22.03.2020

Boją się go wszyscy członkowie Partii. Boją się, że zostaną z niej za nieposłuszeństwo usunięci. Bo o losie każdego członka Partii decyduje właśnie ON. Jest, według statutu tej legalnej partii ostatnią instancją. Może usunąć więc z partii każdego. Jego też usunąć może tylko on sam. Nie wierzycie? Zajrzyjcie do statutu.
Starszy pan ma w ręku wszystkich zależnych. Służy do tego statut Partii. Szczegółową analizę znajdzie czytelnik w Raporcie Gęgaczy (Raport Gęgaczy. O kłamstwach, manipulacjach i prawdziwych zamiarach środowiska PiS, Krzysztof Łoziński, Piotr Rachtan, Warszawa 2015, nakładem własnym), tu zacytuję fragment Zakończenia:
[…] Statut PiS jest tak ułożony, że większość istotnych decyzji może zapaść tylko na wniosek prezesa. Statut nie daje w tych sprawach prawa wnioskowania nikomu innemu, a prezes nie ma żadnego terminu na złożenie tych wniosków. W praktyce może ich nie złożyć nigdy. Ponadto prezes może w każdej chwili zawiesić w prawach członka każdego wedle własnego uznania na bliżej nie określony czas. Teoretycznie decyzja ta musi być zatwierdzona przez Koleżeński Sąd Dyscyplinarny, ale nie określono kiedy (nie ma żadnego terminu rozpatrzenia sprawy). Praktycznie prezes może też każdego z partii wyrzucić, bo ma taką władzę, że nikt mu się nie przeciwstawi. W statucie nigdzie nie zapisano, jak mają wyglądać głosowania, czy mają być jawne, czy tajne. […] Wynikającą z tego statutu praktykę można by streścić jednym zdaniem: Właściwie prezes decyduje o wszystkim i może wszystko, co najwyżej musi trochę poudawać, że są jakieś procedury i inne gremia. W statucie nawet słowo „Prezes” pisane jest wielką literą. W końcu to imię własne – Prezes jest tylko jeden – Jarosław Kaczyński. Kult Prezesa w tej partii jest niemal religijny. Prezes ma nawet przydomek: „Zbawiciel”. PiS jest jedyną polską partią, w której od początku ani razu nie zmienił się przywódca.To wszystko pozwala prezesowi PiS uczynić z posłów i senatorów swojej partii absolutnie posłuszną maszynkę do głosowania zgodnie z jego wolą.
Można śmiało odsunąć wszelkie spekulacje, że premier, ministrowie, a nawet prezydent z PiS mogą usamodzielnić się od woli prezesa. To czysta teoria oderwana od realiów.
Dodam jeszcze, że statut nie limituje liczby kadencji Prezesa. Starszy pan może kierować Partią do ostatniego dnia (oby żył wiecznie – słychać, czy szczerze? – wśród większości członków Partii).
Wypadnięcie z Partii to koniec kariery, którą jej członkowie zawdzięczają bezwarunkowemu oddaniu, wierności i poskramianiu ambicji osobistych. Bo służba Partii ma pierwszeństwo przed wszystkim innym. Poświęcić dla Niej i dla Niego trzeba móc wszystko, zrezygnować z własnej niezależności i krytycyzmu w pierwszej kolejności. Starszy pan nie lubi ambicjonerów, kończą w najlepszym wypadku w czyśćcu – na marginesie. Tracą oni, ich bliscy i lennicy.
Bać się trzeba też kaprysów starszego pana, jego grymasów, fumów i fochów. Jednak jeszcze bardziej trzeba uważać na tych, których strach jest większy, a są blisko starszego pana. Oni boją się upadku z wyżyn tej bliskości i swoją słabość wobec Niego redukują chęcią poniżenia innych członków Partii. Oni muszą być bardziej… bo są miernotami. On nie przepada za silnymi intelektualnie osobowościami, za niezależnie myślącymi ludźmi.
Starszy pan ma 71 lat, większość otaczających go dworaków to 40- 50-latki, w sile wieku, przed którymi otwarte jest ze ćwierć wieku aktywności, także publicznej. Czy starszy pan tak ich oczarował, że nie dostrzegają tej perspektywy? Ulepił ich wedle swojego wyobrażenia i woli? Uczynił z nich bezmózgie kukiełki? Są ślepi i głusi?
A może jednak niejeden z nich uwierzył, że siła woli starszego pana zmieni rzeczywistość, wypełni skarbiec państwa nieprzebranymi bogactwami, z Polski uczyni co najmniej lokalne mocarstwo i zmusi wirusa do ucieczki. Przecież właśnie jego wola triumfuje. Może nawet da się o tym nakręcić film?
Profesor Jerzy Zajadło z Uniwersytetu Gdańskiego, świetny prawnik i filozof prawa, napisał na Facebooku:
Przesłuchałem bez żadnych uprzedzeń raz jeszcze wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla RMF FM. Moim Rodakom mogę tylko poradzić to samo. Otóż naprawdę trudno się oprzeć wrażeniu, że politycznie zdeterminowany moralny prymitywizm i prawnicza ignorancja sięgnęły absolutnego zenitu. I chętnie wysłucham argumentów przeciwnych. Chociaż trudno w to uwierzyć, ale na razie jako naród wisimy na absurdalnych słowach zakompleksiałego, zgorzkniałego starca. Przecież to nie ma żadnego, nawet najmniejszego sensu. Ale niestety jest. Otacza, osacza, oblepia nas ta lepka maź politycznego absurdu, odbierając jednocześnie zdolność do racjonalnego myślenia, do elementarnych moralnych i zdroworozsądkowych ocen.
Problem w tym, że między owym starcem, niekiedy przechodzącym transformację w miłego starszego pana, a narodem uformowała się nieprzepuszczalna warstwa partyjnych sługusów, o których lęku przed prezesem Partii jest ten tekst. Nie wierzę jednak w ich bezgraniczne oddanie i wiarę w nieomylność i sprawczość starszego pana. I w to, że dworacy bezgranicznie ufają w jego żywot wieczny. Może więc w ogóle nie myślą o przyszłości, może dla nich teraźniejszość, stan obecny jest trwały i niezmienny? Nie widzą nieubłaganego upływu czasu i jego dewastujących każdą żywą istotę skutków? I trwają w tym stanie, betonując stan rzeczy?
Nawet miernota potrafi dostrzec horyzont i nie tak odległy kres co najmniej sprawności starszego pana, fizycznej – ta się już kurczy – i intelektualnej. Perspektywa jest więc nieodległa. I co, proszę członków Partii, potem? Biuro Polityczne się zbierze i zafunduje Partii i państwu kierownictwo kolektywne?
Czego więc wszyscy członkowie Partii się boją? Może jednak nie starszego pana, czasem uroczo niezaradnego, nad talerzem rosołu z makaronem u wiejskiej rodziny, a czasem ziejącego wściekłą furią z sejmowej mównicy, który wkrótce stanie się niedołężnym starcem, — lecz raczej paraliżującego strachu jego otoczenia. Które żyje w lęku przed nieuchronną, coraz bliższą weryfikacją swojej lichoty.
Boją się zatem widma. A tego strachu żaden racjonalny argument nie rozwieje. Czy więc trzeba czekać, aż rzecz się dokona i starszy pan poniesie odpowiedzialność za sprawstwo kierownicze?
Lokaje, dworacy i nadworne błazny powinni zastanowić się nad swoim udziałem w przestępczym procederze niszczenia państwa i parciem do wyborów w warunkach katastrofy epidemicznej, do czego na poły obłąkany starzec wzywa. Im szybciej go powstrzymają lub odsuną się od niego (tu ważna rola polityków opozycji, którzy muszą wiedzieć, kogo da się przekonać), tym pewniej ich odpowiedzialność za wyrządzone przez Partię zło będzie proporcjonalnie mniejsza.
Piotr Rachtan

Nie wiem, czy lęk przed starszym panem jest tam dominującym uczuciem. Starszy pan z mównicy przecież już tłumaczył, że on i świta są „ludzkimi panami”. Takiego ludzkiego przecież nie trzeba się lękać.
Lęk o jego zdrowie i życzenia długowieczności zdają się za to autentyczne. Ludzki pan karmi, pozwala grzac się w blasku sławy i honorów, korzystać z przywilejów władzy, być może nie bez znaczenia jest, że pozwala poniżać innych…
„Lokaje, dworacu i nadworne błazny” owe „miernoty” nawet, jeśli dostrzegają kres sił starszego pana, to przecież nie potrafią mu zaradzić (prócz może modlitwą o zdrowie) ani też przygotować się na ten nadchodzący kres.
To wymagałoby sprawności intelektualnej, a są wszak miernotami bez kwalifikacji. Jedyna ich strategia, to nachapać się jak najwięcej teraz, żeby starczyło na pozniej.
Poustawiać krewnych i znajomych w jak najliczniejszych instytucjach i liczyć na ich wsparcie, gdy karta się odwroci. Ewentualnie (ci bardziej sprawni) budować wewnątrzpartyjne sojusze, by okazać się przeydatnymi następcy starszego pana – kimkolwiek ten będzie (statut partii się przeciez nie zmieni) i miec nadzieję, że i bez Starszego Pana uda się porządzić.
Dlatego nie z lęku przed starszym panem, ale z lęku o to, co będzie, gdy go zabraknie, ze wszystkich sił wspierają obalenie konstytucji i zawłaszczenie państwa, najlepiej tak, by wybory nie mialy znaczenia.
Tak mnie się wydaje.
nie wiem czy pamiętasz takie słowo – diurnista? To było w XIX w. (od łac. diurnus – dzienny) określenie człowieka pracującego na śmieciówce, opłacanego z dnia na dzień, nie chronionego żadną umową, którego mogli również z dnia na dzień wywalić z pracy. Są w tej sytuacji np. wszyscy pracownicy państwowej telewizji, ale również diurnistami są – w gruncie rzeczy – wszyscy poddani prezesa. To nic że pan jest łaskawy, więc śmieciówki są tłuste. Przypomina mi się z młodości powiedzonko „czym krótszy, tym pokorniejszy”. Dotyczyło co prawda prącia, ale pasuje i tutaj. Strach przed „dies irae populi” to dopiero przyszłość. Przyziemiona codzienność, to ich głównie trzyma w tej kuwecie z kocim łajnem. Suum cuique ! (każdemu co należne)
Ciekawsze jest pytanie jakim cudem , tego osobnika dopuszczono do absolutnej władzy w PL
…???!! ( Wiem że to jest tzw musztarda po obiedzie…) Dlaczego nie zrobiono czystki w służbach i prokuraturze…Dlaczego tak długo tolerowano Kamińskiego na czele CBA …Dlaczego nie dano zdecydowanego prawno -medialnego odporu na pisowsko-kościelno-goebbelsowskie kłamstwo smoleńskie…Dlaczego do kampani prezydenckiej Komorowskiego zatrudniono dyletantów -amatorów , zamiast profesjonalnej agencji PR…?? Ostrzegano Tuska chociażby J.Palikot w swym profetycznym wystąpieniu w Sejmie…Bił na alarm Stefan Bratkowski….Na te pytania D.Tusk nie daje odpowiedzi w swej ostatnio wydanej książce….
Takie pytania muszą znaleźć odpowiedź jeżeli kiedykolwiek mamy odbudować państwo prawa i demokrację realną a nie dekoracyjną.
Tak smutne i prawdziwe i marna pociecha jest fakt ze to nie będzie trwało wiecznie
A pisowski Tow Kaczynski to nie Lenin…. Który nie będzie żył wiecznie….
Od pewnego czasu, gdy widzę Kaczaka lub jego ludzi to mam jedno skojarzenie. Hrabia Mieczysław Czechowicz i otaczający go 100 murgrabiów Kociniaków. I takie mam o nich zdanie, o ich charakterach i umysłach.
Cisną się na usta słowa grube, słowa obelżywe…ale ugryzę sie w język. Zamiast tego warto odwołać sie do parafrazy słów kapitana Wagnera (Zbigniew Zapasiewicz) z filmu CK Dezerterzy: … nie ma w słowniku ludzi kulturalnych słów, które mogłyby dostatecznie obelżywie określić zachowanie samego JK i otaczających go osobników. Symptomatyczna jest tutaj nazwa filmiku „Buszmen czyli poskromienie trepa”: https://www.youtube.com/watch?v=NHycPiY6wEM
Nikt im nie zrobi nic. Nie będzie sądów, nie będzie odebrania zagarniętych pieniędzy, nie będą czuli wstydu jako i teraz nie czują. Kapitan Wagner wprawdzie obsobaczył von Nogaya, ale ten spokojnie, z papugą, opuścił koszary po zakończeniu wojny.
„Żywi niech nie tracą nadziei…” Nie wiemy co będzie, nie wiemy czy nikt im nic nie zrobi. Nie wiemy czy nie będzie sądów, odbierania pieniędzy. Wstyd jest miarą przyzwoitości, więc jeżeli go nie czują to opdowiedź jest oczywista. Jakaś forma sprawiedliwości dziejowej dopadła ich już dzisiaj i myślę, że proces bedzie postępował.
Naturalnie nie wiemy. Niemniej jednak wiemy, że przypadki pociągnięcia do odpowiedzialności karnej skompromitowanej ekipy rządzącej są rzadkie. Pomijam wrzenie rewolucyjne, ale tego nie chcemy.
Warto też dodać, że według statutu „Prezes jest najwyższą władzą wykonawczą w partii” – dosłownie, jednoosobowo ponad wszelkimi statutowymi gremiami stoi Prezes. Prezes też sam się wybiera, bo praktycznie mianuje 3/4 delegatów na zjazd. Prezes też sam sobie przyznaje apanaże i usługi (np. służbę i ochronę) na koszt partii, bo każda decyzja partii to decyzja Prezesa. Prezes ma nawet prawo dokooptować do zarządu osoby nie wybrane, a zarząd i tak wszelkie decyzje podejmuje „na wniosek Prezesa”.
Pytanie historyczne: jakim cudem zarejestrowano taki statut?
Cudów wokół tego osobnika jest więcej…