2016-11-25.
Zdążyliśmy oswoić się z myślą, że wygrywająca partia zaraz przywłaszcza propagandową trąbkę nazywaną mediami. Co jest wyborczą tradycją każdego zwycięskiego ugrupowania. Przywilejem i powinnością szanujących się rzezimieszków.
Lecz jeszcze nie nadążamy z akceptacją obecnej SKALI czystek w tychże nośnikach złej energii; ciągle jesteśmy na etapie zdziwienia, oburzenia, tupotania rzęsami. Brakuje nam wspólnych działań. Jedności w oporze.
Komentatorzy polityczni, szczególnie ci, co wyznają poglądy odmienne od głoszonych przez władzę, przestali być ważni: przełożono wajchę z opcją i znowu zostali zmorami kolejnego rządu. Toteż, wyrzuceni z pracy, pozbawieni zarobku, ratują się, jak mogą. Po cichu liczą, że ktoś zainteresuje się ich losem, domyśli się i coś zrobi. Jednak reżimowe czasopisma nie życzą sobie mądrych tekstów, bo przestawiły się na komercyjnie strawne, szablonowe i płytkie, masowo czytane wyroby. Mimo to niepokorni żurnaliści nie poddają się; nadal są intelektualnie czynni: tworzą, inspirują, propagują, podtrzymują psychicznie słabszych na pełgającym duchu, gdyż nie mogą się obejść bez demokratycznego powietrza…
Nie ma ich w telewizji, radiu czy w gazetach, a jako że afery, burdy, chryje i pyskówki nie są ich mocną stroną, zajmują się pisaniem po nierozpoznawalnych, rozproszonych miejscach. Po niszach, enklawach, społecznościowych forach, gdzie trudno dotrzeć, a jeżeli już się dotrze, to przez przypadek. Użerają się ze swoimi tekstami za Bóg zapłać i mało kto zna ich z nazwiska; są wymazani z obiegu.
Jedni ulegli populistycznej psychozie: przeobrazili się w zaopatrzeniowców lub dostawców blichtru, w rezultacie czego stali się dodatkami do taśmy produkującej myślowe buble. Drudzy – są zbyt dumni, by prosić o pomoc. Czekają na moment, kiedy nadejdzie trend na opamiętanie i parlamentarzyści wymiędlą ustawę nakazującą pomagać wszystkim, a nie tylko popieranym przez władzę. Czekają, że Ministerstwo Rozsądku otrząśnie się z apatii i pocznie o nich dbać. Zapoczątkuje myślenie dalekosiężne, przyszłościowe, oczekiwane. Przestanie otaczać się fachowcami z oślej łączki. Powoła kadry prawdziwych i kompetentnych.
Czekają wszelako daremnie; urzędy nie kwapią się do wspierania inicjatyw sprzecznych z narzuconą niezależnością, gdyż jaki chciałby przejmować się nimi bez rozporządzenia! Nie chcą ryzykować publikowaniem tekstów nieprawomyślnych. Zajmują się więc tylko sobą, myślą tylko o sobie, bo to taki czas: epoka sobków i etycznych zgniłków.
Dlatego, nie oglądając się na nierealną państwową wspomogę, chciałbym podzielić się prostaczkowym marzeniem: chodzi o zorganizowanie JEDNEGO MIEJSCA dla piszących PRO PUBLICO BONO. Miejsca, w którym ludzie dawaliby swoje publikacje i mogli łatwiej się odszukać, a ich wypowiedzi tyczyły się Polski. Jej przeszłości, przyszłości; w kulturze, w polityce. Byłyby w nim skupione teksty merytoryczne, pozbawione cech takich, jak napastliwość, zacietrzewienie, fanatyzm i wszelkie odmiany rasizmu. Co Wy na to?
Marek Jastrząb
Od redakcji: łamy “Studia Opinii” są otwarte.
źródła obrazu
- jastrzab: BM
można także na portalach społecznościowych, pro publico bono, jeżeli nikt uporczywie nie potrafi założyć np. polskiego odpowiednika New York Timesa, ale dzisiaj w kiosku widziałem wiele gazet, wszystkie reżimowe ?
Mam nadzieję, że będzie się Panu chciało pisać pomimo powszechnego mentalnego zatwardzenia.
Tutaj nawet słowotok perelowkich mistrzów iluzjonizmu medialnego nie sprowadzi oczekiwanej ulgi…
Powtórka z rozrywki i powrót do tradycji mniemanologii stosowanej.
Kolorowe jarmarki, jeleń na rykowisku i te duszne uniesienia…
Szklane paciorki i woda święcona w proszku, to nie tylko nasza droga do postmodernizmu, natchnionych jest więcej.
Kiedy powróciło lekceważenie prawa, oddano szkoły i skompensowano nieponiesione straty – straciłem złudzenia.
Trzymam kciuki! Niech Pan pisze. Nawet jeśli jeden czytelnik przeczyta – warto!