Modlitwa i praca?4 min czytania

Od piętnastu wieków chrześcijaństwo – w jego wymiarach religijnym oraz cywilizacyjno-kulturowym – budowano wokół dwu słów patrona Europy św. Benedykta: Ora et labora! Módl się i pracuj! Mogłem się o tym przekonać, obserwując moją Babkę, kiedy żęła trawę, okopywała ziemniaki, doiła krowę, czy robiła masło… W dzieciństwie i w młodości spotykałem ludzi, którzy w życiu kierowali się tą dewizą w obu wersjach językowych. Wszak łacina była wtedy językiem liturgicznym Kościoła, w którym niepiśmienny polski chłop (po II wojnie światowej było ich sporo) odmawiał w kościele Pater noster, czyli Ojcze nasz.

Koincydencja tych dwu słów powodowała, że modlitwa była synonimem pracy, a praca – modlitwy. W latach szkolnych dotarło do mnie, że podobnie myśleli nasi romantycy; szczególnie Norwid, który pracę czynił warunkiem zmartwychwstania! W minionym wieku (i ustroju) o religijny status pracy upominali się kardynałowie – Wyszyński i Wojtyła. Papież z Polski poświęcił temu obszerną encyklikę pt. Laborem exercens, w której jest fragment zatytułowany: Praca jako uczestnictwo w dziele Stwórcy…

Przez stulecia modlitwa i praca były środkami walki z biedą. Dziś, po kolejnych rewolucjach technicznych coraz rzadziej mówi się masowej skali ubóstwa; wprawdzie są jeszcze obszary i strefy biedy, ale można z nich uciec. Do lepszego stylu życia aspirują ludy Afryki, emigrując w przyjazne rejony świata. Podobnie jest z ludnością Chin czy Indii, która podnosi poziom życia u siebie, na miejscu – zupełnie nie znając starej chrześcijańskiej dewizy.

W aktualnym świecie modlitwa nie jest już towarzyszką pracy, a praca wyrazem modlitwy. Nie zachodzi między nimi koniunkcja czy implikacja, co zdaje się potwierdzać, że chrześcijaństwo było kiedyś religią biednych i wykluczonych, którzy za jej sprawą zmienili swój status. A skoro takich ubywa, kurczy się przestrzeń dla tej religii. Jednak ma ona duże zdolności adaptacyjne i znajdzie dla siebie miejsce w nowym, wspaniałym świecie.

Można to obserwować w rodzimym katolicyzmie (de nomine ciągle jeszcze rzymskim), który przestał mówić o pracy i zaczął zajmować się zabawą. Jej styl kształtuje, tudzież nadaje ton sprytny redemptorysta z Torunia, który od prawie ćwierć wieku organizuje: zjazdy, zloty, spotkania, imprezy, rocznice, urodziny… będące połączeniem modlitwy i niewyszukanej zabawy. Ta ostatnia – jak na razie – polega na trzymaniu się za ręce i kołysaniu na dwie strony oraz wspólnym śpiewaniu. W przyszłości zapewne dojdzie do tego taniec, którego układy można będzie przejąć od starszych braci w wierze, czyli chasydów.

W modlitewnej zabawie (zabawowej modlitwie?) dr. Rydzyka uczestniczy nie tylko prosty lud, ale czołówka polityczna Polski oraz wyrafinowana (ang. sofisticated), nowa elita intelektualna. Podobny wymiar zyskują uroczystości na Jasnej Górze, na Skałce, w Licheniu i wielu innych miejscach kultu religijnego. Kiedyś modlitwa wieńczyła w nich ludzką pracę; dzisiaj zwieńczeniem modlitwy jest zabawa. Najnowszy przykład to pochody albo orszaki Trzech Króli (w I programie PR spierano się o nazwę). Mają one krótką tradycję, ale tempo, z jakim rozlewają się po Kraju (750 pochodów w tym roku!), pozwala przypuszczać, że wkrótce mogą być konkurencją dla jasełek, zainaugurowanych jeszcze w Średniowieczu przez św. Franciszka. Uczestnicy orszaków mówią wprost i z entuzjazmem o wspaniałej zabawie…

Ducha religijnej zabawy można odnaleźć w każdej placówce Poczty Polskiej, gdzie więcej jest książek kucharskich pisanych przez siostry i braci zakonnych (oraz niewyszukanej literatury dewocyjnej) aniżeli na odpustowych straganach. Quizy i konkursy wiedzy religijnej (też forma zabawy) organizują szkoły i przedszkola, a młodzi, medialni księża, zapatrzeni w toruńskiego guru, coraz częściej zapraszają wiernych na festyny wokół kościołów i kaplic. (Niedaleko mnie, obok kaplicy powstał solidny, kamienny grill, szaszłykarnia i piec do wypieku pizzy). W jednym z miast na Podkarpaciu Koronkę do Bożego Miłosierdzia połączono z tańcami na rynku i smacznym poczęstunkiem…

Niepostrzeżenie – choć może nie dla wszystkich – wchodzimy w nową epokę w dziejach chrześcijaństwa, której dewizą będą zapewne słowa: Ora et ludo!, czyli Módl się i baw! Przywołują one na pamięć taniec Izraelitów wokół złotego cielca, sugestywnie oddany w Biblii ilustrowanej przez Gustawa Dore’.

Awersem religijnych zabaw Polski i Europy (o świecie nie wspominając) jest dramat kilkudziesięciu uchodźców na Morzu Śródziemnym. Statki, które ich uratowały od kilkunastu dni nie mogą zawinąć do żadnego z europejskich portów. Dzieje się to w czasie Bożego Narodzenia, kiedy dla pewnej pary z dzieckiem nie było miejsca w gospodzie...

J S 

Ps. Po trzech tygodniach rozbitków przyjęła Malta z zastrzeżeniem, że będą rozesłani do różnych krajów Europy. Ale nie do głęboko katolickiej Polski, która w błogim spokoju przeżywa okres świąteczno-noworoczny…

Print Friendly, PDF & Email