2014-08-23.
Piosenkę o czekoladzie, którą pamiętam z dzieciństwa (Mama lubiła słuchać radia), śpiewała Natasza Zylska. Pełna wdzięku dziewczyna, obdarzona głosem pulsującym radością, wyjechała z Polski do Izraela w roku 1963, tam zmarła w 1995. Zapisała się w historii polskiej muzyki rozrywkowej.
Płytę z jej piosenkami (a nawet dwie płyty; dużo śpiewała, była bardzo popularna!) wydano całkiem niedawno i jest do kupienia! Tytuły piosenek o nieskomplikowanych tekstach – jak ten, który przywołam – u niejednego ze słuchających, pamiętających tamte czasy, wzbudzą nostalgię: Bajo-bongo, Pik, pik, pik, Kasztany, Mój mąż łowi ryby, Pikulina, Soho mambo, Czekolada,Marianna, Kot, Kukurydza. Te „tamte czasy” to były lata pięćdziesiąte, a konkretnie ich lepsza druga połowa.

Z roku 1957 pochodzi piosenka, którą można nazwać kulinarną lub smaczną:Czekolada. Czekolada wtedy była jeszcze do kupienia w postaci najsmaczniejszych na świecie wyrobów (gdzie ten smak?!) d. Wedla czyli wówczas Zakładów 22 lipca. Pamiętam jak mnie rozczarował smak eleganckich szwajcarskich czekoladek, które trafiły do naszego domu mniej więcej w tym czasie. Wedel był górą.
Przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, w miejscu, gdzie dzisiaj jest pizzeria jedna z wielu, w „tamtych czasach” był sklep Wedla. Składały się na niego dwie salki, w drugiej mieściła się klimatyczna kawiarenka, o której się mówiło „przy kominie” (był w niej kominek). „W kominie” miałam się jednak umawiać za ładne parę lat. Przedtem bywałam w sali pierwszej, czyli w sklepie ze słodyczami. Tych było mi wtedy wciąż za mało! Kusiły czekolady mleczne i nadziewane, intrygował smak czekolady gorzkiej, uwielbiałam orzechy i rodzynki w czekoladzie oraz słynną mieszankę czekoladową – na te smakołyki jednak tygodniówki nie wystarczało! Najczęściej ganiałam więc do sklepu po torebkę najtańszych sugusów, nieco droższych toffi czy irysów oraz dziesięć deka czekoladowego bloku. Za kilka groszy sklep Wedla łagodził deficyt cukru w organizmie. Ten sklep tak kochałam, że gdy pytano mnie, kim będę, gdy dorosnę, odpowiadałam, że albo panią z biblioteki, albo sprzedawczynią u Wedla.
O tej czekoladzie – nie wątpię, że wedlowskiej! – śpiewała Natasza Zylska. Kto płyty nie kupi, znajdzie tę piosenkę, i inne, na youtubie.
Czeko, czeko, czekolada,
Może kupi pani dla dzieci swych kochanych?
Czeko, czeko, czekolada,
Jest przysmakiem dzieci twych.
Czeko, czeko, czekolada,
Kup pan żonie ślicznej, a będzie bardzo rada!
Czeko, czeko, czekolada
chce osłodzić wasze dni.
Dzisiaj aż tyle czekolady już nie jem. Chyba swój przydział pochłonęłam w „tamtych czasach”. Ale od czasu do czasu po smakołyk sięgam. Warto. Nawet z rozsądku. Bo czekolada – zwłaszcza ta prawdziwa, o wysokiej zwartości ziarna kakaowego – ma dużo magnezu i cenne przeciwutleniacze. Pofolgujmy więc sobie od czasu do czasu, oczywiście z umiarem.
A że miałam się spotkać z moją siostrą, dawno nie widzianą, z którą w dzieciństwie dzieliłam upodobanie do wspomnianych wyżej wyrobów, postanowiłam przygotować smakołyk nostalgiczny. Czekoladowy blok. Nie osiągnęłam jednak „tamtego” smaku. Cóż, tamten wyrób był chyba robiony z masy o mniejszej zawartości czekolady w czekoladzie. Był łagodny i potwornie słodki. A ja poszłam w elegancję smaku wytrawnej czekolady. Taka jest najzdrowsza i taką teraz lubię. Nie znaczy to, że blok był całkiem gorzki.
Przepisy na blok już kiedyś dawałam. Dziwna sprawa, na żaden nie trafiłam w książkach kucharskich stojących na moich półkach. Chyba jest to wyrób należący do kuchni domowej. Bardzo prosty. Do jego produkcji można zaciągnąć dzieci lub wnuki. Na pewno będą szczęśliwe. Kochają przecież czekoladę.

Blok czekoladowy po mojemu
- 200 g czekolady deserowej (gorzkiej)
- 10 dag masła
- syrop z agawy (lub cukier brązowy)
- mleczko kokosowe (165 ml)
- herbatniki
- bakalie
Przygotować bakalie: pokroić na mniejsze kawałeczki, suszone namoczyć w alkoholu lub herbacie. Herbatniki pokruszyć.

Czekoladę rozpuścić na parze lub w mikrofalówce (300 st. C, co minutę mieszać, na końcu w gorącej rozpuścić 2–4 pozostawione kostki). Zmiksować z masłem. Do lśniącej masy wmieszać bakalie i herbatniki.
Foremkę keksową wyłożyć folią spożywczą, wlać czekoladową masę, przestudzić. Trzymać w lodówce. Podawać pokrojoną w plastry.
Zachęcam do zaopatrzenia się w syrop z agawy. Kilka razy słodszy od cukru, ma znacznie korzystniejszy do niego indeks glikemiczny. Nie jest tani, ale używać go można oszczędnie, bo ma tak znakomitą siłę słodzenia.

Jakie bakalie dajemy do bloku? Jakie mamy, lubimy i jakie nam nie szkodzą. Ponieważ moja siostra jest uczulona na orzechy, rzecz jasna ich nie dawałam. W moim wyrobie były tylko suszone morele, daktyle i rodzynki, te duże. Mogą być wszystkie owoce suszone lub kandyzowane, migdały, dowolne orzechy. Pole do eksperymentów jest szerokie. Kto chce, może wziąć inną czekoladę. Gdy będzie mleczna, nie potrzeba masy dosładzać. Umówiłam się, że następnym razem wezmę właśnie czekoladę mleczną i same herbatniki, bez bakalii. Może blok będzie mniej elegancki w smaku, ale bardziej będzie przypominał tamtego biedaka z dawnych czasów.
Alina Kwapisz-Kulińska


Z wielka przyjemnością czytuje Pani teksty. Tym razem przypomniała mi Pani blok, który niegdyś często robiłam, bo do przysmaków rodziny należał, ale zupełnie inaczej.
Odnalazłam przepis i chyba znów go wykorzystam :
1 opakowanie mleka w proszku,
6 łyżek kakoa lub kawy rozpuszczalnej,
1 kostka masła,
2 szklanki cukru,
1/2 szklanki wody,
herbatniki,
bakalie
Cukier, wodę, masło zagotować, wlać do mleka w proszku wymieszanego z kakao lub kawą i bardzo szybko wymieszać. Dodać pokruszone herbatniki i bakalie. Wlać do formy.
Pamiętam, że blok przechowywany w lodówce był kruchy, natomiast gdy stał w temperaturze pokojowej lekko ciagnął się.
Serdecznie pozdrawiam i czekam na kolejne inspiracje, które poprzedzą rozmaite „smakowite” literackie rozważania.
Że też o kuchni można tak pięknie!
Miłi mi nieskończenie. Dziękuję:)
Z przepisu przez panią podanego jakoś nigdy nie korzystałam. Zdaje się, że pochodzi z kryzysowych lat 80. Mam ochotę zrobić i taki blok! Howgh.
Taki blok, jak podaje aga880, też robiłam właśnie w latach 80, tj. w czasach różnych wyrobów czekoladopodobnych… I przypomniała mi się taka smętna nieco anegdota z tych czasów. Przy fetowaniu się właśnie blokiem wspominaliśmy z mężem smak prawdziwej chałwy. Na co mój kilkuletni wówczas syn zapytał – Mamo, a co to jest chałwa?
A może i na temat chałwy będzie jakiś wpis? To historycznie nawet bardzo ciekawy deser…
Przyznaję, że też z przyjemnością ogromną czytuję felietony Pani Aliny, a nawet zbieram sobie w folderku osobnym takie „do zrobienia” na zaś – co o tym mówi Pani prawo autorskie? (to przepisy tylko i wyłącznie na mój własny użytek!)
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Do korzystania kulinarnego jak najbardziej. Dzięki. Odpozdrawiam!
Tez z duzym sentymentem wspominam stare znakomite polskie
wyroby czekoladowe, dzisiejszych juz nie jadam chociaz
czekolade lubie.
aga880 podaje w przepisie na blok „1 opakowanie mleka w
proszku”, chcialabym wiedziec ile to jest w gramach?
Natasza Zylska mieszkala z rodzicami w Katowicach niedale-
ko nas. Moze przy okazji wspomnien nalezaloby dodac ze nie
wyjechala z Polski do Izraela dobrowolnie, tylko jak wielu
innych zostala do tego zmuszona, zaopatrzona w tzw. „dokument podrozy”, ktory byl biletem w jedna strone.
Jestem rozgoryczona bo ten los spotkal wiele moich kolezanek i kolegow ze szkoly i z sasiedztwa.
@eva47
Mleko w proszku w ilości 500 g. Chodzi o mleko w proszku pełne (absolutnie nie instant.
W wersji bardzo kryzysowej w przepisie była margaryna, a bakalie ograniczone do rodzynek.
Pozdrawiam