Andrzej Koraszewski: Powrót antysemickiego potwora6 min czytania

2018-02-10.
Dziennikarka „Polityki”, Agnieszka Zagner, opublikowała na swoim blogu felieton pod znamiennym tytułem „Idzie Marzec?”.
Mamy ostatnio wysyp autorów zauważających podobieństwo atmosfery marca 68 i lutego 2018. Bodaj najciekawszy tekst napisał Piotr Osęka, pokazując wypowiedzi polityków, publicystów i ludu sprzed pół wieku i dziś. Uderzające podobieństwo, te same wątki, ten sam sposób rozumowania. Nawet Osęka pomija jednak międzynarodowy kontekst, narastanie od lat brunatnej fali w polityce europejskiej i amerykańskiej, zwycięstwo antysemityzmu przebranego za antysyjonizm na zachodnich uniwersytetach, w mediach i w wielkiej polityce.

W komentarzu do felietonu (a raczej w kolejnym liście do Agnieszki Zagner), zatrzymałem się przy pytaniu, kto dokarmiał odradzającego się od lat potwora antysemityzmu? Nie zauważyliśmy lub nie chcieliśmy zauważyć antysemityzmu na forum ONZ, antysemityzmu wielkich gazet takich jak amerykański „New York Times” czy londyński „Guardian” i papugujących te media gazet w krajach takich jak Polska. Antysyjonizm to nie jakaś „krytyka Izraela”, to powtarzanie kłamstw o Izraelu chciwie spijanych z ust „wiarogodnych” publicystów. W renomowanych mediach nie zauważano narastania wściekłego antysemityzmu w brytyjskiej Partii Pracy, w szwedzkiej partii socjaldemokratycznej, w prasie norweskiej czy niemieckiej. Dziwimy się, że potwór się obudził? Chyba niesłusznie. Potwór budził się powoli i był karmiony obficie. Był karmiony przez ludzi odmawiających zauważania zbrodni Hamasu, Fatahu, Hezbollahu, Iranu, łajdactwa Amnesty International czy Human Rights Watch. Odmawiano usłyszenia głosów arabskich dysydentów ostrzegających przed potworem islamskiego antysemityzmu przenikającym do nas z muzułmańskiego świata.

Naiwnością jest powtarzanie zaklęcia „zróbmy wszystko, by do tego nie doszło”. Już doszło i rośnie jak na drożdżach.  Oczywiście wątpliwe byłoby twierdzenie, że potwór spałby spokojnie, gdyby nie był dokarmiany odwiecznymi kłamstwami o Żydach zabijających dzieci i Żydach zatruwających wodę, o więzieniu pod gołym niebem w Gazie, o strasznych cierpieniach ludzi kontrolowanych na przejściach granicznych po drodze na zakupy do Izraela. Powielanie tych kłamstw dawało poczucie bycia na salonach, uczestnictwa w wielkim świecie. Sprawdzanie powtarzanych bezmyślnie „wiadomości” okazało się zbyt trudne, pisanie czegoś innego niż oczekują szefowie zbyt niepokojące.

Ciekawe, czy Agnieszka Zagner zna historię Husseina Aboubakra? Ja znam tę historię od kilku lat, widziałem wywiady z nim i czytając po raz kolejny opowieść o nim uderzyło mnie motto tej opowieści. Zdanie z Orwella: “You are never crazy even if you are a minority of one”. To jest zdanie z „Roku 1984”. Hussein urodził się w 1989 w Kairze, w inteligenckiej muzułmańskiej rodzinie.  Od najwcześniejszych lat rodzice, szkoła, meczet, telewizja uczyli go, że muzułmanie są lepsi niż inni, że zachodnia kultura jest gorsza, a przede wszystkim, że istnieją antybliźni, czyli Żydzi, wcielenie zła, nacja niszcząca wszelkie dobro na Ziemi.

Dowiadywał się, że syjonistyczne świnie kontrolują banki, media, i politykę oraz piją krew zabijanych muzułmańskich dzieci. Jak wszystkie egipskie dzieci Hussein chciał walczyć ze złem i pomyślał, że nauczy się hebrajskiego i odkryje obrzydliwe syjonistyczne spiski. Najpierw uczył się przez Internet i zaczął nagle odkrywać, że coś w tej jednolitej narodowej narracji jest fałszywego, że Żydzi są ludźmi, że antysemityzm jest ślepą nienawiścią bez powodu.

Jego zainteresowania, kontakty z ambasadą izraelską, gdzie w bibliotece szukał książek izraelskich pisarzy, ściągnęły uwagę policji, areszt, pobicie, odrzucenie przez rodzinę. Mimo to, zaczął prowadzić blog. Kiedy został odrzucony przez przyjaciół i przez rodzinę miał wrażenie, że zwariował, że nie może być tak, że on jeden ma rację, a wszyscy wokół się mylą. Wtedy to zdanie z książki Orwella przywróciło mu równowagę i dało siłę, by szukać dalej prawdy i dzielić się tym co znalazł z innymi. Prowadzenie blogu było terapią na samotność.

W czasach kiedy rządziło Bractwo Muzułmańskie Hussein został ponownie aresztowany  i zesłany do obozu. Kiedy go wypuszczono, wiedział, że to tylko przerwa, że niebawem znowu będzie uwięziony. Uciekł z Egiptu i dostał azyl w USA. Teraz, obok swojej pracy zawodowej (jest wykładowcą hebrajskiego), opowiada o mentalności ukształtowanej przez nienawiść i o tym, jak się od niej uwolnić.

Mentalność ukształtowana przez nienawistną plemienną narrację. Plemienna narracja zmienia obraz świata, zabija zdolność krytycznego myślenia, wciska w plemienne prawdy. Dostałem właśnie mail od chrześcijanina, piszącego mi o winach Żydów. Z gniewem nazwałem go antysemitą. Oburzył się i chyba słusznie. Słowo „antysemityzm” wprowadził do języka niemiecki komunista, niespełna 150 lat temu, żeby niechęć do Żydów była bardziej akceptowalna na salonach. Chrześcijański antyjudaizm, który jak twierdzą jedni zaczął się wraz z listami św. Pawła, a jak twierdzą inni dopiero w trzecim wieku, stał się doktryną spajającą religijną wspólnotę, ideą antybliźniego, która pozwalała nie tylko bez wyrzutów sumienia mordować, palić, gwałcić, wrzucać żywcem do studni, ale równocześnie odczuwać dumę z tego, że oczyściło się świat ze zła. Piszący do mnie chrześcijanin nie  jest antysemitą, jest dziedzicem chrześcijańskiej tradycji, odczuwa Judenhass, zmodernizowany przez postsowiecki antysyjonizm.

Potwór przedwojennego polskiego antysemityzmu nie urodził się w Warszawie na Woli, ani na Jasnej Górze, przyszedł do nas wraz z chrześcijaństwem zanim zobaczyliśmy pierwszego żywego Żyda. W Europie wymordowano już dziesiątki tysięcy Żydów, a my dopiero uczyliśmy się „Ojcze nasz”. Potwór, ten międzywojenny, był tylko lokalną wersją długiej religijnej tradycji zmieszanej z nowszym nacjonalistycznym „naukowym” rasizmem. Może się wydawać, że jedno i drugie jest czystą prawicą. Nic bardziej błędnego, lewica dokarmiała potwora mitami o żydowskich kapitalistach i imperialistach. Lewica miała swoją plemienną narrację i swój pomysł na rozwiązanie kwestii żydowskiej.

Agnieszka Zagner pisze o Marcu 1968, ale ten obudzony wówczas w Warszawie potwór miał swoją kołyskę w Moskwie, a ten moskiewski „antysyjonizm” padł u nas na podatny grunt i zlał się ze starą plemienną narracją.

Atmosfera polskiego marca wraca w nasilającej się w Europie atmosferze lat trzydziestych, tego drugiego wolimy nie widzieć, łatwiej dostrzec karteczkę na słupie w pobliżu redakcji „Polityki” niż wielotysięczny tłum wrzeszczący w Berlinie „Żydzi do gazu”. Potwór rośnie, jest już wielki, a jego dalszego wzrostu nie zatrzymają zaklęcia. Tym razem wymknął się na wolność w wyniku starcia plemiennych narracji, nie tylko tu, w naszej nadwiślańskiej rzeczywistości. Brunatna fala rośnie, co nie znaczy, że zaczęliśmy dostrzegać rzeczywistość, być może jest zgoła przeciwnie i okopujemy się coraz głębiej.

***

Agnieszka Zagner była bohaterką książki „Wszystkie winy Izraela. Inne listy do innej pani Z.”, która ukazała się nakładem wydawnictwa „Błękitna Kropka” w 2016 roku.  Kiedy moja książka pojawiła się w księgarniach Ernest Skalski zapytał, czy wiem, że była już książka pod tytułem „Listy do pani Z.”, odpowiedziałem, że wiem, że książka Kazimierza Brandysa przejechała ze mną przez pół świata i nadal do niej czasem wracam, że nawiązałem do niej świadomie i z premedytacją. Czasem warto wracać do książek, które były wydane dawniej niż miesiąc temu.

 Andrzej Koraszewski

 

 

12 komentarzy

  1. jrk 12.02.2018
  2. wdrw 12.02.2018
    • rafa 12.02.2018
  3. rafa 12.02.2018
  4. koraszewski 12.02.2018
  5. jrk 13.02.2018
  6. koraszewski 13.02.2018
  7. jrk 13.02.2018
  8. koraszewski 13.02.2018
  9. jrk 13.02.2018
  10. koraszewski 13.02.2018