Agnieszka Zakrzewicz: Na uchodźcę! – nie dajmy się manipulować14 min czytania

az2015-09-14.

Celem tego artykułu nie jest zmiana Waszych poglądów dotyczących przyjmowania uchodźców, islamu, islamizacji Europy czy zagrożenia terroryzmem islamskim. Każdy ma prawo mieć własne poglądy. Ważne jednak, aby były wynikiem przekonań, doświadczeń i przemyśleń, a nie efektem manipulacji.

Na uchodźcę! – nie dajmy się manipulować

Niedziela 6 września to był sądny dzień dla polskiego Facebooka… Jak napisał pewien mój facebookowy znajomy:

„Dzisiaj przeczytałem deklaracje wielu moich znajomych, że wyrzucili ze swoich małych domków, jakimi są profile FB, tych którzy byli innego zdania niż oni. Teraz ci wyrzuceni migrują do innych domków, bo w geście solidarności z moimi znajomymi inni znajomi także ich usunęli spod dachu. Tworzą sporą grupę przemieszczającą się i trafiają tam gdzie inni dzielą ich widzenie świata bez zadawania pytań.
Wyrzuceni piszą różne wyrazy pod adresem wyrzucających bo oni ciągle piszą o otwartych sercach i drzwiach. Jedni i drudzy już się nie lubią. To była próba ponad siły obu stron.”…

Tak! Stało się! Większość polskich członków znanego medium społecznościowego, zorientowała się, że „przyjaciele”, których mniej lub bardziej świadomie mieli na swoim profilu – to ludzie o skrajnie odmiennych poglądach od nich. Jedni obrażali się za to, że inni są ksenofobami i rasistami, drudzy za to, że ci pierwsi chcą przyjmować uchodźców z otwartymi rękami, nie widząc oczywistych zagrożeń społecznych, kulturowych i cywilizacyjnych. Pod wpisami pojawiały się góry histerycznych komentarzy, pełnych wyzwisk i najgorszych treści, a wszystko argumentowano powielając te same, mniej lub bardziej „toksyczne memy” i „fejki”.

W powietrzu było czuć strach, sfrustrowanie, złość, nienawiść, żal, utratę zaufania, potrzebę rozdzielenia się i zamknięcia w sobie lub w mniejszych grupkach precyzyjnie naznaczonych ideologicznie, poprzez ślady treści wpisów pozostawionych na Facebooku. Cel został osiągnięty!

Facebook nie jest zwierciadłem społeczeństwa – wręcz przeciwnie. W aktywność na mediach społecznościowych są zaangażowani najbardziej ci, którzy używają ich jako narzędzia pracy lub ci, którzy w wirtualnej więzi społecznej szukają tego, czego brakuje im w realu. Dobrze uformowana intelektualnie, politycznie i kulturalnie większość nie ma raczej czasu na „siedzenie na fejsie”. Choć więc Facebook odzwierciedla tylko cząstkowo poglądy społeczeństwa – daje pełen obraz grup społecznych, które je tworzą.

Uchodźcy syryjscy niosą wojnę do Europy…

Ponieważ media społecznościowe są moim narzędziem pracy – często siedzę na Facebooku i mam w niego dość duży wgląd z racji ilości i przekroju społecznego moich „znajomych”. W dniu wielkiego „fejsbukowego uchodźstwa” zastanowił mnie szczególnie jeden wpis: Boję się, ponieważ uchodźcy syryjscy niosą wojnę do Europy. To właśnie to zdanie nakierowało mnie, aby zastanowić się nad pewnymi rzeczami i w rezultacie napisać ten tekst. Zaciekawiło mnie jak to możliwe, że dość duża grupa społeczna reprezentująca przynajmniej 30% poważnego, dużego i chrześcijańskiego kraju Europy Wschodniej, powtarza jak na zawołanie, choć w różnej formie, ten sam „toksyczny mem”, który brzmi mniej więcej tak: „To zaplanowana inwazja islamska. Przychodzą tu, aby odebrać nam pracę i domy, aby zislamizować Europę i zniszczyć chrześcijaństwo. To nie są uchodźcy z kobietami i dziećmi, ale 80% z nich to mężczyźni w sile wieku i dobrze ubrani, którzy powinni walczyć, a nie uciekać. Więc w ich zastępach muszą być terroryści islamscy, którzy będą nam podrzynać gardła i gwałcić polskie kobiety. Mamy więc prawo bać się i bronić prewencyjnie. Mamy prawo nie chcieć islamistów w Polsce. Nasza kultura, religia i cywilizacja nazbyt się różnią. To nie są ludzie, ale bestie!”

Szperając trochę po Internecie, znalazłam źródła inspiracji tego „toksycznego menu”, ale nie będę tu robić dodatkowej reklamy.

Co do refleksji fejsbukowego znajomego – uchodźcy syryjscy nie przynoszą wojny do Europy, bo ta „wojna hybrydalna” trwa tu już od dłuższego czasu, a polski Internet stał się ostatnio jednym z ulubionych pól „wojny informacyjnej”.

Nie dajmy się manipulować jak małe dzieci

To, że Polska i jej społeczeństwo są celem ataków „wojny informacyjnej” wielu obserwatorów zauważyło po rozpoczęciu działań zbrojnych na Ukrainie. Na forach polskich gazet pojawiły się wpisy podjudzające Polaków przeciwko Ukraińcom i grające na nastrojach narodowych oraz na faktach historycznych. Zaczęli się mnożyć w różnej formie wirtualni orędownicy pro-rosyjscy – zarówno w postaci fałszywych profili na Facebooku, jak i blogów lub portali „masek”. W polskiej sieci pojawiało się coraz więcej „toksycznych memów” – zarówno prostackich, jak i bardzo wyrafinowanych, na których haczyki złapała się od razu większość znanych katolicko-prawicowych i ultrakonserwatywnych polskich mediów, powielając bezmyślnie rosyjską propagandę i wstrzykując ją do głów Polaków. Upowszechnił się „trolling” – utrwalający poczucie niepewności, zagrożenia wojną i prowadzący do radykalizacji oraz rozbicia polskiego społeczeństwa.

Od pewnego czasu – zarówno w Polsce, jak i na Zachodzie – trwają spekulacje, że jednym z ojców rosyjskiego trollingu jest Aleksander Dugin – geopolityk i historyk religii, uznawany za „szamana Putina” oraz prawdziwego twórcę ideologii rosyjskiego neoimperializmu, zwanego też współczesnym eurazjatyzmem. W celu pogłębienia tematu warto zapoznać  się z analizą Kazimierza Wóycickiego „Internet i „wojna informacyjna” prezydenta Putina. Raport Akademii Krzyżowa”.

Jak pisze Wóycicki:

„Wykorzystanie Internetu i sieci społecznościowych w celach polityczno-propagandowych w dużym stopniu zaskoczyło demokratyczny Zachód. Oczywiście widziano możliwości, jakie stwarza Internet dla prowadzenia kampanii wyborczej, czego nowatorskim przykładem była pierwsza kampania wyborcza prezydenta Obamy. Zrozumieli to również polscy politycy, chętnie używający twittera. Zwrócono uwagę na znaczenie Internetu podczas wiosny arabskiej, wyciągając z tego pochopnie optymistyczny wniosek, że w świecie sms-ów i twittera żadna dyktatura nie zdoła się utrzymać. Można też dodać, że sam euromajdan i rewolucja godności wiele zawdzięcza Internetowi, zaczynając od tego, że zaczęła się od wezwania przez FB Mustafa Nayyem, by zjawić na Placu Wolności.”

Tak więc Internet – a zwłaszcza media społecznościowe – może być bronią obusieczną. Z jednej strony budować społeczeństwo obywatelskie, gromadzić konsens wokół pozytywnych akcji i działań społecznych, promować demokratycznie i pluralistycznie politykę. Z drugiej strony może stać się narzędziem medialnego terroru, prowadzącym do dezintegracji społeczeństw otwartych i paraliżu politycznego, a także być instrumentem inwigilacji oraz propagandy pozwalającej manipulować nastrojami społecznymi i indywidualnymi.

Celem ataków „wojny informacyjnej” są środowiska skrajnie prawicowe lub lewicowe, te ultrareligijne i antyreligijne, a także środowiska antysystemowe, krytykujące nieudolność demokracji. To one chłoną najszybciej propagandę jako „zakonspirowaną prawdę”, a potem powielają ją infekując najpierw swoich zwolenników, a poprzez nich szerszą warstwę społeczną. Nowa „wojna informacyjna” polega na zakażaniu mediów „toksycznymi memami”, na budowaniu platform blogerskich, służących za „maski” i zwielokratniających bez podejrzeń efekt oryginalnej tuby propagandowej, na konfekcjonowaniu artykułów i materiałów wideo tłumaczonych później na inne języki i wypuszczanych przez wiarygodne kanały, czy też na produkcji „fejków” powielanych bezmyślnie na Facebooku przez całe grupy społecznościowe.

Narzędzia nowoczesnej „wojny informacyjnej”

  • Co to jest „fejk”? Słuszne  pytanie. To „podróbka” – czyli kopiarz, ktoś kto podszywa się pod kogoś na portalu społecznościowym, kradnąc jego tożsamość lub budując tożsamość wirtualną i wykorzystując ją do trollingu.
  • Co to jest „trolling”? To antyspołeczne zachowanie w Internecie. Trollowanie polega na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników w celu ich ośmieszenia lub obrażenia (czego następstwem jest wywołanie kłótni) poprzez wysyłanie napastliwych, kontrowersyjnych, często nieprawdziwych przekazów czy też poprzez stosowanie różnego typu zabiegów erystycznych.
  • Co to jest „hejtowanie”? To umieszczanie w Internecie wpisów wyrażających naszą niechęć lub nienawiść. W przeciwieństwie do ogólnie przyjętych norm werbalnych – w hejterstwie jest modą i normą używanie wyrazów wulgarnych, wyzwisk, obrażanie, napiętnowanie, drwienie i wyśmiewanie.

Trollowanie i hejtowanie to uprawianie – czasami nawet nieświadome – mowy nienawiści – czyli szczucie sfory. Nie dziwi, że takie zachowania wzbudzają wielkie konsensy, lajki i przyzwolenie społecznościowe, gdyż włączają w grupie instynkt stadny i zwalniają z indywidualnej odpowiedzialności za szerzenie treści moralnie nagannych – jeśli tylko otrzymują one akceptację społeczności.

Fejkami można nazwać również fałszywki, podróbki artykułów z sensacyjnymi tytułami, które są powielane bezmyślnie jako najczęściej tragiczna, alarmująca wiadomość, o której powinni dowiedzieć się wszyscy nasi znajomi. Przykładem takich fejków pojawiających się ostatnio w polskim Internecie jest ten o gwałcie uchodźców islamskich na Polce oraz o zabójstwie polskiego dziennikarza w Syrii, któremu nieletni wojownik poderżnął gardło. Jednym z najbardziej jawnych fejków był ten spreparowany w czerwcu na podróbce strony portalu Onet z nieprawdziwymi słowami prezydenta elekta Andrzeja Dudy: „Emigranci to zdrajcy”.  Zastanawiając się dobrze – fejkiem może być również podsunięcie informacji o tym, że Polacy chcą przyjąć uchodźców w Auschwitz.

Jak działa fejk? Kiedy go powielamy bezmyślnie na naszych stronach realizujemy cele propagandowe jego autora, a przy okazji ułatwiamy kradzież danych z Facebooka. Jeżeli ktoś kliknie na taką sfałszowaną stronę tytułową artykułu – wchodzi na portal, który prosi go o potwierdzenie wieku, a później o przekazanie mu danych prywatnych z Facebooka, włącznie z adresem mailowym. To umożliwia zarówno włamania do poczty, jak i kradzież tożsamości.

Aleksander Dugin jest autorem fundamentalnego tekstu na temat „wojny informacyjnej”: „Eurazja w wojnie sieciowej. Eurazjatycka sieć w przeddzień roku 2015” (w Polsce propagowany przez xportal.pl). Nie zależnie od tego czy Dugin jest „szamanem Putina”, czy też jedynie popularnym rosyjskim nacjonalistą (jak próbuje się oczyścić jego wizerunek, nawet w poważniejszych zagranicznych mediach) – chyba nie jest on ojcem nowoczesnej „wojny informacyjnej”. Jeżeli mamy komuś nadać ten tytuł, to bardziej zasługiwałby na niego Yigal Carmon, współzałożyciel Middle East Media Research Institute, powstałego w 1998 r. i monitorującego media na Bliskim i Dalekim Wschodzie, zwłaszcza te w języku arabskim. Praca MEMRI polega na selekcjonowaniu i tłumaczeniu na inne języki materiałów – czasami dyskusyjnych – dotyczących ekstremizmu islamskiego. Od kilku lat przenikają one również do najbardziej racjonalnych polskich środowisk, kreując mit zagrożenia islamem jako religią i budując podatny grunt dla islamofobii.

Czym jest propaganda terrorystów islamskich z Isis (PI), mieliśmy okazję przekonać się właśnie przez Internet. Od najokrutniejszych, barbarzyńskich egzekucji nakręconych niczym najlepsza reklamówka po reportaż o tym, jak dobrze żyje się w samozwańczym kalifacie – powołanym w 2014 r. jako Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie oraz instrukcje roznoszone przez blogi i media społecznościowe, informujące jak otrzymać jego paszport, i dotrzeć na jego terytorium. Wszystko to – mówiąc kolokwialnie – robione pod publiczkę Zachodu, niczym znakomity film akcji, włącznie z nowymi czystymi i wyprasowanymi pomarańczowymi kombinezonami, których prawdziwi bojownicy PI nie mogli by mieć na sobie. Do roli „aktorów terroru” wybierano zawsze wysokich, postawnych mężczyzn mniej więcej tego samego wzrostu i przypominających budową ludzi z Zachodu. Także w roli naczelnego rzeźnika „Jihadi Johna” obsadzono Mohammeda Emwazi, młodego informatyka urodzonego w Kuwejcie, ale pochodzącego z dobrze sytuowanej rodziny mieszkającej w Londynie. To on najlepiej swoim brytyjskim akcentem terroryzuje Zachód, dokonując okrutnych egzekucji na dziennikarzach oraz działaczach organizacji humanitarnych -amerykańskich i brytyjskich. Jego ofiary to: James Foley, Steven Sotloff, David Haines, Alan Henning, Peter Kassig.

Oczywiście, że okrutna i nieludzka propaganda PI przeraża, terroryzuje i prowadzi do paniki przed inwazją islamską, przed islamem i każdym muzułmaninem – zwłaszcza, że Isis zagroziło, że podbije Europę, przez usta swojego pseudo-rzecznika Abu Muhammed Al Adnaniego: “Podbijemy Rzym, podepczemy wasze krzyże, zniewolimy wasze kobiety…”.

Odrażająca propaganda przyniosła jednak odwrotne skutki niż było to jej celem – egzekucja 21 Koptów egipskich, spalenie żywcem jordańskiego pilota Muatha al-Kasaesbeha, spowodowało,  że muzułmanie w krajach islamskich zamiast popierać i przyłączać się do Państwa Islamskiego, zaczęli się go bać i uciekać przed nim.

Teraz wojna wchodzi na następny poziom…

Byłoby naiwne lub jednostronne stwierdzenie, że w polskim Internecie toczy się tylko „wojna informacyjna” prowadzona przez Rosję. „Toksyczne memy” docierają do nas z różnych źródeł i z różnych stron – zarówno od eurazjatów, jak i atlantystów – a być może nawet od dżihadystów. Ich celem jest przestraszenie i sterroryzowanie społeczeństwa polskiego, podsycanie w nim nastrojów ksenofobicznych i antyeuropejskich, nastawienie go przeciwko Unii Europejskiej i w rezultacie osamotnienie Polski na arenie międzynarodowej.

Za moment eskalacji „wojny informacyjnej”, chyba – według deklaracji Aleksandra Dougina w jego artykule „Eurazja w wojnie sieciowej. Eurazjatycka sieć w przeddzień roku 2015” – można przyjąć grudzień 2014 r.:

„Przyczyną napisania tego tekstu jest odezwa Władimira Putina do Rady Bezpieczeństwa FR i jednoczesne zatwierdzenie antyrosyjskiej rezolucji 758 w kongresie USA, komentując którą Hillary Clinton otwarcie oświadczyła, że „USA rozpoczyna wojnę informacyjną z Rosją” a kongresmen Eliot Engel dodał: „Nastał czas przyznać, że Rosja pod przywództwem Władimira Putina zagraża europejskiej niezależności i interesom USA w tym regionie”. W swoim komunikacie Putin powiedział: „Dla Rosji Krym, starożytny Korsuń, Chersonez, Sewastopol mają ogromne znaczenie cywilizacyjne i sakralne, tak jak Wzgórze świątynne w Jerozolimie dla tych, którzy wyznają islam i judaizm. I właśnie my ku nim takie uczucia żywimy i będziemy żywić zawsze”, czyli ogłosił stały kurs na odrodzenie niezawisłości i kontynentalnej mocy Rosji, a także jej sakralnej prawosławnej tożsamości. W odpowiedzi na to USA otwarcie przyznało, że „rozpoczynają wojnę informacyjną”, którą w rzeczywistości już od dawna przeciw nam prowadzą. Teraz ta wojna wchodzi na następny poziom.”

Nie mam najmniejszego zamiaru wspierać ideologii Aleksandra Dugina, i mimo wszystko jest mi bliższy atlantyzm od eurazjatyzmu, trzeba się niestety zgodzić z tym ostatnim zdaniem: „Teraz wojna wchodzi na następny poziom”. W związku z tym – także w polskim Internecie należy się spodziewać nowych fali „toksycznych memów” – widząc, że oficjalnym stał się już fakt, iż wojska rosyjskie walczą w Syrii, u boku Baszszar al-Asada… Dlatego też wszyscy powinniśmy zacząć uważać co powielamy i co piszemy na Fecebooku. Rozpoznanie dziś prawdziwej i fałszywej informacji jest bardzo trudne. Odróżnienie prawdy od propagandy jeszcze trudniejsze…

W wyniku ataku na World Trade Center i Pentagon zginęły łącznie 2973 osoby. Od tamtego 11 września upłynęło już 14 lat.

Trudno powiedzieć, że w wyniku prowadzonych w tym okresie wojen – zwanych „misjami pokojowymi” i w których Polska też brała udział, świat stał się bezpieczniejszym i lepszym miejscem do życia. Tylko od początku tego roku do Unii Europejskiej przybyło 432 tysiące migrantów. Na Morzu Śródziemnym od 1 stycznia 2015 r., zginęło 2760 ludzi. To już prawie tyle co w zamachu z 11 września 2001 r.

Aby przekonać światową opinię publiczną o konieczności ataku na Irak i usunięciu dyktatora Saddama Husajna wystarczyło w 2003 r., aby amerykański sekretarz stanu, gen. Colin Powell pokazał w telewizji małą buteleczkę z białym proszkiem, na dowód, iż iracki dyktator posiada broń biologiczną zagrażającą nam wszystkim. Od tamtego czasu nie staliśmy się mniej łatwowierni i mniej podatni na propagandową manipulację płynącą z różnych stron…

Od 2001 roku – chcąc, czy nie chcąc – jesteśmy w stanie wojny, od której tylko próbujemy odwracać oczy…

Agnieszka Zakrzewicz

Rzym

 

12 komentarzy

  1. Magog 14.09.2015
  2. wejszyc 14.09.2015
  3. Magog 14.09.2015
  4. koraszewski 14.09.2015
    • j.Luk 15.09.2015
    • Magog 16.09.2015
  5. Magog 14.09.2015
  6. koraszewski 15.09.2015
  7. j.Luk 15.09.2015
  8. koraszewski 15.09.2015
  9. Magog 15.09.2015
  10. j.Luk 15.09.2015