątwa, to chcą ją zrzucić. Raz na zawsze. Chcą więc innej tradycji i odnowionego Kościoła.

Dariusz Wiśniewski 

Print Friendly, PDF & Email
 

3 komentarze

  1. Obirek 10.10.2018
  2. MarekJ 10.10.2018
    • jacekm 11.10.2018