2012-08-25. ECHA WYDARZEŃ: Najsławniejszy kolarz ostatnich dziesiątków lat – Amerykanin Lance Armstrong skapitulował wobec zarzutów o stosowanie dopingu. Nie przyznał się, wprost, lecz rzekł, że nie ma już siły wojować. Skutkiem będzie dożywotnia dyskwalifikacja sportowa, a być też może – wymazanie z listy 7-krotnego triumfatora Tour de France. Czyli – podniesienie rąk do góry i jakby dobrowolne w końcu zrzeczenie się sławy… Mam wiele zastrzeżeń do zasad i metod walki sportu z dopingiem, tezy, że wpadają ci, którzy nie mieli szczęścia, ale kolarską wojnę ze sztucznościami pochwalam. W końcu sport szosowy kiedyś sobie oraz innym podyktował styl i tempo, gdy został podczas igrzysk olimpijskich niejako napiętnowany za doping faktem śmierci kolarza z Wyspy…
Dwaj redaktorzy „bliźniacy kolarscy”, spece dziennikarstwa sportowego, jakich w kolejnym pokoleniu zawodowym nie widzę (niestety!), w swoim blogu opisali sprawę oraz skutki. Fakty i wątpliwości….
Krzysztof Wyrzykowski (w karierze TVP, paryska „L`Equipe”, „Eurosport” – może jeszcze coś pominąłem) oddał się wspomnieniom.
Wklejam fragment: „… Wrzesień 1993, kolarskie mistrzostwa świata w Oslo. Komentowałem je dla TVP z Czesławem Langiem. W deszczu, na śliskim asfalcie młodziutki Amerykanin Lance Armstrong daje koncert jazdy i zostaje mistrzem świata. Nie wiem, czy nie najmłodszym w historii, ale dzisiaj, jakie to może mieć znaczenie? Konferencja prasowa. Sala nabita do ostatniego miejsca. Stoję w dobrym miejscu… W pewnym momencie dojrzał mnie, wyciągnął w górę kciuk i krzyknął: Chris, wygrałem, k…a mać! (Armstrong na początku kariery trenował w Colorado Springs u Edwarda Borysewicza, braci Beków, w USA spotykał też wielu polskich kolarzy. Stąd znajomość… kilku soczystych słów w naszym języku)”
Dalej jest o późniejszym Armstrongu. Jak się zmienił – sportowo, mentalnie, jakimi się barierami odgrodził. Jak od bliskiej znajomości trzeba było przejść do obserwacji z dali. Wreszcie redaktorska konkluzja: „ Nigdy nie wierzyłem w czystość kariery Amerykanina. Tak jak i nie wierzę w czystość kolarstwa. Oczywiście przesadzam i prowokuję mówiąc i pisząc, że wszyscy biorą, ale nie jestem daleki prawdy. Biorą wszyscy dobrzy i bardzo dobrzy. Po chorobie nowotworowej, po przerzutach, dwóch operacjach, nie wygrywa się Tour de France siedmiokrotnie na „czysto”. Tu nie potrzeba wielkiej filozofii. To jest po prostu niemożliwe.”
Tomasz Jaroński (drzewiej „Przegląd Sportowy” – jeden z wychowanków zawodowych niezapomnianego Leszka Cergowskiego, teraz chyba „Eurosport”) trochę polemizuje z tym, co wyżej; dla prowokacji zresztą:
„…Za Armstrongiem przemawia to, że nigdy nie przyłapano go na dopingu, a przeprowadzonych badań miał kilkaset; … ze na razie nie opublikowano „twardych” dowodów na stosowanie przez niego zabronionego dopingu, że ewidentnie był od lat przedmiotem pewnego rodzaju nagonki, że różne gremia, w tym niedawno amerykańska prokuratura, umarzały sprawy przeciwko niemu, że jako człowiek, (co oddzielić trzeba od wyników sportowych) dał ludziom chorym na raka nadzieję życia i sukcesów, że i tak był lepszy od ewentualnie „nakoksowanych” rywali o kilka długości roweru…; … Mam na koniec tylko jedną prośbę. Nie wymazujmy jego zwycięstw w Tour de France, bo to bez sensu. Postawmy gwiazdkę przy nazwisku i wyjaśnimy, że był to triumf kontrowersyjny, opatrzony znakami zapytania.”
Zgoda. Pewność wynikająca z intuicji oraz doświadczenia i wiedzy – to jedno, twarde dowody – drugie. Ale gdy nie ma twardych reguł i dowodów, to bywa teżz jak w przypadku bardzo skrzywdzonej na zawsze świetnej sprinterki; albo innej, której płeć teraz, lata po śmierci opatruje się w dokumentach federacji znakiem zapytania…
A proces sztucznego wspomagania? Żyje sobie. Niezależnie od ścigania oraz interpretacji i naszych rozważań publicystycznych. Przed londyńskimi Igrzyskami nasz sport został dotknięty dwukrotnie, w wyniku badań „z zaczajki”, w czasie igrzysk też kilka razy analizy zmieniły klasyfikację, a – „W igrzyskach wystartowało aż 57 lekkoatletów, którzy wcześniej odbywali karę dyskwalifikacji za stosowanie dopingu, a cztery zawodniczki zdobyły złote medale – poinformował w magazynie „Athletics International” brytyjski statystyk Peter Matthews.”
Czyli, co? I – jak? Pytania wciąż świeże. Casus Armstronga, ważny dla filozofii sportu, i dlań bolesny, temat tylko przypomniał… A że przypomnienie zabrzmiało jak gong…
Andrzej Lewandowski
Przypominam, że nasz sport bardzo dotkliwie to raz został dotknięty karą antydopingową. Kiedy to złoty medalista w ciężarach- Zbigniew Kaczmarek musiał oddać medal. Z tym, że ów dopingowicz potem jeszcze „pokazał się”, gdy zmienił obywatelstwo na niemieckie, a i tam chyba go problem dopingu dogonił…
Korzenie dopingu w kolarstwie ujawnił rok 1967. Za Wikipedią: ” Brytyjczyk Tom Simpson zmarł tragicznie na zboczach Mont Ventoux podczas Tour de France w 1967 roku. W trakcie podjazdu na nasłoneczniony szczyt „Prowansalskiego Olbrzyma” spadł z roweru, po czym dzięki pomocy kibiców ponownie na niego wsiadł, aby zaraz potem stracić przytomność i ostatecznie upaść na jezdnię. Po nieudanej próbie resuscytacji kolarza przetransportowano helikopterem do szpitala w Awinionie, gdzie o 17.30 stwierdzono zgon. Jako przyczynę podano atak serca. Pięć dni później ogłoszono wyniki sekcji zwłok Simpsona, która wykazała, że w trakcie trwania etapu był on pod wpływem koktajlu amfetamino-alkoholowego (dopiero rok później zaczęto badać kolarzy pod kątem dopingu). W miejscu jego śmierci stoi dziś pomnik, pod którym wielu kolarzy zostawia różne przedmioty (np. bidony, czapeczki kolarskie itp.).
A ja uważam, że współczesny sport to czysta hipokryzja jeśli chodzi o jego „czystość” czy „naturalność”. Wszelkie wyniki powyżej kroniki szkolnej to zbiorowy wysiłek sztabu lekarzy, dietetyków itd. – naukowców i techników nie wykluczając. Doping jest powszechny, żaden człowiek nie uzyska bez niego wyniku, tyle że nie wiedzieć czemu pewne jego przejawy są be, a inne to zwykły „trening”, „dieta” i tak dalej… Po co to samooszukiwanie się?