Janusz Dąbrowski: Czy rozliczać ministrów za obietnice?5 min czytania

Autostrada_A_22015-06-22.

Kiedy w listopadzie 2014 roku, na wielkiej gali mediów i aktywu  małopolskich samorządowców minister infrastruktury Maria Wasiak  przedstawiła plany uruchomienia  w najbliższych miesiącach wstrzymanych od kilku lat wielkich inwestycji  w infrastrukturze transportowej, czytałem te wieści  z prawdziwym entuzjazmem. Było to spełnienie  wielu marzeń mieszkańców całego tego regionu, gdyż oznaczało sfinalizowanie inwestycji zaplanowanych lub kontynuowanych, od kilkudziesięciu lat,  przy czym niektóre ze skierowanych do realizacji projektów, czekały na spełnienie  ponad sto lat.

Podzieliłem się wówczas moimi nadziejami z czytelnikami SO, gdyż sądziłem, że odłożone plany są już zapięte na ostatni guzik, zresztą poprzednia minister infrastruktury Elżbieta Bieńkowska, również zapowiadała szybkie skierowanie do realizacji odkładanego przez lata odcinka drogi ekspresowej  S7 z Lubnia do Rabki i rozwiązania w ten sposób  splatanych węzłów „zakopianki”. Przyrzekła  nawet że ostatni odcinek tej drogi w standardach ekspresowych zostanie przedłużony z Rdzawki na Obidowej do Nowego Targu, co byłoby w obecnych warunkach optymalnym rozwiązaniem dla całego Podhala i Sądecczyzny.

Przez wiele lat żadna droga w Polsce  nie była miejscem takiej ilości wypadków i reportaży w TV, pokazujących wielogodzinne korki w każdy dłuższy weekend, co słynna „zakopianka”. Ale w sytuacji, kiedy w GDDKiA o kolejności realizowania nowoczesnych inwestycji drogowych nie decydowały realne obciążenia dróg ruchem samochodowym i płynność tranzytu, lecz głównie  prestiżowe potrzeby związane z Euro 2012, lub anarchiczne protesty właścicieli działek pod budowę, ta droga musiała poczekać. Jednak prawdziwym gwoździem programu zaprezentowanego przez  panią MW nie była S7,  lecz zapowiedź  budowy nowoczesnej linii kolejowej od Krakowa przez Podłęże,  Szczyrzyc i Tymbark do Mszany Dolnej i Chabówki. Ta wymarzona jeszcze za czasów zaboru austriackiego linia, miała z jednej strony skrócić niemal o połowę czas podróży pociągiem z Krakowa do Zakopanego, a jednocześnie unowocześnić trasę kolejową z Krakowa na Słowację, przez Muszynę i Krynicę, co również planowano w różnych wersjach przez minione kilkadziesiąt lat.

Obie inwestycje, czyli kilkunastokilometrowy odcinek drogi ekspresowej oraz  budowa  40 kilometrowego  skrótu linii  kolejowej z Krakowa, miały kosztować odpowiednio 3,5  oraz 6 mld  zł, a więc byłyby to prawie najdroższe drogi  i bocznice kolejowe w Polsce, nie licząc warszawskiej obwodnicy drogowej i ślepej linii dojazdowej z Warszawy Centralnej do lotniska Chopina. Ta wysoka cena w głównej mierze wynikała  z konieczności budowy tuneli drogowych i kolejowych, jednak każdy, kto kiedykolwiek jechał lub interesował się liniami kolejowymi i autostradami w górach, wie jak trudna i kosztowna jest ich  budowa,  lecz  zarazem jak efektowne bywają wyniki tego wysiłku.. Kiedy jednak w 2014 roku zaczęły ukazywać się w prasie,  TV i Internecie rysunki  nowego odcinka S7  z przepięknymi wiaduktami, dwukilometrowym  tunelem i efektownymi węzłami, wydawało się że wreszcie „zakopianka” zostanie dokończona i stanie się chlubą polskiego drogownictwa. Beskidy z cała pewnością, w zimie i w lecie, są wielką ozdobą całej południowej Polski,  więc dokończenie budowy  S7 i zbudowanie 40 kilometrów bardzo nowoczesnej trasy kolejowej, zaplanowanej do szybkości  podróżnej 160 km/godz, czyli naszych ekspresów z Pesy, otworzyłoby prawdopodobnie dla turystyki najpiękniejsze miejsca w tym regionie .

Każda nowoczesna droga czy linia kolejowa zbudowana w dowolnym miejscu kraju zmienia gospodarczo, cywilizacyjnie i społecznie cały region, przez który prowadzi  i mnożnikowo napędza rozwój gospodarczy, zwiększa zatrudnienie i podnosi jakość życia mieszkańców. Jednakże  zaniedbania komunikacyjne w całym regionie Beskidów, a nawet okolicach Krakowa, są nadal wręcz legendarne. Wprawdzie pierwsza polska autostrada została wybudowana na trasie Katowice – Kraków między  latami 1983 a 1996, a  jedna z pierwszych powojennych dwupasmówek, między Krakowem i Myślenicami, również jest inwestycją z czasów PRL, jednak odcinek A4 z Krakowa do granicy w Korczowej czekał na dokończenie w bieżącym roku  kilkadziesiąt lat. Ponadto w tym podgórskim regionie brakuje równoległych do A4  zmodernizowanych i bezpiecznych dróg, łączących najbardziej atrakcyjne uzdrowiska i miejscowości wypoczynkowe, a jakość linii kolejowej z Suchej Beskidzkiej do Nowego Sącza i dalej odpowiada standardom 19 wieku.

W listopadzie 2014  roku, po spotkaniu samorządowców Małopolski  z panią minister wyglądało, że te  wszystkie zaniedbania i opóźnienia, łącznie z najbardziej  podstawowym, jakim jest brak północnej obwodnicy Krakowa i wylotówki S7 w kierunku Miechowa i Kielc, wreszcie zaczną znikać, a koparki i wywrotki zabiorą się do roboty.

Jednakże  z bliżej  nieokreślonych przyczyn te plany wiszą w próżni i jedynie od czasu do czasu dowiadujemy się że liczne firmy z całej Europy  chcą wziąć udział w przetargach, chociaż nie dotyczy to linii kolejowej. Nie wiem, czy warto się zastanawiać, w jakim stopniu takie ślamazarne postępowanie władz  odpowiedzialnych za infrastrukturę wpłynęło na przykład na wynik wyborów prezydenckich, sukces PiS i pojawienie się skrajnej opozycji antysystemowej, nie tylko na Podhalu i Sądecczyźnie, ale w całej Polsce.

Nie ośmielam się nawet sugerować, że podobne przejawy przewlekania  biurokratycznych działań rządzącej koalicji mogą  sprawić, że opozycja wzmocni się jeszcze bardziej i po wyborach sama  stanie przed  zadaniem  zrealizowania „odziedziczonych w spadku” ,drogowych i  kolejowych inwestycji, łącznie z rekompensatą dla „frankowiczów” i cofnięciem ustawy o wieku emerytalnym oraz innych obiecanych dobrodziejstw (co zresztą może kosztować wielokrotnie więcej  niż infrastruktura transportowa w Małopolsce).

Niemniej skoro rozliczamy obecnie ministrów za swobodne wypowiedzi podczas biesiad, może warto byłoby rozliczać ich także za realizowanie odwlekanych obietnic z przed wielu lat, np. za sprawne roztrzygnięcie  przetargów, lub wbicie symbolicznej łopaty na pierwszym kilometrze. No i  skoro nowomianowani ministrowie mają w kampanii przedwyborczej pracować 24 godziny na dobę, chciałbym żeby ci, którzy ocaleli z poprzedniego naboru, rozliczyli się z liczby godzin przepracowanych nad inwestycjami w małopolską infrastrukturę, które nam rok temu przyobiecano.

Może udałoby się przed wyborami poprawić sondaże dla PO ?

Janusz Dąbrowski

Print Friendly, PDF & Email