Piotr Stokłosa: Zniszczyć zgubę Isildura7 min czytania

2017-06-23.

Obraz zawierający kubek, stół, wewnątrz, siedziOpis wygenerowany przy bardzo wysokim poziomie pewnościNie wszyscy czytali Władcę pierścieni Tolkiena, więc krótko wyjaśnię, do czego odwołuje się tytuł tego artykułu.

Otóż w czasach Ostatniego Przymierza doszło do bitwy na stokach Góry Przeznaczenia, podczas której elfy i ludzie podjęli praktycznie beznadziejną próbę pokonania złego Saurona. Walka wydawała się już przegrana, ale w ostatnim desperackim zrywie Isildur zadał śmiertelny cios wrogowi, a następnie odciął mu palec z Pierścieniem Władzy, który zapewniał Sauronowi niezmierną moc. Przed bitwą ludzie wraz elfami postanowili, że w przypadku ewentualnego zwycięstwa pierścień zostanie zniszczony w kraterze Orduiny, gdzie kiedyś go wykuto. Jednak Isildur świadom mocy i potencjału Jedynego Pierścienia odstąpił od tego zamiaru i zachował go, sprowadzając tym zgubę na siebie i swój lud.

Co ta historia ma wspólnego z bieżącą polityką? Otóż ma bardzo wiele. Działania prowadzące od półtora roku przez obecną władzę, polegające między innymi na zwiększaniu uprawnień prokuratora generalnego, likwidowaniu Trybunału Konstytucyjnego, zmonopolizowaniu mediów publicznych, dążeniu do faktycznej likwidacji niezależnego sądownictwa, skok na Izby Obrachunkowe w celu ubezwłasnowolnienia samorządów – nie są niczym innym, jak wykuwaniem Pierścienia Władzy. Już wkrótce ta władza będzie nieograniczona – policja zatrzyma na żądanie, prokurator bezkarnie postawi zarzuty, sąd bezrefleksyjnie wyda wyrok, Trybunał potwierdzi jego konstytucyjność, wszystkiemu zaś przyklasną prorządowe media, bo innych już nie będzie. Monteskiuszowska równowaga ostatecznie runie i zastąpi ją monolit autorytaryzmu nieliczącego się z niczym.

Przyjmijmy jednak optymistyczny scenariusz, że prędzej czy później władza Jarosława Kaczyńskiego lub jego spadkobierców zakończy się. Może nawet w wyniku demokratycznych wyborów, może nawet już tych najbliższych parlamentarnych. Co wtedy? Oto u władzy znajdzie się nowa siła, która przejmie po poprzedniej wykuty przez nią Pierścień Władzy – urzędników chętnych na każde skinienie wydać dowolną decyzję, zastraszonych policjantów gotowych spacyfikować każdą manifestację, usłużnych sędziów bez kręgosłupa moralnego, uległe samorządy. Czyż nie pojawi się wówczas pokusa, żeby chociaż przez chwilę, małą chwileczkę, utrzymać ten mechanizm? No bo przecież trzeba będzie zrobić szybkie porządki po PiS, odtworzyć niezwłocznie to, co zostało zniszczone. Więc skoro już istnieje takie poręczne, sprawne i silne narzędzie, czyż metodami może troszeczkę autorytarnymi, może troszeczkę niedemokratycznymi, nie da się tego wszystkiego sprawniej odkręcić?

Biada tym, którzy tak pomyślą. Bo Pierścień Władzy uzależnia jak narkotyk. Ciągle będzie jeszcze za wcześnie, aby go zniszczyć, ciągle będzie potrzeba skutecznego działania. Nowa władza będzie się wpierw oszukiwać jak narkoman – dzisiaj to już ostatni raz, już więcej tego świństwa nie wezmę, ale potem przytrafia się słabszy dzień, jakieś niepowodzenie, więc trzeba się wyluzować i ręka sama sięga po „przez przypadek” niewyrzucone opakowanie.

Jednak potem będzie już za późno – rewolucjoniści staną się karykaturą tych, których obalili, zaś po nich przyjdą następni i powtórzą taki sam scenariusz, lecz z jeszcze większą intensywnością. Za przykład mogą służyć dzieje carskiej Ochrany. Po rewolucji lutowej 1917 roku, praktycznie bez zmian i z zachowaniem dotychczasowych struktur (pracę utrzymali nawet dotychczasowi urzędnicy aparatu represji, w szczególności służby więziennej, o czym pisał Sołżenicyn), jej metody przejęła Czeka, poprzedniczka NKWD i KGB. Bolszewikom szkoda było niszczyć doskonałego narzędzia inwigilacji, prowokacji i terroru. Przejęli więc pierścień władzy bez zbytnich skrupułów moralnych czy ideologicznych.

Co ciekawe, tajna policja państwowa według Lenina miała być narzędziem tymczasowym, bo jak twierdził w 1917 roku: potrzebujemy rządu tymczasowego… w pewnym okresie przejściowym potrzebujemy państwa, ale nie takiego burżuazyjnego, z armią i biurokracją odseparowaną od ludu i nastawioną przeciwko niemu. Potem państwo jako burżuazyjny wynalazek miało przestać istnieć, roztopione w ogólnoświatowym komunistycznym dobrobycie. Jednak również bolszewicy ulegli pokusie Pierścienia Władzy, bo, podobnie jak państwo, tajna policja okazała się zbyt użyteczna. Jak zauważył Richard Pipes techniki są neutralne i mogą być tak samo stosowane zarówno przez reżimy lewicowe jak i prawicowe.

Cóż więc należy uczynić, aby nie popełnić podobnych błędów, gdy już dojdzie do zmiany u sterów? Odpowiedź jest prosta i trudna zarazem – oddać władzę od razu po jej zdobyciu.

Odpowiedź jest prosta, bo wystarczy zwrócić niepodległość sędziom, pozwolić środowisku dziennikarskiemu samodzielnie wybrać niezależne organy nadzorcze, ponownie oddzielić prokuraturę od rządu, zabrać nadmierne uprawnienia różnego rodzaju agencjom bezpieczeństwa itp. Realna władza powinna również zostać zdecentralizowana i oddana samorządom lokalnym, z samodzielnymi budżetami, w znacznej części obywatelskimi. Rząd centralny powinien zajmować się tylko sprawami centralnymi, zaś sprawy lokalne powinny pozostać na poziomie lokalnym.

Jednak taka odpowiedź jest jednocześnie trudna, gdyż pozostanie pokusa skorzystania z tych wszystkich użytecznych narzędzi, które pozostawili poprzednicy. Bo który zwycięzca zaczyna swe panowanie od zburzenia twierdzy, którą właśnie zdobył? Tylko dalekowzroczny wódz dostrzeże, że doraźnie umacnia ona jego władzę, lecz w przypadku odwrócenia się koła fortuny znowu stanie się dla niego przeszkodą.

Osłabienie a nawet częściowe zlikwidowanie niektórych narzędzi władzy jest jedynym sposobem na zabezpieczenie demokracji przed zarazą totalitaryzmu. Jeżeli działania tych, którzy przyjdą po PiS, nie pójdą w kierunku zrzekania się zdobytej władzy, dojdzie do jej jeszcze większego umocnienia i centralizacji. Jeżeli następcy PiS natychmiast i bezwarunkowo nie zrezygnują z wypracowanych przez tę partię autorytarnych narzędzi rządzenia, z czasem sami staną się ich niewolnikami i będą je jeszcze bardziej doskonalić.

Wzywanie do zdobycia władzy w celu jej oddania brzmi jak utopia, ale właśnie taki system polityczny starali się stworzyć Ojcowie Założyciele definiujący fundamenty młodej demokracji amerykańskiej. Lubimy ich postrzegać jako twardych acz prostych facetów z monstrualnymi bokobrodami, którzy w zasadzie cały czas spędzali w siodłach uganiając się to za Brytyjczykami, to za Indianami. Ale przecież byli to światli politycy budujący nowe państwo pomni krwawych doświadczeń, które Europa zdobywała w swoich mniej lub bardziej udanych rewolucjach. Chcieli je przede wszystkim ustrzec przed ryzykiem przekształcenia demokracji w system autorytarny. Jak próbowali to osiągnąć? Pisze o tym Tocqueville w O demokracji w Ameryce:

Nie próbowano podważać władzy społecznej u jej podstaw i pozbawiać jej uprawnień; ograniczono się tylko do tego, by rozdzielić jej wykonywanie. Chodziło bowiem o to, by władza była silna, a jej funkcjonariusze słabi — aby społeczeństwo było dobrze rządzone i wolne zarazem.

To ostatnie zdanie jest okazją, aby zaznaczyć, że nie chodzi tu o to, aby doprowadzić do stanu anarchii, ale by sprawujący władzę wraz z poczuciem siły mieli też poczucie odpowiedzialności za swoje działania. Tocqueville zwraca też uwagę, że kluczowym elementem jest niezależność urzędników od władzy centralnej:

Prawo do kierowania urzędnikiem pociąga za sobą prawo do zwalniania go w wypadku nieposłuszeństwa oraz prawo do awansowania gorliwego wykonawcy poleceń. Tymczasem urzędnik wybieralny nie może być ani zwalniany, ani awansowany. Istota funkcji pełnionych z wyboru polega na tym, że ich wykonawca nie może być odwołany aż do wygaśnięcia mandatu. Taki urzędnik nie ma w gruncie rzeczy powodu obawiać się kogokolwiek poza wyborcami.

To tylko wybrane przykłady pokazujące, jakim zagrożeniom starali się zapobiec twórcy państwa amerykańskiego. Pokazują one też, w jak niebezpiecznym kierunku zmierza nasz system polityczny, ponieważ działania PiS są skierowane w dokładnie w odwrotną stronę, niż wskazywana przez Tocqueville’a. A wszystko w imię sprawnego rządzenia, walki z imposybilizmem , walki z korupcją itp. Słowem – w imię prawa i sprawiedliwości.

Władca pierścieni Tolkiena to nie zwykła bajka fantasy, ale mądra opowieść o deprawującym wpływie władzy i pokusach jakie ta ze sobą niesie. Pytam więc dzisiaj, czy pojawi się siła polityczna zdolna do wypisania na swoich sztandarach hasła: Idziemy po władzę, aby ją oddać. Jeżeli powstanie takie ugrupowanie, oddam na nie głos – nawet świadomy ryzyka, że oni też mogą ulec pokusie Isildura.

Piotr Stokłosa

Print Friendly, PDF & Email
 

4 komentarze

  1. Magog 23.06.2017
  2. Mr E 24.06.2017
  3. wojnier 24.06.2017
  4. Mr E 24.06.2017