Krzysztof Mroziewicz: Do laski marszałkowskiej2 min czytania

2015-03-04_17-04_borusewicz2015-03-04.

Błąd w dyplomacji to katastrofa. „Dyplomatycznie” znaczy często „nieskazitelnie”. Marszałek – wszystko jedno, której izby– może od biedy, choć nie powinien, pozwolić sobie na błąd. Jego otoczenie – nigdy. Dyplomacja jest sztuką unikania konfliktów.

Jeśli polityk wysokiej rangi zamierza udać się dokądś z nieplanowaną wizytą, nie może ogłaszać zamiaru w taki sposób, aby strona przyjmująca dowiadywała się tego z mediów. Kanał dyplomatyczny jest po to, aby zaufany polityka zwrócił się do strony potencjalnie przyjmującej z zapytaniem, w którym implicite zawarte jest przypuszczenie, iż wizyta będzie co najmniej  neutralnie widziana. Na przykład: „gdyby pan marszałek wylądował w waszej stolicy samolotem specjalnym, to czy można liczyć na minimum oprawy protokolarnej”?

Jeśli tak postąpiono, a mamy wrażenie, że nie, to całą operację należy uznać za public relations disaster!

Ponieważ stosunki między obydwoma państwami są chłodne, nieplanowana wizyta może być wykorzystana dwojako. Albo jako okazja do zamrożenia poziomu niechęci, albo do popsucia i tak już złego stanu.

W pierwszym przypadku strona potencjalnie przyjmująca może odpowiedzieć: „ponieważ wizyta ma charakter nagły, nie mamy nikogo w odpowiedniej randze, kto mógłby się marszałkiem zając”.  Jest to lepsze wyjście, niż powitanie marszałka na poziomie recepcjonisty z ministerstwa spraw zagranicznych, co mogłoby zostać odebrane jako obraza.

Kiedy natomiast marszałek dowiaduje się z mediów, że „nie zostanie wpuszczony”, co jest formą dużo gorszą od najgorszej formuły dyplomatycznej „non grata”, wtedy  odnosimy słusznie wrażenie, że strona „potencjalnie przyjmująca” chciała nas obrazić. Daliśmy jej do tego okazję.

W dyplomacji  nic nie dzieje się bez wzajemności. Otoczenie marszałka postąpiło tak, aby nas obrażono bez szans na odpowiedź. Mało tego – strona potencjalnie przyjmująca  wykorzystała sytuację do zagrania na swoją korzyść, tłumacząc, że odmowa jest zwykłą odpowiedzią na sankcje, którymi objęto w Unii Europejskiej odpowiedniczkę pana marszałka. Innymi słowy; „samiście sobie winni”.

Protokół dyplomatyczny nie jest żadnym zbiorem skomplikowanych przepisów prawnych. Jest po prostu zwykłym przedłużeniem kindersztuby. Uczy ona, że nie wchodzi się do cudzego domu bez  zaproszenia a przynajmniej bez konsultacji z gospodarzem, nawet jeśli nie możemy na siebie patrzeć. A zwłaszcza wtedy.

Marszałek powiedział publicznie, że zażąda od ambasadora wyjaśnień. Niepotrzebnie. Powinien zażądać wyjaśnień od swojego personelu. Dał okazję ambasadorowi do wywiadu dla jednej ze stacji telewizyjnych. Ambasador powiedział tam, że Rosja nie miała, nie ma i nie będzie miała zamiaru atakować zbrojnie Polski.

A co niby miał powiedzieć?

Krzysztof Mroziewicz

Print Friendly, PDF & Email
 

18 komentarzy

  1. W. Bujak 04.03.2015
  2. j.Luk 04.03.2015
  3. Magog 04.03.2015
  4. slawek 05.03.2015
    • j.Luk 05.03.2015
      • slawek 06.03.2015
  5. Magog 05.03.2015
  6. slawek 06.03.2015
  7. j.Luk 06.03.2015
  8. j.Luk 06.03.2015
  9. j.Luk 06.03.2015
  10. j.Luk 06.03.2015
  11. j.Luk 06.03.2015
  12. slawek 06.03.2015
  13. j.Luk 06.03.2015
    • slawek 07.03.2015
      • j.Luk 08.03.2015
  14. Magog 06.03.2015