Anna Izabela Nowak: Marsz na Belweder oraz…7 min czytania

23.11.2018

…agent, katastrofa smoleńska, fobie i sny o potędze, czyli Jarosław Kaczyński dwadzieścia pięć lat później

Przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego w sprawie o ochronę dóbr osobistych wytoczonej Lechowi Wałęsie, Gdańsk, 22 listopada 2018 roku.

Zaczęło się tradycyjnie od przekręcenia przysłowia, Jarosław stwierdził, że „miarka została przebrana”.

Zapytany, czy pogodził się ze śmiercią brata, co jest kluczowe dla sprawy, Kaczyński odpowiedział, że nie pogodził się, o czym ma zaświadczać czarna marynarka i czarny krawat oraz to, że kilkanaście razy w miesiącu odwiedza symboliczny grób brata (sic!). Kluczowe, bo to niepogodzenie się ze śmiercią brata jest motorem wszystkich późniejszych działań Kaczyńskiego, łącznie z dewastacją kraju, którą obserwujemy.

Wielokrotnie analizowano w rożnych artykułach motywację Kaczyńskiego wynikającą głównie z poczucia winy oraz pragnienia zemsty, nie ma potrzeby tego powtarzać, jest to zresztą widoczne gołym okiem dla każdego zdroworozsądkowego człowieka.

Później w odpowiedziach na pytania własnego pełnomocnika nastąpiła długa opowieść o przemyśle nienawiści (za chwilę skorygowana na przemysł pogardy), który funkcjonuje nadal, skrajnym dezawuowaniu mającym wpływ na wizerunek JK, utyskiwania, że nawet w sądzie miał „do czynienia z różnego rodzaju wydarzeniami i zaczepkami”, skargi, że otrzymuje listy oskarżające go o spowodowanie katastrofy, itd. Starannie unikał nazwania Wałęsy prezydentem, a podkreślał, że jest „sławny” (kilkakrotnie powtórzone), bo Wałęsa najwidoczniej wg Jarosława zdobył „sławę”, co ma być, o, właśnie – dezawuujące go.

Jarosław Kaczyński kilkadziesiąt razy mówił publicznie z najgłębszym przekonaniem, że w Smoleńsku nie było katastrofy, lecz zamach, wskazywał nawet winnych, i zaręczał, że ma na to niezbite dowody. Jednak na pytanie o przyczyny katastrofy nie odważył się tego powtórzyć przed sądem, „nie potrafię dać jednoznacznej odpowiedzi, przyczyna katastrofy jest wciąż badana”. Jednak w każdej chwili można udowodnić, że potrafił dawać bardzo jednoznaczną odpowiedź, czemu dziś się bał ją powtórzyć?…

Kiedy kłamał?

Na miesięcznicach, czy przed sądem w Gdańsku?

Następnie jeszcze raz podkreślił, że wypowiedzi Wałęsy mają znaczenie, ponieważ jest on „znany”. Znany, sławny… to musi być dotkliwie przykre uczucie, gdy największego wroga zna cały świat. Należy więc to znany, sławny powiedzieć w taki sposób, żeby to brzmiało jak obelga i nie było kojarzone z byciem Prezydentem.

*

Sprawa teczki, agentury i „Bolka”

Jarosław oganiał się jak mógł już od lat 80, od ludzi, którzy masowo przynosili mu materiały na Wałęsę. Plotki, doniesienia, wieści (powtórzone co najmniej dwa razy). Ciągle ktoś przybiegał i informował. Sprawa przygasała, znikała i pojawiała się ponownie, on sam, Jarosław niechętnie przyjmował te donosy, ale bombardowanie nimi nie ustawało. W końcu „pewne fakty musiał przyjąć do wiadomości”. Ale ze sprawą wrobienia Wałęsy w Bolka nie ma absolutnie nic wspólnego, nic!

Ta teza jest całkowicie sprzeczna z prawdą, zresztą on, Jarosław, po obejrzeniu teczki Wałęsy dokonał analizy językowej pewnego tekstu (sic! sic! sic!) i uznał, że deficyt intelektualny Wałęsy nie pozwoliłby mu go napisać. To nieustanne podkreślanie deficytów intelektualnych własnych wrogów wobec własnej wspaniałej dyspozycji intelektualnej jest bardzo czytelne.

Tylko że… wypowiedzi Jarosława o Wałęsie jako Bolku też są niesłychanie łatwe do odszukania, o czym może Jarosław nie wiedzieć, bo nawet wywiadu Olejnik z Wałęsą nie obejrzał samodzielnie, a „odtworzono” go mu („ex post”), cóż więc mówić o wiedzy Jarosława o Internecie, w którym nic nie ginie i nie zginie. Jarosław zapewniał kilkukrotnie, że teza, że to on i jego otoczenie zrobiło z Wałęsy Bolka nie ma nic wspólnego z prawdą, jest czysty jak łza.

Och, przypomniał sobie o tym, że nadmienił o tym, podczas „kampanii antywałęsowskiej” w roku 1993, ale nie doprecyzował, że podczas demonstracji w owym roku, którą prowadził pod Belweder mówił o Wałęsie, że jest „prezydentem czerwonych” i że spalono wówczas kukłę Lecha Wałęsy.

Nie pamiętał?

Ale my pamiętamy.

I internety pamiętają:

Marsz na Belweder 1993 po publikacji książki Lewy Czerwcowy

Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz i Jan Parys, mówią o zaprzańcach i sitwie z pod znaku Bolka.

Jarosław Kaczyński pali kukłę Wałesy (1993 rok)

Jarosław Kaczyński pali kukłę Wałesy (1993 rok)

Ale nie, Jarosław nie ma z tym absolutnie nic wspólnego!

Później znów następują bolesne opowieści jak ze wszystkich stron Jarosław i jego ugrupowanie byli atakowani („ze strony ówczesnego prezydenta, Unii Wolności, SLD”), że „szliśmy od porażki do porażki”. Poruszający obraz gnębienia, upokarzania, dezawuowania i dyfamacji.

Wróćmy jeszcze do Wałęsy u Olejnik, Jarosław poczuł się urażony sugestią Wałęsy, że ma nierówno pod sufitem. Bardzo mi miło w tym miejscu przypomnieć słowa samego Jarosława o działaczach KOD:

Patrząc na twarze tych osób, to tylko domysł, ale obawiam się, niektórzy byli pracownikami dawnych organów bezpieczeństwa. Wydaje mi się, że widać tam też troszkę twarzy osób specjalnej troski.

– Co to znaczy? – spytała dziennikarka

– Nie będę tego precyzował, bo wszyscy wiedzą, co to znaczy.

Oraz:

– Oni próbują wmówić ludziom, że w środku gorącego lata jest mróz, jest ostra zima. Są tacy ludzie, którzy jak coś usłyszą w telewizji, są gotowi w to uwierzyć (…) Ale to nie są ludzie, którzy mają sprawne głowy, sprawnie myślą.

*

To jest to, o czym dziś już pisałam. Jarosław uważa się za Nadobywatela, króla, cesarza. Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie. Jarosław ma prawo obrażać ludzi, ale nikt nie ma prawa obrażać jego.

Jarosław podał do sądu Wałęsę za jego wpis na FB, ale słowa:

– Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojego brata! Zniszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami!!

to:

sytuacja spowodowana wybuchem emocji, która nie ma nic wspólnego z tą obecną, to była reakcja na skandaliczną kolejna wypowiedz opozycji” i „nie można ich [tych sytuacji] porównywać.

Jarosław pieszczony i obsługiwany przez wiele lat może wyobrażać sobie, że jest Nadobywatelem.

ALE NIM NIE JEST.

Dalej jest pytanie o wywiad dla La Repubblica w roku 2016 i stwierdzenie (znów) Kaczyńskiego, że „Wałęsa to wielki deficyt intelektualny”. Jarosław go wprawdzie nie pamięta, ale nie wyklucza, że mógł użyć takich słów. Powtarza, że jego ocena LW jest bardzo surowa i oparta na obserwacji. Jemu wolno.

Co prawda to nie grzech” –rzecze. Czyli uważa Wałęsę za wielki deficyt intelektualny, ale wprost tego nie powie.

Tu jest jeszcze inny aspekt, Kaczyński i jego ludzie obecnie grzmiący na opozycję, że donosi na Polskę (!) do UE powiada:

Międzynarodową opinie publiczną należy informować kto jest poważny a kto jest niepoważny w kraju.

Ergo: Kaczyński uważa, że on obrażać może, jego nie wolno, on donosić może, innym nie wolno, jemu wolno oceniać a innym nie. Jego dobra osobiste mogą być (i są nieustannie) naruszane, ale inni nie mają żadnych dóbr osobistych do naruszenia.

Wysłuchawszy przesłuchania Jarosława – w zasadzie nie dowiedziałam się o nim nic, czego bym nie wiedziała wcześnie, otrzymałam tylko potwierdzenie wieloletnich obserwacji. Mimo to uważam to przesłuchanie za niezwykle ważne, bo było to nie wykrzykiwanie na miesięcznicach, nie pogadanki do swoich, nie wywiadzik dla wSieci, ale to było zeznanie pod przysięgą przed sądem.

Obnażyło po raz kolejny kondycję tego człowieka, jego wszystkie wady, fobie, traumy, pragnienie zemsty, małość, zawiść, pragnienie zemsty, poczucie niskiej wartości i przemożną, patologiczną chęć bycia kimś wielkim.

Pragnienie wielkości nie jest niczym złym.

O ile nie przynosi tak katastrofalnych skutków, jakie przynosi Polsce działalność Jarosława i jego sny o potędze i zemście.

Anna Izabela Nowak

Print Friendly, PDF & Email