2012-09-29. Leszek Kołakowski wiele lat temu poszukiwał odpowiedzi na tak właśnie sformułowane przez siebie pytanie. Przyjrzyjmy się zatem próbie jego odpowiedzi.
„[…] nigdy nie będziemy żyli w społeczeństwie bezkonfliktowym, jest założone w samej wolności naszych działań i w tym, że pragnienia nasze i potrzeby są nieograniczone i dlatego muszą się wzajemnie zderzać. Nie jestem jednak gotów z tego powodu odrzucać, jako bezsensownego pojęcia „sprawiedliwości społecznej” […] Jest to pojęcie moralne i zdefiniować go w kategoriach ekonomicznych nie ma sposobu. Nie zakłada też, inaczej niż pojecie sprawiedliwości tout court zakładało od czasów Arystotelesa, wzajemnego uznania zaangażowanych stron. ”[1] Dalej powiada autor, że „Pojecie to należy do kategorii pośredniej między wezwaniem do dobroczynności a pojęciem sprawiedliwości tout court; nie jest tym samym co sprawiedliwość, bo nie musi zakładać[…] idei wzajemności, bo zakłada, […] że pewne roszczenia mogą być podnoszone prawomocnie […] zachęca zatem do takiej dystrybucji dochodów, by uczynić znośnym życie ludzi bezradnych”, i kontynuuje „pojęcie sprawiedliwości społecznej jest potrzebne, by usprawiedliwić wiarę […] że ludzkość, zgodnie z tradycją kantowską, jest kategorią moralną i że ludzkość ma obowiązki względem swoich członków i segmentów”.[2] Leszek Kołakowski powiada ponadto, że „[…] nie ma żadnego prawa, mocą którego, im więcej równości, tym lepiej się żyje ludziom, zwłaszcza tym socjalnie upośledzonym. Gdyby równość była dobrem samoistnym i zwierzchnim, należałoby uznać, że trzeba ją popierać również wtedy, gdy wynikiem będzie pauperyzacja wszystkich, włączając najuboższych”, to dalej stwierdza, że „[…] progresja, skoro już raz została wprowadzona, jest niesłychanie trudna do usunięcia […] gdyż nacisk społeczny, wynikający nie z racjonalnych rachub, lecz z zawiści („dlaczego tamci mają tak dużo, a ja mało?”) będzie zawsze silny […]”, i konkluduje w sposób następujący „progresywna stopa podatkowa […] przyczynia się w sposób znaczący do polepszenia losu upośledzonych, jest ona uzasadniona właśnie ideą sprawiedliwości społecznej, chociaż prawdą jest nadal, że gwałci tradycyjną zasadę sprawiedliwości”[3].
Podejmijmy zatem trud wybrania cech pojęcia „sprawiedliwości społecznej”, które w jakimkolwiek stopniu uzasadniałyby odwoływanie się do podejmowania procedur takiej redystrybucji dochodów, zgodnie z którą jedni mają mieć mniej, żeby inni mieli się więcej.
Jeżeli jest tak, jak powiada L. Kołakowski
„pojęcie sprawiedliwości społecznej jest potrzebne, by usprawiedliwić wiarę […] że ludzkość, zgodnie z tradycją kantowską, jest kategorią moralną i że ludzkość ma obowiązki względem swoich członków i segmentów”
– to sprawdźmy zasadność owej wiary.
Sprawdźmy czy rzeczywiście jest tak, jak powiada Leszek Kołakowski, że „sprawiedliwość społeczna” jest kwestią wiary. Warto zwrócić uwagę, że przed 5 tysięcy lat, religia mojżeszowa, w Torze – Pięcioksięgu Mojżesza Najwyższy zawarł był po dwakroć podstawowe zasady „zachowań uczciwych”. Po raz pierwszy w Księdze Wyjścia przedstawione zostało Dziesięcioro Przykazań – Dekalog. To są te prawa, które Bóg zapisał na Kamiennych Tablicach, i – za pośrednictwem Mojżesza – nadał ludowi Izraela. A po raz wtóry te same Dziesięć Przykazań zawarte zostały w Księdze Powtórzonego Prawa. Pośród owych Dziesięciu Przykazań odnajdujemy następujące bezwzględne zakazy: po piąte – Nie zabijaj, po siódme – Nie kradnij, po ósme – Nie dawaj przeciw bliźniemu twemu świadectwa fałszywego. Prawa zapisane na Kamiennych Tablicach brały pod uwagę ową niezwykle ludzką (a trudno jest tę cechę odnaleźć u innych zwierząt) cechę zawiści. Odnajdujemy ją w dziesiątym przykazaniu, które powiada: „Nie pożądaj domu bliźniego twego, nie pożądaj żony, ani sługi […] ani niczego co do bliźniego twego należy”.[4] To dziesiąte przykazanie ma właśnie na celu „ograniczenie zawiści”.
Stary Testament daje świadectwo temu, jak zawiść prowadzi do bratobójstwa. Toż właśnie Kain zabił Abla – tylko z zawiści. Kain zabił Abla tylko dlatego, że ten miał produkty ofiarne bliższe Bogu – zwierzęta, lepsze od tych produktów, jakie Kain mógł Bogu ofiarować – produkty roślinne. Obecnie funkcjonująca „poprawność polityczna” i wynikająca z niej „sprawiedliwość społeczna Rawls’a” nie potępiałaby zbrodni Kaina. Powiadałaby tak, że to Kain – przez niesprawiedliwy podział pracy – był upośledzony względem Abla. To Ablowi „moralny imperatyw kategoryczny” nakazywałby podzielić się z Kainem swymi „swymi lepszymi dobrami” – tak żeby Kain miał „równy start i równe możliwości do łaski Pana”. Wtedy i tylko wtedy Kain stałby równy Ablowi przed Bogiem. A że Abel był tego nie uczynił – to sam sobie jest winien. Jestem przekonany, iż takie orzeczenie wydałby John Rawls, na gruncie jego własnej „teorii sprawiedliwości”, której druga zasada stanowi i domaga się, żeby
„Nierówności społeczne i ekonomiczne powinny […] przynosić największą korzyść najmniej uprzywilejowanym”[5]. Kain zatem był słusznie postąpił, albowiem Abel to „ktoś, kto nie rozwinął i nie potrafi wykorzystać władz moralnych w minimalnym wymaganym stopniu, i nie może być normalnym i w pełni kooperującym członkiem społeczeństwa przez całe życie”[6].
A jako taka właśnie osoba – która „nie potrafi wykorzystać władz moralnych”- Abel musiał zostać wykluczony ze „społeczeństwa dobrze urządzonego” przez Johna Rawlsa. Oczywiście ta formuła „sprawiedliwości społecznej” – odpowiada sytuacji szantażu „Albo ty (Abel) swym działaniem przyniesiesz największą korzyść najmniej uprzywilejowanemu (Kainowi) albo – jako osoba pozbawiona zasad moralnych – zostajesz wykluczony ze społeczeństwa”, co Kain uczynił był, zabijając Abla.
Jednak Bóg żydowski wychodził z „zasad tradycyjnej sprawiedliwości”. Być może bardziej zasadnie byłoby stwierdzić, iż sama „zasada tradycyjnej sprawiedliwości” jest zakorzeniona w sprawiedliwości boskiej? Co daje się uzasadnić na tekście Tory. Po wstępnym przesłuchaniu – „Gdzież Hebel brat twój?”, a gdy Kain odpowiedział „Nie wiem; alboż to stróżem brata mego ja?” – Pan klątwę nań rzucił „Gdy uprawiać będziesz rolę, nie wyda więcej siły swej tobie; tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!”.[7] Nie był zatem Bóg – „społecznie sprawiedliwy”, rzekłbym przeciwnie, banalnie posłużył się „zasadami tradycyjnej sprawiedliwości”. Jestem zatem przekonany, że ten szczególny przykład „studium przypadku braci Kaina i Abla” – wyraźnie wskazuje na różnicę między „sprawiedliwością społeczną” , a „zasadami tradycyjnej sprawiedliwości”.
http://wyborcza.pl/1,75248,12577196,Zygmunt_Bauman__bramy_intymnosci_rozwarto_na_osciez.html
przeczytałem.. hmm.. prekariat, prekariusze, bardzo interesujący tekst, mądry, dający wiele do myślenia.
Matrix ma wiele postaci.
Dziękuje za link.
Powołując się na powyższe proponuje więc aby dokonać syntezy uzasadniając zasady organizacji wspólnoty identyfikowane z krytykowanym tu pojęciem tzw. w niej sprawiedliwości (lecz nie poprzez nie tą definiując..) empirią współczesnych społeczeństw. Tą zmierzoną jednak nie cokolwiek demagogicznym przywołaniem artykułu na egalitaryzm , lecz przecież możliwą do przewidzenia konsekwencją zaniechania wobec dynamiki procesów, które właśnie nam określają baumanowski prekariat.
Chcąc natomiast pozostać z takim kontekstem poza nawiasem poglądu społecznego odwołajmy się do zasad emergentności – procesy społeczne określające indywidualny byt daleko nie pozostają sumą tworzących je indywidualnych działań. Stąd tylko krok do uzasadnienia potrzeby zasad, które indywidualny byt chronią. Uzasadnienie znajdziemy choćby w pragmatyce efektywności rozwoju, a i już znajdujemy się właśnie przy wyprowadzeniu tzw. sprawiedliwości społecznej z zasad funkcjonowania społecznego, no i gdzie tu chciwość..
Tzw. tradycyjna sprawiedliwość, odwołując się do Kołakowskiego, to raczej pożądana przez niego obecność prawa naturalnego budowanego wokół godności jednostki. Wywodzić je można także konsekwencją kantowskiego Rozumu. Lecz tu już nie wydedukujemy żadnej, takiej bądź innej, konstytucji dla działań społecznych, a więc także i ich krytyki.
„sprawiedliwość społeczna Rawls’a ? Kazdy moze patrzec na sprawe pod swoim katem i tez miec jakas czaske racji. Moim zdaniem Kain za duzo myslal co bog mysli, wiec tracil czas, na czym cierpiala jego efektywnosc. Nikt nie pisze jak wygladaly relacje przy wymianie produktow miedzy bracmi. Watpie ze jeden jadl tylko mieso bez warzyw, a drugi odwrotnie.Jezeli nastepowala wymiana to Kain powinien lepiej cenic swoj czas pracy-wyprodukowanie ziemniaka kosztuje wiecej pracy niz wyhodowanie kozy.Kain powinien zadac tym samym wiecej za swoj trud pracy (wieksza koze czy kure) o tyle zeby moc podzielic sie z Bogiem.
Niestety na to nie wpadl bo: za duzo mylal co ktos myli (Bog), jadl malo miesa wiec nie mylal racjonalnie bo byl ciagle glodny;-), byl zawistny bo sobie nie radzil bo jadl malo miesa bo nie myslal.
Jezeli Bog rzeczywiscie cieszyl sie bardziej z darow Abla to tez on zagmatwal sytuacje faworyzujac go. Powinien sie cieszyc jednakowo, bo obydwoje sie starali i dawali co mieli. To bardzo wazne, ze obydwoje umieli dzielic sie z nim owocami swojej pracy.
Skoro Rawls uwaza, ze Kain wyeliminowal niedostosowana spolecznie jednostke, to zabojstwa naleza do tej sprawiedliwosci spolecznej akceptowanej przez niego?
Stad jestesmy w genach po Ablu zawistnymi zazdrosnymi mordercami? hmmmm.
Moim zdaniem powinno sie przytoczyc wiecej slow Kolakowskiego. Ten Mistrz juz chyba prawie wszystko wyjasnil, wytarczy tylko poczytac. Wielki dla niego SZACUNEK.
ps sorki za pisownie
Stad jestesmy w genach (sorki mialo byc po Kainie)niezaradnymi, zawistnymi, zazdrosnymi, mordercami?
Dla przeciętnego czytelnika czytanie takich filozoficznych traktatów jest trudne. Jednak przebrnęłam i jako laik w filozoficznych dysputach nie mogę się pozbyć wrażenia przewrotności tego tekstu. Ani nie przekonało mnie, że “tradycyjna sprawiedliwość” jest lepiej definiowalna od “sprawiedliwości społecznej”, ani też wcale nie jest takie proste sprowadzenie problemu do stosowania “tradycyjnej sprawiedliwości” , czyli “przestrzegania norm uczciwości i przyzwoitości; nie kłam, nie kradnij, nie pożądaj. Nie tak wiele.” – pisze autor. Oj chyba właśnie wiele!!! Prawo własności, prawa nabyte mają być naturalnie respektowane. A jeśli te prawa to owoce zatrutego drzewa. Co na to mówi “sprawiedliwość tradycyjna”? – Nie kradnij mu tych owoców. On nabył już do nich prawo. Czy w obecnym świecie prawo własności czegokolwiek jest niesplamione choćby w minimalnym stopniu trucizną z takiego drzewa? I to już nie chodzi o poszczególne jednostki – wykorzystywaną siłę roboczą, ale całe regiony po kolonialnym wyzysku.
A gdy się weźmie pod uwagę jeszcze uzasadnienia (np. podatku liniowego zamiast progresywnego) na podstawie zapisów Konstytucji o równości wobec prawa, to wybaczcie państwo filozofowie, można prowadzić takie teoretyczne dysputy, ale odrobinka szacunku dla logiki by się tu zdała. Bo ja już nie wiem w takim razie o jakich prawach ta Konstytucja mówi? – o stanowionym prawie w tym kraju, czy może o prawie Hammurabiego?
Ps. Dziękuję za link do ciekawej wypowiedzi Zygmunta Baumana.