Fatalna sytuacja na rynkach finansowych zaczęła się poprawiać już przed wystąpieniem Bena Bernanke, szefa Fed na sympozjum Fed w Jackson Hole (26 sierpnia). Wiele było sceptycznych głosów analityków, którzy twierdzili, że szef Fed w obecnej sytuacji nie może niczym rynków pozytywnie zaskoczyć. Wiadomo było, że drukowanie dolarów (kupowanie obligacji określane skrótem QE) nie doprowadziło do trwałej poprawy w gospodarce, a jedynie poprawiło nastroje inwestorów giełdowych. Trudno było oczekiwać, że szef Fed zapowie kolejna rundę tak zgranego już środka pomocowego.
Okazało się jednak, że Bernanke i jego doradcy wypracowali skuteczną taktykę, która umożliwiła zarówno rynkom, jak i politykom/bankom na zaczerpnięcie oddechu ulgi. Ulga będzie krótkotrwała, ale jednak z punktu widzenie wielu graczy giełdowych wystarczająca. Według mnie wystąpienie Bena Bernanke było majstersztykiem ukierunkowanym na (krótkoterminową) pomoc rynkom finansowym.
Powiedział to, co wszyscy wiedzieli: ożywienie gospodarcze jest słabsze niż oczekiwano, inflacja nie jest groźna, a Fed ma narzędzia, żeby pomóc gospodarce i jeśli trzeba to ich użyje. Przypomniał, że Rezerwa Federalna już o tych narzędziach dyskutowała. Powiedział jednak też coś, co było zupełnie nową rzeczą. Otóż we wrześniu posiedzenie FOMC nie będzie jednodniowe jak planowano, a dwudniowe i będzie się na nim dyskutować użycie narzędzi wspierających gospodarkę.
Nie jest prawdą, że rynki zareagowały pozytywnie, dlatego że szef Fed zasygnalizował, że gospodarka jeszcze nie potrzebuje pomocy. To jest bardzo amatorskie wytłumaczenie. Wszyscy wiedzieli, jaki jest stan gospodarki i słowa Bena Bernanke nic w tym obrazie nie zmieniły. Co w tym wystąpieniu było tym majstersztykiem? Otóż następny komunikat po posiedzeniu FOMC wyda dopiero 21 września. Przez ten czas rynki będą liczyły na pomoc Fed. Przecież Bernanke ją praktycznie obiecał.
W tej sytuacji słabe dane makro będą traktowane z pobłażaniem, a może nawet będą pomagały „bykom“ (bo jeśli sytuacja będzie się pogarszała to „przecież Fed pomoże”), a jeśli dane będą dobre to pomoc Fed nie będzie potrzebna. O to ostatnie modli się Ben Bernanke, bo jeśli trzeba będzie gospodarce pomóc to może się okazać, że zamiast asów w swojej talii kart ma blotki. Jest to wręcz prawie pewne. Można sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby podczas swojego wystąpienia w Jackson Hole zapowiedział użycie przez Rezerwę Federalną środków, które rynki przyjęłyby wzruszeniem ramion. To byłaby prawdziwa katastrofa.
Nic dziwnego, że w wystąpieniu szefa Fed znalazły się też akcenty kelnerskie (pokazywanie palcem na kolegę). Bernanke wyraźnie sugerował, że piłka jest na polu polityków i to oni powinni wyciągnąć świat z kłopotów. Tyle tylko, że ci politycy (amerykańscy i europejscy) też nie wiedzą, co mają robić. Christine Lagarde, szefowa MFW, podczas tego samego sympozjum w Jackson Hole, wyraźnie stwierdziła, że nie tylko banki europejskie powinny być pilnie dokapitalizowne (częściowo przez państwa), ale i rządy powinny się szybko włączyć w ratowanie gospodarki europejskiej przed recesją. Przed recesją, której uderzenie w Europę jest według agencji ratingowej Standard & Poor’s coraz bardziej prawdopodobne.
Tylko jak to zrobić, skoro rynki finansowe domagają się cięć wydatków z budżetu? Tego już nie wie ani Christine Lagarde ani Ben Bernanke. Za to politycy i rynki finansowe cieszą się, kiedy łączą się dwa banki greckie z pierwszej trójki (Alpha Banki i Eurobank). Tak jakby z dwóch problemów można było zrobić jeden sukces…Nie można. Za to z pewnością to postępowanie jest dokładnym zaprzeczeniem dążenie do rozbicia banków „za dużych żeby upaść”. Jeśli nowy bank będzie miał problemy to zwróci się o pomoc do państwa, a skoro Grecja mu z oczywistych powodów nie pomoże to pewne poprosi o to Unię Europejską.
Na razie jednak gracze giełdowi mogą się cieszyć, bo słowa szefa Fed doprowadziły do (zapewne chwilowej) poprawy nastrojów. Co może przeszkodzić bykom przed wrześniowym posiedzeniem FOMC? To, co będzie się działo w Europie, gdzie problem pomocy nawet Grecji, nie mówiąc już o innych państwach znowu staje się nabrzmiewającym wrzodem. Zapowiedź przełożenia o jeden tydzień (odbędzie się 29 lub 30 września) przez parlament niemiecki głosowania w sprawie nowych środków walki z kryzysem zadłużenia nie zapowiada spokojnego września.
Niestety, nie da się przewidzieć, czy i jeśli, to kiedy Europa znowu zacznie szkodzić rynkom. Dlatego też do 21. września sytuacja na rynkach będzie bardzo zmienna, co znacznie utrudni życie konserwatywnym inwestorom. Dopiero po posiedzeniu FOMC, w końcu września, kiedy będziemy też już więcej wiedzieli o decyzjach politycznych w sprawie pomocy krajom PIIGS, będziemy mogli powiedzieć, w jakim kierunku idziemy. Może się okazać, że zarówno politycy i banki centralne jesienią nie podejmą decyzji o zasypywaniu rynków pieniędzmi. Wtedy nastroje się pogorszą, gospodarki zaczną szybko iść w kierunku recesji. Rynki zareagują przeceną, politycy się wystraszą i pieniądze oczywiście się znajdą. Gracze giełdowi się ucieszą, a obywatele zapłacą za zwiększoną inflację z własnej kieszeni.
A niby po co pan Bernanke wspiera tzw. rynki?
Jak ktoś przeinwestował, to niech za to zapłaci i już.
Skoro wszyscy wiedzą, że tzw. pomoc gospodarce nie pomaga, to możeby zrobić coś logicznego i jej zaprzestać?
Przesuwanie problemu w czasie tylko go powiększa.