2015-05-03.
Korespondencja z Londynu.
Jakieś urozmaicenie, te tu-i-tam wybory, w choć typowo zróżnicowanej, to jednak monotonii życia budowlanego, żeby nie powiedzieć zapracowanego życia emigracyjnego w ogóle. Coś się dzieje. To już nie faza wstępnych pomruków. Już cała przyroda czuje, że nastąpi jakieś tąpnięcie. Już tytułowy ludek wpada w popłoch wykładając zgrane karty i wykonując dyletanckie posunięcia. Lub blefując naiwnie. Jednak pośród tego obustronnego (wielostronnego!) labidzenia – głosy z jajem, pazurem i czym tam jeszcze, a czego nie wymieniłem. Taki np. felieton w najnowszej Coolturze (nr 580 z 2 maja br.) pióra stałego felietonisty Piotra Dobroniaka, coś w stylu mojego ulubieńca, Macieja Rybińskiego, wyczytywanego w niegdysiejszej Rzepie. Aż się prosi zacytować w całości. Krótkie, celne strzały, które mnie urzekły:
“Jeśli nie odpalacie rac, lubicie policję, generalnie nie wandalizujecie, nie machacie flagą, szabelką, nie macie czarnych koszulek z napisem: >>Wielka Polska<< albo >>Zjednoczeni Emigranci<< i w ogóle nie śpiewacie nawet w myślach patetycznie >>Boże coś Polskę<<, to jesteście tylko polskojęzycznymi zdrajcami narodu”; “I niby ta Polska taka zajebista i wszystko jest fajnie, a od lat ponad dziesięciu coraz więcej Polaków jednak wybiera życie poza nią…”; “I niby ta Wielka Brytania jest taka zajebista i wszystko jest fajnie, a cały czas jeszcze Polacy potrafią narzekać, że ci >>Brytole<< to tacy i owacy, i w ogóle rasiści, Polaków nie lubią. Lecz skoro tak jest, to po co jeden z drugim tutaj mieszka i żyje?”
To kolejny tekst tego autora odwołujący się do zdroworozsądkowości rodaków. Tym razem z akcentem polemicznym z również stałą felietonistką ale Nowego Czasu, Krystyną Cywińską, którą lubię poczytać, choć nie zgadzam się z Jej wieloma poglądami. Ta zawoalowana polemika na łamach obu tytułów ma już dłuższą historię, w której ostatnio robiący w charakterze (nomen omen) sztucznej mgły pikantny akcent z szukaniem kropli krwi szlachetnej w szlacheckiej farbie księcia-nie księcia.
A mnie, nie wnikając tu w szczegóły, o których zwyczajowo dudni Internet (ciekawskim wyszukiwarki beznamiętnie wyklepią wszystko), irytuje stanowisko starej Polonii, tej, co to czegoś dorobiła się przez dziesięciolecia XX wieku, a której teraz wydaje się, że o coś ponadmaterialnego wyłącznie jej chodzi, i przyklejonej do niej sybaryckiej grupy młodych zacietrzewieńców.
Nie rozumiem ich. Jak wielu, bo londyńska ulica, ta polska oczywiście i w swej masie, ma w de walkę o Fowley Court, Ognisko Polskie czy tarapaty finansowe POSK-u, jak i to, dlaczego egzemplarze Nowego Czasu sięgnęły bruku przed tym szacownym krzewicielem kultury. Ta ulica, nawet jak nie ma mózgu rozmiękczonego browarami, myśli wyłącznie o pracy, funtach i rodzinie, tutejszej bądź nadwiślańskiej. I w podanej kolejności, w której jedno z drugiego wypływa i jedno od drugiego zależy. Ja sam ostatnio bardziej od czegokolwiek przeżywałem Trzydziestkę swojej Córki, dziewczyny po etnologii na UW i nie pomnę czym podyplomowym, która siedzi, jak to opisałem pewnemu tutejszemu redaktorowi, za niecałe chyba dwa tysiące w odmóżdżającym miejscu w Polsce przebąkując na razie tylko od czasu do czasu o wyjeździe za granicę. Niebanalne CV z latami wolontariatów, w tym zajęć z osobami trzeciego wieku, takaż dziewięciomiesięczna praktyka w Bułgarii z jakiegoś europejskiego funduszu, podłapanie języka i wielkie zauroczenie Bałkanami. Wiedza i praktyka – przydatność – w kraju niedoceniane. Nie ma czasu i warunków na wyłapywanie i zatrzymywanie talentów w tym swądzie stęchlizny posmoleńskiej, bicia piany z powodu ucieczki młodości za granicę lub przejazdu ruskiej bandy motocyklowej. Czy wreszcie w oparach kłapouchego pesymizmu z Milne’a – “to się nie uuuuda”, by za kilka dni prawie triumfalnie obwieścić: “wiedziaaaałem, że tak będzie”.
A za tydzień pierwszy z dwóch tegorocznych szturmów wyborczych. Szturmów? Marzenia ściętej głowy. Przy takim wygodnictwie, przy takim rozłożeniu akcentów i uderzeniach wody sodowej do głowy, to mrzonki. W tym kontekście dziwią mnie, delikatnie mówiąc, głosy mądrych skądinąd ludzi proponujące likwidację zagranicznych punktów wyborczych. Czyli ja nie powinienem własnym głosem pomóc swoim dzieciom, swoim najbliższym, a przez to w każdej perspektywie i znaczeniu również sobie, w dokonaniu hipotetycznego bodajże dobrego wyboru, kiedy każdy głos na wagę złota? Macie tam, niektórzy krajanie w Polsce, problem jakiś z emigracją ekonomiczną? Przecież to nie wymysł tych czasów ani rdzennie polski, tylko wiekowy, jak historia ludzkości. To nie ciemną plamą kładące się na obliczu narodów wychodźstwo polityczne.
Nie, nie, Szanowni Państwo, Polska nie jest ewenementem, Polska leży wreszcie w wielkiej Wspólnej Europie i na Wyspach nie inaczej, a Londyn to też wesołe miasteczko, gdzie kuglarzy i wróżbitów bez liku. Tych naszych i tych rodzimych.
Przypadek z własnego podwórka. Kolega z branży, złota rączka bez mała, lecz nie z tych, co to wszystko i nic. Tu zakorzeniony, bez planów powrotu nawet w dalszym czasie, krew pozostawiona w kraju. Wybierać nie będzie. Ale wie, że najlepsi kandydaci to Korwin-Mikke i Kukiz. Dlaczego? Bo Tusk i Komorowski et consortes… bo rozprzedali, rozkradli, wystrzelili w głęboki Kosmos. Argumenty? Jeden – siły w kółko powtarzanej mantry o zrobieniu porządku. Nie do przekonania.
I niepotrzebne rozgorączkowanie w miejscu pracy. Jakby na potwierdzenie z okładki Cooltury zaciśnięta pięść bije w oczy czerwienią tła i hasłem: Zrobię z nimi porządek. To Janusz Palikot w rozpoznawalnym stylu… Janusza Palikota. Detale wewnątrz numeru, gdzie w otoczeniu roześmianej rodziny kandydat na koniec rozsądnie apeluje:”(…) w pierwszej turze nie kierujcie się logiką mniejszego zła ani nie zostańcie w domu, tylko zagłosujcie na mnie”. Goniec Polski mało zorientowanym Polonusom przedstawia fotki z krótką charakterystyką wszystkich pretendentów, wśród których powracający jak bumerang i od lat niezmienny oldboy Janusz Korwin-Mikke, reszta to polityczne świeżaki, wyłączając rozpoznawalnego kontrkandydata Bronisława Komorowskiego, Andrzeja Dudę, niezmiennie lansowanego przez prawicowy duchem Nowy Czas.
Dużo chwytliwych haseł, przydałyby się prestidigitatorskie umiejętności. Również lojalnie eksponowani są angielscy kandydaci startujący do swojej rozgrywki już w najbliższy czwartek, zwłaszcza ci trzej-czterej liczący się do zwycięstwa i stworzenia koalicji. Nieprzewidywalność tych wyborów, zapowiadana walka do końca o każdy głos oraz prezentowanie programów ubarwionych liczbami i kwotami nie wywołują tu ani euforii, ani początków ogólnonarodowego chaosu. To nie tylko flegma angielska – to real life – ktoś musi rządzić, a kula ziemska niezmiennie będzie się obracać w tę samą stronę.
Choć i pojawiają się głosy ciemniejszej barwy. Liczący się londyński analityk i komentator polityczno-gospodarczy, Mats Persson, nie typując zwycięzcy, jest pewien utworzenia koalicji powyborczej. A ponieważ główne ugrupowania w sprawach brytyjsko-unijnych pieją jednym głosem, twierdzi, że powrót tego tematu, już w konkretach, jest nieunikniony, ciężar problemu przesuwając bardziej na stronę europejską. “Jesteśmy świadkami ataków na Camerona. Jednak szczerze mówiąc, nawet jeśli Cameron by zniknął, Nigel Farage przeniósł się na Księżyc, a Brytyjczycy zmienili się z dnia na dzień w kochających UE Belgów, to nie zmieni to faktu, że przed UE nadal będą stały poważne wyzwania” – to jego słowa z brukselskiej konferencji, które podaję za Coolturą.
Równolegle i niezależnie ciemne chmury gromadzą się po stronie inwestycyjno-przemysłowej, głosami korporacyjnych tuzów przestrzegając przed niepomyślnym wiatrem w kierunku Zjednoczonego Królestwa, co oznacza nie tylko nieinwestowanie kapitału, ale wręcz jego wycofywanie. Kęs bardzo trudny dla Brytyjczyków do przełknięcia, a popłochu w tym monarchistycznym środowisku nie uświadczysz. Ot, krew!
W takich to czasach, w takich warunkach, w sobotę rano, w rodzinie Williama i Kate, urodziła się nowa księżniczka, nieznanego na razie imienia, choć spekulacje na ten temat trwają, wagi 8 funtów i 3 uncje, jako piąte prawnuczę Królowej Elżbiety i czwarta w kolejce do tronu.
Jakież to optymistyczne!
WaszeR Londyński