Stanisław Obirek: Relacje państwo-Kościół8 min czytania

… trzeba przemyśleć na nowo

23.01.2019

Śmierć Pawła Adamowicza stała się nie tylko szokiem, ale też sprowokowała ważny namysł nad obecną sytuacją, nie tylko zresztą polityczną, w naszym kraju.

W większości głosów pojawia się przeświadczenie, że szczególne nasilenie psucia demokracji rozpoczęło się zaraz po przejęciu władzy przez PiS pod koniec 2015 roku. Mniej dobitnie, ale również wyraźnie, wybrzmiało przekonanie, że dużą rolę w tym procesie odgrywał Kościół katolicki, zwłaszcza ta jego część (znaczna, a nawet przeważająca), która bezkrytycznie popiera rządzącą partię.

Mówili o tym najbliżsi zamordowanego prezydenta Gdańska, by zacytować tylko wdowę po Adamowiczu Magdalenę, która powiedziała, że „Kościół jest podzielony. Mnie zdarzało się rozmawiać z księżmi o tym, że polityczne kazania nie powinny mieć miejsca. Wiele razy wychodząc z Kościoła, byłam zła, słysząc treści, które nie powinny tam padać”. To bardzo wstrzemięźliwe określenie tego, co się w Kościele mówi i pisze.

Lista pozostających na usługach obecnego rządu księży jest długa i nie ma potrzeby jej przywoływać, to postacie powszechnie rozpoznawalne, a Rydzyk wcale nie jest najbardziej niebezpieczny. Znacznie bardziej umacniają ją katoliccy „intelektualiści” jak Jędraszewski, Guz czy Bortkiewicz. Pisałem zresztą o nich już nieraz na SO.

Warto odnotować, że również o. Ludwik Wiśniewski, którego słowa wypowiedziane w czasie pogrzebu zyskały (słusznie!) wyjątkowy rezonans społeczny i medialny. Powiedział dominikanin: „Nie będziemy dłużej obojętni na panoszącą się truciznę nienawiści w mediach, w szkołach, na ulicach, w parlamencie czy w Kościele”. W pełni podzielam to przekonanie.

Pojawiły się też pierwsze głosy, że ta śmierć przyniesie przełom i odsunie obecnie rządzących od władzy. Też podzielam to przekonanie i uważam, że już teraz należy wypracować konkretne propozycje, co należy zrobić, gdy już obecni włodarze przejdą do politycznego niebytu. Nie wierzę bowiem w ich konstruktywną rolę jako opozycji politycznej. Właściwie, rządząc od trzech lat, zachowują się bowiem tak, jakby mieli cały świat przeciwko sobie, a więc jak opozycja totalna.

Jan Grabowski w nader przenikliwym artykule opublikowanym weekendowym wydaniu GW (19-20 01 2019) a zatytułowanym z poetyckim wdziękiem „Imperium Pamięci Nacjonalistycznej. Co zrobić z IPN po odsunięciu PiS od władzy?” zastanawia się przede wszystkim nad szkodami, jakie wyrządziła polityka historyczna. Na początku tekstu wskazał trzy obszary, wymagające szczególnej troski: sądownictwo, relacje państwo-kościół i politykę zagraniczną.

Pisze Grabowski:

Praktycy i teoretycy prawa zastanawiają się dziś nad tym, jak oczyścić polski wymiar sprawiedliwości i prawo z wynaturzeń, które stały się ich udziałem w wyniku ataku obozu rządzącego na samą zasadę trójpodziału władzy. Politycy – przerażeni politycznym aktywizmem kleru – deliberują równocześnie nad tym, jak przywrócić w sferze publicznej rozdział państwa od Kościoła, a byli polscy ambasadorzy radzą nad sposobami zawrócenia Polski z dyplomatycznych manowców i izolacji.

Chciałbym podjąć jeden z aspektów budzący zaniepokojenie Grabowskiego – relacje państwo- Kościół. Problem zdewastowanego porządku prawnego pozostawiam prawnikom, a zniszczone struktury międzynarodowej dyplomacji politykom.

Obecność religii w przestrzeni publicznej to zagadnienie wyjątkowo skomplikowane i mające za sobą długą i krętą historię. Polski kler, a zwłaszcza hierarchia polskiego Kościoła katolickiego, zapisała, poczynając od roku 1989, wyjątkowo ciemną kartę dziejów, przyczyniając się w poważny stopniu do okaleczenia młodej i kruchej demokracji, wyłaniającej się ze zgliszczy totalitarnych spustoszeń.

Bo przecież negatywna obecność tej instytucji w życiu publicznym naszego nie rozpoczęła się od zwycięstwa wyborczego obecnie rządzącej partii.

O sobie mogę powiedzieć, że po powrocie do kraju ze studiów zagranicznych w 1985 roku do wystąpienia z zakonu w 2005 roku aktywnie współtworzyłem obecność Kościoła katolickiego w przestrzeni publicznej. Jednym z powodów odejścia z tej instytucji był właśnie sposób, w jaki kler katolicki tę obecność coraz wyraźniej zaznaczał. Wiem, że to brzmi mało przekonująco, ale mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że nie było to zgodne ani z chrześcijaństwem, ani z katolicyzmem posoborowym. Od 2005 roku to przekonanie głoszę już poza strukturami kościelnymi. Nie wydaje mi się jednak, że ten fakt osłabia moje argumenty.

Zresztą problematyka relacji państwo kościół zajmuje mnie również zawodowo. Jako amerykanista (zajmuję się tą tematyką od 2003 roku, gdy zacząłem wykładać na Uniwersytecie Łódzkim) widzę, że to właśnie odchodzenie od modelu dominującego w tej chwili w Polsce, stanowi warunek konieczny harmonijnych i konstruktywnych relacji państwa z instytucjami religijnymi.

Oto moje propozycja, co należy zrobić, by uzdrowić patologiczne związki (to coś więcej niż relacje) Kościoła katolickiego z państwem polskim. Od razu dodam, że zdaję sobie w pełni sprawę, że to wołanie na puszczy i nikt się moimi propozycjami nie przejmie, ale dla świętego spokoju powtórzę kilka elementarnych postulatów, których spełnienie wyeliminowałoby szczególnie szkodliwe przejawy upolitycznienia katolicyzmu w Polsce.

Po pierwsze. Wycofanie lekcji religii w jej obecnym kształcie ze szkół publicznych. Warto przypomnieć, że jej wprowadzenie nie zostało poprzedzone żadną społeczną dyskusją. Była to arbitralna decyzja premiera Tadeusza Mazowieckiego pod wyraźnym naciskiem prymasa Glempa. Poza tym w pierwszej wersji miała być nieodpłatna i w wymiarze jednej godziny tygodniowo i miała być na pierwszej lub ostatniej godzinie zajęć, by nie było presji na dzieci, które z tej oferty nie skorzystają. Dzisiaj doszło to tego, że sposób jej prowadzenie i rola odkrywana przez katechetów w szkole sprawia, że stała się najskuteczniejszym czynnikiem sekularyzacyjnym w Polsce.

Po drugie. Zaprzestanie finansowania przez państwo nie tylko coraz bardziej ekstrawaganckich pomysłów Rydzyka w Toruniu, ale również wycofanie się z finansowania uczelni katolickich i wydziałów teologicznych na uniwersytetach państwowych. Uprawiana w Polsce teologia ma nie tylko charakter konfesyjny, ale w dużym stopniu nie odpowiada standardom naukowej refleksji i pozostaje na usługach konserwatywnego katolicyzmu, narzuconego polskim uczelniom przez długi pontyfikat Jana Pawła II. Z tym łączy się ściśle wymóg przejrzystości finansowej instytucji kościelnych, które obecnie pozostają poza wszelką kontrolą.

Po trzecie. Równość wobec prawa przestępców w sutannach. Nie chodzi tylko o znane przypadki pedofilskich zachowań niektórych księży, ale również udokumentowane przypadki ich przenoszenia na inne parafie przez biskupów oraz ich próby usprawiedliwiania.

Po czwarte. Zmiana mechanizmów nominacji biskupich, które w obecnym kształcie utrwalają patologie w Kościele katolickim. One od dawna zostały odsłonięte w licznych publikacjach (podaję tytułyoryginalne, jeślii nie ma tłumaczeń polskich) takich autorów jak Hans Kung – Ist die Kirche noch zu retten?, Garry Wills – Papal Sin. Structures of Deceit, The Future of the Catholic Church with Pope Francis, Jason Berry – Lead Us Not Into Temptation: Catholic Priests and the Sexual Abuse of Children , Ślub posłuszeństwaRender Unto Rome The Secret Life of Money in the Catholic Church, czy Frederic Martel. Książka tego ostatniego Sodoma, władza i skandal w Watykanie, zostanie opublikowana w ośmiu językach 21 lutego 2019, a więc dokładnie w dniu rozpoczęcia spotkania w Watykanie przewodniczących episkopatów z całego świata. Ciekawe: czy tym razem poruszy również polskie media, które – jak dotąd – szerokim łukiem omijały publikacje, odsłaniające ciemne strony Watykanu, również z czasu św. Jana Pawła II.

Po piąte wreszcie. Być może jest to postulat najłatwiejszy do spełnienia, ale jednocześnie najtrudniejszy. Chodzi o konieczność zmiany mentalności polskich katolików. Muszą sobie uświadomić, że patologie trapiące ich instytucję są w równym stopniu zawinione przez nich, jak i przez księży czy biskupów. Kościół ma tyle władzy i tyle pieniędzy, ile dostanie od wiernych. Zaprzestańcie więc słuchać księży i biskupów i przestańcie za wszystko płacić i to w nadmiarze, z zobaczycie, że Kościół i jego urzędnicy zmienią się błyskawicznie.

Od siebie dodam, że w 2005 roku zdecydowałem, że nade mną Kościół nie ma żadnej władzy i nie dostaje ode mnie żadnych pieniędzy (poza idącymi na tę instytucję z podatków, które płacę). Ten stan sprawia, że czuję się człowiekiem wolnym i szczęśliwym. Radzę innym, by zrobili to samo.

<strong>Stanisław Obirek</strong>
Stanisław Obirek

 (ur. 21 sierpnia 1956 w Tomaszowie Lubelskim) – teolog, 
historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita.

Print Friendly, PDF & Email