2016-07-25.
Johann Wolfgang von Goethe, gdy ciemnieć mu miało w oczach przed śmiercią poprosił, żeby rozewrzeć drugą okiennicę. –„Niech wpadnie więcej światła” – ordynował. Przekonanie, że przyświecić trzeba mocnym snopem dominowało także podczas rozmowy o niezbędnej naprawie wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Nie żeby wieszczyć sądownictwu zły koniec, ale po to, aby go przed złym końcem ustrzec.
Drugą okiennicę otwieraliśmy na oścież pod koniec czerwca. Staraniem Fundacji Centrum Prasowe dla Krajów Europy Środkowo-Wschodniej i działającego w jej ramach Centrum „Doświadczenie i Przyszłość”, wysłuchaliśmy opinii luminarzy teorii i praktyki prawa w osobach profesor Ewy Łętowskiej, b. prezesa Trybunału Konstytucyjnego, sędziego w stanie spoczynku Jerzego Stępnia i sędziego Sądu Okręgowego w Krakowie, rzecznika Krajowej Rady Sądownictwa Waldemara Żurka.
Spotkanie utrwalone zostało w nagraniu wideo, tropy do którego – poniżej. Ponieważ trwało dwie godziny i nieco więcej, to dla szczędzących czasu, jego zapis nie obrazem, a słowem w autorskim ujęciu prowadzącego.
Teza wprowadzająca brzmiała, że poprawność polityczna wysunięta poza granice racjonalności spowodować może stłumienie poczucia potrzeby naprawy kulejącego w Polsce (niektórzy twierdzą, że z każdym rokiem coraz bardziej) sądownictwa. Wielu sądzić może mianowicie, że konieczność obrony Trybunału Konstytucyjnego przed ubezwłasnowolnieniem i sprowadzeniem do roli atrapy posłusznej wodzowi i jego pomagierom, wymaga taktycznego zmilczenia problemu niewydolności, nieefektywności i niesprawności polskiego wymiaru sprawiedliwości. W uzasadnieniu takiego podejścia podkreśla się, że w obecnych okolicznościach krytykowanie sądownictwa , to woda na młyn orędowników „dobrej zmiany” gotowanej dla TK.
Nie jest sprawa Trybunału przeszkodą dla dyskusji
Pogląd taki nie zyskał aprobaty dyskutantów. Wszyscy troje zgadzają się, że polskie sądownictwo wymaga naprawy, choć gdyby diagnozę sprawdzić do jednego słowa, to ocena, że jest ono w stanie złym przechodzi w ustach czynnego przedstawiciela sądownictwa powszechnego Waldemara Żurka w eufemizm o stanie nie tyle złym, co niezłym.
Profesor Ewa Łętowska zwróciła uwagę, że od lat mamy w Polsce problem ze społeczną legitymizacją III władzy, czyli z tym, żeby ludzie wierzyli w sądy i sądom, że one nie kręcą, że jeżeli mówią, że czegoś nie mogą, to nie mogą, chociaż może być i tak, że nie mogą, bo nie umieją lub są niedostatecznie wykształcone. Podkreśliła, że mogą też nie robić pewnych rzeczy, ustawiając się przezornie rufą do wiatru.
Przykładem manewrowania w kierunku niemożności jest odrzucenie przez Wojewódzki Sąd Administracyjny skargi na bezczynność premiera przejawiającą się w niepublikowaniu orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. WSA skargę na uchybianie kompetencjom prezesa rady ministrów odrzucił, ponieważ dotychczasowe orzecznictwo sądów administracyjnych przyjmuje, że bezczynność musi dotykać osobistego interesu osoby skarżącej, a tu brakowało tego elementu.
W opinii Ewy Łętowskiej, nie można powiedzieć, że jest to złe tłumaczenie i nie jest też specjalnie dziwne, że WSA nie miał ochoty dokonywać zmiany dotychczasowej linii orzeczniczej, bo jest to materia dla NSA.
Wniosek jaki wyciąga pani profesor nie jest budujący. Jej zdaniem, tak jak nie można przymusić polityków do zachowań etycznych, tak nie można przymusić sądów do kreatywności i odwagi. Słowem, nie noszą i nie ponoszą jutro sądy kapeluszów rozmiarami ponad obwód ich głowy.
Ocena ta nabiera dodatkowego znaczenia, gdy uwzględnić, że mamy w Polsce problem niskiej kultury prawnej, także w sądach. Tymczasem, przy parlamencie wierzącym, że większość sejmowa ma prawo wyczyniać, co się jej żywnie podoba, sądy mogłyby być naszą nadzieją. Nadzieja ta nie musi być płonna, ale jest ziszczenie może potrwać, bo sądy muszą najpierw dojrzeć do tego, co powinno im się przydarzyć.
Sędziego Waldemara Żurka bardzo zmartwił w tym kontekście wyrok sądu warszawskiego uchylający nieprawomocny wyrok skazujący Mariusza Kamińskiego za złamanie prawa w trakcie tzw. „afery gruntowej”. Uchylenie nastąpiło wobec ułaskawienia wszystkich oskarżonych przez prezydenta Andrzeja Dudę. Sędzia Żurek podkreśla, że wśród znawców panuje zgoda, że nie można ułaskawić osoby formalnie niewinnej, bo nieskazanej prawomocnym wyrokiem. W jego ocenie, sąd powinien wobec tego zadać pytanie Sądowi Najwyższemu.
Sprawie pożądanej „naprawy wymiaru” służy tu pogląd Waldemara Żurka, że wyroki sądów należy komentować, że wolne, demokratyczne społeczeństwo ma obowiązek merytorycznej krytyki rozstrzygnięć sądów. Komentować trzeba, bo patrzeć na ręce trzeba każdej władzy.
27 lat i 23 ministrów
Rzecznik KRS twierdzi, że naprawa jest tym potrzebniejsza, że przy budowie państwa demokratycznego po 1989 roku wymiar sprawiedliwości został zaniedbany. Próby zmian na lepsze były podejmowane, ale nie wytrzymywały tempa zmian kadrowych. Licząc od 1989 r. i Aleksandra Bentkowskiego mamy już 23. ministra sprawiedliwości. Najdłużej – 33 miesiące – pozostawała na stanowisku Hanna Suchocka, najkrócej – 3 miesiące – Stanisław Iwanicki.
Dramat polega na dyskontynuacji – co kilka, kilkanaście miesięcy pojawia się nowy minister-reformator i… zaczyna od własnej diagnozy sytuacji. Na tej zasadzie pojawiały się i znikały sądy 24-godzinne, wydziały cywilno-karne, wydziały grodzkie, likwidowano i przywracano sądy rejonowe w mniejszych miejscowościach.
Teraz znowu powstał w Ministerstwie Sprawiedliwości zespół ds. reformowania sądów powszechnych. Grupa ta liczy pięć osób, składa się wyłącznie z sędziów sądów rejonowych, przy czym, według informacji Waldemara Żurka, wobec trójki z nich prowadzono postępowania dyscyplinarne.
Także sędzia Jerzy Stępień jest zdania, że nie wolno przerywać debaty o stanie i naprawie sądownictwa. Przypomniał, że w 2001 r. za kadencji Hanny Suchockiej przygotowana została przez sędziego Janusza Niemcewicza tzw. mała reforma sądownictwa. Jednym z jej elementów miało być np. ustanowienie progu 35 lat życia dla kandydatów na sędziów. Przewidziane w niej zmiany rozłożone miały być na 10 lat. Projekt czekał na pierwsze czytanie w sejmie, gdy rozpadła się koalicja rządowa, a kolejny minister – Lech Kaczyński wycofał go. I tyle.
Szereg zaproszonej trójki sędziów zwarł się mocniej, gdy przyszło do krytyki codzienności, w której od lat i niezmiennie przychodzi Polakom znosić opieszałość, kunktatorstwo, niesprawność, a niekiedy także arogancję polskich sądów. W słusznej-niesłusznej opinii, sprawy w polskich sądach ciągną się zbyt długo, często – karygodnie długo i nie widać, żeby mogło się to zmienić.
Stąd, zrozumiana zbyt dosłownie, zaczepka moderatora, że może powinniśmy jako obywatele zacząć żądać od sądownictwa dobrej pracy, tak jak żąda klient dobrej usługi od usługodawcy, któremu płaci – tu nie tylko w wygórowanych niekiedy opłatach sądowych, ale przede wszystkim w podatkach.
Profesor Łętowska wyraziła na to dictum kulturalne bardzo, ale jednak oburzenie podkreślając, że sądy są trzecią władzą i kładąc na słowo „władza” wielki nacisk. Nie są zatem sądy „kontrahentem”, którego można sobie zmienić, gdy któryś nam się nie podoba.
Sędzia Żurek potwierdził to stanowisko, podkreślając, iż w polskich realiach sądy są wprawdzie władzą, ale władzą najsłabszą (więc tym bardziej bronić trzeba jej pozycji).
Wydajność sądów rośnie, jakość nie nadąża
Zauważył, że rolą sądów jest wykonywanie prawa, nawet jeśli jest to prawo złe. Dodał, że w dzisiejszych warunkach władza wykonawcza zlała się w jedno z ustawodawczą, co sprawia, że parlament stał się maszynką do zatwierdzania prawa tworzonego na kolanie i w pośpiechu. Podał dane, wg których w 1989 r. do sądów trafiły 2 mln spraw, a w 2015 r. – 15 mln. W tym samym czasie liczba sędziów wzrosła dwukrotnie. „Wydajność z hektara” poprawiła się wyraźnie, ale kosztem jakości.
Piętą achillesową polskiego sądownictwa jest Warszawa, gdzie w sądach cywilnych na jednego sędziego potrafi przypadać ponad 1000 spraw, podczas gdy sędzia w małym mieście ma ich na biurku i w szafie czasem 200, czasem 300.
Poza elementem złego prawa oddziałuje czynnik zaniedbanej infrastruktury kadrowej (asystenci/tki, sekretarki/rze), lokalowej i technicznej. Waldemar Żurek zauważył przy tym, że środki przeznaczane na wymiar sprawiedliwości nie są wcale małe, więc już z tymi pieniędzmi, które już są do dyspozycji można byłoby wiele zmienić na lepsze.
W dalszej części podał przykład racjonalnego –zdaje się – rozwiązania, którego zastosowanie pozwoliłoby zmniejszyć dysproporcję obciążeń sędziowskich między Warszawą oraz innymi wielkimi miastami, a tzw. terenem. Złamanym kluczem niemożności jest zasada, że nie można przenosić sędziów wbrew ich woli. Równomierniejsze rozmieszczenie kadr nie wymaga jednak ubezwłasnowolnienia sędziów. W Polsce orzeka 10 tys. sędziów, a rotacja z przyczyn naturalnych (przejścia w stan spoczynku, zgony) wynosi dwa tysiące w ciągu 4 lat. Gdyby zatem stopniowo, wraz z naturalnymi procesami, likwidować etaty, tam gdzie jest ich relatywnie za dużo, tworząc w zamian nowe tam, gdzie brakuje obsady sędziowskiej, to wielka część dysproporcji na niekorzyść stolicy, gdzie dzieje się najwięcej, byłaby już dawno usunięta. Jest to tym ważniejsze, że z punktu widzenia interesów kraju, sądy w Warszawie powinny czekać na sprawy, a nie być nimi zawalane.
Zmiany od hoc
Na pytanie, co można zrobić z polskim sądownictwem ad hoc i co nie wymaga kilkunastoletnich debat, sędzia Łętowska (NSA, TK) przestrzegła przed poszukiwaniem uniwersalnych narzędzi. Pani profesor jest zdania, że wymiar sprawiedliwości wymaga cierpliwości, wytrwałości i rozwagi. Należy go zatem strzyc i wałować, strzyc i wałować, strzyc i wałować i może będzie wreszcie jak angielski trawnik.
Ewa Łętowska radzi też wpuszczać „Więcej światła”. Wobec przytoczonych na początku tej relacji okoliczności w jakich znalazł się Goethe proszący o iluminację, rada ta może brzmieć dwuznacznie, ale intencje takie nie są, o czym świadczy rozwinięcie, że „Więcej światła” to więcej wiedzy, szczerości w relacjach, więcej tłumaczeń niezliczonych zawiłości. Naprawa wymiaru sprawiedliwości to dzieło, na które złożyć się musi mnóstwo małych posunięć.
Najpilniejsze ich zdaniem posunięcia wymienili pozostali goście. Były prezes TK Jerzy Stępień uważa, że skandalicznie niski jest poziom wynagrodzeń szeregowych kadr wymiaru sprawiedliwości. Uznaje, że skoro w budżecie państwa wydzielone są środki nawet na tak dalece nie czołową instytucję, jak Samorządowe Kolegia Odwoławcze, to pora wydzielić w nim również sądy powszechne. Popiera przeniesienie nadzoru nad sądami powszechnymi do Sądu Najwyższego. Mocno krytykuje umiejscowienie w sądach najróżniejszych rejestrów twierdząc, że nie jest rolą sędziów występowanie w roli pierwszej instancji postępowania administracyjnego. Uważa, że trzeba powołać tzw. sądy pokoju do rozstrzygania drobnych spraw
Jerzy Stępień podkreśla, że młody człowiek dopiero co po studiach i aplikacji nie powinien rozpoczynać kariery od rozstrzygania jako sędzia życiowych spraw innych ludzi. On sam uznał, że przyswoił odpowiedni warsztat i przestał rozglądać się błagalnie za pomocą od kolegów dopiero po 4-5 latach samodzielnego wyrokowania. Odpowiednie dla sędziego doświadczenie powinno być gromadzone podczas wykonywania innych zawodów prawniczych.
Sędzia musi być osobą z charakterem, w razie potrzeby powinien umieć i mieć odwagę się postawić, a takich brakuje. Sędzia musi myśleć o swoich sprawach przez 24 godziny na dobę, więc nie może dumać, czy już założyć rodzinę, czy jeszcze nie, czy czas już na dzieci, gdzie ma mieszkać… Dlatego sędzia Stępień uważa, że próg wieku dla sędziego to minimum 40 lat.
W Ministerstwie Sprawiedliwości rozmawia się o zmniejszeniu liczby instancji. Gdyby nie powstawało przy okazji wrażenie, że to droga do pozbycia się z zawodu części sędziów, to w opinii J. Stępnia inicjatywa ta zasługiwałaby na rozważenie.
Naprawa wymiaru sprawiedliwości rozumiana jako doprowadzenie go do stanu pożądanego w świetle rozumnych kryteriów wymaga najmniej 7-10 lat, więc najważniejsze to zacząć ten proces – zakończył ten wątek były prezes TK.
Również rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa wskazał, że odpowiadałby mu model urzędu sędziego w koronie zawodów prawniczych, a więc sędziów nominowanych spośród najlepszych adwokatów, radców prawnych, notariuszy, prokuratorów. Waldemar Żurek jest zdania, że wśród prawników w wieku 45 lat i więcej znalazłyby się osoby, które porzuciłyby dla godności sędziego swe intratne kancelarie, gdyby warunki takich przejść były przyzwoite. Od paru lat pogląd ten podziela szeroki krąg obecnych sędziów, ale nie ma odważnych przekuć to myślenie w zasadę.
Sędzia Żurek jest za instytucją wybieralnych sędziów pokoju odpowiedzialnych za mikro-bezpieczeństwo na swoim terenie. Na wypadek, gdyby „przewróciło się któremu w głowie” lub orzekał „pod wyborców” niezbędny byłby instrument kasatoryjny. Zgodził się z Jerzym Stępniem, że sędzia musi być człowiekiem odważnym i nie powinien kierować się chęcią osobistego awansu zawodowego.
Alternatywą do obecnej drabiny po której trwa żmudna lub czasem niespodziewanie szybka wspinaczka z sądu rejonowego, przez okręgowy, apelacyjny aż – niekiedy – do najwyższego mógłby być awans tytularny połączony z finansowym, który nie wymagałby przenosin z sądu do sądu i z miasta do miasta i nie wypłukiwałby jednocześnie sądów rejonowych z najlepszych sędziów, których nie powinno brakować także w powiecie.
Zaniedbana została sfera mediacji pozasądowej. Przykładem skutków zaniechania mediacji może być typowa sprawa rozwodowa, która może pączkować nawet kilkoma kolejnymi sprawami, w tym nawet karnymi: o alimenty, osobna o podwyższenie alimentów, kolejna o podział majątku dorobkowego, jeszcze inna o rzekome lub prawdziwe akty agresji wobec małżonka i wreszcie – o pedofilię. Rzecznik KRS wyraża pogląd, że jeśli rozwód jest niesporny i jest pewność właściwego zabezpieczenia wszystkich interesów dzieci, to sąd mógłby nie rozwodzić, bo byłaby to kompetencja USC.
Odczuwalny jest brak ustawy reprywatyzacyjnej, który zmuszał i zmusza nieprzygotowane składy sędziowskie do zajmowania się kwestiami skomplikowanymi nie tyle w dużym, co najwyższym stopniu. Kolejny przykład potrzebnej zmiany to tzw. spory „zusowskie”, które rozpatrywane są przez sądy powszechne, a mogłyby trafiać do sądów administracyjnych.
Kodyfikacją w biegunkę
Jak zauważył Waldemar Żurek, sądy są od wykonywania prawa, nawet jeśli to prawo jest złe. W 2014 r. weszło w życie 25 tys. stron nowych ustaw i rozporządzeń, a w 2015 r. stron takich było już 30 tysięcy. Czy można jednak objąć percepcją tyle prawa, ile tworzy się do co roku w Polsce i czy nie przydałyby się nam systematyczne przeglądy prawa w celu usuwania przepisów ewidentnie niepotrzebnych, niespójnych, przegadanych, niejasnych i nieczytelnych, kolidujących z innymi?
Ewa Łętowska nie poparłaby takiej propozycji. Wskazała na nieudane w tej mierze inicjatywy Janusza Palikota, wcześniej Leszka Balcerowicza, jeszcze dawniej Ireneusza Sekuły itd. Podkreśliła, że na przeprowadzenie różnych rzeczy nie ma ani większości parlamentarnej, ani atmosfery. Powiedziała, że demokracja ma krótki oddech liczony na 4 lata, więc nie toleruje planów optymalizacyjnych obliczonych na długie okresy.
–Wiemy co nam doskwiera – mówiła. W obrocie gospodarczym umowy muszą być na serio, czynności prawne – na serio, a tymczasem nie na serio jest nasze życie publiczne.
Co z tego, że postulujemy, skoro nikt nie chce podjąć tego czy innego postulatu. Każda reforma niesie za sobą skutki negatywne, a prawo uwikłane jest w społecznej realności. Jeśli nie będziemy tego uwzględniać, to poniesiemy klęskę – podkreśliła profesor Łętowska. Zakończyła oceną, że Polska jest krajem o bardzo niskiej kulturze prawnej, do dołu do góry i na odwrót. Jaka na to rada? Jej rada taka, że zróbmy koło siebie to, co każdy zrobić może.
Oboje z Jerzym Stępniem odtworzyli w tym miejscu wers Kazimierza Brodzińskiego:
„Czyli każdy w swoim kółku, co każe duch Boży
A całość sama się złoży.
Sędzia Stępień stwierdził, że system prawa mamy wprawdzie bardzo niespójny, ale jakaś kolejna ustawa deregulacyjna może go jeszcze bardziej zanieczyścić. Prawo w Polsce uchwalane jest zbyt łatwo, a każda próba zaostrzenia reguł jego tworzenia pali na panewce. Swego czasu rząd został związany dobrymi zasadami legislacji, ale znowu szykuje się stare, bo prawo ma być na powrót szykowane po ministerstwach, z czym walczono całe długie lata.
Dodał, że nie udają się żadne próby uchwalenia procedury legislacyjnej dla parlamentu, choć taka ustawa potrzebna jest od zaraz. Jej istotą byłoby samoograniczenie się parlamentu w obszarze legislacji. Sędzia Stępień wyraził w tym miejscu pogląd, że powodem trwającego napadu na Trybunał Konstytucyjny są właśnie jego działania zmierzające do uśmierzania biegunki legislacyjnej.
Sędzia Żurek nie dołączył do poprzedników i ze sceptycznego dwugłosu nie powstało trio. Wskazał, że komisje kodyfikacyjne udawało się tworzyć nawet w Galicji (gdzie w każdej sprawie więcej opinii niż ludzi). Świetnie zdały egzamin autorskie kodeksy wprowadzane w międzywojniu nawet nie ustawą a rozporządzeniami (prezydenta Mościckiego). Uznał, że jest sens stworzenia komisji kodyfikacyjnych, które w pierwszej fazie dokonałyby przeglądu praw. Obok profesora zasiadłby w nich praktyk, a gdy przyszykowaliby nowe projekty, poddane zostałyby one długiej, publicznej debacie, bo wiemy już aż za dobrze, że nie wolno robić prawa na kolanie.
Taką wizją, nie wiadomo, czy ziszczalną, a jeśli nawet tak, to czy jeszcze w tej ćwiartce obecnego stulecia, zakończyło się spotkanie, w którym na podstawie doświadczeń gości na podium i zebranych na sali omawiano przyszłość sądownictwa w Polsce.
Jan Cipiur
P.S.
Ponieważ wchodzenie moderatora w polemiki zakłóciłoby potoczystość rozmowy i odbierało czas przeznaczony na kolejne wątki, to tu dopiero pozwolę sobie na dwa poglądy odmienne od wygłoszonych przez znamienitych gości.
Nie przekonuje mnie – i mam nadzieję, że również bardzo wielu innych – linia obrony władzy sądowniczej przed krytyką dotyczącą sprawności jej działania. Paralela z usługową działalnością sądów była z mojej strony zamierzonym uproszczeniem. Ale argument, że sąd jest władzą, a nie naszym kontrahentem jest daleko niewystarczający, żeby oddalać za jego pomocą bez rozpatrzenia uzasadnione oburzenie petentów tej władzy. Także, a nawet zwłaszcza dlatego, że obie pozostałe władze można zmienić stosunkowo łatwo w procesie jak najbardziej legalnym i demokratycznym, czego o sądach i sędziach tak gładko powiedzieć się nie da.
Druga sprawa dotyczy roztoczonej na podium aury pewnej niemożności i potrzeby pokornej wytrwałości, bo samo się kiedyś może to co nas gniecie „ulula i ucukrzy”.
Uważam, że nie ma miejsca na opuszczanie rąk. Cytowałem Jeana Monneta i Konrada Adenauera, którzy negocjując powołanie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, tj. prekursorki Unii Europejskiej, zgodzili się, że „problemy konkretne przestają być nierozwiązywalne, gdy podchodzi się do nich z punktu widzenia wielkich idei”.
Trzeba działać dziś i teraz, bo cukrzyć może się jeszcze nasza sprawa długo, a chciałoby się pożyć choćby tylko trochę w dobrych czasach dobrych sądów i mądrego prawa.
Nie wolno przy tym wyznaczać małych celów – naszym celem ma być najlepsze niezadługo sądownictwo w Europie, a nie wymiar sprawiedliwości byle poprawny.
Sędziowie Łętowska i Stępień przypomnieli wers poety Brodzińskiego, to i ja przypomnę fragment wiersza „Czas” tego samego autora:
Chociaż nie skończysz ciągle rób,
Ciebie, nie dzieło, weźmie grób,
A choć na ziemi krótko nas,
Czas wszystko skończy, bo ma czas.
O naprawie wymiaru sprawiedliwości cz. 1
Panel dyskusyjny organizowany przez Fundację Centrum Prasowe dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Prowadzący: Jan Cipiur Goście: prof. Ewa Łętowska Jerzy Stępień Waldemar Żurek
O naprawie wymiaru sprawiedliwości cz. 2
Panel dyskusyjny organizowany przez Fundację Centrum Prasowe dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Prowadzący: Jan Cipiur Goście: prof. Ewa Łętowska Jerzy Stępień Waldemar Żurek
O naprawie wymiaru sprawiedliwości cz3
Uploaded by CentrumEdukacjiSpołecznej on 2016-06-29.
O naprawie wymiaru sprawiedliwości cz4
Uploaded by CentrumEdukacjiSpołecznej on 2016-06-29.
Na pewno potrzebna jest taka wymiana poglądów. Choć postulaty sędziego Jerzego Stępnia, zmierzające do umieszczenia stanowiska sędziego na szczycie zawodowowego awansu i zapewnienia mu prawdziwej niezawisłości, od lat pozostają „wołaniem na puszczy”.
Prawdziwym egzaminem dla sądów będzie wejście na wokandę spraw, które oprą się o orzeczenia TK wydane już po d. zmianie. Gdy sędziowie staną przed dylematem, czy poważnie traktować wezwanie autorytetów do szacunku dla Konstytucji, czy może bardziej będą cenić osobiste kariery w zaistniałym, miejmy nadzieją na krótko, świecie równoległym. Wyroki TK przecież nie znikają i nie tracą ważności. Nawet te niedrukowane.