2018-02-10.
Skandal i awantura w stosunkach polsko izraelskich, a co gorzej – polsko żydowskich w ogóle, była tematem, którego starałem się unikać. Dlaczego? Po prostu pamiętałem dyskusję na SO sprzed 5 lat (jak ten czas leci!) pod artykułem „… żyd, jaśnie panie”i wnioski, jakie wg komentujących wówczas z niej płynęły.
Coś mnie jednak podkusiło, by rzeczoną dyskusję przeczytać raz jeszcze i przemyśleć zarówno tezy, jakie wówczas wysnuwałem, jak i zastrzeżenia wysuwane przez dyskutantów.
Choćby po to, by zobaczyć czy przez te parę lat czegoś się nauczyliśmy, co wg mnie ma kluczowe znaczenie dla dalszych dziejów tak gorącego tematu.
Szczerze mówiąc, jestem nieco zawiedziony. Nadal w naszych rozmowach dominuje czarno-biały obraz problemu, bez żadnej refleksji dotyczącej przeszłego zachowania nas samych. Z obu stron sporu.
Kiedy podpowiadałem potrzebę precyzyjnego zdefiniowania antysemityzmu, padały pytania: a po co?
Niepotrzebne? Naprawdę?
Wydawało mi się potrzebne, bo coraz więcej pojawiało się ognisk poprawnościowych „łowców antysemityzmu” zachowujących się w sposób charakterystyczny dla czasów współczesnych (jak czegoś nie ma, to trzeba udowodnić, że jest, tylko…), a walka z negatywnym zjawiskiem jest cool i w ogóle, co wg mnie było zjawiskiem niebezpiecznym dla tematu.
Tłumaczyłem, że szermowanie na prawo i lewo antysemityzmem prowadzi do jego dewaluacji jako zjawiska nagannego, do „oswajania” się z nim jako zarzutem, do jego ośmieszania wreszcie.
Podawałem przykład pani, która opisywała jako antysemickie wszystkie obrazki, na których przedstawiono postać Żyda, nieważne w jakiej roli. Ta pani nie rozumiała, że z poważnej sprawy robi karykaturę i w gruncie rzeczy działa na korzyść antysemitów właśnie. Wszyscy, którzy zechcieliby to zjawisko lekceważyć, dostawali broń do ręki!
I nic, nie chciano tego zrozumieć. Zaczepne, chwilami wręcz agresywne komentarze pokazywały wyraźnie, że nie przyjmuje się do wiadomości rzeczy oczywistych.
Podejrzewam, że podobnie będzie dziś, choć wszystkie moje obawy sprzed 5 lat sprawdziły się i to w sposób zatrważający.
Dziś już nikogo nie zawstydzimy, nazywając go antysemitą. Wręcz przeciwnie – niejeden uzna to za powód do chwały i dumnie wypnie pierś. Widząc, co wyprawiają nasi rządzący, niewykluczone, że i po medale.
W całej tej dyskusji, jaka przewala się na kształt błotnej lawiny przez nasze media, ale także prywatne rozmowy brakuje tak wielu istotnych elementów, że trudno mi zrozumieć powody tej absencji.
Np. tego, że mówiąc o Żydach, wypadałoby określić, których mamy na myśli. Tych z Izraela, samo państwo Izrael, czyli żydowskich polityków, mieszkańców tego państwa, czy też amerykańską bądź jakąkolwiek inną diasporę?
Są to bowiem często środowiska, z których płyną skrajnie różne zdania, opinie i propozycje. W zasadzie poza panem Koraszewskim, który to rozróżnia, można stwierdzić, że wciąż posługujemy się stereotypami (nieistotne czy negatywnymi czy pozytywnymi).
W latach 90., kiedy do Auschwitz przybywały wycieczki młodzieży z Izraela, bywały one zaopatrywane w skandalicznie wrogie Polakom ulotki. Bez żadnej reakcji ze strony polskich władz. Jedyna reakcja i to prywatna nastąpiła ze strony polskiej pani ambasador (kilka lat po fakcie).
A była więcej niż ważna, bo to dzięki jej dociekaniom dało się zrozumieć, skąd takie treści wpajane młodym ludziom jadącym do Polski i czemu miały służyć.
Przedstawiano Polaków jako z jednej strony biednych ludzi zacofanego kraju, których powinna młodzież żałować, a z drugiej strony nienawidzić jako współsprawców Holocaustu.
Choć nam wydawać się to może szokujące, cała sprawa… niewiele miała wspólnego z Polską! Był to tylko element, wycinek ideologicznego wychowania młodzieży przed jej wstąpieniem do armii.
Te informacje pomijane przez polskie władze i media przedostawały się jednak do tzw. opinii publicznej, nie łudźmy się. Nieopatrzone stosownym komentarzem i oficjalnym stanowiskiem żyły własnym życiem.
Pani ambasador – Agnieszka Magdziak Miszewska – opowiadała, jak to wszystko stopniowo się zmieniało. Jak strona izraelska przyjmowała do wiadomości, że tak się nie da, że to nie prowadzi do niczego dobrego. I choć gawiedź wciąż opowiadała sobie historyjki krakowskich restauratorów o skandalicznym zachowaniu się owej młodzieży (dziś opowiada się to samo o Anglikach w Krakowie) to rzeczywiste stosunki Polska – Izrael zmieniały się naprawdę szybko i naprawdę na lepsze.
Mało tego – statystyki pokazują, że z roku na rok znacząco rosła liczba turystów z Izraela, którzy nie przyjeżdżali do Polski odwiedzać grobów zmarłych i czcić zamęczonych, ale zwyczajnie – zwiedzić kraj jak każdy inny.
Te statystyki to najcenniejsza zdobycz ostatnich 30 lat, bo prawdziwy sprawdzian zmiany w stosunkach jest zawsze ukryty w głowach zwykłych ludzi i ich decyzji czy chcą zobaczyć Bretanię, czy Mazury.
Obserwując nasze media, można odnieść wrażenie, że te tematy ich nie interesują. Polityków tym bardziej.
Kolejny temat – ustawa reprywatyzacyjna. Naprawdę 30 lat to za mało, by ją sensownie przygotować? PiS już to robi, a że w atmosferze awantury o ustawę dot. IPN to może być pewien poparcia społecznego, cokolwiek by w niej nie zapisał.
Z góry można założyć, że będzie to kolejny temat sporu, przynajmniej sądząc po słowach wiceministra sprawiedliwości, który pytany o ew. uzgodnienia ze środowiskami żydowskimi odparł lekceważąco, że „no można będzie pogadać”.
Jak już, to na całego, panie wiceministrze!
Proszę wspomnieć, że Polska po odzyskaniu wolności w 1918 roku w ogóle nie brała pod uwagę czegoś takiego jak zwrot mienia, choć akurat sporo było rodzin skrzywdzonych konfiskatami przez zaborcę, szczególnie po powstaniu styczniowym! To będzie argument! Proszę brać przykład, przecież pan potrafi!
Można chlapać sarkazmem na prawo i lewo, ale te 30 lat zaniedbań będzie wyrzutem sumienia wszystkich rządów po ’89 roku, a jeśli PiS zgotuje nam kolejną awanturę, to proszę nie zapominać, że nie tylko on będzie temu winny. Zrobi to, bo może, bo ktoś rozsądniejszy (przynajmniej w naszym mniemaniu) ślizgał się tyle lat, omijając temat jak placek krowiego nawozu na środku dywanu.
To do kogo teraz pretensje?
Jakie informacje przedostawały się do opinii publicznej na temat rozmów z Izraelem i środowiskami żydowskimi? Jedynie te dotyczące finansów i to w atmosferze sensacji i epatowania wysokością żądań. Bo to „nabija oglądalność”. Dziś z wielkim trudem przebijają się informacje o rozsądnych i bardzo przyjaznych rozmowach obu niegdysiejszych rządów (także z udziałem obecnego premiera Izraela), ale dziś już jest za późno, dziś przyjmuje się je z niedowierzaniem i podejrzeniem o celową manipulację ze strony „środowisk lewackich”.
Ilu ludzi zdaje sobie sprawę ze znaczenia Izraela dla polskiego systemu obronnego? Z tego, że wciąż od nowa planowane zakupy sprzętu wojskowego często są wyposażone w izraelską elektronikę, co powoduje, że ew. zakupy w USA zawsze będą konsultowane przez oba te państwa?
Nie jest to więc państwo nam obojętne, tak historycznie jak i całkiem współcześnie.
No, a przede wszystkim ludzie, bo od nich się wszystko zaczyna i na nich kończy.
Niewielu znam Żydów, ale spośród tych, których znam, tylko dwóch określiłbym jako niesympatycznych. Zaś dwóch innych, w tym jednego z naszych SO-wskich autorów, polubiłem „od pierwszego wejrzenia”. Drugim był młody sabra, z którym zwiedzałem okolice mojego miasta.
Cała reszta moich żydowskich znajomych była „normalna”, czyli nie różniła się od Holendrów, Niemców czy Francuzów, z którymi miewam okazyjne kontakty.
I moja do nich sympatia bądź antypatia ma swe źródła w ich charakterze, upodobaniach, poglądach itp. Elementach, które nie mają wyróżnika etnicznego, bo niby dlaczego?
Mam wrażenie, że podobnie mogłaby poopowiadać większość moich znajomych i nie tylko.
Co więc się stało?
Wybuch antysemityzmu, z jakim mamy teraz do czynienia, nie jest przypadkowy. Wiem, że mogą na mnie spaść gromy, jeśli powiem, że zapracowaliśmy na to wszyscy, my i także druga strona. Zlekceważyliśmy ogień, który tlił się ciągle, a nam się wydawało, że on przygasa.
No i w końcu ktoś dla własnego, niskiego interesu dmuchnął w tę hubkę.
Czy w tej sytuacji możemy coś zrobić? Nie sądzę. Nie teraz. To się musi przewalić, musi nastąpić „zmęczenie materiału”, a znając naszego suwerena, przyjdzie to prędzej czy później. Jeśli także druga strona da sobie na przeczekanie, to przyszłość może być wcale nie taka zła.
Jedno się jednak powinno zmienić. Trzeba przyjąć, że nie ma takiego zła, takiego niebezpieczeństwa, które już zwalczyliśmy i które „nigdy się nie odrodzi”. Cudów nie ma – jak powiedział ksiądz w „Szatanie z siódmej klasy”.
Nie wiem jak kto, ale wolałbym zamiast „sensacyjnych doniesień” naszych mediów oglądać reportaże o zwykłym życiu w Izraelu, a wśród reklam życzyłbym sobie taką o absolutnie rewelacyjnej tamtejszej chałwie sprzedawanej luzem. Kolor to ma jak PRL-owski papier toaletowy, ale smak! Mmm… niebo w gębie!
Jeśli komuś Izrael zacznie się wreszcie kojarzyć z tą właśnie chałwą, uznam, że cuda jednak są!
[responsivevoice_button voice=”Polish Female” buttontext=”Czytaj na głos”]Jerzy Łukaszewski
Ja znam sporo Żydów, bo wśród fizyków jest Ich dużo na całym świecie. Jednak nie znam żadnego Żyda religijnego, a to chyba dalej jest istotne w relacjach polsko-żydowskich. Wyobrażam sobie, że dla religijnego Żyda chrześcijanie to sekta, a dla chrześcijanina Żydzi to ci, co zabili Pana Jezusa (chyba Polaka z pochodzenia po matce-Polce). Dlatego wątek religijny warto mieć na uwadze, jako przykład pewnego rodzaju idiotyzmu. Natomiast powtarzam pytanie, jak to się dzieje, że 30% Noblistów ma pochodzenie żydowskie? Geny? Wychowanie? Spotkałem się z opinią, że różne holokausty przetrwali tylko najinteligentniejsi, ale jakoś nie bardzo mi to pasuje, bo Polacy też nie mieli lekko, a Noblistów jak na lekarstwo.
Wytłumaczenie zapewne jest, choć wymagałoby wielostronnicowego opracowania z powoływaniem się na konkrety.
Ja też nie wierzę w “naturalne” zdolności, geny i takie tam. Prędzej szukałbym wyjaśnienia w dziejowej konieczności. Żydzi wyspecjalizowali się w pewnych dziedzinach nie do końca z zamiłowania, a już na pewno nie z własnej woli. W wielu państwach, w których osiadali mieli dość ograniczone możliwości jeśli chodzi o wybór zajęcia. Te, którymi mogli się zająć wymagały posiadania rozumu w ilości nieco ponad przeciętną. Stąd docenianie wartości edukacji, poznawania świata itd. A to w dłuższej perspektywie procentuje.
Oczywiście, to tylko ogólne tropy, ale sądzę, że z dużym prawdopodobieństwem właściwe.
dawno tak przypuszczałem, czyli jak ktoś coś w fizyce wymyślił znaczącego to pewnie to jest krypto-Żyd, to istotnie wiele wyjaśnia, tak przypuszczałem…
Wydaje mi się rozsądne, że oba te zjawiska nawzajem się wzmacniały. Żydom często nie wolno było uprawiać ziemi, więc zajmowali się zawodami “miejskimi”. A te wymagały edukacji (którą i tak ich kultura aktywnie wspierała). Natomiast na wypadek złych czasów, pogromów, ograniczania prawa itp., najlepiej radzili sobie ci z wiedzą stanowiskami i pieniędzmi. Ot, przecież spora część żydowskiej elity uciekła z III Rzeszy przed Holokaustem bo mieli więcej wyobraźni i widzieli dokąd to zmierza, ale też mieli pieniądze na podróż i znajomych, którzy mogli ich przyjąć w Anglii czy USA. Biedota z kresowych sztetli nie miała takiej wiedzy, środków i możliwości.
No, a niepiśmienny chłop z Podkarpacia?
…..a niepiśmienny chłop z Podkarpacia przystąpił do Goralenvolk
@Hazelhard, J.Luk. – do kogo ta mowa ? Przecież jasne dla każdego, że ten nobelski komitet to sami żydzi, więc komu mają dawać te nagrody? A poważnie, u tych Bachów i paru innych można się dopatrywać, że to z genów, ale ja pamiętam z młodości mojego skutecznego konkurenta do panienek, Eryka Infelda, co mu zazdrościłem wysokiego wzrostu, przystojnej “rasowej” twarzy, wyniosłej miny, a nadewszystko tej odzywki: “na mnie czeka nagroda Nobla”. Miałem to właśnie od Panienek. Minęło lat wiele, nagroda czeka nadal. Nie śledziłem jego dalszych losów. Może miał też jakieś duże osiągnięcia.
Pany moje kochane,
“Niewielu znam Żydów, ale spośród tych, których znam, tylko dwóch określiłbym jako niesympatycznych.”
No to ja podniosę statystykę, znam niemal samych Żydów w mojej branży… taki kawałek chleba wybrałem.. byli normalni, sympatyczni i niesympatyczni.
“Lata ” mi to, jakie muzycy maja poglądy, wyznanie czy przekonania polityczne… mają znać się na tym co mamy razem zrobić aby mieć zadowolenie, wręcz przyjemność. Kasa też się przydawała…
Fenomen “nadprodukcji” wybitnych Żydów, na tle liczebności narodu, w socjologii oraz psychologii społecznej tłumaczy się losami diaspory i pewnymi wzorcami czy mechanizmami zachowań wypracowanymi przez stulecia. Te wzorce czy mechanizmy polegają na umiejętności skoncentrowania nakładów społecznych na promocji jednostek najbardziej utalentowanych. Zbiorowość wspiera rozwój tych jednostek niezależnie od środowiska z którego pochodzą i koncentruje wysiłki, także materialne na edukowaniu i rozwoju tych talentów. Z tego powodu ilość takich jednostek widocznych w skali społecznej jest w środowiskach żydowskich na świecie do 10 razy wyższa niż w innychspołecznościach narodowych wysoko rozwiniętych., ponieważ młodzi Zydzi maja szanse niedostępne we innych społecznościach, Ten niezwykły mechanizm społeczny nakręca dodatkowo falę antysemiryzmu, podobnie jak mechanizm przechowania tożsamści narodowej przez prawie 2 tysiące lat. Tymczasem zamiast antysemityzmu byłby bardziej rozumnie przybliżac Po0lakom naturę tych zachować, które tak skutecznie wspierają rozwój zydowskiej elity.
Antoni Słonimski….
http://retropress.pl/wiadomosci-literackie/o-drazliwosci-zydow/
Oj Panie Slawek, sofizmaty?
Najlepiej zaglądnąć do źródeł, poczytać, pomyśleć i nie powielać stereotypów.
http://retropress.pl to jest to miejsce dla kibiców historycznych.
Feliks Koneczny …. kliknąć w googlarce i okaże się, że jesteśmy w trakcie wojny cywilizacji żydowskiej ze światem.
A świat to jeszcze kilka cywilizacji z których nasza, łacińska jest atakowana z kilku stron. Od wewnątrz też..
Cholerny Internet nie pozwala dożyć w spokoju swoich dni..
ps.
Ciekawy jestem z którą cywilizacją forumowicze SO identyfikują się?
Czas najwyższy dokonać samoidentyfikacji!
Ja zawsze byłem w świecie łacińskim i taki zemrę.
@ Magog:
Zabawne. I Ryszard Filipski, i Bohdan Poręba powołują się, jak pan, na Konecznego i ten właśnie nieszczęsny tekst Słonimskiego.
Kiedyś tę frakcję nazywano na m., od nazwiska wybitnego zbowidowca.
Teraz widzę, że to po prostu była frakcja artystów, broniących Polaków przed cywilizacją turańską.
Płaczę ze śmiechu.
Buziaczki za przypomnienie tych dwóch postaci, choć obawiam sie,
że Feliksa Konecznego mogli nie czytać..
>>Teraz widzę, że to po prostu była frakcja artystów, broniących Polaków przed cywilizacją turańską.
Płaczę ze śmiechu.<<
Polecam chusteczki Regina do wycierania łez..
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryszard_Filipski
https://pl.wikipedia.org/wiki/Bohdan_Poręba
ps.
SO to takie fajne miejsce gdzie dinozaury odzyskują pamięć…
pozdrawiam
@Sławek
Panie Sławku, niezmiernie mnie zainteresował fragment o z b i o r o w o ś c i wspierającej rozwój najbardziej utalentowanych jednostek.
Czy mógłby Pan to rozwinąć? Na czym polega to wspieranie? Są jakieś żydowskie stypendia dla żydowskiej młodzieży? Dla żydowskich naukowców? Gdzie? Czy chodzi o jakieś inne formy wspierania? Jakie?
Pytam serio, bo pierwsze słyszę.
Kiedyś pisałem już o tym, nie pamiętam w jakim tekście o edukacji. Nic nie wiem o systemowym wsparciu, podawałem jedynie oficjalne statystyki bodaj z przełomu XIX i XX wieku na temat analfabetyzmu. W różnych dzielnicach Polski układało się to różnie, najwięcej analfabetów było w Kongresówce. Wśród niemieckiego chłopstwa i Żydów zjawisko niemal nie istniało. W tym samym czasie w Królestwie i w Galicji posłowie polscy protestowali przeciwko edukacji chłopstwa (w sejmie galicyjskim były nawet interpelacje poselskie na ten temat), opisane są przypadki karania dzieci przez rodziców za chodzenie do szkoły, a nawet podpalania szkół wiejskich.
To tak na poparcie moich domysłów o docenianiu roli edukacji w różnych kręgach ówczesnego społeczeństwa.
@Łuk
Ależ tu pełna zgoda. Nawet w najuboższych środowiskach żydowskich, od niepamiętnych czasów, nie było chłopców-analfabetów, bo, ze względów religijnych, od +/- piątego roku życia uczyli się czytać. Z nauką czytania dziewczynek było gorzej, ale też przyszło z czasem.
@Sławek pisał o kształceniu, przekraczającym samą tylko alfabetyzację. Powtórzę jego słowami: o skoncentrowaniu nakładów społecznych na promocję jednostek najbardziej utalentowanych; o zbiorowości, koncentrującej wysiłki, także materialne, na edukowanie i rozwój tych talentów.
I tego dotyczy moje pytanie.
Ja mam obserwacje. Chodzi o Hindusow. Mieliśmy w grupie takiego. Bardzo utalentowany. Zrobił doktorat, a teraz jest szefem firmy w Teksasie. W czasie studiów doktoranckich był jakiś czas przewodniczącym CIA, czyli Campus India Association tu w Rochester. Proszę sobie wstukać “India Association”. Zaraz się pokażą. A to w Cornell, a to Texas A&M. Mnóstwo tego jest. Jest mnóstwo hinduskich studentów i maja swoje stowarzyszenia.
Druga obserwacja. Właśnie przyjąłem hinduskiego studenta jako interna. Natychmiast dostałem bodajże piec podań od innych hinduskich studentów. Skąd wiedzieli? No właśnie. Popierają się nawzajem. Pomagają sobie. Sa solidarni.
Dawno temu zawitał do mnie jeden polski student. Jeden jedyny. Dziś jest cenionym specjalistą i ciągle współpracujemy. Ale to był wyjątek potwierdzający regułę. Nie znam żadnych innych polskich studentów. Natomiast od Hindusów nie mogę się opędzić. Chińczyków tez jak mrówków. A Polaków ani na lekarstwo.
Tak się czasem zastanawiam. Skąd ci młodzi Hindusi i Chińczycy mają pieniądze na opłatę czesnego, które jest drogie jak diabli? A dlaczego Polacy nie mają? Każdy naród ma taka edukacje, za jaką zapłaci rząd. Jeden rząd wie, co robi, a inny rząd ma stu wiceministrów. Zaden z nich nie wpadnie na to, żeby rozsyłać po świecie zdolnych studentów.
W hinduskiej tradycji rodzice zbieraja pieniądze całe swoje życie na wykształcenie swoich dzieci i zapewnienie im startu w dorosłe życie. To jest bardzo silna tradycja tak jak aranżowanie małżeństw. Dzisiejsi młodzi Hindusi już planuja odkładanie pieniędzy na wykształcenie swoich dzieci, których jeszcze nie mają.
Kto z szanownych zainteresowanych tematem żydowskim przeczytał “Autobiografię” Salomona Majmona ? Ba, kto z przytomnych w ogóle słyszał o nim ?
@RAFA – powtarzam to co sam słyszałem i czytałem o mechanizmach wypracowanych przez diasporę. Społeczność żydowska, przez rabinów i cadyków skłaniała zamożniejszych w tym najbogatszych Żydów do wsparcia utalentowanej młodzieży pochodzącej z biedniejszych warstw społeczności. Wsparcie bywało różne – pomoc bezpośrednia, materialna – swego rodzaju stypendia; pomoc pośrednia – znajdowanie pracy dla członków rodziny talentów (rodziców, rodzeństwa, etc., która pomagała kształcić się utalentowanym jednostkom); wreszcie pomoc samemu zainteresowanemu, który np. otrzymywał zlecenia korepetycji czy innych form nauczania dzieci zamożniejszych Żydów i w ten sposób uzyskiwał środki na dalsze kształcenie swojego talentu.
Ponieważ w Europie od wieków średnich Żydzi mieli zakaz wykonywania wielu zawodów ich talenty kształciły się w dziedzinach im nie zabroninych: naukach wszelakich począwszy od filozofii, sztuce – muzyce, literaturze i najbardziej znanych ich specjalizacji – handlu i finansach.
Z tego rodzaju informacjami zetknąłem się w latach 70-tych, kiedy proadziłem badania naukowe nad samrządnością gospodarczą w kilku krajach na świecie i dotarłem do materiałów na temat Kibuców. Moja wiedza na ten temat jest bardzo powierzchowna i fragmentaryczna przestarzała – dzisiaj powinny być dostępne szersze informacje o formach i zakresie takiej pomocy.
Utkwił mi w pamięci argument, który usłyszałem od badacza losów emigracji polskiej, że ta forma wspomagania talentów, była oprócz identyfikacji religijnej, językowej, kulinarnej (rodzaj odżywiania się) jedną z najważsniejszych metod przetrwania kultury żydowskiej przez 2 tysiące lat bez własnego państwa. Ttrzeba by zatem zadać to pytanie komuś, kto naprawdę zna się na kulturze żydowskiej aby uzyskać odpowiedź prawdziwą i potwierdzoną przez znawcę.
Szczerze mówiąc, brakowało mi takiego ujęcia w Studio Opinii.
Zaczadzenie myśleniem w kategoriach narodowych racji mocno zawęża jego horyzonty.
ad rem..
http://www.tysol.pl/a15873-Aleksandra-Jakubiak-Niedojrzalosc-O-konflikcie-polsko-izraelskim-nieco-inaczej
Warto przeczytać : http://krytykapolityczna.pl/kraj/jan-tomasz-gross-slawomir-sierakowski-wywiad-polska-antysemityzm-holokaust/
C.d.
Równolegle o tym samym pisze Prof. Stanisław OBIREK w tekście JAN TOMASZ GROSS – JAK ULECZYĆ CHORĄ PAMIĘĆ?
Cyt.>>Przywołam dwa cytaty z tekstu Hartmana zamykającego książkę, zatytułowanego „Stosunki polsko-żydowskie a Holokaust, spojrzenie psychologiczno-historyczne”. Na początku pisze:
“Do najbardziej negatywnych następstw II wojny światowej należą: utrzymujący się polski antysemityzm, który obarcza wszystkich Żydów winą za problemy Polski, oraz reakcyjny żydowski antypolonizm, według którego wszyscy Polacy są, na równi z Niemcami, odpowiedzialni za Holokaust. Mimo że obie strony doświadczyły strat i prześladowań podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej, społeczność polska i żydowska, zarówno w Polsce jak i na świecie, ciągle nie mogą dojść do porozumienia co do znaczenia i interpretacji Holokaustu”
Swoje refleksje amerykański autor podsumowuje w sposób następujący:
“Kluczem do jakiegokolwiek pojednania między Polakami a Żydami jest gotowość uznania cierpień drugiej strony, realistycznego zaakceptowania odpowiedzialności na klęski i niedostatki własnej grupy oraz wola zaakceptowania i odbycia żałoby po stratach, zarówno materialnych jak i psychologicznych związanych z wojną. Oznacza to konieczność weryfikacji mentalności opartej na paranoicznej idei wroga. Gdyby tak się stało, zarówno Polacy, jak i Żydzi mogliby nareszcie docenić fakt, że dzięki swojemu tysiącletniemu współistnieniu na jednej ziemi zyskali więcej, niż gdyby się nigdy nie spotkali.
(s. 297)<<
Nic dodać , nic ująć.