No ale co z tego? Zbigniew Szczypiński zaraz po tym jak zobaczył, co się w Warszawie 11 listopada 2017 roku wydarzyło, zadał na łamach Studia Opinii ważne pytanie: „czy hierarchia polskiego kościoła rzymsko-katolickiego odniesie się jakoś do tego „religijnego” wydarzenia?”
Na razie pozostało bez odpowiedzi. Owszem: „Tygodnik Powszechny” piórem swoich dziennikarzy dystansuje się od nacjonalistycznego uniesienia polskich nacjonalistów i zadaje kłopotliwe pytania ministrowi Błaszczakowi, zachwyconemu biało-czerwonymi flagami powiewającymi nad tym budzącym najgorsze skojarzenia historyczne i autentyczną grozę przemarszem.
Tak wiemy, to nie ma nic wspólnego ani z patriotyzmem, ani z katolicyzmem. Ale to powinni jasno i wyraźnie powiedzieć przewodnicy tego narodu – politycy, tak chętnie szermujący hasłami patriotycznymi i tak chętnie chroniący się pod skrzydła Kościoła katolickiego i hierarchowie, przewodzący temu Kościołowi. Jeśli tego nie zarobią za rok może być jeszcze gorzej i jeszcze groźniej.
Za rok już będzie trudniej tłumaczyć, że to na chwilę tylko margines wtargnął na główne trasy przemarszu stolicy kraju demokratycznego. Za rok, w okrągłą rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę będziemy musieli tłumaczyć dlatego to faszyści zawłaszczyli ten dzień i dlaczego nie uchroniliśmy demokracji.
Mamy więc rok na przepracowanie tego, co się w Warszawie (na szczęście tylko w Warszawie) wydarzyło 11 listopada 2017 roku. Wszyscy, nie tylko politycy i hierarchowie, ale całe społeczeństwo. Wprawdzie garstka (nawet jeśli to było 60 tysięcy) głośno krzyczy, ale większość milczy. To może się zemścić na nas wszystkich.
Michael Tomasello przekonuje, że to co odróżnia gatunek ludzkie od świata innych zwierząt to zdolność do czytania, tego co inni ludzie myślą, jak odbierają rzeczywistość i w co wierzą. Muszę przyznać, że mam kłopot w rozumieniu – co tak wielu moich rodaków, którzy wykrzykują w dniu Święta Narodowego obrzydliwe hasła przeciwko muzułmanom, uchodźcom i agresywnie głoszącym swoje przywiązanie do katolicyzmu i Boga, myśli, jak odbiera rzeczywistość i w co wierzy.
Od kilku lat to przekracza moje zdolności pojmowania.
Stanisław Obirek
Tego roku nie “przepracujemy”. Już nie ma z kim. Kiedy nawet inteligentni (tak by się wydawało) ludzie zaczynają swoje wywody od “no, ale jednak …” to wiem, że wszelkie wysiłki są próżne.
Może nie będzie tak źle skoro dziś 13 XI w Krapkowicach na Opolszczyźnie prezydent Andrzej Duda powiedział: “Nie ma w naszym kraju miejsca ani zgody na chorobliwy nacjonalizm ani ksenofobię, nie ma miejsca na antysemityzm. Taka postawa oznacza wykluczenie z naszego społeczeństwa. My, Polacy, doskonale wiemy, co to znaczy nazizm”. Póki co nie mam powodu by mu nie wierzyć. A skoro tak, to znaczy, że mamy konflikt, by tak rzec interpretacyjny, w obozie władzy. Bo min. Błaszczak to miejsce (na chorobliwy nacjonalizm i ksenofobię i antysemityzm) widzi, więc jak to jest z tym PiS-em?
Panie profesorze. “Duda powiedział…” I to w zasadzie byłoby wszystko 🙂
Przecież dla tego człowieka najważniejsze jest, by powiedzieć cokolwiek, byle dobitnie i możliwie najgłośniej, upajać się własnymi słowami. Treść nie ma znaczenia.
“My Polacy doskonale wiemy co to znaczy nazizm”. To też powiedział. I co z tego? Wykonał jakiś ruch? Może jakaś propozycja ustawy delegalizującej naziolów? Nie? A to ciekawe. “Powiedział” 🙂
Wie Pan, to tak jak w starym kawale ” – Jak partia mówi, że nie da to nie da, a jak mówi, że da to mówi”.
Nie jestem entuzjastą prezydenta. Uważam go też, po wcześniejszych wystąpieniach, za przedstawiciela młodonacjonalistycznego nurtu w PiS. Ale powiedział, co powiedział, choć reszta jego środowiska wolała milczeć. To ma znaczenie.
Dzisiaj wysłuchałem na you tube wykładu prof. Tomasza Polaka o maszynie społecznej kościoła. Wydaje się, że prof. Polak dość jasno objaśnił zasady działania krk w Polsce. Takie zgromadzenie, jak to ostatnie w Warszawie, dostarcza mu potężnej porcji energii i taki model katolicyzmu, z którym nie zgadza się prof. Obirek, jest jak najbardziej zgodny z potrzebami krk, episkopatu i prostego proboszcza. I jest akceptowany przez wiernych. “Bardzo dobrze wiedzą, co czynią, a mimo to, nadal to czynią”. A czy jest on zgodny z katolicyzmem zapisanym w niezliczonych encyklikach, teologicznych wywodach, nauce seminaryjnej? Nie wiem. I, prawdę mówiąc, niewiele mnie to obchodzi. Obchodzi mnie katolicyzm, z którym mam do czynienia, chcąc nie chcąc, na co dzień i którego coraz bardziej się obawiam. Nazwijmy go realnym katolicyzmem, na wzór realnego socjalizmu w PRL. Oszczędzi to rozterek.
@J.LUK
Niestety też mam podobne skojarzenia (nawiązuję do ilustracji).
Niechętnie, jednak brak mi innych poważnych argumentów, skłaniam się ku poglądowi o bezwzględnej nadrzędności czegoś, co by można nazwać prawem ewolucji mentalnej. Są pewne progi o charakterze kumulacji doświadczeń, które w pewnym momencie wymuszają przewartościowania w mentalności społeczeństw. Nie da się tych progów pokonać na skróty, mimo deklaracji, dobrych chęci, sprzyjających warunków.
Dominującą obecnie polska mentalność jakby utkwiła w okresie z czasów przed wojną czterdziestoletnią. Wyniszczające doświadczenie z tej wojny, opartej na konflikcie zacietrzewień ideologii religijnych, wynikających z chęci dominacji, otarło się o sens egzystencji całych marodów (np. zginęło ponad 50℅ populacji Czechów). To było na tyle brutalne doświadczenie, że w naturalny jakby sposób zmieniło sposób myślenia narodów krajów zachodniej i północnej części Europy. Kompromis stał się warunkiem koniecznym dla samej możliwości przetrwania. To doświadczenie nie dotknęło RP ( jej udział w tej wojnie był zupełnie symboliczny) . Polski katolicyzm przerwał ten okres bezrefleksyjnie.
To chyba był ten moment, gdzie drogi Europy i Polski się rozeszły.
To może teolog domu papieskiego się na ten temat powinien wypowiedzieć, bo przecież Młodzież Wszechpolską reaktywował przed laty jego bratanek, zwany powszechnie Koniem. Dziś ów mentor owych pałkarzy, jako mecenas R. G., bryluje w TVN u pani Olejnik i stroi się w piórka arbitra elegancji (i dobrych manier) w polityce. Koń jest jaki każdy widzi, zatem po nim nie można się już wiele spodziewać, że ogarnie spustoszenie, które sam zaczął i obudził śpiącego rycerza czystego nacjonalizmu.
Incydenty na Marszu? Prawdopodobna jest prowokacja”
– Na Marszu Niepodległości doszło do incydentów niedopuszczalnych, ale to był margines marginesu. Bardzo prawdopodobna jest prowokacja – powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Polska tradycja, do której my się odwołujemy, nie ma nic wspólnego z antysemityzmem, rasizmem, ksenofobią – dodał.
Prezes PiS został zapytany o wpis na Twitterze byłego rzecznika Hillary Clinton ds. zagranicznych. Jesse Lehrich komentując Marsz Niepodległości, który 11 listopada przeszedł ulicami Warszawy, napisał: „60 tysięcy nazistów maszerowało w Warszawie”.
Kaczyński stwierdził w TVP, że były współpracownik Hillary Clinton w ten sposób “obraził dziesiątki tysięcy uczciwych ludzi”.
– Natomiast doszło do incydentów skrajnie niefortunnych; to jest słabe określenie – skrajnie złych, zupełnie niedopuszczalnych. Polska tradycja, ta do której my się odwołujemy, nie ma nic wspólnego z antysemityzmem, jesteśmy od tego jak najdalsi, nic wspólnego z rasizmem, nic wspólnego z ksenofobią – powiedział prezes PiS.
Jak mówił formacje, do których należał, “począwszy od Porozumienia Centrum, zawsze przynależność narodową definiowały jako przynależność kulturową i przynależność lojalności w stosunku do państwa, w stosunku do narodu, a nie odnoszącą się do pochodzenia etnicznego”. – Co to tych spraw nie może być żadnych wątpliwości, tutaj jesteśmy zdecydowani – powiedział prezes PiS.
Według Kaczyńskiego, tego typu postawy podczas Marszu Niepodległości “to był margines marginesu”. – To jest w ogóle w Polsce margines marginesu, a po drugie bardzo prawdopodobna jest prowokacja. Bo w końcu, ci którzy chcą Polsce zaszkodzić wiedzą, w jaki sposób to zrobić. Właśnie tego rodzaju napisy, tego rodzaju haniebne bzdury, bardzo nam szkodzą. Może ich być tylko kilka i to może być nawet nie jeden promil tego, co było w trakcie tego marszu, a już wystarczy, żeby rozpętać wielką ofensywę i żeby mówić o dziesiątkach tysięcy ludzi, którzy po prostu chcieli wyrazić swoje przywiązanie do Polski, że są nazistami – powiedział prezes PiS.
Jak dodał, “to jest smutne, ale trzeba się z tym liczyć i w związku z tym trzeba bardzo, bardzo uważać”. – Ale z drugiej strony trzeba też pamiętać, że jak jest 60-tysieczny tłum, to jeżeli nie stosować jakichś superpolicyjnych metod, a ich naprawdę nie stosujemy, to nie sposób tego opanować, kto ma jaki transparent i go w pewnym momencie wyciągnie – zaznaczył. (z rzepy)
Oto dzisiejszy tekst z GW
Abp Gądecki o hasłach z Marszu Niepodległości: – Hasła typu “Polska dla Polaków” są tradycyjnie uważane za rasistowskie
Tomasz Cylka
13 listopada 2017 | 13:31
Hasła typu “Polska dla Polaków” są tradycyjnie uważane za rasistowskie i nie ma tu żadnych wątpliwości – mówi abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański. – Może wznoszenie tego typu rasistowskich haseł wynika z niewiedzy, może to też działanie jakichś prowokatorów, bo na pewno nie takie było zamierzenie organizatorów – dodaje przy tym.
„Europa tylko biała”, „Czysta krew” czy „Biała Europa braterskich narodów” – to tylko niektóre hasła, które nieśli na transparentach uczestnicy sobotniego Marszu Niepodległości w Warszawie. Okrzyki „Polska dla Polaków” towarzyszyły już poprzednim marszom, ale w tym roku pojawiły się i takie jak „Wszyscy różni, wszyscy biali”, „Biała siła” czy nawet hitlerowskie „Sieg heil”. Tymczasem oficjalne hasło marszu brzmiało „My chcemy Boga”. Bezpośrednich odniesień do religii było więcej. Krzyczano „Ave Jezus Rex” czy „Bóg, Honor i Ojczyzna” i „Polska katolicka, nie laicka”.
ZOBACZ TEŻ: 11 listopada w Poznaniu. Arcybiskup Stanisław Gądecki mówił o demokratycznym państwie
„Polska dla Polaków” rasistowskie
O to, czy nie ma sprzeczności między tymi hasłami, był dziś pytany przez dziennikarzy abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański i przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Hierarcha zastrzegł, że nie był na marszu, a haseł nie widział. Ale opierając się na przekazach medialnych, odpowiedział: – „My chcemy Boga” jest hasłem starym i z pewnością niekontrowersyjnym. Natomiast „Biała Europa” z pewnością nie jest hasłem szlachetnym. Na marszu, w którym idzie ok. 60 tys. ludzi, wszystko może się zdarzyć. Może to wznoszenie tego typu rasistowskich haseł wynika z niewiedzy, może to też działanie jakichś prowokatorów, bo na pewno nie takie było zamierzenie organizatorów. Natomiast hasła typu „Polska dla Polaków” czy „Włochy dla Włochów” są tradycyjnie uważane za rasistowskie i nie ma tu żadnych wątpliwości.
Episkopat o patriotyzmie
Abp Gądecki przypomniał też dokument Konferencji Episkopatu Polski o patriotyzmie, który biskupi napisali w kwietniu tego roku. Krytykuje on m.in. wrogość wobec innych narodów. Hierarchowie napiętnowali w nim „niedopuszczalne i bałwochwalcze (…) wszelkie próby podnoszenia własnego narodu do rangi absolutu, czy też szukanie chrześcijańskiego uzasadnienia dla szerzenia narodowych konfliktów i waśni. Miłość do własnej ojczyzny nigdy bowiem nie może być usprawiedliwieniem dla pogardy, agresji oraz przemocy” – napisali. Patriotyzm nazwali formą solidarności i miłości bliźniego, świadczenia dobra pośród konkretnych warunków, miejsc i ludzi.
Ponieważ mieszkam w Warszawie, więc chciałbym poinformować autora ( którego poglądy są mi bardzo bliskie) że jednak to co sie działo , działo się nawet bardziej we Wrocławiu, niż w Stolicy. Jak widzieliśmy w telewizji, Pański były “kolega po fachu” Jacek Miedlar, do spółki z niejakim Rybakiem szczuł i wył z trybunki z taką nienawiścią do zgromadzonych zwolennikow , którzy wielokrotnie wspomagali go słowami Amen, że niestety nikt mnie nie przekona iż ” nasza miejscowa religia” nie zdegenerowała się całkowicie. I lękam się, że większość jej pasterzy i biskupów podziela poglądy Międlara , a nie Pańskie.
A jednak to działa… od zawsze.. konkluzja?
https://www.youtube.com/watch?time_continue=3&v=kjkEMFdRRLM
Autokorekta: w swoim komentarzu z 13 listopada wpisałem błędnie ” przed wojną czterdziestoletnią” Oczywiście miałem na myśli wojnę trzydziestoletnią z okresu 1618-48.
Jakoś się domyśliłem 🙂 Choć gdyby doliczyć do pakietu trojańską … 🙂
Zdarza się, nic takiego.
Kolega, którego cenię za przenikliwe analizy i dar aforystycznego ujmowania złożonych zjawisk napisał do mnie, że odpowiadający na pytania znajomych mówił o nie o “zaniepokojeniu, ale o przerażeniu. Oczywiście moje odczucia nie muszą pokrywać się z Twoimi, ale sądzę, że już dawno przekroczyliśmy stan zaniepokojenia. Jestem zaniepokojony, gdy drapie mnie w gardle a temperatura podskoczyła do 37.4. Ale gdy krwawi mi nos, podbili mi oko, i złamali nogę, to już nie zaniepokojenie, ale strach”. Odpisałem mu, że jednak “Warto też pamiętać, że Młodzież Wszechpolska została utworzona w Poznaniu 2 grudnia 1989 z inicjatywy m.in. Romana Giertycha, a PO przez 8 lat tolerowała rozwój tej faszystowskiej organizacji, ONR też został zalegalizowany (nie wiem dokładnie kiedy, ale też przed PiS). No więc jestem zaniepokojony bo żyję tu i nie mogę żyć w przerażeniu”. Tak więc podtrzymuję mój słaby optymizm; niepokoję się, ale nie jestem przerażony. Przerażonymi powinni być politycy i duchowni bo to oni naważyli tego piwa. Ja nie należę do żadnej z tych grup, więc pozwalam sobie na dystans wobec ekstremalnych zachowań.
a ja bym dodał do tego, co skonstatował Sanisław z Narola. Obie strony konfliktu żywiły się narodowcami. Dla jednych byli wygodnym obiektem do pokazówek na 11 listopada i nie tylko (zresztą tu trochę bardziej skomplikowany rozkład, bo środowiska kibiców to nie są jeszcze MW i ONR, po prostu potrzeba stadnej przynależności). Zatem dla PO było drażnienie się z “Tusku matole, twój rząd obalą kibole” i próba przekonania, że to twarz PiS’u, który zręcznie umykał na ten dzień do Krakowa, oddając się kultom [dużego i małego] Marszałka, ale zarazem nie odcinając się nadmiernie od maszerujących patriotów… zatem polityka przerzucania gorącego kartofla spowodowała, że kartofel zaczął rosnąć w siłę. Jarkacz to zauważył, bo wczoraj pobiegł od razu do tvp info z pewnym dementi… Swoją drogą nie zazdroszczę hierarchom KRK, bo ów splot kościelno-narodowy to zaiste węzeł gordyjski (m. in. dziedzictwo zaborów).
Jak zauważa ekspert z UJ, być może miało to paradoksalnie pewne pozytywne strony, bo nacjonalizm się przy katolicyzmie trochę “cywilizował”, nie żebym bronił nacjonalizmu, ale doceniam, że nie było aż tak źle, jak w innych stronach.
Rafał Łętocha: Kościół przewartościował polski nacjonalizm
Rozmowa z dr. hab. Rafałem Łętochą, politologiem z Uniwersytetu Jagiellońskiego
Rzeczpospolita: Mateusz Pławski został odwołany ze stanowiska rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej po wywiadzie, w którym opowiedział się za segregacją rasową i stwierdził, że „osoba czarnoskóra nie może być Polakiem”. Jak takie poglądy mają się do tradycji polskiego nacjonalizmu?
Rafał Łętocha: Dawniej polscy nacjonaliści definiowali tożsamość narodową przez pryzmat czynników obiektywnych, takich jak pochodzenie czy język, ale i subiektywnych, jak uczucia, emocje, przywiązanie do wartości. Zwracano uwagę na pochodzenie, ale zarazem podkreślano, że istotą jest sfera wartości. Wypowiedź oparta na kryterium biologicznym wskazuje na odejście jej autora od tej tradycji.
Były rzecznik MW stwierdził również, że nie dostrzega niczego złego w haśle „Biała Europa”, które pojawiło się na Marszu Niepodległości.
Trudno to skomentować, bo hasło jest absurdalne. Przypomnę, że w dwudziestoleciu międzywojennym II Rzeczpospolita była wieloetniczna. Do Narodowych Sił Zbrojnych należał choćby Lech Neyman, adwokat tatarskiego pochodzenia. Trzeba też pamiętać, że za pomoc Żydom w Auschwitz zginął Jan Mosdorf, a Wincenty Lutosławski, działacz narodowy i filozof, pisał: „Do polskiego narodu należą spolszczeni Niemcy, Tatarzy, Ormianie, Cyganie, Żydzi, jeśli żyją dla wspólnego ideału Polski. Murzyn lub czerwonoskóry może zostać prawdziwym Polakiem, jeśli przejmie dziedzictwo duchowe polskiego narodu i jeśli ma niezłomną wolę przyczyniania się do rozwoju bytu narodowego Polaków”.
Część narodowców odcina się od wypowiedzi Pławskiego. Krzysztof Bosak na Twitterze napisał: „Polscy narodowcy kierują się polską ideą narodową i nauką moralną Kościoła. Głoszenie jakichkolwiek politycznych doktryn ws. rasowych nie jest elementem żadnej z powyższych”.
Dobrze, że się odcinają, ale mleko już się rozlało. Faktem jest natomiast związek idei narodowej i nauki moralnej Kościoła. W okresie międzywojennym rozpoczął się proces katolicyzacji polskiego nacjonalizmu. Zapoczątkowała go wydana w 1927 r. broszura Romana Dmowskiego „Kościół, naród, państwo”. Odtąd polski nacjonalizm – przynajmniej formalnie – odcinał się od rasizmu biologicznego i prób traktowania narodu jako najwyższej wartości. Było to nie do pogodzenia z nauką Kościoła. Proces katolicyzacji przewartościował więc polski nacjonalizm – stępił jego ostrze.
Skąd zatem bierze się obecna radykalizacja poglądów tego środowiska?
Trudno powiedzieć, może jest to związane z niedouczeniem, ignorancją, a może z przesadzoną reakcją na kryzys migracyjny. Wiem natomiast, że wypowiedź, która znalazła się w wywiadzie dla „Do Rzeczy”, pokazuje, że praca, którą środowisko narodowe wykonało przez lata, idzie dziś na marne.
—rozmawiał Łukasz Lubański
Bardzo to ważne przypomnienie Euzebiusza z Cezarei. Dziś w ramach wykładu z historii filozofii mówiłem studentom o granicach dialogu i wskazałem ONR (zdelagalizowany po kilku miesiącach działalności w 1934) jako przykład takiej granicy. Czekam z wielką niecierpliwością na potężną monografię Szymona Rudnickiego, autora nagrodzonej przez tygodnik Polityka książki “Obóz Narodowo Radykalny. Geneza i działalność”. Po latach wrócił do tematu i w przyszłym roku wyda “Falanga walczy, Falanga czuwa, Falanga nową Polskę wykuwa… Ruch Narodowo Radykalny”. Dowiemy się z niej wielu ciekawych rzeczy (wiem bo czytałem maszynopis) również na temat styku katolicyzm- nacjonalizm. To cywilizowanie wcale tak skutecznym nie było. Warto odnotować co niektórzy teologowie (i większość kleru katolickiego myślała o Hitlerze, już po jego dojściu do władzy: „dostrzegano zasługi hitleryzmu w zwalczaniu komunizmu (…). Również antysemityzm nie przeszkadzał Kościołowi. Odwrotnie, prasa katolicka też chętnie się nim posługiwała”. Swoistym sprawdzianem stosunku do mniejszości narodowych, który często był połączony z różnicami religijnymi był stosunek do Żydów, a mówiąc wprost radykalny antysemityzm ugrupowań nacjonalistycznych. Tutaj Kościół również zachowywał się osobliwie: „Kościół popierając wiele postulatów nacjonalistów, w obronie swojej samodzielności i nie chcąc zawężać swego oddziaływania, nigdy przed wojną nie zgodził się na utworzenie partii katolickiej. Jednak księża angażowali się nie tylko w walkę z Żydami, czy szerzej w propagowanie poglądów endeckich”. Takich uwag znajdzie Czytelnik więcej. Niestety większość z nich nie mówi zbyt pochlebnie o polskim Kościele katolickim okresu międzywojennego. No więc warto również mędrców spod Wawelu słuchać cum grano salis
Cywilizowanie było na miarę ówczesnej przedsoborowej i przed-hollocaustowej świadomości. Liberałowie byli be, Żydzi byli (jako liberałowie lub komuniści – też be), wiele spraw było be…. Tego nie ma co ukrywać, to były czasy Syllabusa, indeksu ksiąg zakazanych i ogólnych potępień, a Laski ks. Korniłowicza, czy tynieccy benedyktyni to były białe plany na mapie polskiego katolicyzmu. Natomiast mimo tych niedostatków i rozmaitych uprzedzeń, jednak nie doszło do biologizacji nacjonalizmu. Warto tu przypomnieć prace nad eugeniką i pułapkami scjentyzmu w psychiatrii pióra Magdaleny Gawin, która pokazuje pewną lokalną osobliwość, którą również można przypisać owemu duchowi katolickiemu, pomimo jego niedoskonałości, fobii i uprzedzeń. Tylko tyle, a być może i aż tyle. Nie jestem specjalistą w tym temacie, zatem nie chcę się mądrzyć, ale jeśli dobrze rozumiem wywiad “dla rzepy”, to teza, którą warto mieć na uwadze, wyraża się w przekonaniu, że tam, gdzie nie było szlifowania nacjonalistycznego betonu, było on zdecydowanie bardziej chropawy niż nad Wisłą.
Tuz obok na witrynie jest artykuł Dariusza Wiśniewskiego o zarządzaniu strachem Polaków. Według Wiśniewskiego, “Jarosław Kaczyński i polski Kościół” budzą i wykorzystują strach przed obcymi. Ja bym zamienił kolejność. Kościół, nie tylko polski i nie tylko katolicki, handluje strachem. Grzech, wina, potępienie, wieczne męki, to wszystko jest stały jadłospis kościołów chrześcijańskich. Od grzechu, mąk, i potępienia można się wykupić pokorą, posłuszeństwem, oraz – a jakże – pieniędzmi. No i mamy prosty przepis na zniewolenie, bogactwo, i władzę. Prosty, wypróbowany, i doskonalony od wieków. A dla nieposłusznych tortury i egzekucje. (Ten ostatni składnik jadłospisu został ostatnio trochę zaniedbany.) Kaczyński ze swoją psychopatią i paranoją się tylko podłączył do tego pasa transmisyjnego. Nie musiał specjalnie wiele sam wymyślać. Do listy grzechów religijnych dołożył nowe grzechy. Na przykład, “jeśli ktoś ma pieniądze, to skądeś je ma”. Grzechem nie są pieniądze i nawet nie ma. Grzechem jest skądeś. To jest genialne postawienie sprawy. Każdy, w dowolnych okolicznościach, i w każdej sprawie ma coś, albo coś robi, skądeś. Tym samym automatycznie powinien się czuć grzesznikiem i powinien się bać. Wszystko jedno, czego dotyczy dowolna sprawa, grzech obywatela można uznać za udowodniony. A skoro obywatel zgrzeszył, to władza ma pełne prawo wkroczyć, ukarać, i zakończyć grzeszny proceder bez żadnych zbędnych tłumaczeń. To jest doktryna katolicka w czystej, niczym niezakłóconej postaci. Jesteś winien, bo jesteś winien, i już. Jesteś grzesznikiem, bo nim jesteś, i kropka. Nawet, jeśli się dopiero co narodziłeś. I z tego powodu masz błagać o przebaczenie, a także być całkowicie posłuszny władzy duchownej. Wszczepienie takiej wiary każdemu bez wyjątku to marzenie katechety, biskupa, arcybiskupa, czekisty, i dyktatora. Kaczyński tego nie wymyślił. On to tylko wypożyczył. Skuteczność tej paranoi bierze się stad, ze jest ona doskonale ugruntowana w katolickich głowach polskiego społeczeństwa.
A tak nawiasem, zdanie “Jeśli ktoś posiada pieniądze, to skądś je ma” zostało wypowiedziane przez tego rzekomo lepszego Kaczyńskiego.
No cóż, każde zwierzę jest egoistą bo ma to genach, zdarzają się odstępstwa od tej zasady
filmowane przez właścicieli przysłowiowego psa i kota, cudownie, one się kochają co widać na filmikach.
Jest tylko jedno ale, ten tolerancyjny pies zazwyczaj atakuje obcego kota, bo to “obcy kot” konkurent mojego kota. Broni swojego gniazda, legowiska itp. a ostatecznie ktoś powinien łapać myszy…
Moje pytanie, człowiek jest zwierzęciem?
Oczywiście że nie!
Bo jest sapiens! I na usprawiedliwienie swych zwierzęcych instynktów wymyślił religię
która wręcz nakazuje zagryźć obcego, a tolerować “kota” z którym się żyje na wspólnej polepie .
ps.
Mam problem ze swoją identyfikacja plemienną, moja wiedza genealogiczna sięga do pradziadków ale mgliście.
Zastanawiam się czy na tym wspólnym klepisku gdzie jeszcze gada sie po polsku, jestem psem czy kotem?
Chrześniak mieszka w Londynie z rodziną i na pytanie czy czuje się tam psem odpowiedział,
zdecydowanie jestem kotem..
Tym razem nie zgadzam się z Euzebiuszem z Cezarei, natomiast w pełni podzielam diagnozę Narciarza2. Za wszelkie flirty z nacjonalizmem/polityką religia płaciła cenę upolitycznienia. Historycznie rzecz biorąc najwyższą zapłaciło i nadal płaci chrześcijaństwo, to jest jego grzech pierworodny, czy raczej pokusa, której uległo w 312 roku przyjmując parasol ochronny Konstantyna. Cała późniejsza historia to tylko konsekwencja tej utraty cnoty. Trudno się licytować, ale na podobną drogę wszedł islam od początku swego istnienia. Historia państwa żydowskiego, choć krótka (od 1948) też nie rokuje dobrze (rabini ortodoksyjni skutecznie wypaczyli ideę państwa planowanego np. przez Theodora Herzla). A jeśli do tego dodać mistrzowskie zarządzanie emocjami (nie tylko strachem przecież) to istotnie, historycznie rzecz biorąc, wkład religii w dzieje ludzkości jawi się co najmniej jako dwuznaczny. Nie muszę dodawać, że obecny polski katolicyzm w tej dwuznaczności uczestniczy, jak powiada młodzież, na maksa!
ale ja nie pochwalam owego upolitycznienia, byłoby lepiej, gdyby tego upolitycznienia nie było. Tylko czasami, by to faustowsko ująć, coś złego czy też niepożądanego, może przynieść pewne nieoczekiwane konsekwencje, które można określić mianem mniejszego zła. Mniejszym złem było to, że endecy przyjmowali ówczesną wykładnię katolickiej moralności i nie głosili dzięki temu czysto biologicznego rasizmu, dającego przesłanki do fizycznej eliminacji przedstawicieli “gorszego sortu”, chcieli jedynie wysłać na Mgadaskar czy ułatwiali emigrację do Palestyny. Nie pochwalam tego, ale takie były czasy. Na pewne działania spoglądany przez “okulary Zagłady”, która zmienia całkowicie nasze rozumienie ówczesnych postaw i ocen. Natomiast “hermeneutycznie” powinniśmy jednak starać się wniknąć rozumiejąco dlaczego ówcześni aktorzy sceny polityczno-kulturowej takie poglądy głosili i podejmowali takie działania, z którymi dziś bynajmniej nie jesteśmy w stanie sympatyzować (no może poza tymi, którzy nie wiedzą co czynią… by to tak określić). Nie twierdziłem również, że katolicyzm polski z owego nacjonalistycznego nelsona założonego w czasach zaborów i kontynuowanego w II RP (bezbożny komunizm i liberalizm) się po PRL wyzwolił — la longue durée niestety