-
Dwa słowa o wolności
Wiadomo, że nie sposób uwolnić się od ograniczeń przyrodniczych, od konieczności jedzenia, umierania itp. Od reguł społecznych, jeśli nie są zbyt głęboko uwewnętrznione, mogłaby wyzwolić samotność, co obiecuje obraz bezludnej wyspy. Ten obraz dzisiaj to czysty miraż. Kula ziemska, pisze Zygmunt Bauman, jest zapełniona. „Nie ma miejsc nieodkrytych, gdzie można by uciec przed ładem (a właściwie nieładem) panującym (a właściwie niepanującym) w miejscach już znanych, naniesionych na mapę, pociętych ubitymi szlakami, administrowanych i zarządzanych”. Jak widać, nie sposób uwolnić się także od ograniczeń społecznych. Owszem, mogę izolować się od ludzi, na przykład przez tzw. cocooning (zamykanie się w kokonie), noszenie słuchawek na uszach itp. Jednak społeczeństwo nie zechce izolować się w podobny sposób ode mnie, gdy tkwiąc w nim będę postępował jak mieszkaniec bezludnej wyspy. Przeciwnie, samo mnie izoluje.
Społeczne ograniczenia można oswoić czyniąc je czytelnymi i jednakowymi dla wszystkich. Przybierają wtedy postać praw stanowionych. Prawa te są różnie uzasadniane, np. przez odwołanie się do wymogów społecznej umowy, do nakazu rozumu będącego konsekwencją prawa naturalnego itp. W każdym wypadku coś porządkują, określają reguły gry w życie zbiorowe.
Prawa tworzą fundament dla tzw. wolności pozytywnej, możliwości stawiania i realizowania celów. Cycero pisał, że trzeba być niewolnikiem prawa, by zachować tak rozumianą wolność. Niespełna piętnaście wieków później powtarzał tę myśl Andrzej Frycz Modrzewski: „Bez praw nie może być prawdziwej wolności”. Z dobrodziejstw prawa korzysta każdy jego podmiot, każdy obywatel. Kiedy zasady wolności pozytywnej przenoszone są ze sfery obywatelskiej do polityki zwierzchnictwa; gdy władza przyznaje sobie prawo stawiania i realizowania celów obejmujących losy zbiorowości ludzkich (cele te tłumaczone są zazwyczaj dobrem społecznym) – prawo zostaje zrujnowane. Wolność traci fundament i zamienia się w swe przeciwieństwo, w przemoc i tyranię.
Co do miejsca wolności w aksjologicznej drabinie zdania mogą być podzielone. Nikolaus Lobkowicz swój pogląd wyraża tak: „Zacznijmy przeto od stwierdzenia, że wolność nie jest ani najwyższą, ani najważniejszą z ludzkich wartości. Gdyby nią była, gdyby twoja i moja wolność była w naszym życiu czymś najważniejszym, to należałoby oczekiwać, że zaryzykujemy dla niej wszystko, nie tylko naszą pomyślność i nasze życie, ale również prawdę, moralność, ład dowolnego rodzaju”. Owszem – odpowiedziałby oponent – lecz podporządkowanie własnej wolności etyce bądź ładowi zbiorowemu, jeśli nie ma być pozorem, czyli efektem przymusu, winno być właśnie aktem wolnym („chcę”). Wolność leży u podstaw wszelkich innych wartości, także tych, które oznaczają wyrzeczenie się wolności.
-
Autorytet i gramatyka narzędnika
Zwolenników autorytetu najłatwiej odnaleźć w kręgu myśli narodowej i konserwatywnej. Dla pierwszych naczelną wartość stanowi ład zbiorowy, prymat całości (narodu) nad częścią. Dla drugich wartością jest tradycja, takie przeżywanie czasu, w którym teraźniejszość odwołuje się do bytowego oparcia, jakim jest przeszłość. Obu tym wartościom autorytet niewątpliwie sprzyja. Pełni rolę zwornika, wokół którego ogniskuje się ludzki żywioł stając się narodem czy społeczeństwem. Zachowuje też i ocala pewne trwałe wartości, szczególnie łatwo gubiące się w czasie szybkich zmian, gdy „historia urywa się z łańcucha”. Hanna Arendt (Między czasem minionym i przyszłym) pisze, że brak autorytetu oznacza zrujnowanie podstaw świata, który zaczyna odtąd „[…] dryfować, zmieniać się i przeobrażać z jednej postaci w drugą z coraz to większą gwałtownością, jak gdyby nasze życie polegało na zmaganiu się z jakimś Proteuszowym uniwersum, gdzie wszystko może w każdej chwili stać się czymś innym”.
Krytycznie nastawieni do autorytetu są liberałowie i personaliści. Liberał swój światopogląd opiera na indywidualnej wolności (lībertās). Personalista mówi o czymś z gruntu podobnym – o podmiotowości rozumianej jako wolność wewnętrzna. Słowo „persona” (osoba) opiera się na rdzeniu per se (przez siebie). Autorytet szkodzi wolności już choćby dlatego, że łączy się z charyzmą, mocą zniewalania do bycia podobnym. Funkcjonuje w gramatyce narzędnika (kim? czym?), co oznacza zanik autonomii: myślenie „kimś”, nie „sobą” (per se). Narzędnik, jak „narzędzie”, uprzedmiotawia, pokazuje to jego łacińska nazwa: instrūmentalis. Uznanie autorytetu, pisał Tomasz Mann, znaczy tyle, co duchowe wstąpienie w jego służbę. Nie kryła swego sceptycyzmu wobec autorytetów Barbara Skarga: „Nie mam autorytetów i nie lubię autorytetów. […] Boję się tej ufności ma wiarę, poszukiwania oparcia w czymś, co racjonalności najczęściej urąga”. Zamiast autorytetu, dodawała, wystarczy wzajemny szacunek.
Paul Ricoeur łączy autorytet z kredytem zaufania opartym często na myśleniu magicznym. Może to oznaczać nie dające się przewidzieć zagrożenie: „Autorytet istotnie graniczy z przemocą, o ile jest możnością narzucania posłuszeństwa, to znaczy, o ile jest dominacją”. Leszek Kołakowski w znanym eseju (Kapłan i błazen. Rozważania o teologicznym dziedzictwie współczesnego myślenia) cechy dominacji zawiera w figurze kapłana: „Kapłan jest strażnikiem absolutu i tym, który utrzymuje kult dla ostateczności i oczywistości uznanych i zawartych w tradycji”. Dominacji nie poddaje się błazen: „wprawdzie obraca się dobrym towarzystwie, ale nie należy do niego i mówi mu impertynencje”.
-
Posłuszeństwo
Uległość wobec autorytetu badał (eksperyment ze wstrząsami elektrycznymi w Yale University, 1961) i opisał (Posłuszeństwo wobec autorytetu) Stanley Milgram. Analizował zjawisko nieautonomicznego stanu świadomości, bezkrytycznego podporządkowania się legalnej władzy i jej wymaganiom. Pisał, że posłuszeństwo „[…] to cement, który wiąże człowieka z systemem władzy. […] To, co działo się na świecie w latach 1933-1945, komory gazowe, powstało w umyśle jednego człowieka. Ale zbrodnie wojenne mogły osiągnąć skalę masową tylko dlatego, że nie jeden, ale tysiące innych ludzi wykonywało rozkazy”.
Milgram wyszczególnia kilka najważniejszych objawów stanu uległości:
- Akceptacja interpretacji rzeczywistości zalecana przez władzę. Rezygnacja z własnej oceny, z własnych racji i potrzeb.
- Liczy się interes władzy i własna przydatność. Silnie wiąże z władzą dokonywanie drobnych, następujących po sobie, czynów.
- Wstyd – duma zależą od wywiązania się z poleceń władzy.
- Brak empatii. Potrzeby innych, jeśli są sprzeczne z oczekiwaniem władzy, rodzą gniew, agresję.
- Brak tolerancji: sztywność w rozumowaniu, niezdolność do przyjmowania informacji sprzecznych z przekonaniami.
- Zaburzenie relacji z władzą odczuwane jako osobiste zagrożenie.
Podobne właściwości znalazł Aleksander Zinowiew u człowieka, którego określił mianem homo sovieticus. Nazwa ta nie mówi o człowieku „radzieckim” (советский), ale raczej o istocie „radzącej się” (советующийся), niedojrzałej, szukającej oparcia w kimś „lepszym”, usytuowanym „wyżej”, pełniej uposażonym. Nie trzeba daleko szukać, żeby zobaczyć kogoś takiego. Wystarczy włączyć telewizor.
Posłuszeństwo wobec autorytetu jest świadectwem zdziecinnienia, zatrzymania rozwoju psychicznego na poziomie dziecka. Autorytet jest dziecku, istocie zrazu zupełnie niesamodzielnej, potrzebny w sposób oczywisty. Zmiany określane mianem dojrzewania są wieloletnim procesem polegającym między innymi na stopniowym uwalnianiu się od autorytetów. Proces ten kończy się tzw. drugim przecięciem pępowiny, czyli osiągnięciem stanu osobowego, wyrażanego mocno podkreślanym zaimkiem Ja i przeczeniem, wypowiadaniem trudnego słowa „nie”. Wyzwalającą wartość przeczenia dostrzega Albert Camus (Człowiek zbuntowany): „Kto to jest człowiek zbuntowany? Jest to człowiek, który mówi: nie. Lecz odmawiając zgody bynajmniej się nie wyrzeka: to również człowiek, który od pierwszej chwili mówi: tak”. Dla dziecka (īnfāns) autorytet jest niezbędny; gdy szuka go dorosły, świadczy to tylko o infantylizmie.
O niedojrzałości i braku odwagi, by posługiwać się własnym rozumem bez zwierzchnictwa innych, pisał Immanuel Kant w liście do pastora Johanna Friedricha Zöllnera (1784): „A jakże wygodnie jest być niedojrzałym. Jeżeli mam księgę, która myśli za mnie, duszpasterza, który ma za mnie sumienie […], wówczas sam nie muszę się o nic starać”. Swe uwagi królewiecki filozof kończy hasłem Horacego: Sapere aude! (odważ się być mądrym).
-
Słabosilni
Osobowość autorytarna – o niej tu bowiem mowa – charakteryzuje kogoś, kto czuje się bezpiecznie w strukturze pionowej, w porządkującej społeczną rzeczywistość hierarchicznej drabinie. Jadwiga Koralewicz w odniesieniu do takich osób używa określenia „słabosilni”. Nie potrafią funkcjonować na płaszczyźnie równościowej i dialogicznej, lokują się zawsze wyżej bądź niżej względem innych. Podporządkowują się silniejszemu, narzucają swą władzę słabszemu. Bardzo prawdopodobne, że strategia tego rodzaju wiąże się z deficytami i kompleksami, których nie sposób pozbyć się własnymi siłami.
Osobowość autorytarna, karmiąca się stereotypami i poznawczymi kliszami narzuconymi przez ośrodki uznane za zwierzchnie, ma w sobie rys niewolniczy. Étienne de La Boétie zabieganie o miejsce w ustalonej i czytelnej strukturze hierarchicznej określa mianem dobrowolnego zniewolenia. Wyraz takiego zniewolenia oddaje angielskie porzekadło: Slave is always slavisch (niewolnik jest zawsze służalczy). Słabosilny – raczej słaby niż silny – niknie przy swoim Cezarze. Hołdownictwo i czołobitność, reagowanie na byle grymas, spijanie z ust każdego słowa – oto podstawowy repertuar jego zachowań.
Po służbie wróci do domu, usiądzie, zdejmie buty i krawat, poluzuje kołnierzyk koszuli.
W pustym mieszkaniu Cezar zgasi nocną lampkę.
Andrzej C. Leszczyński
Problem w tym, ile procent społeczeństwa jest w stanie wyrzec się wolności w zamian za zrzucenie z siebie odpowiedzialności za własny los? I czy ten procent jest statystycznie stały czy też zależy od jakichś konkretnych okoliczności?
Autorytet daje wielu ludziom poczucie bezpieczeństwa, spokoju, pozwala na niezajmowanie się pewnymi segmentami życia i skupienie się na sprawach pozornie bliższych jednostce.
To co jednak czasem widzimy jest przerażające. Rezygnacja z godności własnej za cenę bezpieczeństwa w grupie (przypadek posła Asta) może przyprawić o drgawki.
@Autor,
O ile muszę pochwalić Autora za erudycję klasyczną (antyczną), o tyle mam poważne zastrzeżenia do pozostałej treści tej notki.
1) Istnieją jednak społeczeństwa i państwa lepiej zorganizowane niż Polska, np. Niemcy, gdzie zatem „wolność” ustępuje na rzecz „zależności”;
2) Przede wszystkim jednak, ponieważ ostatnio uzupełniałem wykształcenie do magisterskiego powołam się na własne przemyślenia, które zamieściłem w swojej pracy dyplomowej – otóż pozwoliłem sobie na uzupełnienie dialektyki heglowskiej (także w sformułowaniu marksistowskim) o teorię „złotego środka” Arystotelesa: a oto wnioski do których doszedłem:
Dialektyka opiera się na konflikcie przeciwstawnych sił (dla uproszczenia rozumowania dwóch sił – dychotomia).
Pojęcia (np. „wolność”, „demokracja”, itd.) są tylko ideałami: w rzeczywistości nie występują.
To, z czym do czynienia w praktyce to, „złote środki” (stany pośrednie) – właściwe dla danego miejsca, czasu i okoliczności – między dychotomicznymi zestawieniami:
– pojęciem i jego negacją – np. „wolność – niewola”, itd.;
– także pomiędzy różnymi pojęciami.
Rozpatrzmy przykład:
– dla dychotomii (dualizmu) „wolność – niewola”:
– inaczej stan pośredni w tej dychotomii wygląda dla dziecka (zależność od rodziców);
– inaczej dla pracownika (zależność od pracodawcy);
– inaczej dla kawalera (zależność od warunków bytowych);
– inaczej dla męża (dodatkowo zależność od żony);
– inaczej dla ojca (dodatkowo zależność od dzieci).
Wchodzą tu także np. dychotomia: „wolność – zależność”, „wolność – odpowiedzialność”, itd.
Ograniczanie się zatem do erudycji klasycznej w czasach obecnych nie jest wystarczające dla rozważania wielu dwustronnych zależności w aktualnych warunkach czasu, miejsca i okoliczności.
W tym, konkretnym przypadku, przed którym stawia nas PiS: w którym miejscu w dychotomii „demokracja – dyktatura” znajdowaliśmy się w czasach rządów PO, a w jakim stanie pośrednim w tej dychotomii jesteśmy teraz?