Jarosław Dudycz: Ciąża – relikt dawnych czasów?8 min czytania

ciaza2016-04-13.

Kwestia aborcji znowu obudziła naród, ale przecież nie dzieje się nic nowego. Padają te same hasła i budzą się te same emocje, co zawsze. Stanowiska zajmowane przez obydwie strony sporu są doskonale wszystkim znane. Przeciwnicy aborcji uważają życie poczęte za pełnoprawne ludzkie życie, niczym się nieodróżniające od życia już urodzonych. Mające godność i prawa. A zwolennicy aborcji widzą w życiu prenatalnym jakość ważącą mniej niż sprawy matki.

Z tymi stanowiskami niczego nie zrobimy. One nie podlegają negocjacjom i kompromisom. Każda ze stron wytrwale będzie obstawać przy swojej racji. Należy więc raz na zawsze porzucić nadzieję, że cokolwiek się okaże, że ktokolwiek nagle wyłoży na stół przełomowe argumenty, dzięki którym unikniemy awantur. Nic takiego się nie stanie. Trzeba zatem poradzić sobie inaczej. Wyprowadzić spór z obecnego – niezwykle dusznego – miejsca w nowe przestrzenie. Osadzić go w innym kontekście, zmienić mu perspektywę i język. Zaproponować nowe kategorie. Skoro stoimy przed ścianą, to nie ma żadnego sensu patrzenie za siebie, trzeba spojrzeć na to, co przed nami: na tę ścianę właśnie. I spróbować ją przebić. Ale inteligentnie, sposobem, a nie głową.

Tym przebiciem ściany może być odejście od męczących i jałowych rozważań filozoficzno-teologicznych o godności ludzkiego życia w kierunku refleksji… technologicznej. Tak, uważam, że temat aborcji – czy po prostu temat ciąży – można ująć w kategoriach technologicznych, wychodząc od tezy, że spór o autonomię i godność życie prenatalnego, zderzanie się w tym sporze sprzecznych światopoglądów i interesów, konfrontacja idei – to rzecz wyłącznie niedostatecznego rozwoju cywilizacji w jej wymiarze technologicznym, problem nauki, która ciągle jest pół kroku za naszymi dramatami. Za tą tezą idzie kolejna: jeśli ten rozwój technologiczny nastąpi, uwolni nas od prowadzonych sporów, obnaży ich bezsens i nieprzydatność.

Jak wypowiedzieć językiem technologii spór o aborcję? Jak wygląda sprawa ciąży sprowadzona do języka technologii? Bardzo prosto. Oczywiście owa prostota to sprawa języka, sprawa kategoryzacji. Skategoryzować temat rzeczywiście łatwo. Z wszelkim wdrażaniem tych kwestii będzie o wiele trudniej, ale od czegoś – właśnie od nazywania rzeczy – zacząć trzeba.

Po przyjęciu technologicznej perspektywy, ciąża nie jest niczym więcej, jak tylko ścisłą zależnością życia prenatalnego od organizmu kobiety, zależnością krytyczną, ponieważ usunięcie tej zależności kończy się obumarciem życia prenatalnego, nie istnieje bowiem żaden surogat warunków ciąży. To bezwzględne powiązanie biologiczne życie prenatalne-kobieta sprawia, że wszelkie decyzje dotyczące życia prenatalnego dotyczą także zawsze kobiety. Jeśli więc tzw. obrońcy życia postulują jakieś zachowania względem życia prenatalnego, to – siłą rzeczy – postulują je także dla kobiet. Nie ma takiej aktywności względem życia prenatalnego, które by nie dotyczyło kobiety. Nie sposób czegokolwiek wyświadczyć życiu prenatalnemu bez interakcji z osobą matki. Właśnie tu rodzi się toksyczność wszelkich sporów ideologiczno-społecznych. Klincz bierze się z braku biologicznej autonomii życia prenatalnego.

Zadaniem nauki musi stać się zatem nadanie życie prenatalnemu tej brakującej autonomii, stworzenie warunków do oderwania go od organizmu matki na dowolnym etapie ciąży, dzięki czemu obrońcy życia będą mogli rzeczywiście wypowiadać się o życiu prenatalnym jako takim, bez wikłania w swoje wynurzenia kobiet. Jedynym rozwiązaniem jest więc skuteczny program ciąży pozaustrojowej, opartej na technologii sztucznej macicy. Takie osiągnięcie technologiczne raz na zawsze mogłoby zamknąć spór ideologiczny o przerywanie ciąży. Kobiety, które nie chciałyby czy nie mogły urodzić dziecka, przechodziłyby zabieg przeniesienia zarodka do aparatury ciąży pozaustrojowej, a obrońcy życia mogliby się skoncentrować na wdrażaniu solidnych programów ekonomicznych i społecznych, tak żeby dzieci urodzone z ciąży pozaustrojowej znalazły swoje miejsce w społeczeństwie.

Program ciąży pozaustrojowej pociągnąłby też za sobą – czy po prostu by się z nim sprzęgnął – niebywały rozwój ginekologii i chirurgii prenatalnej, dałby też matkom czas na zastanowienie. Wolna od ciąży kobieta, której dano możliwość i prawo do wyjęcia zarodka z jej ciała, niepoddana presji medycznej, moralnej i środowiskowej, mogłaby swobodnie, we współpracy z lekarzami i psychologami,  spokojnie zastanowić się nad tym, czy jednak nie chce dziecka przyjąć. Takie zastanawianie się byłoby o wiele bardziej owocne niż to dzisiejsze, bo kobieta czułaby, że jest wolna i niezależna, że może swoją decyzję podjąć w oderwaniu od spraw życia prenatalnego.

Korzyści takiego rozwoju technologii są więc rozliczne. Mielibyśmy za sobą wszystkie dzisiejsze awantury o prawa życia prenatalnego. Obrońcy życia prenatalnego mogliby zarodkom rozwijającym się w sztucznych macicach przyznawać dowolne prawa, mogliby to życie uświęcać do woli, bez ograniczeń, bo już – na szczęście – nie kosztem kobiety.  Taki program to oczywiście melodia przyszłości, manifest futurystyczny. Uważam jednak, że bardzo potrzebny, wart formułowania na długo, nim nauka na dobre ujmie ten temat.

Bo nawet jeśli do powstania ciąży pozaustrojowej miną dziesięciolecia, nawet jeśli ugrzęźniemy po drodze i czekają nas lata bez postępu, lata nieudanych eksperymentów, kłopotliwych testów, wreszcie – lata utrzymywania technologii wyłącznie w zaciszu laboratoriów, bo nie będzie woli i środków, by przystosować ją do powszechnego użycia, a także lata błędów i problemów etycznych, to dzięki takiemu postawieniu sprawy już dzisiaj zyskujemy nową przestrzeń do refleksji, dostajemy szansę na lepszą diagnozę ludzkiej kondycji. Postulat ciąży pozaustrojowej pokazuje nam mianowicie rzecz niezwykle ważną: rozterki moralne biorą się często z tego, że nie umiemy sobie z danym tematem poradzić technologicznie, że mu nie możemy sprostać naukowo. Ludzkość bywa licha i marna i krzywdzi siebie często nie dlatego, że ma skrzywioną naturę, ale dlatego, że z powodu braku technologicznych narzędzi trwa straszliwie rozciągnięta między różnymi aksjologiami. I tylko dlatego popełnia błędy w poruszaniu się między tymi aksjologiami, bo nie ma w danym momencie najmniejszej szansy pomóc sobie dobrą technologią, która by ją wyprowadziła z zaklętego kręgu takiego czy siakiego sporu.

W tym konkretnym przypadku powiedzieć trzeba, że tkwimy w toksycznym sporze o aborcję nie dlatego, że mamy złą wolę, ale dlatego, że ciągle dźwigamy taki relikt, jak ciąża. Mamy samoloty i komputery, mamy antybiotyki, nowoczesne operacje, transplantologię, a ciąża ciągle się odbywa tak samo, jak przed tysiącami lat, czyli w sposób wikłający kobiety. Wiele ograniczeń biologii przekroczyliśmy, ale ciągle jeszcze nie umiemy przekroczyć ciąży. Już nie umieramy z braku higieny jak nasi przodkowie, ale ciągle po staremu przeżywamy płodność.

Należy człowiekowi współczuć z całego serca. Współczuć mu tego, że tych dobrych technologii w zasadzie zawsze się dopracowuje, owszem, ale z ogromnym opóźnieniem, po latach ofiar i kłótni.

Warto jednak wiedzieć, że stworzenie programu ciąży pozaustrojowej nie uchroni nas przed możliwymi zakrętami. Jest możliwy ostry wiraż, który sprawi, że – mimo rozwoju nauki uwalniającej nad od sporów aborcyjnych – wypadniemy z drogi postępu i ugrzęźniemy na poboczu innej awantury. Tym poboczem będzie – jestem go niemal pewien – opór Kościoła wobec programu sztucznej macicy. Kościół podniesie tę samą argumentację, co w przypadku in vitro: że nie godzi się odrywać człowieka od natury i Bożego planu stworzenia. Tak jak w przypadku in vitro nie wolno poczęcia oderwać od aktu seksualnego, tak tutaj nie będzie wolno oderwać ciąży od organizmu kobiety. Jestem przekonany, że taką kościelną retorykę usłyszymy. Będzie to retoryka wyrastająca z lęku przed Bogiem, któremu mają się nie podobać wszelkie modyfikacje dotyczące płodności i rozrodu.

Zademonstruje się tu kompletna niezdolność Kościoła do kompromisu i straszliwe parcie na rząd dusz. Istotnie rozwiązany zostanie problem aborcji, będzie można rozwijać niechciane przez kobiety ciąże, Kościołowi to jednak nie wystarczy. Okaże się, że nie chodziło tu wcale o obronę życia prenatalnego, a po prostu o kontrolę nad kobietami. I jak się nie da już sterować ich ciążą po staremu – czyli mówić, że muszą rodzić za wszelką cenę, bo przecież innego optymalnego wyjścia nie ma – to będzie się tą ciążą sterować po nowemu, czyli zabraniać kobietom ciąży pozaustrojowej. Apetyt hierarchów na władzę nad sumieniami jest nieograniczony i wciąż napotykać będzie nowe środki wyrazu, w zależności od tego, jak świat się będzie zmieniał. Hierarchowie oczywiście nie pomyślą, że może nie wszystko wiedzą najlepiej i nie znają wcale Bożych planów na wskroś, i wobec tego może warto czasami ustępować. Zwłaszcza gdy się dostaje dzięki nowym technologiom coś, o co się wcześniej długo walczyło: ochronę życia nienarodzonego.

Oczywiście mogę się mylić i gdy pojawi się ciąża pozaustrojowa, nie będzie już śladu po tryumfalistycznych, pysznych biskupach. Wyzwaniem dla nauki będzie program stworzenia sztucznej macicy, ale dużym wyzwaniem politycznym i społecznym, szczególnie w Polsce, będzie dotarcie – w końcu skutecznie –  do biskupów z bardzo jasnym przekazem: musicie nauczyć się ustępstw, to nie wy jesteście Bogiem, musicie posługiwać się kompromisem. Rozwój nauki musi koniecznie iść w parze z dialogiem z religią i wyraźna musi być myśl wyjściowa tego dialogu: to jest dialog, czyli, droga religio, nie dostaniesz wszystkiego.

Jarosław Dudycz

Print Friendly, PDF & Email
 

One Response

  1. Mariusz Malinowski 15.04.2016