12.11.2018
Zaraz po katastrofie smoleńskiej zostałem zaproszony do Jedynki Polskiego Radia i jeden z dziennikarzy zapytał mnie – czy katastrofa smoleńska wpłynęła na moje postrzeganie prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie. Tak jak przed katastrofą, tak i po uznaję jego prezydenturę za mało udaną i chyba dodałem, że zapewne nie zostałby wybrany na drugą kadencję.
Moje zdanie jest pomiędzy peanem prezydenta Dudy („Od czasów marszałka Józefa Piłsudskiego tak wielkiego przywódcy nie było, aż do czasu prezydenta Lecha Kaczyńskiego”), a nazbyt surową oceną Lecha Wałęsy („Nie można zgodzić się by bezczeszczono plac Piłsudskiego stawiając miernocie politycznej pomnik”). Lech Kaczyński był politykiem średnim i takim zapamięta go historia, a wysiłki brata bliźniaka jedynie tej pamięci szkodzą.
Już po „dobrej zmianie” gdy do placówek dyplomatycznych na całym świecie zaczęto wysyłać listy z nakazem popularyzacji myśli wielkiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jeden z moich znajomych, pracujący na takiej placówce (nie podam miejsca, by mu nie zaszkodzić) też taki list otrzymał. Jako porządny urzędnik skierował do MSZ list z prośbą o przysłanie stosownych materiałów. Do tej pory nie otrzymał ani materiałów, ani odpowiedzi. Sądzę, że takowych brak.
Te dwa wspomnienia przyszły mi do głowy, gdy czytałem płomienne przemowy najpierw Jarosława Kaczyńskiego a potem prezydenta Andrzeja Dudy przy odsłanianiu dużego pomnika Lecha Kaczyńskiego na placu Józefa Piłsudskiego. Nie wiem – co na to towarzystwo marszałek, pewnie mu wszystko jedno. Ja przy okazji zapewne z rozbawieniem sobie oba te pomniki porównam. Często tam bowiem chodzę i nie sposób będzie tego nowego i dużego pomnika nie zauważyć.
Ani pomnik, ani najbardziej żarliwe zaklinanie rzeczywistości nie zmienią faktu, że Lech Kaczyński był raczej miernym prezydentem i słabej klasy politykiem. Wraz ze zmianą ekipy rządzącej zmieni się też spojrzenie na jego wkład w budowę polskiej demokracji.
Dla jasności dodam, że jak wszyscy byłem wstrząśnięty katastrofą i śmiercią 96 najważniejszych osób w państwie. Szkoda każdej z nich, również Lecha Kaczyńskiego. Gdyby nie jego śmierć, zapewne polityka jego partii aż tak bardzo by nie skarlała i nie zamknęła się w resentymencie i poczuciu metafizycznej wręcz krzywdy. Jego brat, budując mu pomniki, a zwłaszcza uprawiając destrukcyjną politykę, wyrządza Lechowi największą z możliwych krzywd. Z upływem czasu będzie tylko coraz bardziej widoczne jak bardzo niestosowne jest porównywanie go z Piłsudskim. Opublikowana w Wyborczej rozmowa Adama Michnika i Jarosława Kurskiego z Donaldem Tuskiem dobitnie pokazuje gdzie polska polityka mogłaby się znajdować gdyby nie obsesyjna fiksacja PiS-u na wyimaginowanych krzywdach.
Co gorsza w swoje obsesje uwikłał Kaczyński znaczną część społeczeństwa i prawie cały katolicki kler.
Jestem jednak przekonany, że niebawem otrząśniemy się z tego amoku. Wróci normalność i każdemu będziemy oddawać to, co słuszne. No i będziemy, mam nadzieję, budować mniej dużych pomników. Może skupimy się na wydawaniu pism, jak choćby Piłsudskiego właśnie. Można je też komentować i popularyzować, bo warto. Marszałek miał wartkie pióro i miał wiele do powiedzenia.
Ta prezydentura zakończyła się tragicznie, prezydent Kaczyński podlegał jak sądzę autentycznemu poczuciu zagrożenia wynikającemu z przeświadczenia sprawowana urzędu w głęboko podzielonym społeczeństwie – taka prezydentura jest na pewno o wiele trudniejsza. Za co ja go szanuję ? nie mam powodu aby go nie szanować i mój szacunek budziła determinacja z jaką starał się budować polską politykę zagraniczną, natomiast czy była to wtedy słuszna polityka – nie potrafię tego ocenić chociażby dlatego, że nie doprowadziła jeszcze wtedy do zamierzonych wymiernych efektów. Na pewno natomiast przewidział konflikt na Ukrainie, którego nie przewidywało wielu polityków europejskich. Podobnie niezależną politykę zagraniczną, chociaż bardziej konsyliacyjną w sojuszach zagranicznych, a więc być może pod pewnymi względami rozsądniejszą, starał się budować np. prezydent Komorowski w Europie środkowej zabiegając o zacieśnienie stosunków z Litwą. Nie użyłbym sformułowania “mały człowiek”, jest ono pejoratywne a prezydent Kaczyński był patriotą. Budowa pomników i efektywnie utrwalanie podziałów społecznych to inna sprawa. Różni prezydenci mierzyli się po prostu z kwestiami różnej wagi z różnym powodzeniem.
W 2005 głosowałem na Donalda Tuska. Nigdy nie byłem miłośnikiem L.Kaczyńskiego i jego prezydentury, choć wydawało mi się, że z biegiem kadencji się “wyrabiał” (nie mam absolutnie takiego wrażenia w przypadku obecnego prezydenta).
Ale, że tak od “małego człowieka”?
Jak mawiać lubił św. Tomasz z Aquinu różnorodność jest źródłem radości (varietas delectat). Osobiści chciałbym znaleźć przynajmniej jeden powód do wielkości Lecha Kaczyńskiego, ale nie znajduję. Natomiast mam wiele przykładów wskazujących na coś wręcz przeciwnego. Sądzę, że należą do tzw. wiedzy ogólnie dostępnej więc nie będę się nad tym rozwodził. Chętnie dam się wyprowadzić z błędu i zmienię zdanie.
Lech Kaczyński był pod silnym wpływem brata Jarosława. To już jest pierwszy znak jego słabości. Nie był politykiem niezależnym. Nawet jak prowadził negocjacje na forum Unii Europejskiej, przerywał rozmowy aby konsultować się z bratem. Był w sumie ofiarą chciejstwa Jarosława. Stąd jego małostkowość i próby prowadzenia własnej polityki zagranicznej, z żałosnymi walkami o krzesła na forum europejskich spotkań, gdzie prezydentów nie zapraszano. Ośmieszał Polskę podobnie jak czyni to obecna ekipa pod nadzorem Jarosława. Nieudane próby Lecha Kaczyńskiego stworzenia bloku państw środkowo-europejskich w kontrze do samej Unii Europejskiej to początki obecnej polityki Jarosława, która osamotniła i wyprowadziła Polskę na peryferia europejskiej polityki. Uważam, że określanie tego małostkowego człowieka jako średniej miary polityka jest na wyrost. Zarówno Lech Kaczyński jak i jego brat zrobili wszystko, aby skutecznie podzielić polski naród. I to jest ich dziedzictwo i osąd historii. Obaj są dla polskiej racji stanu po prostu niebezpieczni.
Nie wiem, jaka jest ocena L. Kaczyńskiego dokonana przez Autora. Czy “był politykiem średnim”? Czy też “miernym prezydentem i słabej klasy politykiem”? Osobiście skłaniam się do drugiego osądu. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, do której odnosi się komentarz @PK, to jej po prostu nie psuł, kontynuując działania poprzedników, choć “wyprawa gruzińska” to już farsa jednak była, a “wyprawa smoleńska” okazała się tragedią. Prezydentura L. Kaczyńskiego (podobnie prezydentura gimnazjalisty Dudy i premierostwo Szydłowej i Morawieckiego) dowodzi przede wszystkim tchórzostwa jego brata, chętnie kryjącego się za plecami innych i unikającego odpowiedzialności. Podoba mi się ostatni pomnik wystawiony L. Kaczyńskiemu. Z tych wszystkich brzydkich lub nijakich (innych nie ma) pomników jest najnijakszy z najnijakniejszych i w pełni oddaje format L. Kaczyńskiego jako polityka. To Pomnik Nieznanego Biuralisty.
Ocena Lecha Kaczyńskiego przez pryzmat współczesnych emocji politycznych z natury rzeczy musi być bardzo ostrożna. Ja akurat przed katastrofą w Smoleńsku byłem bardzo słabego zdania o tej prezydenturze. Teraz wolę stosować zasadę – o zmarłych mówi sie dobrze albo wcale. Zamiast tego warto zwrócic uwagę na inne aspekty pomników LK. Pomniki te są częścia mitologii PiSu i zaspakajaja pewne emocje tej formacji, a przede wszystkim jej lidera – JK. Pomniki sa zatem częścią bieżącej rozgrywki politycznej i w dłuższej perspektywie ich istnienie zweryfikuje historia i społeczeństwo. W czasie jednej z dyskusji w TOK FM pewna dziennikarka zwróciła uwage, że pomniki te sa częścią tzw. “przemocy symbolicznej” stosowanej przez PiS wobec swoich przeciwników politycznych i to zabrzmiało bardzo trafnie. Moim zdaniem te pomniki oraz krypta na Wawelu wyrządzają LK więcej szkody niz pożytku. Podobnie szkody przeważają dla PiSu i samego JK. Reasumując – im większy pomnik tym bolesniejszy upadek pamięci o postaci uwiecznionej na pomniku. Dotyczy to zwłaszcza postaci nie będących powszechnie szanowanymi i popieranymi osobami życia publicznego.
W istocie chyba należy potraktować monument jako pretekst to rozważań estetyczno-politologicznych. Skojarzenie najbliższe to niezliczone pomniki ojca obecnego dyktatora Korei Północnej Kim Jong-ila, zmarłego w 2011. Tu jeden z wiele przykładów, które można do woli kontempolować w Internecie:
(https://nkleadershipwatch.files.wordpress.com/2010/07/b_vip_9839f32e60a4a86e927db1de7eb5d563.jpg) Oczywiście istotna jest też cena (ten, o którym dyskutujemy kosztował podobno 1,5 mln złp) i artysta, który podjął się tego zadania (Stanisław Szwechowicz, autor wielu innych pomników). Czy ten, podobnie jak i inne pomniki LK i jego małżonki Marii są wyrazem przemocy symbolicznej? Nie jestem pewien, dla mnie są one raczej wyrazem bezradności JK i jego akolitów wobec złożoności najnowszej historii jak i totalnego bezguścia estetycznego.
Im dłużej przyglądam się temu pomnikowi, tym bardziej mój wzrok przyciągają dwa szczegóły: Twarz podobna do nikogo, (jak zwykle na pomnikach LK) i starannie zaprasowane spodnie.
Jakby artysta sugerował, że to po prostu jeden wielki kant…
Red Wielowieyska twierdzi , że twarz pomnika to
twarz perukarza Suskiego…..
Panuje u nas dziwny obyczaj, aby „oddawać szacunek” komuś na stanowisku, nie bacząc na to że poza piastowaniem stanowiska niczym pozytywnym się nie odznaczył. Nie potrafię wymienić żadnych osiągnięć Lecha Kaczyńskiego które zasługiwałyby na postawienie mu pomnika. Do marnych działań wymienionych przez przedmówców dodałbym oddanie hołdu i odsłonięcie pomnika „Ognia” – bandyty którego jedyną „zaletą” było to że mordował i rabował także przedstawicieli lewicowej władzy. To jedno zasługiwałoby na jakiś „pomnik ujemny”.
Jedyną zaletą jaką można by mu przypisać było to, że nie był tak chamowaty jak jego braciszek i miał sympatyczną żonę.
Polska kultura obyczaju.. dominującą cechą społeczeństwa jest teraz po prostu jego plemienność, szuka pan kultury tam gdzie gładkość obycia nie oznacza wiele więcej niż skuteczny sposób realizacji interesów zaś prostotę wyrażania się często określi desperacja wobec poczucia braku przynależności i chęci zachowania własnych przekonań. Mój powyższy komentarz wynika z głębokiego przekonania, że droga taka, sprowadzająca się do budowy konfliktów, prowadzi do nikąd – to nic więcej niż socjotechnika stron.
Zawsze uważałem, że bliźniacy Kaczyńscy są tego kraju przekleństwem… Pewnym pocieszeniem (?) niech będą słowa Stanisława Lema: „Na szczęście Kaczyńscy przeminą, choć zdążą popsuć gospodarkę. Czeka nas zastój. Ale tylko przez cztery lata. Potem naród jak koń, któremu ktoś przystawił kaktus pod ogon, zacznie wierzgać i wszelki ślad po bliźniakach zaginie.
Oni po prostu znikną w tym bezmiarze obietnic bez pokrycia.”. (za GW, 2010!)
Warunkiem konieczny , jak trafnie zauważyła Nina Sankari : Bez uwolnienia Polski od opresji religijnej nie będzie tu wolności myśli, słowa, sumienia. Nie będzie demokracji…….
A ja, jak pogoda będzie kiepska pójdę zrobić fotki.
Zawsze to jakiś nowy pomnik w Warszawie..