Zawsze mówiłem, że partia PiS to rewolucjoniści.
Tylko zapał rewolucyjny może tłumaczyć szybkość i skalę demontażu instytucji demokratycznego państwa prawa, tempo i skalę zawłaszczania stanowisk w państwowej administracji i spółkach Skarbu Państwa, pogardę dla opozycji parlamentarnej i wszelkich przejawów sprzeciwu obywateli nie będących zwolennikami rządzącej partii.
Prezes i jego drużyna w swoich działaniach przewrotu (rewolucyjnego, bo nie mieszczącego się w obowiązującym porządku prawnym, polegającego na całkowitym paraliżu Trybunału Konstytucyjnego i jego wrogim przejęciu) otworzył sobie drogę do dalszych działań zmieniających państwo demokratyczne w państwo autorytarne. Realizujące wizje jednego człowieka, człowieka niepiastującego żadnych funkcji państwowych, będącego jednym z 460 szeregowych posłów polskiego Sejmu.
Trwa kryzys parlamentarny, jego końca nie widać. Wszystkie logiczne (z punktu widzenia „pisowskiej” rewolucji) przesłanki wskazują na potrzebę siłowego rozstrzygnięcia w „kryterium ulicznym” zapowiadanym na pierwszą połowę stycznia nowego roku (znaczące, że mającego końcówkę „17” jak sto lat temu). Można mieć obawy, że będzie to krwawe starcie – rewolucyjnej władzy jest to jednak potrzebne jak mało co. Władza ma wszystkie atuty w ręku, policję i wojsko, służby specjalne i tajne a teraz i deklaracje przewodniczącego prorządowego związku zawodowego noszącego rozpoznawalną na całym świecie nazwę solidarność, deklarację że aktyw tego związku policzy się na ulicy z protestującymi przeciwko „dobrej zmianie”.
Będzie się działo…
W zgiełku, jaki towarzyszy tym dużym konfliktom, w narastającym napięciu, w oczekiwaniu na rozstrzygnięcie, wicepremier (pierwszy wicepremier jak wynikało to z przemówienia Beaty Szydło, rozpoczynającego kadencję jej rządu) i minister kultury i dziedzictwa narodowego, w świetle kamer i obecności wielu mediów podpisał dokument, na mocy którego zbiory fundacji Czartoryskich stały się własnością państwa polskiego.
Minister kupił od pana Czartoryskiego zamieszkałego w Genewie, mówiącego egzotyczną odmianą polskiego dialektu jakim jest niewątpliwie język angielski, kolekcję dzieł sztuki obejmującą wiele tysięcy przedmiotów w tym obraz Leonarda – Dama z łasiczką albo z gronostajem, jak kto woli.
Zapłacimy za to 100 milionów euro, to jest przeszło 500 milionów złotych.
Za co i komu ?
Kolekcja dzieł sztuki była częścią polskiego dziedzictwa, była zrządzana przez Fundację im Czartoryskich (prezes Fundacji podał się do dymisji w formie protestu), dzieła sztuki zgromadzone przez przedstawicielkę arystokratycznego rodu dawnej Polski nie mogły być sprzedane i wywiezione za granicę.
To co dostaliśmy za pół miliarda złotych?
Pan Czartoryski dostał te pieniądze – za co? Czy teraz fundacja przestanie używać w nazwie jego nazwiska? To, że dotąd tak było oznaczało, że Czartoryscy otrzymywali ogromną wartość, wartość symboliczną jaką było sygnowanie swoim nazwiskiem tak znaczących zbiorów dzieł sztuki. Brutalnie mówiąc sprzedać wartość symboliczną za sto milionów euro to niezły interes, jego skala mogłaby przeczyć obowiązującej tezie o niechęci i „wrodzonej” nieumiejętności do prowadzenia interesów (po prostu zwykłego handlu) przez szlachetnie urodzonych. Od tej roboty arystokracja – a nawet zwykła szlachta – miała swoich Żydów. No to mamy postęp…
Można posunąć się dalej i postawić sprawę praw własności do tych zbiorów. Druga Rzeczpospolita przyjęła prawa likwidujące tytuły szlacheckie i arystokratyczne, w państwach demokratycznych szlachectwo może wynikać jednie z zasług i pracy a nie urodzenia.
Ród Czartoryskich – jak i wszystkie inne magnackie rody dawnej Rzeczypospolitej – gromadził bogactwa dzięki pracy swoich poddanych; swoich niewolników, jakimi byli chłopi traktowani jak żywy inwentarz. Jeżeli już można myśleć o zapłacie za wartość zbiorów sztuki zgromadzonych przez panią Czartoryską to, skoro to takie historyczne rozliczenia, tymi którzy mogliby rościć prawa są potomkowie poddanych rodu Czartoryskich.
Niech się tym zajmą kancelarie prawne tak skuteczne w kreowaniu tytułów własności jak ma to miejsce w reprywatyzacyjnych aferach w Warszawie i innych miastach.
Można tak bez końca, można mimo tego, że nic z tego nie będzie… takie czasy, rządów prawa oznaczających często pełne bezprawie.
Jaka może być skala tego bezprawia – niech świadczą zapadłe już wyroki sądowe przyznające prawa własności do całych wsi będących kiedyś częścią majątków dobrze urodzonych.
A co zrobimy gdy inne rody magnackie przez swoich adwokatów zażądają zwrotu Łazienek warszawskich i Pałacu na Wodzie, Łańcuta a może i Wawelu w Krakowie ? Niemożliwe? To się dopiero okaże…
Rządy Prawa i Sprawiedliwości to rządy rewolucyjne.
Prawo i Sprawiedliwość robi w Polsce rewolucje, niszczy i rozwala wszystko, co z poprzednich epok, czasów, okresów. Wypala ogniem i rozpalonym żelazem pozostałości czasów PRL, demoluje i likwiduje to, co zbudowała trzecia Rzeczpospolita (bo to zła kobieta była), buduje czwartą – bo to będzie realizacja wizji Prezesa Polski, realizacja nawet wtedy gdyby trzeba było (a trzeba będzie, trzeba) zapłacić obniżeniem tempa wzrostu i obniżeniem poziomu życia obywateli.
No to dlaczego — pytam — dlaczego wydaje się z budżetu ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego 500 milionów złotych płacąc panu Czartoryskiemu za coś, co nie jest jego własnością?
Rewolucje nie takie rzeczy potrafiły robić – a po czasie wszyscy je chwalą i opisuję na kartach historii jako znakomite osiągnięcia ludzkiego umysłu.
Jakie będą następne osiągnięcia pierwszego wicepremiera i ministra rządu Beaty Szydło?
Jakie będą następne działania pisowskiej rewolucji?
Zbigniew Szczypiński
Gdańsk
Jako asperger czepiam się, ale póki co Euro po 4,45 PLN.
Natomiast co do meritum, pełna zgoda. Kiedy widzę aparaturę naukową za kilkanaście milionów złotych nieużywaną, bo nie ma kilkudziesięciu tysięcy na naprawę, to wyrzucenie 445 milionów jest dla mnie nie tylko idiotyzmem, ale i wyjątkowym szkodnictwem.
Mnie nic nie dziwi. Każdy minister dostał polecenie, by coś zdziałać, coś osiągnąć. Za wszelką cenę.
A pan Czartoryski ładnie wyjaśnił, że to “dar dla narodu”.
Inny przedstawiciel Fundacji wyjaśnił, że nie stać ich już było na utrzymanie obiektów, ubezpieczenie i konserwację, stąd ta decyzja. Sprzedać za granicę nie mogli, bo stoją naprzeciw temu polskie przepisy. Co więc mieli zrobić? Zrobili to co było można z niekumatym ministrem.
Ale naród i tak będzie zachwycony i pan Gliński pochodzi trochę w chwale.
J.Luk: Pańskie dzieło sztuki jest dostępne na stronie Sympatyków KOD z moim komentarzem. Bardzo dziękuje za rysunek!
https://www.facebook.com/groups/KomitetObronyDemokracji/permalink/610471342481430/
…niech świadczą zapadłe już wyroki sądowe przyznające prawa własności do całych wsi będących kiedyś częścią majątków dobrze urodzonych”. To chyba niemożliwe. Gdzie tak się stało? Chłopi też pańscy?