[dropcap]G[/dropcap]dyby Jarosław Kaczyński popadł w szaleństwo do końca i postanowił zostać Królem Polski, to zapewne bezmyślna masa realizująca każdy jego kaprys, zwana większością sejmową, zrealizowałaby to jeszcze w tym tygodniu. Konsultacje z Episkopatem i Dudą (tym z wąsem), nocne głosowanie i nad ranem Duda (ten bez wąsa) by podpisał.
Jarosław Kaczyński mógłby wtedy zostać nazwany Jarosławem Polskęzbawem Niedointernowanym.
Bo tak naprawdę wszystkie nasze nieszczęścia związane z Kaczyńskim to wina Jaruzelskiego, (no i Tuska oczywiście), ale głównie generała. Gdyby wtedy, w 1981 roku, w grudniu internowali Kaczyńskiego chociaż na tydzień, to dziś Polska nie cierpiałaby tak od głupoty, małostkowości i frustracji.
Największym przekleństwem i raną nie do zagojenia jest niemożność zmiany historii w tym zakresie. Może Kaczyński wymyślać, jak władcy orwellowskiej Oceanii, nową historię, w której bracia odgrywali wybitne, tajne i niezwykle ważne role, o których nikt nie wiedział. Może nawet zmieni podręczniki historii tak, aby nowe pokolenia uczyły się o dzielnych bliźniakach, którzy przeskoczyli mur stoczni i w ostatniej chwili wyrwali długopis nieznanemu facetowi z wąsem, by nie podpisał zdrady. W tych nowych podręcznikach Lech poprowadzi Solidarność do zwycięstwa, a Jarosław będzie powstrzymywał Frasyniuka przed kolaboracją. Lech zatrzyma sowieckie tanki w drodze do stolicy Gruzji a Jarosław rozpocznie ukraiński Majdan i wygra go dla Ukraińców w zasadzie samodzielnie (z Kurskim).
Wiele się da zmienić, wmówić i załgać. Ale internować się wstecznie Jarosława nijak nie da. I to kompletne zlekceważenie, uznanie – zgodnie z prawdą – za pionka i leszcza jest źródłem nienawiści Kaczyńskiego zarówno do wolnej Polski jak i jej bohaterów.
Warto przypomnieć, że zdarzało się Kaczyńskiemu wypowiadać ciepło o współczesnych politykach lewicy i o PRL-u, i jej politykach, i ich dokonaniach. Kaczyńskiemu de facto bliżej jest mentalnie do aparatczyków czasów komunizmu i socjalizmu niż do polityków cywilizacji europejskiej z ich demokratycznymi ograniczeniami. Bliżej mu do bolszewizmu z jego ideowym zaangażowaniem i wyższością woli nad prawem niż jakiejkolwiek formy cywilizowanego sprawowania władzy.
I być może bliżej mu było wtedy. Być może silne wzięcie narodu w karby, porządek i dyscyplina stanu wojennego podobały mu się i imponowały. Być może chciał i trzymał z silniejszymi. Tego nie wiemy, chociaż to prawdopodobne. Pewne jest natomiast to, że wśród zaufanych i docenianych ludzi prezesa sporo jawnych funkcjonariuszy aparatu byłej władzy i aparatu represji; i drugie tyle takich, o których nie wiemy.
Kaczyński nie otacza się legendami Solidarności z powodu kompleksów i nienawiści do bardziej zasłużonych od siebie, czyli faktycznie od wszystkich działających wtedy w podziemiu. Tych dyskredytuje, opluwa, próbuje umniejszyć. Nie ma natomiast absmaku w mianowaniu na stanowisko ministerialne sędziego Kryże, który sądził i skazywał działaczy opozycyjnych. Jak widać docenia i dogaduje się z prokuratorem Piotrowskim, którego kuriozalne opowieści o heroizmie i narażaniu życia w obronie demokracji idealnie pasują do opowieści Kaczyńskiego o tym, jak miał znacznie gorzej niż internowani. Te postaci z mroków polskiej historii można by wymieniać bez końca, jak chociażby sojusznika Kaczyńskiego z Solidarności, który w stanie wojennym pilnował w mundurze gmachu telewizji przed reakcjonistami, jak pupila władzy Jana Pietrzaka, czy Wojciecha Jasińskiego – dziś funkcjonariusza PiS, wtedy funkcjonariusza PZPR. O armii drobnych kłamców lustracyjnych, byłych funkcjonariuszy i zwykłych łobuzów szkoda nawet wspominać.
Temu legendarnemu bohaterowi podziemia otaczanie się postaciami zwalczającymi rodząca się wolną Polskę pomaga zatem w jakiejś psychoterapii i pomaga patrzeć w lustro. Ten sam mechanizm każe mu otaczać się miernotami i marionetkami. Łatwiej wtedy znosić własną małość i własne kompleksy.
Wygłosił kiedyś Kaczyński znamienne podłe słowa „My stoimy tam gdzie wtedy, Oni tam gdzie stało ZOMO”.
Panie Kaczyński: pan wtedy siedział w szafie na Żoliborzu, a to my staliśmy naprzeciw pańskich dzisiejszych towarzyszy broni.
My dzisiaj jesteśmy tam, gdzie wtedy a to wy tam, gdzie stało ZOMO.
Jacek Parol
prokuratorem Piotrowskim
Piotrowiczem.
a mnie interesuje czy Jarosław.K. w 1980 roku był sekretarzem PZPR na filii białostockiej UW. Swoich się nie internowało.
Informacja o tym liczy sobie dziesięć lat.
Jak to sprawdzić?
Jeżeli to fałszywka to napisać, jeśli prawda, tez napisać i po sprawie.
Daję 10 gwiazdek i kciuk w górę, ale dwie drobne uwagi:
1. Jasiński, o czym się rzetelnie informuje, był dyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Płocku, ale mało kto kojarzy, że WUSW to była po prostu (i oficjalnie) esbecja, a to dodaje sprawie szczególnego smaku.
1. Administracyjnie to rzeczywiście Żoliborz, ale to o tyle mylące, że się kojarzy z tym Ż. inteligencko-oficerskim, co JK przydaje niezasłużonej chwały. W rzeczywistości mieszka na Marymoncie, trochę jednak mniej nobliwym.
jest to banalny fakt, że przywódcy totalitarnych państw mają szczególną predylekcję do otaczania się swymi nawróconymi przeciwnikami.
stalin miał swego wyszyńskiego – byłego mieńszewika, naczelnego prokuratora w procesach moskiewskich lat trzydziestych. wzbogacił on kodeks karny przepisem, głoszącym że „maksymalne prawdopodobieństwo popełnienia inkryminowanego przestępstwa” może być dowodem w procedurze sądowej.
hitler wykreował na gwiazdę sądownictwa niegdysiejszego komunistę rolanda freislera, stał on na czele volksgerichtu w berlinie i z racji swej funkcji orzekał karę śmierci w sumarycznych procesach zamachowców z 20 lipca 1944.
w PRL po marcu ’68 media, urzędy państwowe i placówki naukowe wchłomėły wiele postaci znanych z endeckiej przeszłości, lub przynajmniej z niechęci do „władzy ludowej”.
https://www.youtube.com/watch?v=0Wtszy5Blv0