2013-04-12. Kto gotuje – zwłaszcza dla dzieci – ma swój wypróbowany przepis na naleśniki. Bo chyba wszystkie dzieci bardzo je lubią. Zwykle te dla nich są nadziewane na słodko. Nic więc dziwnego, że goszczą na kartach książek Astrid Lindgren, wciąż jednej z najbardziej lubianych piszących dla dzieci.
Naleśniki kojarzą się z domem. Dom jest miejscem, wokół którego kręci się dziecięcy świat. A jak dom, to… jedzenie! Astrid Lindgren kiedyś wyjaśniła: „Jedzenie także jest sprawą ważną i należy o nim opowiedzieć. Na zbrodnię zakrawałoby, gdybym napisała, że dzieci z Bullerbyn miały ze sobą torebki z jedzeniem, a nie wyjaśniła, że to były naleśniki z marmoladą i mleko, i sok, i kanapki z kiełbasą, i ciastka, i sześć kromek żytniego chleba”.
Do szwedzkiego stylu życia należą rodzinne czy koleżeńskie wycieczki na tzw. łono przyrody. Kosz piknikowy (marzę o nim, takim prawdziwym!) jest ich nieodłącznym składnikiem. Przypomnijmy „małą wycieczkę” jaką Pippi Långstrump urządziła dla Anniki i Tommy’ego, jej przyjaciół. Gdy znaleźli „mały pagórek z niewielkim nasłonecznionym występem, podobnym do małego balkonu. Bez trudu się tam wdrapali i wreszcie usiedli.
– Teraz musicie zamknąć oczy, a ja będę nakrywać – powiedziała Pippi. (…)
– Raz, dwa, dziewiętnaście… gotowe! – powiedziała w końcu Pippi. Wówczas otworzyli oczy i aż krzyknęli z zachwytu na widok wszystkich smakołyków, które Pippi rozłożyła na skale. Były tam małe pyszne kanapki z kotletem i szynką, cała góra naleśników posypanych cukrem, kilka małych, brązowych kiebłbasek i trzy budynie ananasowe”. Samodzielna dziewczynka nauczyła się podobno gotować od kucharza ze statku jej tatusia. Kotlety to szwedzkie klopsiki, czyli köttbullar. A naleśniki?
Są potrawą międzynarodową. Znaną ze wszystkich kuchni świata. Smażą je Francuzi ( crêpes ) , Rosjanie ( blinczki ), Austriacy i Węgrzy ( palacsinta ) , są znane, jak widać, w Szwecji, w USA ( pancakes), na Dalekim Wschodzie. W Polsce też. Różnić się może mąka w nich, ale zasada ta sama: to lejące się na okrągłą patelnię ciasto z mąki, wody i ew. mleka (lepiej go dawać mniej niż wody) i jaj. A przy tym naleśniki nie muszą być podawane na słodko. Chociaż dzisiaj te chcę pokazać.
Mimo że każdy ma swój przepis, podam wytworny i bogaty. Pochodzi z czasów, gdy słodkie naleśniki były podawane na sycący deser i nazywano je leguminą. (Te z nadzieniem wytrawnym podawano jako paszteciki, do zupy lub po zupie, przed innymi daniami). Oto więc receptura naleśników przygotowywanych przed pierwszą wojną światową przez Antoniego Teslara dla Potockich z Krzeszowic; podaję ją w pisowni oryginału (zwróćmy uwagę na to, jak inaczej skracano jednostki):
Naleśniki paluszki
(na 10 osób)
1/2 lt. mleka, 1/4 lt. śmietanki, 4 żółtka, 4 całe jaja, 20 dkg. mąki, razem zamięszać w rondelku miotełką, przecedzić przez sitko, lać na patelnię gorącą, posmarowaną skórką ze słoninki i piec naleśniki. Następnie rozkładać na stole, na każdy nakładać z boku troszkę marmelady, zwijać w paluszek, smażyć na maśle po obydwu stronach, poczem pocukrzone podawać.
Innym sposobem Antoni Teslar podawał, umieszczone zresztą wśród potraw dla dzieci (takie wyodrębnia):
Naleśniki naturalne
Po upieczeniu składać w wachlarzyki, smażyć na klarownem maśle; osobno podać konfiturki.
Opisując potrawy dla dzieci Teslar używa masy zdrobnień, stąd „konfiturki”. Są też „śniadanka”, „kolacyjki”, „blineczki”, „krupniczek”, rosołek” itd.
Moim zdaniem, naleśników nie ma potrzeby smażyć po raz drugi. Chyba że przyrządziliśmy je wcześniej i tylko odgrzewamy (lepiej to zrobić w mikrofalówce, bez dodatkowego tłuszczu). Moje naleśniki wykonałam z ciasta mniej żółtkowego; wzięłam trzy jajka, ale wystarczy nawet jedno. Przypominam sobie, gdy na oszczędne naleśniki, wykonywane w studenckich czasach, przychodził nasz przyjaciel (Bogusiu, pamiętasz?) i mówił, że bardzo mu smakują, bo nie są tak „tłuste”, jak jego domowe. Nie były tłuste, bo cały ich stos był smażony oszczędnościowo: z mąki, dużej ilości wody, odrobiny mleka, jednego jajka, na patelni beztłuszczowej.
Dzisiaj podałam naleśniki z przesmażonymi przez siebie jabłkami z sadu mojej przyjaciółki (Bożenko, dziękuję) i gałką lodów waniliowych. Taki przetwór z jabłek można przygotować naprędce. Ćwiartki owoców wystarczy podlać odrobiną wody (wyrafinowany smak uzyskamy dodając białe wino lub likier) i dodając nieco cukru (może być ciemny; można dać też przyprawy korzenne – zwykle to cynamon lub goździki), no i wszystko przesmażyć. Te ostatnie dni zimy – odchodzi, wreszcie widać, że odchodzi – ja mam ochotę sobie posłodzić. Choć dodatkowy cukier, jakiego chce Antoni Teslar, jest zbędny. Ale gałka lodów – proszę bardzo. To zresztą na stole zawsze intrygujące zestawienie ciepłego deseru z zimnymi lodami.
Alina Kwapisz-Kulińska