Zbigniew Szczypiński: Witamy w maju…5 min czytania

25.02.2020

W toczącej się kampanii wyborczej związanej z wyborami na urząd prezydenta RP, który odbędą się 10 maja, obserwujemy różne wydarzenia medialne, występują różni aktorzy. Kampania wyborcza, tocząca się w tak spolaryzowanym społeczeństwie, jak polskie w 2020 roku, w piątym roku rządów Zjednoczonej Prawicy (a mówiąc prościej – rządów Jarosława Kaczyńskiego), powoduje stan totalnej konfrontacji.

To nie jest spór polityczny, to nie jest walka różnych partii i ugrupowań politycznych, to jest stan wojny wszystkich ze wszystkimi. Nie ma w nim miejsca na debatę, na spotkania przy okrągłym czy innym stole, nie ma szans na poważne przedstawienie swoich racji i spór z politycznymi przeciwnikiem.

Polska scena polityczna w 2020 roku wygląda dramatycznie. Po pięciu latach, w których władza przeprowadziła planowane na zimno zawłaszczenie całego państwa, opanowano kolejno: media publiczne, prokuraturę, Trybunał Konstytucyjny, Krajową Radę Sądownictwa, obsadzono swoimi nominatami stanowiska prezesów sądów powszechnych, a teraz władza próbuje nałożyć kaganiec na niezawisłość polskich sędziów. Ta władza skonfliktowała polskie państwo z Unią Europejską i Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości. Ta władza zapowiada nacjonalizację mediów, tak aby nic nie burzyło świadomości „suwerenowi”.

Wszystkie te działania są realizacją woli jednego człowieka, który – co trzeba przyznać – nie ukrywał wcale swoich zamiarów. Wystarczy przypomnieć, co często mówił i pisał (to już rzadziej) Jarosław Kaczyński w przeszłości, poczynając od początku wieku. W ciągu lat 2005-2007 zabrakło mu czasu na realizację swojej wizji politycznej, mimo że pełnił wtedy funkcję premiera, a prezydentem był jego brat. Wtedy się nie udało.

Wtedy jednak zebrane zostały doświadczenia. Bezcenne doświadczenia, które doprowadziły w 2019 do powtórnego zwycięstwa obozu Zjednoczonej Prawicy. Stało się to zaledwie po raz drugi — w całej, blisko już trzydziestoletniej historii, po zmianie ustroju politycznego w 1989 roku, partia już kiedyś rządząca wygrała powtórnie wybory. Ich wynik nie był zrządzeniem losu, jak to się zdarzyło w roku 2015, gdy mniej niż pół procent głosów, których zabrakło lewicy idącej jako koalicji, zasiliło PiS i jego koalicjantów.

Wynik wyborów parlamentarnych 2019 — powtórzmy — to nie był przypadek. Wynik ostatnich wyborów parlamentarnych to rezultat.

Jarosław Kaczyński uzyskał władzę z rąk „suwerena” w rewanżu za transfery pieniędzy wprost do rąk ludzi, którzy nie stali się bezpośrednimi beneficjentami polskiej transformacji. Za transfery pieniędzy i powtarzaną konsekwentnie opowieść o przywracaniu godności, z której wprost wynika, że to ci słabiej wykształceni, z mniejszymi kompetencjami i gorszymi perspektywami na sukces w życiu swoim i swoich dzieci są wartościowymi Polakami. Że to oni stanowią Polskę, ci mieszkający w mniejszych miastach czy rejonach słabszych gospodarczo — ale za to takich, w których jest silna pozycja i rola Kościoła katolickiego. Kościoła, wobec którego narasta obecnie fala krytyki i którego władze dostrzegły swoją szansę na przetrwanie w zacieśnianiu sojuszu z władzą państwową.

Pęknięty kraj, podział na lepszy i gorszy sort, na komunistów i złodziei i uczciwych patriotów, na zdrajców i prawdziwych Polaków — to tworzywo pisowskiej rewolucji. Tu nie ma przypadku. To nie jest też przypadek, że minister kultury i dziedzictwa narodowego jest także wicepremierem, (pierwszym wicepremierem, jak podkreślała premier Beata Szydło). Zadania, jakie ma do realizacji ten resort, są równie ważne, a nawet najważniejsze, gdy myśli się długą perspektywą. A ta władza myśli bardzo długą perspektywą.

10 maja odbędzie się pierwsza tura wyborów prezydenckich. Nie trzeba być bardzo wnikliwym analitykiem, aby wiedzieć, że Andrzej Duda musi je wygrać w pierwszej turze. Druga tura to duża szansa na przegraną. Rządzący nie mogą zaś sobie pozwolić na przegraną, bo to oznacza koniec marzeń Jarosława Kaczyńskiego o zbudowaniu takiego systemu, który przetrwa wszystko.

Są władcy, którzy wierzą, że ich dzieło będzie trwało wiecznie. Nie dziesięć lat, nie pięćdziesiąt czy sto… Wiecznie. Dlatego też taka władza zrobi naprawdę wszystko, aby tak się stało. Musi zadbać w szczególności o pełną kontrolę systemu wyborczego na każdym etapie liczenia głosów, w każdej komisji tak, aby mieć argumenty, gdy przyjdzie dowodzić „cudów na urną”.

Patrząc na bieżące coraz większe zawirowania w obozie władzy, czując ten, jak powiedział Donald Tusk unoszący się nad ważnymi instytucjami państwa odór, charakterystyczny dla rządów mafii nie trzeba mieć przesadnie wielkiej inteligencji, aby wyobrazić sobie te instytucje w działaniu, gdyby okazało się, że Andrzej Duda nie wygrał. To dla nich nie jest możliwe. Andrzej Duda musi wygrać w pierwszej turze. Musi, a wszystkie władze państwa PiS mają tego dopilnować.

Jedynym co możemy przeciwstawić determinacji obozu władzy, jest nasza własna determinacja, determinacja świadomych obywateli.

Maj to dobry czas na demonstracje. Maj to może też być dobry miesiąc dla Polaków.

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Prezes Zarządu Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.

Print Friendly, PDF & Email
 

6 komentarzy

  1. Yac Min 25.02.2020
    • narciarz2 25.02.2020
    • jas fasola 26.02.2020
      • Yac Min 29.02.2020
  2. slawek 26.02.2020
  3. Andrzej Goryński 27.02.2020