Ernest Skalski: Panowie, larum grają, nieprzyjaciel w granicach! A wy?17 min czytania

konstytucja 3 maja2016-02-05.

Petru for president? Widzę jeszcze lepsze zajęcie dla Petru i lepszą obsadę, jeśli się zwolni miejsce po Dudzie.

We wtorek, drugiego lutego – przeczytałem w ”Rzeczpospolitej” rozmowę z posłanką Nowoczesnej, panią Kamilą Gasiuk-Pihowicz, a w niej kategoryczne stwierdzenie, że tylko Ryszard Peru może być kandydatem opozycji na prezydenta RP.

Zaraz jednak pani poseł dodaje, że do wyborów prezydenta dość dużo czasu, a póki co, wpierw trzeba obalić rządy PiS. Dla porządku przypominam, że wybory prezydenckie w roku 2020, parlamentarne – rok wcześniej, a w roku 2018 wybory samorządowe, o ile ich PiS nie przyśpieszy.

Im dalsza przyszłość, tym łatwiej się o niej rozprawia. Więc czemu nie podeliberować o kandydacie, który stanie do walki z Dudą? Nie byłoby nieszczęścia gdyby nim został Petru. Ma on jednak kilka plusów ujemnych, a zapowiedź jego kandydatury niekoniecznie ułatwiałaby usuwanie od władzy PiS w wyborach za prawie za cztery lata. O ile ich PiS nie przełoży na później.

Dobrze, by prezydent, taki jakim go widzi Konstytucja RP, był politykiem niezbyt kontrowersyjnym, niezbyt wystawionym na zarzuty i oskarżenia. Wskazane jest, by na ile to możliwe, stwarzał pewne wrażenie bezstronności. Mógłby też mieć autorytet zdobywany latami w pracy państwowej, jak to nazywano w Drugiej RP i pewne dostojeństwo, ową dignitas, wynikającą z osobowości, ale raczej nie młodego człowieka. Nie jest to conditio sine qua non. Brakowało tego wszystkiego Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, a mimo to dobrym był prezydentem. Najlepiej wyposażonym w te prezydenckie cechy był Bronisław Komorowski, a przegrał z kontrkandydatem, całkowicie ich pozbawionym.

Po co jednak lansować na to stanowisko Ryszarda Petru, który jest w polityce nowym człowiekiem? W roku 2020 będzie wprawdzie o te pięć lat starszy, ale bez doświadczenia w instytucjach państwa, a przede wszystkim jest i będzie zaangażowany w zaciętą walkę polityczną. I będzie w niej miał do pokonania nie tylko PiS, ale może też inne siły opozycji. To nie sprzyja gromadzeniu głosów w JOW, jakim w wyborach prezydenckich staje się całe państwo. I najważniejsze, proszę pani poseł, lider wojującej partii politycznej to powinien walczyć o, de facto, najważniejsze, choć nie najbardziej dostojne, stanowisko w państwie. Dał nam przykład Donald Tusk, rezygnując ze starania o ”żyrandole” i pozostając premierem. To jest ta fucha dla ambitnego polityka, który chce jak najwięcej dokonać. Na ewentualną prezydenturę przychodzi właściwy czas, jako na zwieńczenie udanej kariery państwowej.

Jest jeszcze proch w prochownicy

Nowy – po III RP – układ; polityczny, gospodarczy, społeczny, ciągle jeszcze się tworzy. Podobnie jak zmieniane, niestety na gorsze, usytuowanie Polski w Europie oraz w stosunkach z USA. Możemy obserwować początki pewnych trendów, ale nie wiemy, czy okażą się trwałe, jak się rozwiną czy zwiną, oraz czy nie wystąpią nowe i co najbardziej kłopotliwe – nie znamy progów czasowych. Orientujemy się na wybory w latach 2018, 2019 i 2020, ale przy niezbyt obliczalnej władzy coś nas może zaskoczyć każdego dnia.

Antoni Słonimski zostawił po sobie powiedzenie; kiedy nie wiesz jak postąpić, postępuj uczciwie. Przenosząc na forum publiczne; gdy sytuacja jest niejasna, a przyszłość niepewna – warto się trzymać zasad. A prostą, powszechnie akceptowaną i najczęściej – czyli nie zawsze! – opłacalną zasadą jest, że zgoda buduje.

Klamka zapadła 25 października zeszłego roku. Właśnie minęło sto pierwszych dni nowej władzy, która już zdążyła przeprowadzić jakąś połowę ”dobrej zmiany’’. Nowoczesna ma w Sejmie 28 szabel i zasłużenie świętuje sukces, Platforma ma138 mandatów i jest przegrana. Lecz informacje o jej śmierci nie są w pełni prawdziwe. Mandaty w Sejmie i Senacie, władza lub współwładza w piętnastu województwach na szesnaście, dwudziestu czterech swoich prezydentów na sto siedem miast powyżej stu tysięcy mieszkańców, a w tym Warszawa, Poznań, Wrocław, Gdańsk, Lublin i Bydgoszcz, struktury partyjne w całym kraju i 15.5 milionów złotych rocznej subwencji. Ma też od kilku dni wybranego lege artis lidera. Bez charyzmy, lecz bardzo skutecznego polityka, z wielkim doświadczeniem i poważnym zapleczem w partii. W sumie wciąż jeszcze wielki kapitał polityczny, który Grzegorz Schetyna będzie wydobywał z powyborczego letargu.

Może napotkać trudności. W partii, starej jak na zaledwie ćwierć wieku wolnej Polski, potworzyły się różne grupy interesów, koterie. Ewa Kopacz nie kojarzyła się z żadną, ale Schetyna to lider jednej z nich. A sprawdzi się jako przywódca, jeśli wygasi wewnętrzne rozgrywki, nie będzie szukał rekompensaty za lata upokorzeń. W każdej strukturze występują podziały, a przezwyciężyć je można w działaniu na zewnątrz, w natarciu, albo obronie. Dla PO takim celem jest odbudowa poparcia. Choćby takiego jakie uzyskała w wyborach. Te dwadzieścia cztery procent elektoratu to wysoki pułap z obecnych – najnowszy sondaż TSN – siedemnastu.

To poparcie zabrała Platformie Nowoczesna, która już po wyborach podwoiła swoje poparcie. Jest w natarciu, pełna energii, zwarta wokół swojego lidera, choć niewielki odprysk już się pojawił. Ostatnio jednak poparcie dla niej niepokojąco spada. Ten sam sondaż wskazuje na 13 procent. Chwilowe wahnięcie czy koniec efektu wejścia?

I po szkodzie głupi?

Przeczytajcie, proszę, raz jeszcze, nawet jeśliście już czytali, artykuł Mateusza Kijowskiego, z 23 października zeszłego roku, w naszym Studio pt. Jak PiS orżnął Polaków[LINK, proszę] Dla leniwych kwintesencja; mniejszość może wygrać dzięki tym, którzy nigdy nie będą na nią głosować. W ten sam sposób może się utrzymywać przy władzy.

Mieliśmy coś podobnego w historii. W cztery lata po zamachu majowym Polska nie czuła się wyleczona w rezultacie sanacji, natomiast dotarł do nas wielki kryzys. Naczelnik tracił poparcie społeczne i poczuł się zmuszony rządzić twardą ręką. Proces brzeski, Bereza, strzelanie do manifestacji chłopskich. Aż do wojny przeciwnicy sanacji byli od niej w sumie liczniejsi i teoretycznie reprezentowali większą siłę niż ona. Lecz PPS i endecję dzieliła przepaść i nienawiść. Co dzieli dziś Platformę i Nowoczesność?

Partia Petru to taka lepsza Platforma dla zniechęconych platformersów. Bardziej niż PO liberalna. Mniej więcej taka jaką miała być Platforma gdy powstawała. Jeśli kiedyś Nowoczesna stanie się wielką partią rządzącą, to w naturalny sposób, tak jak partia dawnego liberała Tuska, złagodzi ostrość, stanie się eklektyczną partią władzy, godzącą różnorakie nurty w swoim składzie i w swoim elektoracie. Podstawowym zadaniem stanie się wówczas: jak sobie dawać radę z państwem i jego problemami. Ono też pochłonie większość energii i prawie całą uwagę.

Teraz jednak obie te partie dzielą energię i uwagę na walkę z reżimem Kaczyńskiego i na walkę przeciw sobie nawzajem. Każdej z nich chyba łatwiej by było nawiązać ścisłą współpracę PSL czy z lewicą niż między sobą. Tu niema nawet istotnej merytorycznej różnicy, tworzącej płaszczyznę dla sporów, ale i kompromisów. Pozostaje konkurencja: kto lepszy. Nowoczesna sobaczy Platformę za jej marną jakość. Za ospałość, generalnie. Petru znalazł tylko jeden konkretny punkt zaczepienia – OFE. Jako fachowiec dobrze zapewne wie, że niesłuszne było konstruowanie takiego bytu, a pożyteczne wybranie zeń pieniędzy, lecz musi głosić, że to był rabunek. A ponieważ PiS zapewne wygrzebie z OFE resztę kasy, spór stanie się historyczny.

Ryszard Petru już się ogłosił liderem opozycji. Chyba mocno na wyrost. Grzegorz Schetyna bodajże niczego takiego nie mówił, jednakże do tego wyraźnie zmierza. Lider PO proponuje Nowoczesnej współpracę. Jest na tyle doświadczonym politykiem, że wie jak premiowana w jest w Polsce zgoda. Ryszard Petru zapowiada, że gotów jest porozumiewać się z Platformą w obronie przed kolejnymi elementami polityki PiS i o niczym więcej niema mowy.

Był taki moment, kiedy jeden z sondaży pokazał PiS z tylko trzydziestoprocentowym poparciem, Nowoczesna miała 27–28 procent, a PO o połowę mniej. Przy takim układzie Petru może by rozważył wszechstronną współpracę z Platformą. Przy podobnym, a tym bardziej przy mniejszym poparciu, ma podstawy by się obawiać, że Platforma z całą swą potęgą będzie dominować w tym tandemie. Więc ludzie Petru informują, że rozpatrywane są właśnie prośby platformersów – posłów też? – o przyjęcie do Nowoczesnej. Nie padają liczby, ani nazwiska. W PO muszą patrzeć na siebie podejrzliwie.

A Kaczyński, póki co, może spokojnie robić swoje.

All hands on deck!

Spór Petru – Schetyna o to, który z nich jest liderem opozycji jest o tyle bezprzedmiotowy, że faktycznie jest nim teraz Mateusz Kijowski. Kieruje największą i sprawną strukturą, jest w stanie wyprowadzać na ulice dziesiątki tysięcy ludzi w całej Polsce. Dla reżimu Kaczyńskiego KOD jest teraz najistotniejszym przeciwnikiem. A to, że tylko co się pojawił jest jego ważnym atutem. Ten ruch, proszę dyskutantów w SO, jest oczywiście polityczny, lecz apartyjny i – na teraz przynajmniej – nie zamierza stać się siłą dążącą do udziału we władzach. Pozostawia więc miejsce dla partii politycznych, nie konkurując z nimi i walcząc o warunki dla ich działania. I o to chodzi.

W ten sposób na opozycję składa się szeroki wachlarz różnorakich podmiotów; KOD, różne instancje i autorytety oraz partie; Nowoczesna, Platforma, PSL, a także, poza parlamentem, lewica. Mocno podupadła, lecz jakieś niewielkie wzięcie może mieć, bo marginalne zapotrzebowanie na nią jednak istnieje. I to może być pomocne w obronie i przy rekonstrukcji demokracji.

Gdybyśmy byli nadal pełną gębą demokratycznym państwem prawa, to liderzy największych partii walczyli by ze sobą o to, kto zdobędzie więcej głosów i mandatów, kto z kim się sprzymierzy przed wyborami lub po, kto będzie miał większy udział we władzy lub będzie rządzić. Czyli o to, który z nich zostanie premierem i będzie miał w państwie największą władzę wykonawczą.

Przestajemy jednako być demokratycznym państwem prawa. I to dość szybko. I jeśli te wszystkie, wymienione podmioty składające się na opozycję nie staną się agregatem, w którym wszystkie elementy wykonując różne zadania, pracują na jeden cel, to pozostanie nam liczyć na trudno przewidywalne wyroki historii, tkwiąc nie wiadomo jak długo w systemie coraz bardziej autorytarnym.

PO, Nowoczesna i PSL mają razem 182 posłów. Przy większości wynoszącej 230 + 1, nie przeskoczą 235 mandatów PiS i 42 Kukiza. Ale frakcja Kukiza nie jest żelazną rezerwą Prezesa. W niektórych sprawach głosuje inaczej. Może tylko dla podkreślenia swej odrębności, lecz zawsze… Jest tak różnorodna, że mogą w niej następować jakieś podziały. Frakcja parlamentarna PiS nie składa się wyłącznie z członków ideowego elektoratu partii. Wśród tych, którzy wchodzą do parlamentów zawsze znajdują się oportuniści wynagradzani za to że pomogli w wyborach. To ci siedzący w tylnych rzędach, którzy wiedzą, że nawet gdy ich partia powiększy stan posiadania, to mogą zostać wymienieni, a kiedy będzie gorzej, to pierwsi się znajdą za burtą.

Teraz, kiedy PiS idzie do przodu jak burza, gdy opanowuje kolejne pozycje, nikomu z tego obozu nie kalkuluje się jakiekolwiek odstępstwo. Ale nie musi tak być kiedy władza będzie się borykać z problemami i wyczerpie – co naturalne – zapał, a już bliski będzie termin wyborów. I już zjednoczona i silna opozycja będzie do nich stawała. Nie bez jakiejś szansy na sukces. I zaniecha języka konfrontacji oraz odwetu. Może się okazać, że wtedy jacyś posłowie Kukiza i PiS pomyślą o tym co by mogli uzyskać za zmianę barw i pozbawienie Kaczyńskiego większości w Sejmie. Choćby w kilku nie najważniejszych głosowaniach. Już to, że zamiast walca pisowskiej większości byłyby możliwe różne parlamentarne kombinacje stałoby się sukcesem opozycji. Nie musi nim być tylko zdobycie władzy. Bo trzeba sobie uświadomić, że niekoniecznie: bój to ostatni i my albo oni. Taką widzi politykę PiS. A jeśli będzie jeszcze w Polsce jakiś parlamentaryzm, to możliwe będą również stany pośrednie.

Tak czy inaczej, tylko taka, działająca ręka w rękę opozycja ma jakieś – powtarzam; jakieś – szanse w walce o demokrację.

Liderów i działaczy Platformy i Nowoczesnej można zrozumieć. Walczą, owszem, o demokrację, ale też o swój kawałek chleba. Na dziś w opozycji, a dalej…und morgen die ganze Welt. Opozycja też daje frukty. Za państwo się nie odpowiada, każda władza dostarcza materiału do krytyki, obiecywać można wiele, jest się osobą publiczną, a już szczególne przywileje i apanaże dostarcza bycie posłem czy senatorem. Opozycjoniści mają co sobie wydzierać, a im więcej zdobędą teraz, tym więcej będą mieli po wygranych wyborach.

Powyższe brzmi jak oskarżenie, ale prawdziwa polityka nie jest zajęciem dla szlachetnych, dobrze sytuowanych amatorów. Owszem, mogą być dobrze widziani, lecz mogą się okazać zawodni. Zaś biedni zapaleńcy przeważnie bywają nawiedzeni i niebezpieczni. Optymalny to fachowiec, który łączy swoje ambicje i interesy z celem do osiągnięcia; w polityce, nauce, kulturze. Tyle tylko, że stajemy się państwem stanu wyjątkowego. I jego osobliwością jest to, że opozycja może długo, długo nie móc wygrać wyborów. A i żywot opozycjonisty, w takim stanie państwa, może bardzo odbiegać od standardów demokracji. Strach pomyśleć przed nocą – piszę o 22.47 – ale za rządów SLD z PSL, za AWS i za Platformy z PSL, jakoś mi nie wracało wspomnienie z wczesnej młodości, gdy Sejm posłusznie uchylał immunitet posłom opozycji, których wygarniało UB.

Nie sądzę, że Kaczyński, Ziobro, Kamiński (Mariusz) i Macierewicz sięgną do takiej praktyki. Ale kto postawi pół swego majątku, że tak nie będzie?

Hiszpan potrafił. A Polak?

Łajba bierze wodę i zamiast wydzierać sobie ster trzeba uzgodnić podział funkcji. Ciągnąc to porównanie: wyjść ze strefy sztormu, a potem dyskutować dokąd płyniemy.

W roku 1977, w Hiszpanii, zawarto historyczny Pakt Moncloa (nazwa rządowego pałacu), w którym siły polityczne, od prawa do lewa, ustaliły że państwo będzie demokratyczne, równające do standardów zachodniej Europy. I jest. A przecież wtedy byli jeszcze na chodzie Hiszpanie, którzy z niebywałym okrucieństwem mordowali się nawzajem w zakończonej trzydzieści osiem lat wcześniej krwawej wojnie domowej. Zawierali pakt niedawni prominenci reżimu frankistowskiego i opresjonowani przezeń socjaliści i komuniści. I wszyscy stwierdzili, że liczą się z silnym oporem, tych którzy nie chcą czy nie mogą zamknąć krwawego rozdziału historii.

Nie strzelali do siebie Grzegorz Schetyna, Barbara Nowacka, Ryszard Petru i Władysław Kosiniak-Kamysz. Spierali i spierają się w sposób odbiegający od poziomu: PiS kontra nie-PiS. Może zatem mogą, przejściowo tylko, stanąć nad podziałami między sobą i ustalić w stylu Moncloa, że chcą na stałe demokratycznych standardów w państwie. I że działając wspólnie i w porozumieniu, zrobią co do nich należy by je wprowadzić. Tylko to. A potem niech każdy robi swoje.

Taki pakt poparłby całą swą mocą KOD, liczne inne ciała i autorytety.

Konkretnym celem całej demokratycznej opozycji – podkreślam: całej! – jest przestrzeganie Konstytucji RP we wszystkich jej punktach. Owszem, ma ona liczne niedostatki, ale będziemy o nich dyskutować pod jej rządami. Żadnej dyskusji z PiS o Trybunale Konstytucyjnym, kiedy jest on sparaliżowany. Równoległym celem jest ochrona obecnej ordynacji wyborczej. To nawet ważniejsze, bo wszelka w niej zmiana będzie miała na celu zablokowanie zmiany rządu za pomocą kartki wyborczej. A jeśli nie chcemy zmiany dokonanej w jakiś gwałtowny sposób, to trzeba wygrać wybory, co mogą zrobić tylko partie polityczne.

Wydaje się, że najbardziej praktyczna mapa drogowa to porozumienie o poparciu tych elementarnych celów, zawarte przez partie i stworzenie przez nie koalicji wyborczej. Choćby po to, aby dzięki ordynacji d’Hondta uzyskać nadwyżkę mandatów w stosunku do liczby głosów. A głosów dostać więcej, w charakterze premii, od ceniących zgodę wyborców. Dopiero taka koalicja, a nie poszczególne partie i nie KOD, mogłaby stworzyć poważny gabinet cieni. Taki, który mógłby się stać rządem po wygranych wyborach, a wyborcy by wiedzieli kogo wybierają na premiera i na ministrów. Zaś zacząć by należało od zaprzestania walki między sobą.

Umowy śmieciowe, nierówności, prekariusze i wykluczeni, polityka podatkowa, kwoty i parytety, związki partnerskie homo i hetero, ekologia, służba zdrowia, zrównoważony rozwój vs. prymat metropolii, emerytury, płace, system oświatowy, pułapka średniego rozwoju, demografia, emigracja i imigracja – to wszystko jest bardzo ważne i wszyscy zostają przy swoich poglądach. Wszyscy mają prawo je głosić, ale roztropnie jest wiedzieć czy, kiedy i jak ze swego prawa korzystać. Jeden mówi co wie, a mądry wie co mówi.

Jeśli partie, nawet popierając pakiet demokratycznych postulatów, przy okazji zechcą – każda o swojemu – naprawić Rzeczpospolitą w wielu jej aspektach, rozliczyć minione ćwierćwiecze z okładem, to wyborcy będą w rozterce, a koalicja może się nie utrzymać. Może warto się więc umówić, że w najbliższych wyborach chodzi tylko i wyłącznie o państwo i prawo. Niech będzie, że się wybiera konstytuantę, która tylko ustala ramy prawne państwa, dając sobie na to jakiś czas i rozwiązuje się. A następnych wyborach niedawni koalicjanci walczą ze sobą o swoje.

Na końcu o tym co na początku. Petru niech konkuruje ze Schetyną o większe i trwalsze poparcie społeczne i o bycie kandydatem na premiera. Popieranym przez konkurenta! A na razie, niech pomyślą o 3 maja 2016.

Platforma już zapowiedziała swoje manifestacje. Bardzo dobrze. A będzie jeszcze o wiele lepiej jeśli przyłączy się – przyłączy, a nie konkuruje! – Nowoczesna. I wszystkie inne partie demokratycznej opozycji. I oczywiście KOD i wszyscy święci, którzy zechcą uczestniczyć w wielkim narodowym święcie demokracji, do czego 225 rocznica Konstytucji 1791 nadaje się jak najbardziej. Przymiotnik ”narodowy” tu akurat jest jak najbardziej na miejscu.

Nadaje się też do tego by powiedzieć kogo byśmy chcieli mieć za prezydenta RP.

Powtarzam się: ”Teraz mamy twarz Komitetu OD – Mateusza Kijowskiego. Wyłonią się również inni liderzy. Potrzebny będzie jeszcze ktoś. Nie organizator, lecz osobowość – symbol, ewentualny kandydat na najbardziej reprezentatywne stanowisko, czyli Prezydenta RP. Ktoś znany, kogo nie trzeba odkrywać i lansować od podstaw. Ktoś z niezaprzeczalnymi zasługami, odpowiednim stażem w życiu publicznym i żeby w ostatnich latach nie był uwikłany w walkę o stanowiska i aby emanował energią, a nie ciążyło na nim odium porażki.

Stąd propozycja zawarta w tytule”. Frasyniuk for president!

Kto ma lepszą kandydaturę, niechaj poda i uzasadni. Jest jeszcze czas, aby podyskutować.

Ernest Skalski

 

 

 

Print Friendly, PDF & Email
 

14 komentarzy

  1. j.Luk 05.02.2016
  2. narciarz2 06.02.2016
    • Marian. 06.02.2016
  3. andrzej Pokonos 06.02.2016
  4. A. Goryński 06.02.2016
  5. slawek 07.02.2016
  6. Marian. 07.02.2016
    • Marian. 07.02.2016
  7. Nela 07.02.2016
  8. andrzej Pokonos 07.02.2016
  9. Ernest Skalski 07.02.2016
  10. hazelhard 08.02.2016
  11. Anna-Maria Malinowska 08.02.2016
  12. narciarz2 08.02.2016