Stefan Małecki-Tepicht: Po co nam sprawiedliwość społeczna – rozważania Kołakowskiego i innych22 min czytania

Uwaga: ten tekst  został podzielony na strony. Dostęp do kolejnych stron u dołu artykułu.

2012-09-29. Leszek Kołakowski wiele lat temu poszukiwał odpowiedzi na tak właśnie sformułowane przez siebie pytanie. Przyjrzyjmy się zatem próbie jego odpowiedzi.

„[…] nigdy nie będziemy żyli w społeczeństwie bezkonfliktowym, jest założone w samej wolności naszych działań i w tym, że pragnienia nasze i potrzeby są nieograniczone i dlatego muszą się wzajemnie zderzać. Nie jestem jednak gotów z tego powodu odrzucać, jako bez­sensownego pojęcia „sprawiedliwości społecznej” […] Jest to pojęcie moralne i zdefiniować go w kategoriach ekonomicznych nie ma sposobu. Nie zakłada też, inaczej niż pojecie sprawiedliwości tout court zakładało od czasów Arystotelesa, wzajemnego uznania zaangażowanych stron. [1] Dalej powiada autor, że „Pojecie to należy do kategorii pośredniej między wezwaniem do dobroczynności a pojęciem sprawiedliwości tout court; nie jest tym samym co sprawiedliwość, bo nie musi zakładać[…] idei wzajemności, bo zakłada, […] że pewne roszczenia mogą być podnoszone prawomocnie […] zachęca zatem do takiej dystrybucji dochodów, by uczynić znośnym życie ludzi bezradnych”, i kontynuuje „pojęcie sprawiedliwości społecznej jest potrzebne, by usprawiedliwić wiarę […] że ludzkość, zgodnie z tradycją kantowską, jest kategorią moralną i że ludzkość ma obowiązki względem swoich członków i segmentów”.[2]  Leszek Kołakowski powiada ponadto, że „[…] nie ma żadnego prawa, mocą którego, im więcej równości, tym lepiej się żyje ludziom, zwłaszcza tym socjalnie upośledzonym. Gdyby równość była dobrem samoistnym i zwierzchnim, należałoby uznać, że trzeba ją popierać również wtedy, gdy wynikiem będzie pauperyzacja wszystkich, włączając najuboższych”, to dalej stwierdza, że „[…] progresja, skoro już raz została wprowadzona, jest niesłychanie trudna do usunięcia […] gdyż nacisk społeczny, wynikający nie z racjonalnych rachub, lecz z zawiści („dlaczego tamci mają tak dużo, a ja mało?”) będzie zawsze silny […]”, i konkluduje w sposób następujący „progresywna stopa podatkowa […] przyczynia się w sposób znaczący do polepszenia losu upośledzonych, jest ona uzasadniona właśnie ideą sprawiedliwości społecznej, chociaż prawdą jest nadal, że gwałci tradycyjną zasadę sprawiedliwości[3].

Podejmijmy zatem trud wybrania cech pojęcia „sprawiedliwości społecznej”, które w jakimkolwiek stopniu uzasadniałyby odwoływanie się do podejmowania procedur takiej redystrybucji dochodów, zgodnie z którą jedni mają mieć mniej, żeby inni mieli się więcej.

Jeżeli jest tak, jak powiada L. Kołakowski

pojęcie sprawiedliwości społecznej jest potrzebne, by usprawiedliwić wiarę […] że ludzkość, zgodnie z tradycją kantowską, jest kategorią moralną i że ludzkość ma obowiązki względem swoich członków i segmentów

– to sprawdźmy zasadność owej wiary.

Sprawdźmy czy rzeczywiście jest tak, jak powiada Leszek Kołakowski, że „sprawiedliwość społeczna” jest kwestią wiary. Warto zwrócić uwagę, że przed 5 tysięcy lat, religia mojżeszowa, w Torze – Pięcioksięgu Mojżesza Najwyższy zawarł był po dwakroć podstawowe zasady „zachowań uczciwych”. Po raz pierwszy w Księdze Wyjścia przedstawione zostało Dziesięcioro Przykazań – Dekalog. To są te prawa, które Bóg zapisał na Kamiennych Tablicach, i – za pośrednictwem Mojżesza – nadał ludowi Izraela. A po raz wtóry te same Dziesięć Przykazań zawarte zostały w Księdze Powtórzonego Prawa. Pośród owych Dziesięciu Przykazań odnajdujemy następujące bezwzględne zakazy: po piąte – Nie zabijaj, po siódme – Nie kradnij, po ósme – Nie dawaj przeciw bliźniemu twemu świadectwa fałszywego. Prawa zapisane na Kamiennych Tablicach brały pod uwagę ową niezwykle ludzką (a trudno jest tę cechę odnaleźć u innych zwierząt) cechę zawiści. Odnajdujemy ją w dziesiątym przykazaniu, które powiada: „Nie pożądaj domu bliźniego twego, nie pożądaj żony, ani sługi […] ani niczego co do bliźniego twego należy”.[4] To dziesiąte przykazanie ma właśnie na celu „ograniczenie zawiści”.

Stary Testament daje świadectwo temu, jak zawiść prowadzi do bratobójstwa. Toż właśnie Kain zabił Abla – tylko z zawiści. Kain zabił Abla tylko dlatego, że ten miał produkty ofiarne bliższe Bogu – zwierzęta, lepsze od tych produktów, jakie Kain mógł Bogu ofiarować – produkty roślinne. Obecnie funkcjonująca „poprawność polityczna” i wynikająca z niej „sprawiedliwość społeczna Rawls’a” nie potępiałaby zbrodni Kaina. Powiadałaby tak, że to Kain – przez niesprawiedliwy podział pracy – był upośledzony względem Abla. To Ablowi „moralny imperatyw kategoryczny” nakazywałby podzielić się z Kainem swymi „swymi lepszymi dobrami” – tak żeby Kain miał „równy start i równe możliwości do łaski Pana”. Wtedy i tylko wtedy Kain stałby równy Ablowi przed Bogiem. A że Abel był tego nie uczynił – to sam sobie jest winien. Jestem przekonany, iż takie orzeczenie wydałby John Rawls, na gruncie jego własnej „teorii sprawiedliwości”, której druga zasada stanowi i domaga się, żeby

Nierówności społeczne i ekonomiczne powinny […] przynosić największą korzyść najmniej uprzywilejowanym”[5]. Kain zatem był słusznie postąpił, albowiem Abel to „ktoś, kto nie rozwinął i nie potrafi wykorzystać władz moralnych w minimalnym wymaganym stopniu, i nie może być normalnym i w pełni kooperującym członkiem społeczeństwa przez całe życie[6].

A jako taka właśnie osoba – która „nie potrafi wykorzystać władz moralnych”- Abel musiał zostać wykluczony ze „społeczeństwa dobrze urządzonego” przez Johna Rawlsa. Oczywiście ta formuła „sprawiedliwości społecznej” – odpowiada sytuacji szantażu „Albo ty (Abel) swym działaniem przyniesiesz największą korzyść najmniej uprzywilejowanemu (Kainowi) albo – jako osoba pozbawiona zasad moralnych – zostajesz wykluczony ze społeczeństwa”, co Kain uczynił był, zabijając Abla.

Jednak Bóg żydowski wychodził z „zasad tradycyjnej sprawiedliwości”. Być może bardziej zasadnie byłoby stwierdzić, iż sama „zasada tradycyjnej sprawiedliwości” jest zakorzeniona w sprawiedliwości boskiej? Co daje się uzasadnić na tekście Tory. Po wstępnym przesłuchaniu – „Gdzież Hebel brat twój?”, a gdy Kain odpowiedział „Nie wiem; alboż to stróżem brata mego ja?” – Pan klątwę nań rzucił „Gdy uprawiać będziesz rolę, nie wyda więcej siły swej tobie; tułaczem i zbiegiem będziesz na ziemi!”.[7] Nie był zatem Bóg – „społecznie sprawiedliwy”, rzekłbym przeciwnie, banalnie posłużył się „zasadami tradycyjnej sprawiedliwości”. Jestem zatem przekonany, że ten szczególny przykład „studium przypadku braci Kaina i Abla” – wyraźnie wskazuje na różnicę między „sprawiedliwością społeczną” , a „zasadami tradycyjnej sprawiedliwości”.

 

6 komentarzy

  1. Magog 30.09.2012
  2. PK 01.10.2012
  3. sikor 01.10.2012
  4. sikor 01.10.2012
  5. SAWA 01.10.2012