Ministerstwo Gospodarki ma pewien dorobek w wyrównywaniu zakrętów na drodze przedsiębiorców. Marnuje jednak mnóstwo energii na łataninę, podczas gdy Polacy potrzebują prawa uniemożliwiającego sprzeczne interpretacje, ułożonego w czytelny system.
Internetowa strona Ministerstwa Gospodarki jest tak bogata, że trudno dostrzec najważniejsze przesłanie. To mianowicie, że misją resortu i jego urzędników jest „Stworzenie najlepszych w Europie warunków prowadzenia działalności gospodarczej”. Cel nader ambitny i w świetle kilkuletnich efektów – bombastyczny.
Warunki działania w przemyśle, usługach i czymkolwiek określa prawo oraz sposób jego stosowania. Stan faktyczny opisywany był po wielokroć, także w Obserwatorze Finansowym. Diagnoza jest jednoznaczna. Prawa mierzonego liczbą aktów i ich objętością jest stanowczo za dużo. Przepisy są zbyt często niejasne, niezrozumiałe, pokrętne, sprzeczne ze sobą, podatne na biegunowo odmienne interpretacje.
Deregulacja – czwarte podejście
Tymczasem Minister Gospodarki Janusz Piechociński kontynuuje wysiłki swojego poprzednika skupione na retuszowaniu mikroskopijnych fragmentów obrazu polskiego prawa odnoszącego się do gospodarki. Obraz ów jest już jednak tak sfatygowany i lichy, że nie trzeba mu konserwatora, a namalowaniu od nowa, na świeżym płótnie.
W marcu 2011 r. uchwalona została ustawa o ograniczaniu barier administracyjnych dla przedsiębiorców i obywateli. Jej spektakularny owoc to wprowadzenie oświadczeń w miejsce zaświadczeń w ok. 200 procedurach biurokratycznych. Inne regulacje to m.in. wprowadzenie możliwości posługiwania się zwykłymi kopiami dokumentów (zamiast poświadczonych notarialnie), czy dwukrotne obniżenie wysokości opłat wnoszonych na rzecz Krajowego Rejestru Sądowego.
W pół roku później (wrzesień 2011 r.) przyjęta została tzw. druga ustawa deregulacyjna. Tym razem, największym osiągnięciem projektodawców z MG było zobowiązanie Ministra Finansów do wydawania na wniosek podatników ogólnych interpretacji podatkowych, w sytuacji gdy organy podatkowe lub organy kontroli skarbowej stosują przepisy w niejednolity sposób. Zdjęto również z przedsiębiorców obowiązek pośredniego finansowania nieudolności ZUS i KRUS poprzez skrócenie z 10 do 5 lat okresu przedawnienia należności z tytułu składek na ubezpieczenia społeczne.
Od 1 stycznia 2013 r. weszły w życie przepisy trzeciej ustawy deregulacyjnej, z listopada poprzedniego roku. Wprowadzone zostały ułatwienia w tzw. kasowym rozliczaniu podatku VAT. Korzyść polega tu na tym, że w pewnej liczbie przypadków obowiązek podatkowy powstaje teraz dopiero wtedy, gdy sprzedawca otrzymał od kontrahenta pełną lub przynajmniej częściową zapłatę.
Inna nowelizacja ma sprzyjać zmniejszaniu tzw. zatorów płatniczych. Przyspieszenie płatności ma być skutkiem restrykcji dotyczących kosztów uzyskania przychodów w przypadkach przekraczania lub wyznaczania zbyt długich terminów zapłaty. Jeśli uda się odstręczyć zobowiązane instytucje od trików i uników, to w dłuższym okresie powinny ujawnić się również korzyści z zadekretowanej powinności publikowania interpretacji wydawanych przez ZUS, KRUS i NFZ.
Pod koniec marca br. Komitet Rady Ministrów przyjął do dalszych prac legislacyjnych kolejny, czwarty już, ustawowy zestaw deregulacyjny, liczący jakieś pół setki pozycji. Zawiera wiele nowych rozwiązań szczegółowych, odnoszących się np. do kwestii odpraw celnych w transporcie morskim. Mają one żywotne znaczenie dla poszczególnych wycinków działalności gospodarczej, ale z punktu widzenia interesu społecznego prawdopodobnie najistotniejszy jest w tym zestawie przewidywany przymus prawny publikowania wszystkich orzeczeń sądowych wydawanych w Polsce. Nie ulega bowiem najmniejszych wątpliwości, że powszechna publikacja werdyktów i poddanie ich najszerszej ocenie stałaby się z czasem narzędziem sprzyjającym rozumieniu i stosowaniu prawa na wyższym poziomie niż obecnie.
Czwarty zestaw deregulacyjny zawiera także dużo propozycji odnoszących się do materii podatkowych. Wszystkie są istotne, ale obawiać się należy, że ich dobroczynny skutek będzie zbliżony do efektów leczenia skomplikowanego złamania dymem z ziół. Pacjent dotknięty wyczerpującą chorobą przyjmie z wdzięcznością każdą próbę ulżenia jego cierpieniom. I głównie na tej zasadzie witane są w kręgach gospodarczych wieści o kolejnej łacie, przytwierdzonej fastrygą na polskim systemie prawnym, regulującym działalność gospodarczą.
Sąd nad sądem
Wady deregulacji polegającej na katorżniczych modyfikacjach szczegółowych przepisów ujawniają się codziennie. Spektakularnych przykładów dostarczają sądy Rzeczpospolitej.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał 9 kwietnia br. orzeczenie, które może otworzyć majętnym wydrwigroszom drogę do pełnego odliczania VAT od zakupu tzw. bankowozów. W zbożnym skądinąd procesie poszukiwania luk prawnych w zagmatwanych przepisach podatkowych ktoś odkrył możliwość instalowania stalowych skrytek w bagażnikach najdroższych samochodów osobowych. Wyposażenie w takie „sejfiki” miałoby sugerować używanie luksusowych limuzyn jako „bankowozów” do przewozu pieniędzy. Przekształcenie w lipny „bankowóz” oznacza dla nabywcy pojazdu oszczędności na podatku VAT mogące przekroczyć nawet 100 tys. zł. Sąd postawił na piedestale niezborny przepis, a obywateli wprawił w osłupienie, że tak jednak można, chociaż to oszustwo.
Dzień później dał o sobie znać Naczelny Sąd Administracyjny, do którego trafiła skarga kasacyjna służb skarbowych na orzeczenie łódzkiego WSA. Pewien przedsiębiorca odkrył z przerażeniem, że jego pracownik drukował z systemu komputerowego firmy tzw. puste faktury VAT, które następnie sprzedawał przestępcom zajmującym się wyłudzeniami VAT. Przedsiębiorca zgłosił czym prędzej sprawę w US i na policji. Pracownik-sprawca poniósł karę, ale pozostała odpowiedzialność karno-skarbowa przedsiębiorcy, bo to fakturami z jego firmy posługiwano się w przestępczej działalności. US w Łodzi uznał, że przedsiębiorca musi zapłacić 150 tys. zł jako równoważnik VAT bezprawnie odliczonego przez oszustów. WSA w Łodzi uchylił decyzje fiskusa uznając, że nie mieści się w głowie, żeby karać obywatela spełniającego swą najwyższą obywatelską powinność. Ale sędziowie NSA w składzie: Barbara Wasilewska, Marek Kołaczek i Izabela Najda-Ossowska mają w tej sprawie odmienne zdanie. Uznali, że nie ma podstaw do zaniechania poboru podatku od przedsiębiorcy i zwrócili sprawę, z taką właśnie diagnozą, do ponownego rozpoznania przez WSA.
Te dwa przykłady to nie intrygujące ciekawostki, ale codzienność. Prawo jest dziurawe, niespójne, niezrozumiałe, zagmatwane. W tym stanie rzeczy jedyna obrona to rozumne i sprawne sądy. Niestety, coraz częściej nie stają one jednak na wysokości zadania i oczekiwań znękanych obywateli. Co gorsza, tak jak w obu opisanych przypadkach, dochodzi z ich strony nie tylko do naruszenia intencji ustawodawcy, do obrazy zdrowego rozsądku i zasad sprawiedliwości, ale także do naruszenia godności obywateli, państwa i samego prawa.
Bardzo trafna w tym kontekście jest ocena, jaka padła niedawno podczas ogólnopolskiej konferencji prawników w Kołobrzegu: -Sędziowie mają myśleć o tym co mają do zrobienia, a nie o tym czego sąd nie może zrobić.
Społeczna potrzeba prawnego ładu
Dotychczasowe wysiłki ministerstwa gospodarki, zmierzające do podniesienia poziomu prawa dotyczącego działalności gospodarczej, zasługują na uznanie. Nie zmienia to wszakże istoty rzeczy. Polsce i naszej gospodarce potrzeba głębokiego przeorania prawa i systemu prawnego. Konieczna jest też wyczerpująca dyskusja na czym polega i jak stosować zasadę legalizmu, żeby głównym narzędziem prawników i sądów nie była lupa, z pomocą której wyszukiwane są w przepisach przecinki i wydumane niuanse z obojętnością dla wiedzy i doświadczenia światłych ludzi dookoła.
Deregulacja w swoich poprzednich wcieleniach, sygnowanych kiedyś przez prof. Leszka Balcerowicza lub posła Janusza Palikota, a teraz ministra gospodarki, to za każdym razem wielki wysiłek, dziesiątki tysięcy roboczogodzin poświęconych na poprawianie niezliczonych szczegółów. Cel zasadniczy jakim jest „Stworzenie najlepszych w Europie warunków prowadzenia działalności gospodarczej” przybliża się najwyżej o centymetry.
Model mozolnych kroków, kontynuowany przez wicepremiera Janusza Piechocińskiego, byłby do zaakceptowania, gdyby miał dać czas na przeprowadzenie wielkich porządków i reformy prawa.
Warunek brzegowy to inwentaryzacja. Nie można wykluczyć, że obowiązują nadal i mają moc prawną akty prawa z odległej przeszłości, których istnienia nikt nawet nie podejrzewa. Ich ewentualne odkrycie byłoby mało istotnym efektem ubocznym, ponieważ główny cel to poukładanie na tysiącach kupek przepisów w najróżniejszych możliwych sprawach.
Podstawowe porządki byłyby wstępem do przeglądu merytorycznego, którego celem byłoby pisanie pewnych części prawa od początku (np. prawo podatkowe), a tam gdzie wystarczy gumka – zadaniem docelowym byłoby usuwanie zbędnej „paplaniny” prawnej, wykreślanie powtórzeń i sprzeczności, uładzanie, komasowanie, kodyfikacja. Nadrzędny cel i racja to prawo jasne, zrozumiałe, napisane polszczyzną, a nie narzeczem legislatorów, uniemożliwiające krańcowo odmienne interpretacje, ułożone w czytelny system.
Samych rozsądnych i możliwych do spełnienia oczekiwań byłoby z pewnością znacznie więcej, ale od ich enumeracji ważniejsze jest przesłanie, że Polacy oczekują takiego oto przede wszystkim wysiłku, a nie dłubania w szczegółach. Potrzebna byłaby cierpliwość i wytrwałość, bo na pierwsze efekty przyszłoby czekać długo. Jednak argumenty, że „tak się nie da” są dla potencjalnych głosicieli dyskwalifikujące. Udało się zmienić ustrój, a nie da się doprowadzić państwa, prawa i sądów do wyrozumowanego ładu i porządku?
Jan Cipiur
Obserwator Finansowy
Jan Cipiur: Prawo trzeba przeorać, nie wystarczy retusz deregulacjami,
Są kraje, w których po wprowadzeniu ustawy specjalny urzędnik śledzi jej stosowanie w praktyce, aby w porę wychwycić nieprzewidziane nonsensy i błędy. Polska do tych krajów nie należy, więcej – nawet ostrzeżenia o spodziewanych złych skutkach ustawy nie są brane pod uwagę. Oto przykład:
W 2008 r. zapowiedziano wprowadzenie nowych przepisów:
a) Osoba zgłaszająca miejsce zamieszkania nie musi uzyskać uprzedniej zgody właściciela lokalu.
b) Osoba wnioskująca o wpis do Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej nie musi wykazać się prawem do lokalu, w którym ma być prowadzona działalność gospodarcza, może to zrobić bez zgody właściciela lokalu.
Od razu dostrzegłem możliwości nieuczciwego wykorzystania tych przepisów i napisałem do premiera. Wskazałem, że teraz każdy będzie mógł nawet u niego zarejestrować firmę i zameldować się, a policja będzie oszusta szukać u premiera w domu.
W zeszłym roku red. Solska z Polityki napisała o problemach jakie powoduje wprowadzenie tych przepisów. Ludzie, którzy dowiadują się że w ich lokalu ktoś ma firmę i chcą wyjaśnić sprawę, nie mogą otrzymać danych oszusta, bo Urzędowi Skarbowemu zabrania tego ustawa o ochronie danych osobowych.
Ponownie w tej sprawie interweniowałem pisemnie u premiera.
W tym roku niedawno red. Solska opublikowała w Polityce (nr 16) ciąg dalszy tego horroru. Bywają mieszkania, gdzie – bez wiedzy właściciela – zarejestrowano kilkadziesiąt firm, a teraz nie ma już obowiązku żeby firma pod zgłoszonym adresem przechowywała dokumenty ze swojej działalności. Przekrętów, które ułatwia ustawa, jest coraz więcej.
Pan Kamil Pluskwa-Dąbrowski z Federacji Konsumentów ostrzega w tym artykule (a wcześniej w audycji radiowej): „Tak jak można obecnie złożyć firmę w cudzym mieszkaniu, tak samo można się w nim bez wiedzy właściciela zameldować”. Te przypadki już mają miejsce – dziennikarze jednej z gazet udowodnili to meldując się u posła Leszka Millera. Przy czym wymeldowanie takiej niechcianej osoby napotyka na wielkie trudności, bo trzeba rozprawy sądowej, a gmina może wymeldować niechcianego lokatora dopiero jak ma jakiś wolny lokal.
Sądzę też, że człowiek który zameldował się samowolnie u kogoś czy zgłosił że prowadzi tam działalność gospodarczą, może w majestacie prawa wejść do tego lokalu i robić co mu się żywnie podoba.
Napisałem w tej sprawie do kilku posłów, w nadziei że skierują te nieudane ustawy do poprawki w komisjach. Mam małą nadzieję, że w ogóle dostrzegą problem.
Tak to jest z reformowaniem.
@PIRS
To jest kwestia, czy chcemy żyć w kraju z miliardami przepisów, kontroli opartym na braku zaufania do obywatela, czy jednak w kraju ogólnych mądrych zasad w którym obywatelowi się ufa, ale się szanowania tych bardziej ogólnych zasad się od każdego wymaga. Mi odpowiada bardziej ta druga koncepcja. Oczywiście warunkiem jej funkcjonowania jest skuteczna egzekucja przestrzegania zasad.
.
W oby wymienionych przypadkach widzimy nadużycie takiego zaufania. W obu przypadkach ktoś dopuścił się oszustwa i kłamstwa wobec innych współobywateli i urzędów. To są przestępstwa kryminalne. Takie przypadki powinny być zaraz po wykryciu ścigane z urzędu i podlegać odstraszającym postępowaniu karnym. Wszelkie konsekwencje takich przestępczych oświadczeń powinny być z punktu widzenia „ofiar” traktowane jako niebyłe a wszelkie uczynione szkody powinny obciążać konto takiego przestępcy.
.
Trzeba surowo tępić „czarne owce” a nie przez te „czarne owce” szykanować innych obywateli traktując ich jak potencjalnych przestępców. Większość normalnych ludzi nawet nie pomyśli, by robić takie szalbierstwa.
Bardzo mi się podoba tak koncepcja Autora i ją z gorącego serca popieram.
.
Problem jest tylko taki, że my to już do 10 lat albo więcej wiemy, tylko co z tego wynika? Naprawdę ciekawe byłyby opinie na ten temat ze strony Prezydenta RP, Premiera RP, ministra gospodarki jak również teoretyków prawa, sędziów, pracodawców, konstytucjonalistów i wszelkich innych środowisk sprawą zainteresowanych. Dokładniej chciałbym wiedzieć, czy zgadzają się z tą diagnozą i propozycjami. Jeśli tak, to kiedy wspólnie usiądą za jednym stołem wypracowując konkretny program reformy prawa, jakie widzą przeszkody i metody im zaradzenia, jakie środki pragną w to włożyć (czasowe i finansowe), w jakim horyzoncie czasowym można oczekiwać pierwszych i ostatnich efektów działania.
.
Jeśli nie, to dlaczego nie i dlaczego uważają, że tak jak jest, jest właśnie dobrze.
@bisnetus
Właśnie, zaraz się szermuje hasłem wolności, tak jakby każde jej ograniczenie nas obrażało i działało na naszą szkodę.
Kiedy 5 lat temu napisałem o tych faktach na jednym z blogów to blogowicze zaraz też o tej wolności i o tym że w cywilizowanych krajach to już dawno podobne przepisy egzystują. A chodzi o to, żeby przepisy były mądre i nie dopuszczały możliwości kantów. Teraz poszkodowani są niewinni obywatele i nie ma nawet prawa pozwalającego im się bronić. Prawo skonstruowano tak, że nic nie można zrobić żeby zapobiec albo zniwelować skutki przestępstw. Co tu da potępianie czarnych owiec? W dupę powinni dostać posłowie którzy nie mają rozumu i uchwalają bezmyślne ustawy i to mimo że ostrzegałem ich przed tymi skutkami! Same dobre chęci i sprzyjanie wolności działania nie wystarczą. Chodzi o jakość przepisów.
Sądzę że najlepszym rozwiązaniem byłoby występowanie przeciwko państwu (posłom i senatorom) z powództwa cywilnego za poniesione szkody. Poszkodowanym chętnie udostępnię moje pisma do premiera i parlamentarzystów.
Można też w ramach korzystania z osiągnięć krajów lepiej rozwiniętych powołać urząd kontrolera działania ustaw. Czy może to ogranicza i obraża wolność posłów?
Ja ani słowa nie mówiłem o wolności. Nie mówiąc już o szermowaniu. Proszę nie zbaczać z tematu.
ha..
rację ma – niewątpliwie – autor,
ale chyba „jeszcze większą rację” ma bisnetus.
Fakt – wiemy..
Wiadomo nawet – w zasadzie- jak sobie z tym radzić..
Ale..
Kto i jak może wywrzeć presje na rząd, by się wziął za to,
co obiecywał, co powinien?
Kto, jak największa siła opozycyjna zajmuje się idiotyzmami typu Smoleńsk?
upss…
stój, wróć!
chyba jednak nie miałem racji,
a co najwyżej tylko częściowo.
bo o ile o złych – i nadmiarze przepisów – mówi się od
dawna, to jedni zbierają „rzeczy do naprawienia”
GW – 10 000 „byków”, a inni – w tym autor – że to
należy na nowo.
i to chyba jest istotny element sporu – nie do końca chyba dostatecznie uwyraźnionego…
więc..
chyba jednak to autor również ma „jeszcze większą rację”..
Autor trafił w samo sedno problemu. Też uważam, że polskiego prawa poprawić się już nie da. Trzeba by przekopać się przez tysiące przepisów, porównywać i katalogować. Potrzeba by było wysiłku setek prawników, już tylko po to, by sporządzić raport o stanie prawa. A to dopiero wstęp do właściwej pracy. Wysiłek nieopłacalny i w skali światowej niestosowany.
Zwykle wywoływało się w tym celu rewolucję, zmiatało się cały system i dyletanci budowali na jego gruzach gorszy. Zresztą za rewolucją optują tylko siły wodza Jarosława i to się raczej nie przyjmie.
Podoba mi się pomysł mojej dobrej przyjaciółki z inżynierską głową, aby tworzeniem nowego prawa zajęli się studenci na uniwersytetach.
W ramach zajęć seminaryjnych (od trzeciego roku, powiedzmy) mieli by za zadanie opracować od zera jakąś ustawę, czy pakiet ustaw ze stosownymi do tego przepisami wykonawczymi.
Przez kilka lat studenckie grupy robocze byłyby w stanie opracować spójny system prawny. A potem na jednym posiedzeniu Sejm zniósł by wszystkie istniejące ustawy i przyjął nowe.
To jest do przeprowadzenia
Nie wierzę, aby studenci opracowali gorsze prawo niż nasi posłowie. Nie da się.
Gdyby prawo było proste i jasne dla przeciętnego obywatela, prawnicy byliby biedni jak mysz kościelna (choć dziś to porównanie mocno kuleje),
a że tylko prawnicy mogą je zmienić (przynajmniej coś sensownego zaproponować) to raczej nic z tego nie będzie.
Politycy nie wciągną tego na sztandary , bo uważają że to słaba kiełbasa wyborcza.
A szkoda, bo politycy którzy odważyli się na kodyfikację prawa przeszli do historii.
Sposób uchwalania prawa u nas jest totalnie debilny, jak też sama forma jego zapisu w Dziennikach Ustaw (i tak mamy postęp, bo onże Dziennik nie jest już drukowany).
Wystarczy otworzyć dowolną ustawę z tegoż dziennika (i nie dowiemy się dokładnie niczego), np:
Ustawa z dnia…., o zmianie ustawy o ,ble ble oraz niektórych innych ustaw, a w środku totalna sieczka, zmiana artykułu x.y, zmiana brzmienia artykułu x.y13, itp, no koszmar.I jeszcze stos rozporządzeń do uchwalonego dzieła.
Do tego sraczka legislacyjna i jakaś dziwna chęć regulowania wszystkiego na okrągło(nawet krzywizny banana)i mamy co mamy – prawną stajnię Augiasza.
A potem dziwimy się że Europa (Unia a w niej my) wlecze się w ogonie rozwijających się krajów świata.
„Nie można wykluczyć, że obowiązują nadal i mają moc prawną akty prawa z odległej przeszłości, których istnienia nikt nawet nie podejrzewa.”
Spieszę z przykładem w mojej ocenie kuriozalnym:
„Art. 133. § 1. Kto nabywa w celu odprzedaży z zyskiem bilety wstępu na imprezy artystyczne, rozrywkowe lub sportowe albo kto bilety takie sprzedaje z zyskiem, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
§ 2. Usiłowanie oraz podżeganie i pomocnictwo są karalne.”
– dla ciekawych- to cytat z obowiązującego kodeksu wykroczeń, a nie z ustawy z lat 50 wieku XX.
Aktualnie obowiązujące prawo prasowe:
Dz.U. 1984 nr 5 poz. 24
.
Art. 2
Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań, w tym również umożliwiające działalność redakcjom dzienników i czasopism zróżnicowanych pod względem programu, zakresu tematycznego i prezentowanych postaw.
PSL chce właśnie z pomocą całej opozycji obronić sądy „zniszczone” reformą Gowina wyznaczając mocą ustawy obszary działania sądów rejonowych. Spojrzałem do tego projektu i jestem wstrząśnięty. O to fragment na temat Gdańska:
Granica między obszarami właściwości sądów rejonowych w Gdańsku przebiega od miejsca przecięcia granicy między miastem Gdańsk i gminą Kolbudy z al. Kazimierza Jagiellończyka, wzdłuż osi al. Kazimierza Jagiellończyka do granicy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, wzdłuż południowej granicy Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego do jej przecięcia z ul. Potokową, wzdłuż linii prostej do północnego punktu linii brzegowej jeziorka przy ul. Myśliwskiej, od tego punktu wzdłuż linii prostej do strugi łączącej się z jeziorkiem na jego południowym brzegu, wzdłuż tej strugi przebiegającej między ul. Wzgórze Myśliwskie i ul. Kraśnięta do jej przecięcia z ul. Myśliwską, od tego przecięcia wzdłuż linii prostej do skrzyżowania ul. Piekarniczej z ul. Rakoczego, wzdłuż osi ul. Piekarniczej do ul. Schuberta, wzdłuż osi ul. Schuberta do ul. Cygańska Góra, wzdłuż osi ul. Cygańska Góra do ul. Smoluchowskiego, wzdłuż osi ul. Smoluchowskiego do al. Zwycięstwa, wzdłuż osi al. Zwycięstwa do ul. Piramowicza, wzdłuż osi ul. Piramowicza do al. Hallera, wzdłuż osi al. Hallera przez Węzeł Kliniczna do al. Marynarki Polskiej, wzdłuż osi al. Marynarki Polskiej do ul. Jana z Kolna, wzdłuż osi ul. Jana z Kolna do ul. Łagiewniki, wzdłuż osi ul. Łagiewniki do ul. Wałowej, wzdłuż osi ul. Wałowej do ul. Rybaki Górne, wzdłuż osi ul. Rybaki Górne i jej przedłużenia do rozgałęzienia Martwej Wisły i Kanału Kaszubskiego, środkiem nurtu Kanału Kaszubskiego do Martwej Wisły i środkiem nurtu Martwej Wisły do jej ujścia do Zatoki Gdańskiej,
.
Zdaje się, że przy każdej zmianie nazwy ulicy a nawet wyschnięcia jeziorka lub strumyka będzie musiał zbierać się Sejm by w trzech czytaniach za potwierdzeniem Senatu oraz podpisem Prezydenta uchwalać „Ustawę o zmianie ustawy o Ustroju Sądów Powszechnych”.