Telewizja pokazała (509)15 min czytania

12.04.2019

Wyobrażają sobie Państwo strajk policji lub górników i odzywki polityków PiS podobne jak w czasie strajku nauczycieli? Doradzanie policjantom i górnikom, żeby spłodzili dzieci, to otrzymają dodatkowe 500 zł. Albo określanie wysokości ich pensji jako podobnych do posłów. Ogłaszanie, że nie ma pieniędzy i jednoczesne obiecywanie rolnikom dopłat 500 zł do krowy i 100 zł do tucznika. Oczywiście, gdyby to byli górnicy lub policjanci to politycy PiS nie pozwalaliby sobie na chamskie odzywki i propozycje. Taki to sort polityków.

Rządy PiS to wielki test dla społeczeństwa. Okaże się, czy traktowanie wyborców jako ciemnych i bezwolnych, dających się okłamywać i przekupywać, jest skuteczne. Obawiam się, że ten test może wypaść niekorzystnie dla Polaków. Będą znów pocieszenia, że wprawdzie jako społeczeństwo jesteśmy kiepscy, ale za to jako naród – wielcy. Ostatnio powtórzył to Daniel Olbrychski.

Ta teza jest moim zdaniem błędna. W ogóle nie ma wielkich narodów. Co miałoby być miarą tej wielkości?

Moja przyjaciółka uważa, że Polacy są wielkim narodem. Po mojej uwadze, dotyczącej wypowiedzi Norwida, napisała m.in.:

Moim zdaniem pozytywne cechy naszego Narodu ujawniały się szczególnie jaskrawo w obliczu zagrożeń niepodległości i to w ciągu setek lat. Jako Naród, w obliczu zagrożenia potrafiliśmy poświęcać swoje życie, życie rodzinne, niejednokrotnie również swoje majątki itp. dla walki o zachowanie niepodległości. Zdarzali się parszywi zdrajcy czy zwykli kombinatorzy, ale to nie oni decydowali o trudzie odzyskania niepodległości. Historia opisuje mnóstwo pozytywnych postaw, dzięki którym Polska jako Naród istnieje na mapie Europy.

Naród tworzy społeczeństwo, które jest bardzo zróżnicowane kulturowo, wyznaniowo, tradycyjnie, oświatowo, ekonomicznie. Ta różnorodność powoduje, że czasami niektóre z grup lub jednostki próbują wyłamać się (czasem pozytywnie, a czasem negatywnie). Nie jesteśmy Narodem idealnych herosów, ale jednak jest wiele przykładów, że inni zazdroszczą nam tego bolesnego, często tragicznego heroizmu. Polska od wieków była miejscem schronienia, rozwoju, dobrobytu dla wielu narodowości. Gdybyśmy byli podłym, nikczemnym, wrednym narodem, inni nie szukaliby tutaj swojego miejsca na ziemi. Podłe i nikczemne bywały i bywają jednostki czy pewne grupy, ale nie całość Narodu. Oczywiście są i ciemne strony w naszej historii np. gdy chodziło o czasy średniowiecznych podbojów terytorialnych.

To nie naród polski wydawał czy mordował Żydów podczas II wojny światowej, a jednostki i mniejszości z konkretnych miejscowych społeczności. To nie naród żydowski mordował polskich patriotów np. na Rakowieckiej, a wynaturzone jednostki tej społeczności. Podaję ten przykład, bo to teraz najbardziej dzieli w narracji wzajemnych stosunków. To nie naród polski chciał unicestwienia swoich mieszkańców Żydów. Póki nie było wroga zewnętrznego żyli obok siebie w symbiozie, chociaż może nie zawsze w pełnym zrozumieniu, zwłaszcza jeżeli chodziło o tradycje.

Odpisałem tak:

No to znamy zupełnie inną historię. Więc po kolei:

— Pomijam to, że niepodległość uważasz za coś wyższego, czemu warto poświęcać życie, ale gdzie to naród (czy jak piszesz: Naród) i kiedy tak się poświęcał? Jeżeli, to były jednostki i małe grupy.

Przez setki lat mała grupa – szlachta – wyrywała dla siebie coraz więcej przywilejów, a reszta narodu kapcaniała. Skończyło się na rozbiorach. A odzyskanie niepodległości nie było żadną zasługą narodu — przyszła ona, podobnie jak do wielu innych narodów w Europie, po koszmarnej wojnie, w której zginęły miliony ludzi.

— To, że w Polsce setki lat temu szukali schronienia obcokrajowcy, nie wynika ze szlachetnego charakteru Polaków, ale z tego że Polska była wielokulturowa i wieloreligijna, więc nie gnębiła „mniejszości”, a w innych krajach było znacznie gorzej.

—To nie cały naród mordował Żydów, ale nie były to tylko jednostki. Głównie jednak wydawano Żydów Niemcom, rabowano ich dobra itd. Jest na ten temat obszerna literatura. A przed wojną szykanowano Żydów, antysemityzm kwitł (nie chodzi o jednostki bynajmniej), ograniczano Żydom możliwość studiowania niektórych kierunków (numerus clausus, a nawet numerus nullus), było getto ławkowe, pogromy. Szeroki temat.

— Gadanie o Żydach bezpieczniakach jest draństwem, bo sugeruje, że prześladowali więźniów dlatego, że sami byli Żydami.

Moja przyjaciółka:

Trochę dla mnie to dziwne, że np. niepodległość może nie być wartością.

Oczywiście byłoby cudownie, aby nikt nie był zniewolony, aby nie trzeba było walczyć o niepodległość i ponosić ofiary. Niepodległość jako niezależność od formalnych i nieformalnych wpływów innych obcych jednostek politycznych jest dla każdego narodu wartością nadrzędną. Jeżeli oceniać negatywnie, to raczej ciemiężców, zaborców, a nie tych, którzy walczą o swoją wolność i niezależność. Walczyć można zbrojnie, ale i oportunistycznie w stosunku do okupanta. Przykładem może być historia strajku dzieci we Wrześni, którym nauczyciel niemiecki za odmowę odpowiadania w języku niemieckim wymierzył karę cielesną. To był okres zaborów, a Wielkopolska była pod zaborem pruskim.

Za przykładem dzieci z Wrześni zaczęli strajkować również uczniowie innych szkół i mimo gróźb i karania rodziców więzieniem, strajk rozszerzył się i objął ponad 80% szkół, a zakończył się wybuchem Powstania wielkopolskiego. I w końcu po ponad stuletniej niewoli i panowaniu pruskim Września powróciła pod władzę polską. Czy można być szczęśliwym, będąc zniewolonym, ciemiężonym? 

Polska, jak piszesz, była wielokulturowa, wieloreligijna i nie gnębiła „mniejszości” (jak inne kraje), ale jednocześnie odmawiasz Polakom szlachetności charakteru. Czyżby Polska — to nie Polacy, tylko jakieś zbiorowisko?

Człowiek sam w sobie nie ma tylko natury szlachetnej lub podłej. W każdym tkwi i dobro, i zło. Kto może być pewien, czy w obliczu zagrożenia życia swojego i swoich najbliższych wyżej stawiałby bezpieczeństwo innych? A jednak tacy byli, choć pewnie nie przyszło im to łatwo.

Dzisiaj prawie każdy z nas w słowach byłby herosem, gotowym na każde poświęcenie, ale w obliczu zagrożenia, głodu nie wiadomo jak byśmy postąpili, co zwyciężyłoby w nas — dobro czy zło? To jest potwornie trudny dylemat, a zbyt łatwe jego ocenianie nacechowane emocjami nigdy nie będzie sprawiedliwe i obiektywne. Dlatego być dobrym, uczciwym, rzetelnym historykiem i badaczem historii jest sprawą bardzo trudną i niezwykle odpowiedzialną. Wielu o tym zapomina, a może nawet liczy, że ich brak rzetelności będzie niezauważony, a może kierują nimi inne pobudki. Odrzucić przysłowiowe ziarno od plew nie jest sprawą prostą i jednoznaczną.  

Ja:

Chyba się nie rozumiemy. Przecież ja pytałem o konkrety. Trzymajmy się faktów.

— Prosiłem, żebyś podała fakty, kiedy to nasz naród okazał się wielki. Naród, nie jednostki. Ty mi na to piszesz ogólnikowo, że walczono o niepodległość. Toż to pomieszanie z poplątaniem.

Po pierwsze, trzeba być marnym narodem, żeby stracić niepodległość, a pracowano na to dość długo.

Po drugie, mało osób walczyło o niepodległość – większości Polaków to wisiało. To tylko w literaturze było szlachetnie – ku pokrzepieniu serc.

Po trzecie, lepiej czasem przeżyć niż tracić ludzi (nieraz najlepszych) w bezrozumnej walce. Przykładowo Czesi nie mieli długie lata własnego państwa i nie robili idiotycznych powstań, gdzie by zginęło multum ludzi – bez sensu. Naród powinien przede wszystkim żyć, rozwijać się, bogacić, a dopiero jak jest sprzyjająca okazja to zawalczyć o niepodległość.

— Do Polski zjeżdżali cudzoziemcy w dawnych czasach. Mieli tu swobodę religijną i możliwość dorabiania się. Ale nie dlatego nie zwalczano ich tutaj (choć Kościół katolicki bardzo się starał, zwalczał i w końcu zwyciężył, gnębiąc innowierców coraz bardziej), bo Polacy byli tacy szlachetni, ale król był tolerancyjny, bo jak by nie był, to by się państwo rozleciało, bo było wielonarodowe i wieloreligijne. Nic tu nie było szlachetności narodowej, taka zresztą nigdzie nie istnieje.

— Polacy nie są ani lepsi, ani gorsi od innych narodów, a w pewnych sytuacjach są draniami. Tak też było z Niemcami za Hitlera, kiedy przodujący w nauce, technice i kulturze naród okazał się wyjątkowo wredny i nieludzki. Tak też zachowywało się w czasie wojny wielu Polaków, o czym się zapomina, bo to była okupacja. Ale nikt ich nie zmuszał do nieludzkich zachowań, a przypadki szlachetności były nieliczne. Przykładowo, ci nieliczni co ukrywali Żydów, bali się przede wszystkim sąsiadów, którzy donosili i w dużej mierze nienawidzili Żydów. Nawet po wojnie ci szlachetni ukrywali swoje dobre uczynki.

Nie ma jakichś mądrych czy szczególnie szlachetnych narodów. Te narody, co się zachowują lepiej, to akurat mają sprzyjający okres, a i tam przecież nie cały naród jest mądry czy szlachetny.

Aktualnie nie jesteśmy wielkim narodem (jaki to jest „wielki naród”?) ani specjalnie dobrym społeczeństwem. I nie można zwalić tu winy na innych, bo inni miewali gorzej i jakoś z tego wyszli.

* * *

Okazuje się, że kapitalizm w wydaniu rządowym nie wszystkim odpowiada. Taksówkarze protestują przeciwko „wolnej amerykance” – przepisom, które pozwalają wykonywać ich pracę ludziom, którzy nie mają takich jak oni uprawnień, badań, ubezpieczeń itd.

Nie wiem, czy jeszcze obowiązują przepisy, które „uwolniły” niektóre inne zawody. M.in. nie trzeba było mieć żadnych papierów, zdawać egzaminów itd., żeby być przewodnikiem lub pilotem wycieczki, wystarczy pasja (tak jak to miało miejsce w przypadku Gowina, gdy został ministrem sprawiedliwości). Uzasadniano to tak, że jak nam się nie spodobają usługi takiej osoby, to na drugi raz nie skorzystamy z jej oferty. Tak sobie politycy wyobrażają działanie kapitalizmu. Proponowałbym, aby korzystali z usług osób, które bez uprawnień wykonują zawód lekarza.

Ale może przesadzam? Skoro pomocnik w aptece mógł zostać szefem gabinetu politycznego ministra MON to czy są potrzebne jakieś dodatkowe kwalifikacje kierowcom, którzy będą dorabiać w UBERZE i podobnych firmach?

* * *

Odra dotarła do Nowego Jorku. Zarządzono szczepienia, a kto się nie zaszczepi, ten zapłaci 1000 dolarów. Szkoły, które przyjmą niezaszczepione dzieci, zostaną zamknięte. Mimo to jest wiele osób, które nie chcą zaszczepić swoich dzieci.

C:\Users\Piotr\Pictures\Saved Pictures\szczepienia.jpg

* * *

Czytuję z zainteresowaniem prof. Obirka, ale często nie rozumiem, czym się zachwyca, mówiąc o jakichś „śmiałych” wystąpieniach księży. Odnoszę wrażenie, że to są jakieś niuanse, na które zwraca uwagę i widzi w nich zapowiedź pozytywnych zmian. Ale jakich? Oczekuje, że ludzie, a nawet kapłani, okażą się bardziej ludzcy? Jaki wyobraża sobie Kościół, gdyby ci „reformatorzy” uzyskali większość? Instytucja jest dobra, tylko nie wiadomo skąd wzięli się tam nieodpowiedni ludzie?

Nieśmiałe uwagi nielicznych księży, które przytacza, kojarzą mi się z wystąpieniami nielicznych „reformatorów” w PZPR. Tam też zwracano czasem uwagę na podobne sprawy i wielu członków partii i „dysydentów” widziało w tym zapowiedzi pozytywnych zmian. Ale żadna z tych „śmiałych” uwag nie naruszała podstaw reżimu, który wprawdzie przyjął szlachetne idee równości, socjalizmu itp., ale przecież był spaczony przez sam fakt przejęcia siłą władzy i odmowę jej oddania. Tamten ustrój, podobnie jak katolicyzm, uważał, że Prawda jest przy nim i jakikolwiek by drastycznych środków używał, to prowadzi ludzkość do szczęścia. Swoje wredne posunięcia tłumaczył koniecznością historyczną. Kościół też ma wiele tłumaczeń dla swoich licznych drastycznych działań, które jakże często zaprzeczają naukom Jezusa prezentowanym w Ewangelii.

Kościół jest w lepszej sytuacji niż PZPR, bo powołuje się na Boga, a sam decyduje o tym, co jego zdaniem Bóg chciał i chce, żeby było. Te tłumaczenia są infantylne i kładą nacisk na wiarę. Jak to się stało, że koncepcje św. Pawła znalazły taki oddźwięk i utrzymują się przez tyle setek lat?

Podejście ludzi do religii, którą wyznają (mam na myśli nie tylko katolicyzm) często sprawia wrażenie, że każdy wyznawca wyznaje inną religię. Najczęściej wiernym wystarcza deklaracja, że wierzą w Boga, ale gdyby ich spytać, jak sobie wyobrażają tego Boga, jego działania i jego związek z ludźmi, to byliby w kropce, szczególnie gdyby swoje przekonania mieli uzasadnić. Tymczasem analiza tego, w co ludzie wierzą, wykazuje często niesłychany infantylizm tych wyobrażeń. To nie rozstrzyga istnienia czy nieistnienia Boga, ale źle świadczy o wyobrażeniach ludzi.

Biblia mówi, że Pan Bóg stworzył człowieka, ale ten zachował się nie tak, jak Bóg przykazał i to Boga zdenerwowało. Ale nie poprawił tego, co zrobił. Wierni twierdzą, że Pan Bóg czasem niejasno przekazuje ludziom wskazówki (czemu niejasno?), czasem interweniuje, żeby to i owo poprawić. Czy zło i niedoskonałość świata dadzą się połączyć z wszechmocą, wszechwiedzą i dobrocią Boga?

Katolicyzm pozwala na wiele odstępstw od nauczania Jezusa zawartego w Ewangeliach; wierzy się, że Jezus (tożsamy z Bogiem) wybaczy ludziom ich ułomności, że grzechy mogą być wymazane, a ksiądz ma moc ich odpuszczania. Jezus zachował się parę razy miłosiernie wobec grzeszników, więc wybaczy i nam, grzesznikom, mimo że nie czynimy tak, jak nam przykazał (jakoś przykład Adama i Ewy niczego ludzi nie nauczył).

Mam wrażenie, że „reformatorzy” nie kwestionują istniejącego stanu rzeczy, chcieliby tylko, żeby ludzie byli lepsi, a szczególnie kapłani i już wszystko będzie dobrze. W działaniach nawet takich „reformatorów” jak papież Franciszek widzę ideę: ograniczona głasnost’ — tak, pierestrojka — nie.

To zdumiewające, jak w imię idei dobra ludzie potrafią czynić wiele zła. Oddanie dla Instytucji, którą się uważa za narzędzie prawdy i dobra, powstrzymuje jej członków od krytyki i sprawia, że tłumaczą złe działania tej Instytucji jako konieczne dla wyższego dobra. Niewielu potrafi zorientować się w swoich błędnych przekonaniach i zerwać z Instytucją.

Jedną z takich osób był Arthur Koestler, angielski pisarz i dziennikarz. Jak podaje Wikipedia:

W Berlinie w 1931 wstąpił do partii komunistycznej i został agentem Kominternu, lecz opuścił ją w 1938. W 1932 zadenuncjował w sowieckiej tajnej policji swoją byłą przyjaciółkę Nadieżdę Smirnową, która w wyniku donosu została skazana na śmierć. Był świadkiem głodowej śmierci milionów ludzi podczas wielkiego głodu na Ukrainie, lecz za sprawą ideologii udało mu się zinterpretować fakty nie jako narodową tragedię, lecz krok naprzód w ewolucji ludzkości. Uważał, że konający na ulicach z głodu ludzie są „wrogami ludu, którzy wolą żebrać niż pracować”. Sądził, wraz z mieszkającym z nim w Charkowie fizykiem Aleksandrem Weissbergiem-Cybulskim, że zniszczenie wsi ukraińskiej godzi się z ogólną historią postępu ludzkości. Koestler opuścił ZSRR w 1933.

Rozczarowanie do komunizmu zrelacjonował w „The God That Failed” w 1950. 

Cytuję za Zygmuntem Kałużyńskim („Widok z pozycji przewróconego”):

Ostateczne zerwanie Koestlera z komunistami nastąpiło dopiero w 1938 roku […]. Koestler miał wygłosić w Paryżu przemówienie do uchodźców z Hiszpanii, głównie komunistów. Już przedtem miał liczne utarczki ze swoimi współtowarzyszami; postanowił umieścić w swoim wystąpieniu „zdania, które same w sobie były truizmami, lecz brzmiały w owym okresie jak herezje”. Były to następujące hasła: „Żaden ruch, partia ani osoba nie ma prawa uzurpować sobie przywileju nieomylności”; „Jest niedorzecznością prześladowanie kogoś, kto zmierza do tego samego celu, co my, lecz odmienną drogą” i „Na dłuższy dystans szkodliwa prawda jest lepsza niż użyteczne kłamstwo”. Te, skądinąd słuszne ogólniki, w konkretnej sytuacji – miały charakter manifestacji. „Gdy skończyłem, niekomuniści bili brawo, natomiast komuniści zachowali kamienną ciszę, wielu z nich demonstracyjnie założyło ręce. Poszedłem do domu sam. Gdy czekałem na metro na stacji SaintGermain-des-Prés, grupa moich towarzyszy nadeszła również. Przeszli na drugi koniec peronu, bez jednego spojrzenia w moją stronę, jakbym był niewidzialny. Ta podróż metrem była zapowiedzią nadchodzących miesięcy i lat samotności. Nie była to samotność fizyczna, bo po zerwaniu z Partią miałem więcej przyjaciół niż kiedykolwiek przedtem. Ale indywidualna przyjaźń nigdy nie zastąpi świadomości, że należy się do międzynarodowego związku braterskiego, obejmującego cały świat – nie zastąpi też gorącego, dającego pewność siebie poczucia solidarności zbiorowej, zmieniającej tę ogromną, bezkształtną masę ludzką w regularną, intymną rodzinę”.

PIRS

Print Friendly, PDF & Email