Telewizja pokazała (574)13 min czytania

15.02.2020

Politycy często podejmują decyzje związane z aktualnymi problemami, nie myśląc o dalszych skutkach.

Warto pamiętać, że nie zawsze wróg mojego wroga jest automatycznie moim przyjacielem. Kiedy Związek Radziecki najechał Afganistan, Stany Zjednoczone zaczęły wspierać mudżahedinów, dostarczając im broń i pieniądze. W ten sposób wyhodowały islamski terroryzm. Izrael świadomie przyczynił się do wzrostu Hezbollahu, bo chciał mieć przeciwwagę dla Al Fatahu, a teraz ma znacznie większe problemy z Hezbollahem. Amerykanie rozwalili Irak, a później, przez nieumiejętne rządy, przyczynili się do rozwoju i wzmocnienia ISIS. Cameron chciał umocnienia swoich rządów i poszedł na referendum, które skutkuje brexitem.

Jednym z najważniejszych błędów popełnionych w ostatnich latach przez przywódcę była, moim zdaniem, decyzja kanclerz Merkel o zaproszeniu uchodźców. Jeżeli potrzebni byli w Niemczech pracownicy to można to było dobrze zorganizować i sprowadzić potrzebnych ludzi. Można było zorganizować pomoc dla uchodźców syryjskich, nie zapraszając wszystkich do Europy. Zrobiono to bez planu, a w dodatku bez porozumienia z innymi krajami, narzucając im sytuację. Spowodowało to wiele nieszczęść (uchodźcy tonęli) i pozwoliło populistom przeprowadzić propagandowe akcje, które umocniły rządy, partie i ruchy prawicowe. Propaganda była przesadzona, bo liczba uchodźców była mniejsza, niż podawano, ale rozdmuchano zagrożenia, jakie oni niosą. Uchodźcy w dużej mierze nie pochodzą z krajów objętych wojną, są to uchodźcy ekonomiczni, a na ich przemycie zarabiają mafie.

Sądzę, że gdyby nie problem uchodźców to nie byłoby brexitu, PiS by zapewne nie zdobył władzy, a i sytuacja polityczna w Niemczech byłaby lepsza. Populiści nie mieliby paliwa.

* * *

Adrian Zandberg w rozmowie z Tomaszem Sekielskim:

Andrzej Duda ma wizję Polski, w której są równi i równiejsi, a my chcemy Polski, w której wszyscy są równi.

* * *

Jest powiedzenie: Jak ktoś umie, to robi. Jak nie umie robić, to uczy, jak robić. A jak i tego nie umie, to uczy, jak należy uczyć.

To powiedzenie pasuje do działań PiS-u. Nie umieją robić wielu rzeczy, ale robią. W dodatku pouczają innych, jak należy robić. No i nauczają, jak należy uczyć.

Mają też dużo z Nikodema Dyzmy, a przede wszystkim wielkie pragnienie, żeby się za wszelką cenę jak najdłużej utrzymać przy dojeniu forsy.

* * *

Z dawnych lat pamiętam, że bohaterowie się zmieniali.

Pamiętam, że rodzice subskrybowali radziecką encyklopedię (polskiej wówczas nie było). I pewnego dnia otrzymali dwustronicową wkładkę do tomu B, z zaleceniem, aby zastąpić nią określone strony. Na tych usuniętych stronach, jak się później dowiedziałem, był tekst poświęcony członkowi Biura Politycznego KPZR, Ławrientijowi Berii, który okazał się japońskim i angielskim szpiegiem i szczerze przyznał, że świadomie działał przeciw władzy radzieckiej, za co został rozstrzelany.

Nie interesowałem się przedwojenną historią Polski, więc dopiero potem mogłem docenić rewizjonistyczne działania historyków w PRL, którzy zweryfikowali przedwojennych bohaterów i ogólnie elitę. Dla oceny pisarzy kluczem był często stosunek do klasy robotniczej, to decydowało o tym, czy dany pisarz był postępowy, czy nie.

PRL pojawili się nowi bohaterowie, głównie przedwojenni komuniści, ich imiona nadano ulicom, szkołom, niektórzy trafili do czytanek szkolnych.

Po 1989 roku mieliśmy bohaterów, którzy obalili komunizm w Polsce, a mało brakowało, że i w całym obozie komunistycznym. Gwałtownie zmieniono nazwy ulic, część z nich otrzymała imiona przedwojennych polityków, część – księży, a jako że Kościół sprzyjał opozycji w PRL, oddano mu wiele dziedzin życia w pacht.

Już się przyzwyczaiłem do tego, że solidarnościowcy zmienili nam pozytywnie Polskę, a tu mamy nową rewolucję – tamci bohaterowie mieli wady, nie byli niezłomni i skumali się z komunistami, zamiast ich wsadzić do więzień, a prawdziwymi bohaterami są ludzie nowej władzy. To nie Armia Radziecka i Wojsko Polskie wyzwalały kraj spod okupacji niemieckiej – prawdziwymi bohaterami są tzw. żołnierze wyklęci, bo byli przeciwko komunizmowi. To Lech Kaczyński kierował w rzeczywistości Solidarnością, a nie Wałęsa, a w ogóle twardą postawę w tamtych czasach okazali inni ludzie niż dotąd fetowani. Ostatnio premier Morawiecki pochwalił się, że w czasach rządów komuny rzucał koktajlami Mołotowa w milicyjne nyski. Jakoś nikt tego nie odnotował, ale kto wie – jeśli ta władza i Morawiecki dłużej się utrzymają, to powstaną książki na wzór „Opowiadań o Leninie”, gdzie nowi bohaterowie i ich czyny zostaną opisani.

C:\Users\Piotr\Pictures\Saved Pictures\Duda 5.jpg

Pamiętam ze szkoły opowiadanie o niezłomnym strażniku rewolucji Feliksie Dzierżyńskim. Otóż wierni podwładni przynieśli mu do gabinetu kartofle ze słoniną, które skądś wykombinowali. Ale podejrzliwy Feliks zadzwonił do stołówki i zapytał, co jedli na obiad inni czekiści. Kierownik stołówki skłamał, że dostali kartofle ze słoniną. Dzierżyński jeszcze zadzwonił do kucharza, a ten — będąc wtajemniczony — także potwierdził, że wszyscy jedli to samo, co przyniesiono Feliksowi. I dopiero wtedy Dzierżyński spokojnie zjadł obiad. Czyż to nie piękny wzór na opisanie charakteru premiera czy prezydenta i kochających ich podwładnych? Na przykład premier Szydło otrzymała premię miesięczną wyższą od pensji, ale sprawdza, czy inni członkowie gabinetu też to otrzymali i dopiero kiedy się dowiaduje, że wszyscy z nich dostali „bo im się to należało”, spokojnie bierze swoją forsę.

* * *

Portal Wirtualna Polska dostarcza silnych emocji. Nagłówek tekstu: „Wielka afera w PO?” Borys Budka komentuje.

Przyzwyczajony do milionowych przekrętów, kłamstw polityków, łamania prawa itp. spodziewałem się obnażenia tym razem machlojek PO. I co czytamy w tekście? Cytuję:

„Super Express” donosi, że z gabinetu Grzegorza Schetyny zniknęła m.in. lodówka na wino. – „Nie ma żadnej afery. Dostałem przygotowany, posprzątany, czyściutki gabinet. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jest ta lodówka, chyba nie jest od nas z partii” – komentował szef PO Borys Budka w programie „Tłit”.

No tak, po co opozycja robi szum w sprawie jakichś miliardów złotych w aferach SKOKÓW czy GetBack, albo nieuprawnionego pobierania pieniędzy przez polityka PiS, skoro i u niej wciąż są afery. A w sprawie lodówki warto powołać komisję sejmową.

* * *

W ciągu pierwszych 40 dni tego roku na polskich drogach straciło życie ponad 100 osób. Aż 60% śmiertelnych wypadków z udziałem pieszych miało miejsce na przejściach, a 95% wypadków zdarzyło się z winy kierowców. W zeszłym roku zginęły 2862 osoby (około 8 osób dziennie), a 37.359 osób zostało rannych. W ciągu roku liczba wypadków i kolizji sięga pół miliona.

W Helsinkach i w Oslo w zeszłym roku w wypadkach nie zginął żaden pieszy.

* * *

Ucichły sprawy przekrętów, nic nie mówi się o „aferze Srebrnej”, gdzie oskarżono Kaczyńskiego o przyjęcie łapówki dla księdza za „popchnięcie sprawy” i niezapłacenie wykonawcy prac dużej sumy. Gdyby takie numery zrobiła lewica, to byłoby to co innego.

Pamiętają państwo tzw. aferę Rywina, w której nikt nie wziął ani grosza, nie znaleziono „grupy trzymającej władzę”, ale pan Rywin przesiedział w więzieniu trzy lata?

A sprawa przedsiębiorcy Romana Kluski? Prowadził firmę Optimus, zajmującą się produkcją i sprzedażą komputerów. Oskarżono go o wyłudzenie podatku VAT, aresztowano, następnie wypuszczono za kaucją 8 mln zł, zajmując dodatkowo jego posiadłość jako zabezpieczenie majątkowe. Ostatecznie Najwyższy Sąd Administracyjny uchylił wszystkie wyroki i nakazał zwrot kosztów panu Klusce. Przyznano mu 5.000 zł za niesłuszne zatrzymanie.

Ale najciekawszy jest inny element sprawy. Kiedy pana Kluskę wypuszczono za kaucją, zgłosił się do niego człowiek, który obiecał za 8 mln zł łapówki zakończyć sprawę. Człowiek ten na potwierdzenie swej wiarygodności podał szczegóły znane tylko panu Klusce i prokuratorowi. Pan Kluska wyrzucił go i zgłosił sprawę na policji. Człowieka zatrzymano, przyznał się i powiedział, że chciał po prostu wyłudzić 8 mln zł. Policja umorzyła sprawę ze względu na znikomą społeczną szkodliwość czynu.

* * *

Panuje przekonanie, że wystarczy coś wygrać w słusznej sprawie, a potem wszystko samo będzie dążyło ku lepszemu. Ale to jest jak z likwidacją analfabetyzmu – nie wystarczy nauczyć ludzi czytać, trzeba ich dalej edukować, wyjaśniać zawiłości świata, zachęcać do dalszego rozwoju. Inaczej będziemy mieli wtórny analfabetyzm. Teraz większości ludzi wystarczy telewizja, a w niej programy niskiego lotu.

Wejście do Unii było świetnym posunięciem i poświęcono temu dużo wysiłków i zabiegów, łącznie z ugłaskiwaniem Kościoła, żeby nie podbechtał ludzi do głosowania przeciw wejściu. Ale potem uznano, że wszyscy, a przynajmniej większość ludzi, zrozumie idee Unii i potrzebę integracji. Ale do ludzi trafiły głównie argumenty finansowe, a dalej nikt niczego nie wyjaśniał i to pole zagospodarowali populiści. To nie jest tylko polska specyfika, bo w Wielkiej Brytanii udało się populistom przekonać większość do wystąpienia z Unii, a wielu z tych, co głosowali za brexitem, dowiedziało się dopiero po referendum, co odrzucili.

Dotychczasowe kampanie wyborcze nie wróżą najlepiej, bo nie ma tendencji do edukowania wyborców, raczej jest wykazywanie, że przeciwnicy to niedobrzy ludzie i dlatego należy głosować na nas, a my zrobimy to, o czym oni mówią, tylko lepiej.

* * *

NIE wywiad z panią Grażyną Juszczyk – nauczycielką, która 7 lat temu zdjęła krzyż zawieszony w pokoju nauczycielskim w szkole w Krapkowicach. Ta historia dużo mówi o Polakach.

Krzyż zawiesił miejscowy proboszcz, chcąc przypodobać się biskupowi, który miał odwiedzić szkołę. Pani Grażyna była wtedy na urlopie zdrowotnym. Po wakacjach pani Grażyna zdjęła krzyż. Mówi: Przyczyna [zawieszenia krzyża] ustała, kaprys księdza został zaspokojony, a dla mnie było to zawłaszczanie przestrzeni i w pewnym sensie wykluczanie osób niewierzących.

Przez pewien czas nic się nie działo, ale kiedy ksiądz wrócił z urlopu, jedna z religijnych nauczycielek zapytała, co się stało z krzyżem. Ktoś zawiesił znowu krzyż, a pani Grażyna znów go zdjęła i położyła na stoliku księdza, żeby go zabrał.

Dyrektorka zwołała zebranie (52 osoby), oznajmiła, że to na wniosek większości nauczycieli oburzonych zdjęciem krzyża, tu nastąpiły pochwały krzyża i cytaty z Jana Pawła II.

Pani Grażyna zabrała głos i powiedziała: Dla mnie krzyż to nieprzyjemny symbol przemocy, okrucieństwa i śmierci. Wywołuje we mnie złe skojarzenia i źle się przy nim czuję.

Wybuchła zbiorowa histeria. Zarzucano pani Grażynie, że dopuściła się kradzieży i zastanawiano się, kto kradnie rzeczy, które ginęły w szkole. Oskarżali ją przyjaciele i znajomi. Nikt jej nie bronił, dopiero potem przed sądem 5 nauczycielek stanęło w jej obronie.

Panią Grażynę zaczęto traktować jak trędowatą. Złożyła skargi do burmistrza, do kuratorium – bez skutku. Dyrektorka dała jej upomnienie, pani Grażyna złożyła skargę i upomnienie wycofano.

44 nauczycieli napisało artykuł do miejscowej gazety, w którym stwierdzili, że krzyż nie podoba się tylko pani Grażynie. I że jest ona nauczycielką, która notorycznie i świadomie łamie wszelkie normy obowiązujące nauczycieli. (Tu trzeba wyjaśnić, że pani Grażyna pracowała 30 lat w szkole, była jedną z najlepszych nauczycielek. Mówi: Cieszyłam się powszechnym szacunkiem. Skończyłam zarządzanie oświatą, szkoliłam nauczycieli na konferencjach, byłam egzaminatorką z wieloletnim stażem. Dostawałam nagrody od dyrekcji, czasem okolicznościowe od uczniów. Cenili mnie również rodzice).

Pani Grażyna przez następny rok spotykała się z ostracyzmem. Niektóre dzieci wołały na jej widok: „Gdzie jest krzyż!?”.

W 2014 r. pani Grażyna zgłosiła sprawę do sądu pracy. Mówi: W kodeksie pracy istnieje zapis, że dyskryminowaniem jest niepożądane zachowanie, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika i stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery (molestowanie). Ksiądz mobilizował rodziców, żeby jeździli na rozprawy z różańcami. Adwokat odmówił prowadzenia sprawy. Pomogły jej organizacje pozarządowe: Fundacja Wolności od Religii i Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego. Dyrektorka powołała wielu świadków i przedstawiła donosy na panią Grażynę od indywidualnych nauczycieli (wszystkie pisane już po konflikcie z krzyżem). Pani Grażyna wygrała, dostała 5 tys. zł odszkodowania i przeprosiny w lokalnych mediach. (Mogła żądać znacznie więcej, ale chodziło jej o symboliczną kwotę, która nie zrujnuje budżetu szkoły).

Nowy dyrektor złożył apelację i – nieproszona – włączyła się prokuratura regionalna z Wrocławia.

W styczniu 2017 r. pani Grażyna znów wygrała, wyrok się uprawomocnił. Potem, w związku z kłopotami z sercem, poszła na wcześniejszą emeryturę.

Prokuratura złożyła skargę kasacyjną i sąd apelacyjny przekazał sprawę do Sądu Najwyższego. W listopadzie 2018 r. SN podtrzymał wyrok.

W listopadzie 2019 r. Ziobro złożył skargę nadzwyczajną. Prawdopodobnie sprawa będzie rozpatrywana zaocznie. Pani Grażyna uważa, że poruszenie tuż przed wyborami prezydenckimi sprawy zdjęcia krzyża jest potrzebne PiS, no i nie chcą, żeby pozostał wyrok, na który kiedyś powołają się inni sędziowie.

Taka jest Polska. Ta Polska nie ma własnych przemyśleń ani odwagi, żeby bronić prawa. Kościół może jej narzucić wszystko.

Kiedyś cichaczem zawieszono w sali sejmowej krucyfiks i żaden sąd nie uznał tego za bezprawie i nie nakazał go zdjąć. Nie pozwolono też na zawieszenie w sali innych symboli religijnych. To było za czasów przedpisowskich, do których wiele osób chciałoby powrócić.

C:\Users\Piotr\Pictures\Saved Pictures\Kościół polski.jpg

PIRS

Print Friendly, PDF & Email
 

One Response

  1. Andrzej Goryński 15.02.2020